wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 77 - Nawet ludzi z Nutellą?

6 komentarzy:


Wracałam zmęczona do swojego pokoju. Trening przez prawie trzy godziny jednak był męczący. Zabawne, trenując nie zdawałam sobie sprawy, ile czasu minęło. Dzięki przypływowi adrenaliny (Hydron nie wspomniał, że z czasem wrogowie zaczną atakować nie tylko bakugany, ale i NAS, co byłoby dosyć przydatną informacją...) również nie czułam żadnego zmęczenia, do momentu gdy stamtąd nie wyszłam. Teraz to całe bieganie dawało się odczuć, ale nie przeszkadzało mi to aż bardzo, w końcu byłam przyzwyczajona do wysiłku, choć sama myśl, że się zmęczyłam była nie do przyjęcia. To pokazywało, że za długo siedzę w miejscu...Nie dobrze...
Odłożyłam Wyrocznię na szafkę przy łóżku, obok zepsutej lampy, którą kiedyś przez przypadek stłukłam (o ile celowe rzucenie nią o ścianę z frustracji na samą siebie można nazwać przypadkiem...) i postanowiłam wziąć prysznic. Potrzebowałam go nie tylko z oczywistej potrzeby higieny, ale chciałam także uspokoić swój umysł, a zimna woda jest w tym najlepsza. Współpraca z Hydronem szła dobrze, w każdym znaczeniu, bo i na polu bitwy i w czymś w  rodzaju przyjaźni. Jednak dalej miałam pewne obawy. Nigdy nie walczyłam z Zeneholdem, ale skoro dał radę pokonać Starożytnych, to jednak musiał dysponować sporą siłą. Przyszło mi nawet do głowy, żeby w ostateczności przywołać swojego dawnego bakugana Pyrusa. Ech, ile ja jej nie widziałam...Ale nie, miałam ją chronić, a jest najbezpieczniejsza gdy jest z dala ode mnie. Trochę przykre, ale co poradzić? Mocą mogła przewyższać Drago, jeżeli Zenehold położyłby na niej swoje łapska, byłyby spore problemy. A co jak co, ale problemów mam pod dostatkiem, za nowe podziękuję.
Szczęśliwie mam własną łazienkę (jacy oni łaskawi, że nie kazali mi dzielić jednej z Shadowem!), więc już po krótkiej chwili znalazłam się tam, zrzuciłam z siebie ubrania i z uśmiechem powitałam orzeźwiająco zimne krople wody. Przymknęłam oczy, czując jak niespokojnie myśli ulatniają się razem z nadmiernym ciepłem ciała, spływały razem z kroplami, żeby za chwilę całkiem zniknąć. Szkoda, że to nie działało na dłużej, bo byłoby całkiem przydatne. No bo, spójrzmy prawdzie w oczy, kto by nie chciał, żeby nieprzyjemne myśli znikały w ciągu kilku sekund? Jednak na razie trzeba się zadowolić prysznicem. Albo Nutellą, tym pysznym czymś do smarowania kanapek na ziemi, co i tak wyjadałam łyżką zamiast smarować chleb. Shun raz żartował (tak, Shun i żartował, zdaję sobie sprawę jak to niesamowicie brzmi!), że na urodziny powinien mi kupić wielki słoik nutelli....

- Mniam mniam! - wyciągnęłam ręce niczym zombie w kierunku Dana, który trzymał w rękach słoik tej pysznej substancji, porównanej do jedzenia bogów. Rzuciłam się w jego stronę, ale na mojej drodze stanął Shun.
- Co ty robisz? - zapytał, patrząc na mnie jak na kosmitę. Nie zresztą, żeby aż tak mijało się to z prawdą, gdy byłam pod wpływem cukru zachowywałam się co najmniej dziwnie...
- Uh, Nutella ucieka! - krzyknęłam zdesperowana, wyminęłam czarnowłosego i popędziłam jak strzała w kierunku niczego nieświadomego chłopaka.- Łapać go!
- Huh, co się...- Dan już miał się odwrócić (wiecie, próbę zaatakowania dyskretnie zepsuł trochę fakt, że wydzierałam się jak Tarzan...), gdy wgryzłam się w jego ramię. Od tak, po prostu. Krzyknął, a ja zostałam szarpnięta do tyłu. Shun popatrzył na mnie jak na wariatkę ( co, niespodzianka, nie mijało się ani trochę z prawdą!).
- ONA MNIE UGRYZŁA!- szatyn pisnął jak mała dziewczyna, na co Shun spiorunował go wzrokiem.
- Akemi, nie gryzie się ludzi!- pogroził mi palcem jak małemu dziecku.
- Nawet ludzi z Nutellą? - zapytałam, robiąc minę niewiniątka. Chłopak się załamał.

Właśnie...Shun...
O nie nie nieee!
Przekręciłam pokrętło do kontrolowania temperatury bardziej w lewo, przez co woda stała się niemal lodowata.
Odetchnęłam cicho. Zadziałało...
 Po kilku minutach zakręciłam wodę i owinęłam się ręcznikiem.
Oparłam ręce na umywalce i przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Schudłam. Zresztą, nic dziwnego, jak większość czasu do tej pory spędzałam albo na uciekaniu, albo leżeniu i użalaniu się nad sobą, jedzenie było bardzo odległą potrzebą. Zazwyczaj tylko przekąsiłam coś na szybko, żeby uciszyć żołądek, gdy głośno dawał o sobie znak po dwóch lub trzech dniach. Mogłabym wytrzymać dłużej, ale to burczenie mnie irytowało. Dalej, zbladłam. Ogółem moja skóra nigdy nie należała do tych brązowych, ale teraz bladość o wiele bardziej rzucała się w oczy, była niemal chorobliwa. Też nie ma co się dziwić, tutaj nie było słońca, tylko światło żarówek, które doprowadzało czasem do szału. Worki pod oczami były widoczne, ale tragedii nie było...raczej...Ale oczy. Oczy pokazywały, że jestem wykończona - w środku. Zawsze to wiedziałam, że oczy są jakby oknem do ludzkiego wnętrza. Uśmiech mógł ukryć wszystko, ale oczy nie.
Westchnęłam cicho i odgarnęłam włosy z twarzy. One za to trochę urosły, bo miałam je już prawie do pasa. I cóż, nawet tak mi się podobało.
Mrugnęłam.
Zwykłe, normalne ludzkie zachowanie.
Ale nie patrzyłam już na swoje odbicie w lustrze. Teraz widziałam tam Ayako, uśmiechającą się złośliwie. Moje oczy gwałtownie się rozszerzyły, cofnęłam się o dwa kroki, jednak obraz w lustrze ani drgnął.
- Ile razy mam cię zabijać, co? - warknęłam, starając się uspokoić przyśpieszone bicie serca.
- Nie wiem, może tyle razy ile ja próbowałam zabić ciebie? - prychnęła sarkastycznie i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Głos nie wydobywał się z lustra, słyszałam go w głowie.
- Ukazujesz się w formie aluzji, tak? - zmrużyłam lekko oczy.
- Wiesz Akemi, wzrok zawsze bardziej przeraża ludzi niż inne zmysły - powiedziała już nieco spokojniej.- No chyba, że sam dotyk. Dotykanie czegoś a nie widzenie tego, jest jeszcze straszniejsze...Jak na przykład dotykanie ciepłej cieczy, która w rzeczywistości jest krwią.
- Aha, dzięki za twoje psychologiczne rady, ale możesz się wynosić? - zapytałam zniecierpliwiona.
- I tak jestem ładniejsza od ciebie.
- Akurat! - prychnęłam.- Jesteśmy identyczne!
- Wcale nie. Po pierwsze, ty jesteś troszkę zniszczona, w przeciwieństwie do mnie...- nagle uśmiechnęła się złośliwie.- Poza tym, jestem od ciebie troszkę...większa tu i tam...
Powieka mi lekko drgnęła.
- Hej, wypad z tego lustra! - wrzasnęłam.- Mam wystarczająco dosyć słuchania twojego głosu w głowie, nie muszę jeszcze patrzyć na twoją gębę!
- Przypominam ci, że z twarzy jesteśmy podobne -Ayako zachichotała.
W ogóle zastanawiałam się, jakby to wyglądało z boku. Co jak co, ale właśnie wrzeszczałam na lustro i, z perspektywy innych, na swoje własne odbicie.
Zagotowało się we mnie. Tego już było za wiele!
Uderzyłam pięściami w umywalkę, wkładając w to za dużo siły, bo runęła na podłogę. Zamrugałam zaskoczona.
- Brawo, brawo - siostra zaklaskała, patrząc na mnie z politowaniem.- Naprawdę, to wszystko zmieniło. Muszę się teraz poważnie zastanowić nad swoim światopoglądem!
Taaaak, teraz już pamiętałam, czemu się tak nie lubiłyśmy...
- Wynocha! - krzyknęłam i zbiłam gołą ręką lustro. Kolejne, ech, ile to już lat nieszczęścia sobie nabiłam?
Skrzywiłam się jednak lekko, gdy dwa odłamki boleśnie wbiły się w moją rękę a z ran zaczęła sączyć się szkarłatna krew. Przeklęłam cicho pod nosem.
- Powinnyśmy się nazywać Guren*, zamiast Ichiro** - dobiegł mnie śmiech Ayako.
- Nie, Ichiro brzmi lepiej i bardziej pasuje, a przynajmniej do mnie! - warknęłam, wyjmując ostrożnie odłamki szkła z ręki. A przed chwilą wszystko było już tak pięknie! Pozbyłam się obaw co do wygranej, udało mi się nie rozmyślać o Shunie, ale nie! Ona musiała się pojawić i to wszystko zepsuć!
- Wynoś się...- mruknęłam, stukając się lekko w głowę. Zaśmiała się głośniej, co tylko bardziej mnie rozjuszyło.- No przestań!
Och nie siostrzyczko, zostanę już z tobą!
Po moim bladym trupie! 
Kusząca oferta...
- Aaaach, zamknij się wreszcie! - krzyknęłam, łapiąc się za głowę, w której już mi się kołowało. Nagle poczułam się o wiele słabiej, pewnie zaczynała mieć już wpływ na moje ciało. Ale...jak? Jak ona to wszystko robiła?!
Nie, zamierzam cię gnębić, siostrzyczko, do ostatniej sekundy twojego marnego życia. Mój głos, tak znienawidzony przez twój zmysł słuchu, będzie ostatnim, jaki usłyszysz!
Tego było za wiele!
- Zostaw mnie, zostaw! - ryknęłam, czując jak całe moje ciało zaczyna drżeć z nerwów. Obraz przed oczami zaczął mi się powoli rozmazywać, nogi zrobiły mi się nagle jak z waty.- Zostaw, zostaw, zostaw!
Jakoś ręką znalazłam klamkę i wpadłam do swojego pokoju. Jednak nie utrzymałam się na nogach i upadłam na kolana. Bicie serca mi znacznie przyśpieszyło. Przyłożyłam dłonie do skroni i próbowałam się uspokoić. Im bardziej się denerwowałam, tym gorzej się czułam.
Wyrocznia coś do mnie mówiła, ale jej nie słuchałam. Zamknęłam oczy, zatkałam uszy, usiłowałam się wyciszyć. Skupiłam się na dźwięku bicia swojego serca. Słyszałam każde jedno uderzenie, zaczynało powoli zwalniać.
Nie wygrasz, Ichiro. Nie wygrasz...
 Jęknęłam cicho i łzy podeszły mi do oczu. Byłam tym zmęczona. W duchu błagałam, żeby to się już jak najszybciej skończyło. Chociażby tu i teraz! Chciałam, żeby przestało boleć! Teraz, natychmiast! Zanim zaboli jeszcze bardziej...! O ile to w ogóle możliwe...Ale nie chciałam tego sprawdzać. Bo, czy mogło być jeszcze gorzej?
- Akemi - natychmiast otworzyłam oczy na dźwięk swojego imienia. Podniosłam wzrok na blondyna, który patrzył na mnie przestraszony. Rzucił coś na łóżko i kucnął obok mnie. Delikatnie złapał mnie za ramiona.- Co się stało?
- N-nic...- wymamrotałam, a on nagle się mocno zarumienił.- He? Co...?
- Bo...ty...- zrobił się bardziej czerwony a ja uświadomiłam sobie, że przecież klęczałam na podłodze w samym ręczniku. W głowie się załamałam, jednak na zewnątrz nie dałam tego poznać. Tylko tego by mi brakowało...
- Ach...wybacz...- uśmiechnęłam się, lekko zakłopotana.
- To...powiesz co się stało? - pomógł mi wstać i odwrócił wzrok.
Przez chwilę rozważałam powiedzenia mu prawdy, ale...jakby to brzmiało? Słyszę w głowie głos swojej siostry którą ostatnio zabiłam, ale się do tego nie przyznałam i w ogóle nie rozumiem o co w tym wszystkim chodzi?
- Miałam straszny ból głowy - odparłam, poniekąd nie kłamiąc.- I było mi bardzo słabo...
- Chcesz jakieś lekarstwo, albo coś? - zapytał troskliwie. Pokręciłam głową.- Skoro tak twierdzisz...
- A w ogóle, to po co przyszedłeś? - postanowiłam zmienić temat. Rozchmurzył się natychmiast i wskazał na przedmiot, który wcześniej rzucił na łóżko. Przyjrzałam mu się i zmarszczyłam brwi.- Suknia?
- Tak, musisz ją założyć - spojrzałam na niego spojrzeniem typu 'OSZALAŁEŚ?!'. Westchnął cicho.- Musimy iść na kolację. Z moim ojcem, więc musisz wyglądać jak moja narzeczona.
Przetwarzanie informacji w toku.
Ech...widać mogło być gorzej.


****

*Guren - szkarłat
**- Ichiro - jedna droga

Szczerze mówiąc, zabawne jest to, że co do tego drugiego, do wczoraj o tym nie wiedziałam O.o
Ale cóż...bardzo trafne. Imię 'Akemi' można tłumaczyć na wiele sposobów, wiele słowników więc i wiele znaczeń, np : jasność, piękno lub, co najbardziej mi się spodobało a czego dokładnego zapisu nie pamiętam, płonące serce
Również całkiem trafne!
Tak czy inaczej, mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Sama jestem z niego nawet zadowolona. Błędów nie sprawdzałam, więc mogą tam być (czają się jak czajniki!).

Rozdział dedykowany mojej kochanej Lou! Za tekst z Nutellą oraz za stwierdzenie, że jestem gorsza od psychopaty. W końcu takich komplementów zbyt często się nie dostaje xD

EDIT: No, co prawda jeszcze nie cała gotowa, ale dodałam zakładkę 'galeria'. Teraz tylko zeskanować jeszcze nowe obrazki, które spoczywają na moim biurku, zagrożone zjedzeniem przez psa i dodać tutaj ._.''