poniedziałek, 29 lipca 2013

Epilog

26 komentarzy:


- I co było dalej? No co? - dziewczyna pociągnęła matkę za róg sukienki, ponaglając ją.
Kobieta spojrzała z uśmiechem na swoją pociechę. Im dłużej na nią patrzyła, tym więcej radosnych iskierek tańczyło w jej zielonych oczach.
- Oj Charlotte, musisz się nauczyć cierpliwości! - zaśmiała się.- Też taka byłam, zawsze chciałam wszystko wiedzieć już, teraz, natychmiast!
- Więc wiesz jakie to jest irytujące! - nastolatka mruknęła, przeczesując dłonią czarne włosy, jak zwykle poplątane przez wiatr.
- Mój stan w szpitalu przez długi czas się nie polepszał – zielonooka westchnęła. - Było to skutkiem niedożywienia oraz tego, że przez bardzo d ługi czas byłam pod wyjątkowo silną presją i stresem. Okazało się, że zanim odzyskałam przytomność, to spędziłam kilka dni w śpiączce. Jednak, jak sama widzisz, w końcu wydostałam się z tego szpitala!
- No jasne, dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych mamo! - Charlotte uśmiechnęła się szeroko, patrząc miodowymi tęczówkami z podziwem na matkę. Kobieta uśmiechnęła się, w duchu ciesząc się, że jej córka tak przyjęła całą tą historię. - Ale co było dalej z tobą i tatą?
- Jak się domyślasz, nie było to  łatwym zadaniem, aby ponownie go do mnie przekonać.
- Taa, nie trudno mi uwierzyć. Nadal nie chce mnie puścić na te wakacje z resztą! - dziewczyna jęknęła.
- Pojedziesz, nie martw się, już ja go przekonam! - zielonooka puściła oczko do córki i uśmiechnęła się.
- Dzięki – Charlotte od razu się rozchmurzyła.- To jak to dalej z wami było?
- Po niecałym roku odbudowałam jego zaufanie i wróciliśmy do siebie. Dokładnie w dniu moich osiemnastych urodzin. Za trzy lata się zaręczyliśmy a za kolejne dwa wzięliśmy ślub. Jakiś czas potem zjawiłaś się ty. Resztę już znasz.
- Wow, mamo, miałaś naprawdę ciekawe życie! - młodsza czarnowłosa powiedziała, podekscytowana całą tą historią. Jednak westchnęła po chwili.- Ech, a ja jestem taka zwykła...
Akemi zmarszczyła brwi.
- Po pierwsze, nie jesteś zwykła – pogroziła córce palcem.- Jesteś naprawdę wyjątkowa.
- Bo umiem kilka sztuczek? - nastolatka przekręciła oczami, po czym uniosła do góry dłonie. Przez okno wpadł silny wiatr, który zaczął wszystko podnosić do góry. Szybko opuściła ręce i wiatr zniknął.
- To nie jest kilka sztuczek – zielonooka skarciła ją.- Twoja moc się dopiero rozwija. Twój ojciec nauczył się używać wiatru żeby latać dopiero jak miał szesnaście lat.
- A ja mam prawie piętnaście i nadal nic takiego nie umiem.
- Nauczysz się, zobaczysz – kobieta uśmiechnęła się ciepło do córki.- Ale nie będzie to łatwe, tym bardziej, że wcale nie jest tak łatwo to wszystko kontrolować, uwierz. Mi się nadal czasem zdarza coś przez przypadek podpalić! - zachichotała na samą myśl.- No i po drugie, mam nadzieję, że jednak nigdy nie przyjdzie ci przeżyć DOKŁADNIE tego samego co mi. Opowiedziałam ci tą historię nie po to, żebyś zachowała się identycznie jak ja, ale po to, abyś wyciągnęła z tego wnioski i była rozważna.
- Będę, obiecuję! - dziewczyna uśmiechnęła się niewinnie.
- Znam ten uśmieszek – dobiegł je znajomy męski głos. Obróciły się i spojrzały na czarnowłosego, który trzymał na rękach dwójkę bliźniaków. Uśmiechał się lekko do nich.- Twoja matka też się tak zawsze uśmiechała i przeważnie znaczyło to, że za chwilę coś wysadzi w powietrze.
Czarnowłose wybuchły śmiechem, podczas gdy on odstawił chłopców na ziemię. Od razu podbiegli do matki i uczepili się jej nóg, szczerząc się.
- Mama też wszystko wysadzała? - Naoki zapytał, skacząc do góry, żeby wzięła go na ręce.
- No jak szczenię – Charlotte mruknęła, patrząc z lekką niechęcią n a hałaśliwych braci.
- Tak jak my?! - Nathan zaczął malować farbkami buty matki.
Starsza córka spojrzała na to i uniosła do góry brwi.
- Usiłowali podpalić jakiegoś kota na drzewie – Shun spojrzał z pretensjami na żonę, która była zbyt zajęta mówieniem swoim synom jak bardzo ich kocha.- Akemi!
- Co? A, tak. Oj no, każdy się musi wyszaleć! - zielonooka nie widziała w tym żadnego problemu.
- Słuchaj, może tobie to nie przeszkadza, bo nie widzisz co robią, gdy ty wkładasz rzeczy do koszyka lub sprawdzasz listę zakupów, ale...
- Kochanie, nie stwarzaj sobie dodatkowych problemów! - czarnowłosa odstawiła pięcioletniego syna i pocałowała Shuna w policzek. Ten westchnął zrezygnowany.
- Taato, to mogę jechać na ten obóz? - Charlotte postanowiła wykorzystać moment.
- To jest absolutnie wyk...
- Ależ oczywiście! - zielonooka szturchnęła czarnowłosego łokciem w bok, uśmiechając się przy tym.
- Dzięki! - nastolatka zarzuciła tacie ręce na szyję i mocno się do niego przytuliła. Ten spiorunował Akemi wzrokiem, jednak się nie odezwał.
- Nie ma sprawy, mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić – rzucił po chwili, całując córkę w czoło. Ta uśmiechnęła się i spojrzała na młodszych braci.
- Charlotte, pooobaaawisz się z nami? - zapytali równocześnie.
- Nie ma mowy – skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
Wtedy w zielonych oczach chłopców zapaliły się małe iskierki. Uśmiechnęli się diabolicznie i pobiegli na górę.
- Tak szybko się poddali? - Aki zastanowiła się.
- O niieee! Mój pokój! - nastolatka jęknęła, po czym rzuciła się w pogoń za bliźniakami.- Wynocha z mojego pokoju! Małe wredne demony!
Shun westchnął, po czym podszedł i objął żonę. Ta chętnie zatonęła w jego ramionach.
- Urwanie głowy z nimi – zaśmiał się cicho, a jej serce zaczęło szybciej bić na ten dźwięk. Choć słyszała to często, to nadal nie mogła się tym nacieszyć. - Ale nie da się nie kochać. Tak samo jak z tobą.
- Mogłeś wybrać sobie inną żonę, miałbyś wtedy też inne dzieci – zachichotała.- Na pewno spokojniejszy dom.
- Nie chcę – spojrzał jej w oczy.- Często trafia mnie szlag, ale w życiu nie zamieniłbym tego wszystkiego. Choć, czasem odrobina spokoju byłaby mile widziana – zauważył, słysząc coraz głośniejsze huki dochodzące z piętra wyżej. Westchnął.- Idę ich tam ogarnąć, bo znowu zrujnują cały dom!
Pocałował szybko Akemi w usta, po czym udał się na górę.
Czarnowłosa uśmiechnęła się.
- To moja nagroda – pomyślała, zamykając na chwilę oczy.- Oni są nagrodą, że wytrzymałam i podjęłam słuszną decyzję...
Przypominała sobie, jak dowiedziała się, że jest w ciąży. Wróciła wtedy do domu i zamknęła się w sypialni na kilka godzin, obawiając się reakcji czarnowłosego. Co prawda byli już małżeństwem, ale nigdy nie rozmawiali na temat dzieci. W końcu jednak wpuściła go do pokoju i podała kartkę z wynikami. Nerwowo mięła w dłoni bluzkę którą akurat na sobie miała, oczekując jego odpowiedzi. Kamień spadł jej z serca, gdy czarnowłosy się wtedy uśmiechnął i ją przytulił.
Pamiętała, jak jej pilnował gdy była w ciąży. Nigdy się tego po nim nie spodziewała, jednak chłopak wszystkie czynności wykonywał za nią i spełniał każdą jedną jej zachciankę. Gdy brała do ręki talerze ze zmywarki aby odłożyć je do szafki, zaraz je jej odbierał i sam zanosił. A gdy była już  w ostatnim miesiącu, wystarczyło żeby tylko na chwilę obudziła się w nocy a czarnowłosy już dostrzegał różnicę w jej oddechu i się budził, natychmiast zadając pytanie ''To już?''
A gdy ''to już'' nastąpiło, siedzieli właśnie razem z Danem na tarasie, jedząc ciasto.
Uśmiechnęła się na wspomnienie, gdy Shun miał ochotę zabić Dana w aucie, za to że musieli  na niego czekać, bo chciał wziąć kamerę która zresztą potem wyleciała za okno, a to że Dan za nią nie podążył było spowodowane przez pielęgniarki które ich rozdzieliły w szpitalu.
Pamiętała, jak czarnowłosy najpierw bał się wziąć córkę na ręce i jak go przekonywała, żeby to w końcu zrobił. A gdy się udało,  dostrzegła z jaką miłością patrzył na dziecko. Od tamtej pory nie było nic ważniejszego od Charlotte.
Osobiście urządził jej plac zabaw w ogrodzie a także zajął się jej pokojem. Często w nocy wstawał, żeby uśpić małą, gdy zaczynała płakać, żeby czarnowłosa mogła odpocząć.
A gdy zjawiły się bliźniaki, było tak samo.
- Jestem taka szczęśliwa – pomyślała, patrząc jak Charlotte wybiega z domu i dołącza do grupki swoich przyjaciół. Dostrzegła, jak jej dłoń ocierała się lekko o dłoń niebieskowłosego Ryu, syna Ace'a i jego dokładnej kopii, zarówno pod względem charakteru jak i wyglądu.
Shunowi się to nie podobało, że ta dwójka ma się ku sobie i często powtarzał że ''Brakuje nam tylko Ace'a-teścia'', jednak Akemi to wcale nie przeszkadzało.
Była ciekawa, jakie przygody czekają  na jej dzieci i trochę  żałowała, że jej czas na to się już skończył, jednak wiedziała, że zawsze trzeba w końcu ustąpić.
Bakugany nadal przyjaźniły się z ludźmi i wiadomo było, że jeszcze nie raz znajdzie się potrzeba, aby nowi bohaterowie wzięli się za ratowanie świata.
Uśmiechnęła się szerzej.
Wiedziała, czyje to będzie zadanie.



****


No i namówiliście mnie na ten epilog no xD

Ale proszę sobie nie myśleć, że drugi raz też dam się w coś wkręcić! xD

Tak czy inaczej....muahahaha, Aki i Shun mają swoje własne piekło w domku :D
Mam nadzieję, że ten epilog już Was zadowolił!


Boże, Boże, ludki chcą, żebym czytała ich blogi i pisała oceny na temat treści...ratunku.

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 80 - Cor destructum*

18 komentarzy:
Zimno.
Ciemność.
Pustka...

***

Całkowita cisza.
Nie mogę poruszyć ustami.
Jestem wykończona, ale nie mogę zasnąć...

***

Szybkie kroki, zbliżające się w moją stronę. Nie drgnęłam.
- Wstawaj Ichiro - dobiegł mnie nieprzyjemny głos strażnika. Nadal się nie poruszyłam z zimnej betonowej posadzki.- Nie słyszałaś co powiedziałem?! Wstawaj!
- Nie ma sensu, żebym wstawała, nic już nie mam...- szepnęłam cicho, a mój głos był tak słaby, że sama go ledwo usłyszałam.
Otworzył celę. Złapał mnie za ramiona i szarpnął do góry. Gdybym chciała, mogłabym uciec...Właśnie, gdybym chciała...
- Ruszaj się! - wrzasnął i rzucił mnie na ziemię kawałek przed celą. Boleśnie upadłam na kolana, obcierając je i dłonie na których wylądowałam. Skrzywiłam się i mocno zacisnęłam powieki. Nie chciałam już iść na przód, nie chciałam wiedzieć co mnie czeka.
Złapał mnie za kołnierz koszulki i poderwał na nogi. Jakoś udało mi się zmusić kończyny do powolnego spaceru, co oczywiście nie zadowalało strażnika, bo cały czas mnie popychał abym przyśpieszyła.
Zastanawiało mnie, co król jeszcze ode mnie chciał? Dlaczego mnie nie zabił? Przecież nie byłam mu już do niczego potrzebna...
Droga do sali Zeneholda nie była długa, ale teraz zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Nogi miałam jak z waty, czułam, że w każdej chwili mogą się pode mną ugiąć i upadnę.
Jakimś cudem udało mi się jednak znaleźć w wyznaczonym miejscu.
Król siedział na pięknie ozdobionym tronie, uśmiechając się triumfalnie.
- Na kolana przed królem! - strażnik warknął i popchnął mnie na ziemię. Jęknęłam cicho i nieśmiało podniosłam wzrok do góry. Miał to co chciał, klęczałam przed nim jak inni jego dawni poddani.
- Zabawne jak to życie się toczy, czyż nie, Akemi? - zachichotał, czerpiąc satysfakcję z tego widoku. Nie odpowiedziałam, nie podniosłam się. Już...już nie miałam siły. - Kto by pomyślał, że właśnie ty będziesz klęczeć przede mną jak inni vexosi? Chociaż...widać było po tobie, że do nas pasujesz. Masz idealne cechy charakteru!
Podłoga wydała mi się teraz nadzwyczajnie interesująca. Mogłabym wytknąć osobie która ją sprzątała wiele małych plamek...
- Tak więc...- kontynuował król, widząc, że zaczynam się już powoli krzywić na jego słowa.- Już najwyższy czas, abyś tak jak i reszta vexosów zawalczyła na mój rozkaz.
- Nie mogę walczyć...- rzuciłam słabo, niepewnie podnosząc wzrok na króla. Zmarszczył brwi.
- No to lepiej, żebyś zaczęła móc! - warknął.
- Nie mam czym walczyć! - lekko podniosłam głos a on drgnął nerwowo, aby dać mi do zrozumienia, żebym tak więcej nie robiła.
- Aaa, no tak...- mruknął, po czym sięgnął do kieszeni i zaczął obracać srebrną kulką w palcach. Tak bardzo znajomą srebrną kulką...
- Wyrocznio...- szepnęłam, czując że znowu zaczynam drżeć. Starałam się to opanować, ale okazało się, że nie mam na swoje ciało już prawie żadnego wpływu. Zawsze mogłam ukryć wszelkie emocje i zmuszałam ciało, aby nie dawało ich po sobie poznać, teraz jednak nie mogłam tego zrobić. Być może dlatego, że gdzieś w głębi duszy było mi już wszystko jedno...?
- Chcesz ją odzyskać? Masz wygrać walkę z jednym z wojowników - postawił warunek a ja zbladłam. Jednym z wojowników? Co jeżeli sam wybierze mi przeciwnika? Co jeżeli...jeżeli to będzie Shun...?
- Niby jakim bakuganem mam zagrać...? - wymruczałam po chwili, odpychając od siebie myśli o czarnowłosym. Samo jego wspomnienie, powoli zacierające się w mojej głowie, wywoływało u mnie okropny ból.
Zenehold wstał.
- Masz przywołać swojego bakugana Pyrusa - zażądał. Moje oczy rozszerzyły się w zdziwieniu.- A twoim przeciwnikiem będzie Dan Kuso.

***

Dan...miałam stanąć do walki z Danem...
Z jedyną osobą, która przez ten cały czas we mnie wierzyła i pomimo słów innych, nadal był moim przyjacielem...a przynajmniej wtedy, gdy widziałam go ostatnim razem...
Boże, kiedy to było...?
Wspomnienia moich dawnych przyjaciół znacznie osłabły.
Nie pamiętałam już zapachu domu Dana, w którym przez tyle czasu mieszkałam, zapomniałam uczucie dotyku Shuna, tak samo jak już ledwo kojarzyłam głos Ace'a. Nie pamiętałam śmiechu dziewczyn, Runo i Julie.
Czułam się z tym źle, że zaczęłam to wszystko zapominać...
Jednak teraz pamiętałam tylko te wszystkie złe rzeczy...wszystkie uczucia i emocje, które raniły...Ayako...
Nie słyszałam jej, ale czułam, że nadal ma na mnie wpływ. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby celowo mi pokazywała te bolesne wspomnienia. Chciała mnie dobić.
Westchnęłam i przeczesałam ręką włosy.
- Akemi, ty idiotko...- mruknęłam, przymykając oczy. Skupiłam się i zmusiłam ciało do wykrzesania z siebie odrobiny energii. Czułam się coraz słabiej, aż poczułam coś na dłoni.
Szybko otworzyłam oczy. Udało się, czerwona  kulka tam leżała, zamknięta. Otaczała ją lekka czerwona poświata, która rozświetlała całkowite ciemności, które panowały w moim pustym pokoju. Zacisnęłam na niej lekko palce. Odzwyczaiłam się od niej. Odesłałam ją do Starożytnych, a potem walczyłam już tylko Wyrocznią.
- Witaj z powrotem...- szepnęłam i rozłożyłam palce.- Pyrus Empress Titania.

***

Ciężko opisać jak się czuję.
Stawiam kroki, jeden za drugim, wzdłuż ciemnego korytarza, prosto to wielkiej metalowej bramy.
Każdy mój krok niósł głośne echo, które odrobinę zagłuszało mój przyśpieszony oddech.
Miałam wrażenie, że postacie z obrazów na ścianach mi się przyglądają, jedne rozbawione a inne zasmucone.
Nie miałam pojęcia, co za tą bramą zastanę. Nie miałam pojęcia, co będzie dalej i co zrobię.
Mocno trzymałam bakugana w dłoni i liczyłam na to, że podpowie mi co zrobić. Jednak, pomimo tego że do niej mówiłam i opowiedziałam jej przez noc (czy też dzień, tutaj się nie odróżnia zbytnio) wszystko co się działo, nie odezwała się do mnie ani słowem. Najpierw mnie to trochę martwiło, chwilowo było mi to obojętne.
Serce zaczęło bić jak oszalałe, gdy sięgałam wolną dłonią po klamkę, jakby chciało uciec aby nie widzieć, co ciało może dalej zrobić. Przed oczami mignęły mi wszystkie niewykorzystane szanse, pojawił się każdy moment, gdy zrobiłam lub powiedziałam coś źle, gdy zaprzepaściłam swoje szanse. Łzy zebrały mi się w oczach...
Jednak nie to było najgorsze. Najgorsze były te najpiękniejsze wspomnienia które zobaczyłam chwilę później. Pierwsze spotkanie z Ruchem Oporu, wszystkie nasze przygody, mój pobyt na ziemi. Runo, Julie, Alice...Shun, Ace, Dan, Baron...Mira, Gus, nawet za Spectrą tęskniłam na swój sposób. Oddałabym wszystko, żeby teraz z nimi być...
Ale nie miałam już nic, bolesna prawda huczała mi w głowie. Czułam się, jakbym była na koncercie i stała tuż koło głośników.
Zawahałam się jeszcze na sekundę.
Co w sumie zrobię? Naprawdę mam walczyć z Danem? I w imię czego? No, nie oszukujmy się, szansa że Zenehold odda mi Wyrocznię była taka sama jak to, że nagle mi wręczy do ręki pomidora i powie ''Jesteś wolna!''.
Byłam wojowniczką i jedyne do czego byłam stworzona, to walka. Miałam sobie za złe, że skusiłam się i sięgnęłam po uczucia. Na cholerę mi były?! Zrobiły mi tylko krzywdę! I sama się przez to wszystko pogubiłam!
Dosyć! Pokażę im, ten ostatni raz, jak walczą prawdziwi wojownicy!
Sięgnęłam aby nacisnąć klamkę.
Nagle jednak brama dosłownie eksplodowała, a ja natychmiast odskoczyłam do tyłu i zgrabnie uniknęłam odłamków drewna. Podniosłam wzrok i zamarłam.
- Ej, Ichiro! Nie ociągaj się tak, walka się tutaj toczy! - Spectra zaśmiał się, ale wcale nie złowieszczo. Tak  normalnie..- Ominie cię cała zabawa, pozwolisz na to?!
- Spectra?! - zawołałam zaskoczona i nie mogłam się powstrzymać, żeby się nie uśmiechnąć. Następnie spojrzałam na Heliosa, który służył mu jako transport. Wow, chyba ewoluował! - Nie wierzę, że to mówię, ale chyba nawet się cieszę, że cię widzę!
- Mogę powiedzieć to samo! Wskakuj! - wyciągnął do mnie rękę. Przez moment się zawahałam, ale dotarło do mnie, że nie mam zbytnio żadnych opcji. A przede wszystkim, nie mam już nic do stracenia. I właśnie ten fakt czynił mnie niebezpieczną.
Bo gdy się komuś odbierze co ma, ta osoba nie ma już nic do stracenia i może zrobić wszystko.
Złapałam jego rękę.

***


- Uważaj!
'Uważaj''
Jedno tak proste i krótkie słowo, mające na celu ochronienie czyjegoś ciała przed mniejszym lub większym niebezpieczeństwem i równocześnie uszkodzeniem.
Whoa, mogłabym się wziąć za pisanie definicji w słowniku, nawet mi się udało!
No, ale może wróćmy do sytuacji, która zresztą nie jest najlepsza...
Nie zdążyłam odskoczyć. Strzał strącił mnie z ogona bakugana i zaczęłam spadać w dół.
- Gus, łap ją! - Spectra wrzasnął, po czym załadował kartę supermocy.- Dalej Helios!
Dziwne uczucie tak sobie spadać. Ciekawa byłam, czy mogłabym tak spadać na przykład...wiecznie. Cała wieczność spadania, a co za tym idzie analiza swojego całego życia, wspominanie każdego błędu. To by zabiło szybciej niż jakikolwiek cios czy śmierć naturalna.
W każdym bądź razie, nie musiałam się tym teraz martwić. Wpadłam prosto w ramiona niebieskowłosego.
- Nic ci się nie stało? - zapytał z troską, uważnie mi się przyglądając.- Wyglądasz jak trup.
- Dzięki za komplement... - mruknęłam, stawiając nogi na jego bakuganie.
- Chyba mam dużo do nadrobienia z twojego życia, co? - uśmiechnął się do mnie, jednak jakoś nie byłam w stanie odwzajemnić tego gestu.
- Nie będziesz miał na to zbytnio czasu, Gus - rzuciłam cicho, szukając wzrokiem Spectry.
- Dlaczego?
Poddałam się z szukaniem blondyna i spojrzałam na niego. Nie wiedziałam, jak  mu to wytłumaczyć. Nie wiedziałam, jak ani co powiedzieć.
- To...to będzie moja ostatnia walka - odparłam po chwili, po czym odwróciłam się i spojrzałam gdzieś w przestrzeń, w mały punkt, który świecił. Świecił i przypominał mi odrobinę słońce. Zacisnęłam mocno pięści. - Przysięgam...
- Nie gadaj głupot! - chłopak skarcił mnie lekceważącym tonem. Skrzywiłam się lekko. Gdyby tylko mógł zobaczyć i przejść to samo, co przeszłam ja, może inaczej by na to spojrzał.
- Po co walczysz? - zapytałam nagle. Zamrugał zaskoczony.- Po co w ogóle żyjesz? Masz coś, COKOLWIEK, co jest tego warte?
Przez chwilę milczał, najwyraźniej zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Ichiro, ja nie wiem, co ci się nagle zebrało na złote myśli na temat życia, ale uwierz mi, to nie jest zbyt odpowiedni moment! - ponownie spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Nigdy nie ma odpowiedniego momentu! - wycedziłam przez zęby, czując jak krew gotuje się we mnie ze złości.
- Akemi, uspokój się!
- NIE USPOKOJĘ SIĘ! - wrzasnęłam na całe gardło, nie zdając sobie nawet sprawy, że będę do tego zdolna.- Ciągle tylko słyszę, że to nieodpowiedni moment! Ciągle muszę milczeć i zatrzymywać wszystko dla siebie! I z jakiej racji?! Co mi to dało, Gus?! Może ja nie wybrałam sobie tej drogi? Może ja też bym chciała...żyć...normalnie...?
- To jest twoje życie! - złapał mnie za ramiona i mną potrząsnął.- To wszystko jest twoim życiem i jest twoją normą, nawet gdybyś najbardziej tego pragnęła na świecie, nie zmienisz swojego przeznaczenia, słyszysz?! Nawet jeżeli się schowasz, to i tak cię to dopadnie, gdziekolwiek będziesz! Jesteś wojowniczką, nie wolno ci uciekać!
- Przepraszam, że psuję ci tą chwilę i piękny monolog, ale zaraz ci zwymiotuję na buty...- mruknęłam, patrząc na niego błagalnie. Przestał mną potrząsać i odsunął się na krok (pewnie na wszelki wypadek!). Westchnęłam i przymknęłam oczy.- Pewnie masz rację...
- Jasne, że mam! I...o...nadchodzi kawaleria!
- Nie żartuj sobie w takim momencie...
- Nie żartuję, mówię poważnie! Spójrz! - otworzyłam oczy i spojrzałam na miejsce, które chłopak wskazywał. Wcześniejszy świecący punkt na który patrzyłam znacznie się powiększył. Zmrużyłam nieco oczy i dostrzegłam...wojowników.
- Zabij mnie, proszę - jęknęłam, patrząc na niebieskowłosego. Ten jednak się zaśmiał.
- W samą porę! Patrzcie, znalazłem zgubę! - krzyknął do wojowników a ja od razu poczułam wszystkie ich spojrzenia właśnie na sobie. Nienawidzę go...

***


Aż serce mi szybciej zabiło, gdy wpadłam w ramiona szarookiego.
- Akemi! Rany, dziewczyno! - krzyknął, mocno mnie przyciskając do siebie. Nie czułam nic innego, jak czystą radość, że tu był. Że po prostu był przy mnie.- Słuchaj, musimy poważnie porozmawiać!
- Nie ma czasu na rozmowę! - Gus krzyknął poirytowany.
- Stul pysk i idź zagrać w jakiejś reklamie szamponu! - Ace się odgryzł, po czym wziął moją twarz w dłonie i uniósł do góry, żebym na niego spojrzała. Łzy mi się zbierały w oczach i nie miałam zamiaru ich powstrzymywać. Już nie.- Przepraszam! Naprawdę! To wszystko...to wszystko tak źle się potoczyło! Nie uwierzyłem ci, proszę, wybacz mi! Już wszystko wiem!
Nie obchodziło mnie, skąd ''wszystko'' wiedział. Nie dbałam o jego przeprosiny. Byłam szczęśliwa, że miałam szansę go ponownie zobaczyć.
- Wybaczam ci, Ace - wymusiłam uśmiech na twarzy.- Nie jestem bez winny i też chciałabym, żebyś mi wybaczył, że wcześniej ci wszystkiego nie powiedziałam, to by wiele rozwiązało...
- Bałaś się, rozumiem to - odparł, uśmiechając się przepraszająco.- Ale nie martw się, wszystko ci wynagrodzę jak tylko się stąd wydostaniemy!
- To może skończ już tą swoją paplaninę, ocalmy świat i zbierajmy się do domu? - niebieskowłosy zaproponował.
- Idioto, psujesz piękną chwilę pojednania! - Ace zaśmiał się a ja sama mimowolnie się uśmiechnęłam. W oddali dostrzegłam, jak Dan i Shun skręcają gdzieś za pałac. Do nas dołączył Marucho. Pomachałam do niego, po czym zwróciłam się do Ace'a.
- Teraz czas na moją misję - powiedziałam, wracając z powrotem do nowo poznanej powagi.
- Co? Jaką znowu misję? Ciebie trzeba wysłać do domu, tam będziesz bezpieczna! - szarooki natychmiast zaprotestował.
- Ace, to jest coś, co muszę zrobić - szepnęłam, po czym ponownie przytuliłam z całych sił chłopaka. Łzy zaczęły już spływać po moich policzkach, jedna za drugą.- Przepraszam cię za wszystko! Byłeś moim najlepszym przyjacielem!
- Czemu ty tak mówisz? Co ty...co ty chcesz zrobić?! - zaniepokoił się i dla pewności mocno mnie objął w pasie. Uśmiechnęłam się pomimo łez i spojrzałam na niego.
- Nic takiego - starałam się, aby mój głos brzmiał zdecydowanie.- Wiesz, mała demolka i kabum w stylu Ichiro!
- To idę z tobą! - zawołał ochoczo.
- Nie! - krzyknęłam, zdecydowanie za szybko. Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Dopiero cię odzyskałem, nie chcę znowu stracić - jego głos się nieco ściszył. Skrzywiłam się lekko na wewnętrzny ból. Ja też nie chciałam go teraz zostawiać. Z całych sił nie chciałam. Jednak...Gus miał rację. Nie mogłam stać z tyłu z założonymi rękoma.
- Nie stracisz - szepnęłam, uśmiechając się nieco szerzej.- Nigdy. Zawsze będę twoją przyjaciółką.
Szybko wyrwałam się z jego uścisku i nim któryś z chłopaków zdążył zareagować, wykonałam salto do tyłu. Spadałam przez chwilę w dół a potem sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam bakugana.
- Pyrus Empress Titania, start! - krzyknęłam i rzuciłam kulkę kawałek pod siebie. Nic się nie działo.- No dawaj, proszę!
Czerwone światło rozbłysło, a ja wylądowałam na ramieniu pięknej cesarzowej. Wzbiła się do góry na skrzydłach które, jak na Pyrusa przystało, przypominały skrzydła smoka.
- Miło, że zdecydowałaś się jednak włączyć do bitwy - mruknęłam, a ona się lekko uśmiechnęła.- Szybko, musimy dołączyć do Spectry i Dana! No i Shuna...
Nie podobało mi się to, jednak musiałam się z nimi zobaczyć.
Obejrzałam się przez ramię na Ace'a, Marucho i Gusa, którzy usiłowali za mną polecieć, jednak pociski w nich wycelowane skutecznie im to unicestwiały.
Ace spojrzał w moją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały.
Uśmiechnęłam się słabo i mu pomachałam, czując, że to ostatni raz gdy go widzę.
Popatrzył na mnie bezradnie i również mi pomachał. On też to czuł.

***

- Supermoc Aktywacja - szybko załadowałam kartę.- Służba Cesarza!
Tarcza zasłoniła Ingram i Heliosa, tuż zanim atak Farbrosa na nich spadł.
Trójka wojowników oraz król spojrzeli na mnie. Titania zatrzymała się, z włócznią gotową do ataku.
- Ichiro, chyba się trochę zapominasz! - król syknął. Zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem, a następnie przeniosłam wzrok na Dana. Uśmiechał się do mnie, szczerząc ile tylko mógł. Aż się cieplej człowiekowi robiło na duszy. Dalej skierowałam wzrok na Spectrę, który wbijał we mnie zaciekawione spojrzenie.
Spectra był bardzo sprytnym wojownikiem. Widziałam po nim, że był okropnie ciekawy, co zrobię.
I może głupio się przyznać, ale nie do końca miałam plan...Dobra, w sumie to go w ogóle nie miałam. I właśnie dlatego wszystko szło po mojej myśli.
W końcu od czego jest się mistrzynią improwizacji?
No i została już ostatnia osoba tam.
Shun.
Czarnowłosy patrzył na mnie wzrokiem, który nie mówił mi absolutnie nic. Był zimny i nie mogłam wyczytać, co czuje gdy na mnie patrzy.
Nadal uważał, że zabiłam Alice? Nadal był na mnie zły? I czy...czy nadal mnie kochał?
Na żadne z tych pytań jednak nie znałam odpowiedzi. Czarne włosy szarpał wiatr, miodowe oczy były na mnie skupione.
Dalej gapiłabym się w niego jak w obrazek, gdyby nie głos króla.
- Ichiro, pamiętaj! - skierowałam na niego nieprzytomne spojrzenie, podobnie jak i inni. Mężczyzna trzymał wysoko uniesioną rękę, a w niej srebrną kulkę. Wyrocznię.- Pamiętaj, jaki wydałem ci rozkaz!
- Wydawać rozkazy może nawet woźny w szkole - odparowałam, po czym szybko się zganiłam.- Ale tak, pamiętam...Titanio, ląduj obok Farbrosa.
- Akemi, nie rób tego! - głos Dana przedarł się do moich uszu przez huk pocisku lecącego w stronę Drago.
Titania szybko znalazła się po prawej stronie mechanicznego bakugana a ja zeskoczyłam z jej ramienia, lądując obok króla.
Czułam na sobie spojrzenia innych, ale nie przejmowałam się tym teraz. Uklękłam.
- Panie, jestem na twoje rozkazy - rzuciłam chłodno, podziwiając samą siebie, że się nie skrzywiłam gdy wymawiałam te słowa. Moja duma dawała o sobie znać i nie podobało jej się, że musiała tak ucierpieć. Jednak co poradzić?
- Wspaniale - Zenehold uśmiechnął się zadowolony.-Wstawaj i zniszcz Kuso!
- Tak jest - podniosłam się i spojrzałam na wymienionego wcześniej szatyna.
- Aki, nie będę z tobą walczył! - krzyknął w moją stronę.
- Ale ja z tobą tak! Supermoc aktywacja! - bez chwili wahania załadowałam kartę.- Strzał Sprawiedliwości!
Z włóczni Tytani poleciał potężny pocisk, który w drodze zmienił się na kilka mniejszych. Drago zdążył jednak jakoś wykonać unik przed większością, a przed ostatnim zasłonił go Helios. Spectra próbował aktywować tarczę, jednak pocisk bez problemu ją zniszczył i trafił jego bakugana.
- Helios, uważaj! - Drago krzyknął.- Titania to prastary bakugan, jej ciosy zniszczą każdą tarczę! Jak to się stało, że ocalała...?
- Nie twoja sprawa! Supermoc aktywacja! - krzyknęłam, ładując kolejną kartę.
- Akemi, przestań! To szaleństwo! - Spectra wrzasnął.
- Być może i tak! Ognisty Śpiew!
Spojrzałam na Shuna. Spodziewałam się kolejnego spojrzenia pełnego niechęci i dezaprobaty, wręcz pogardy. Jednak nadal patrzył na mnie tym samym pustym spojrzeniem. Sama nie wiedziałam już, czy nawet nie było to gorsze.
Nie mieszał się do bitwy, po prostu stał i patrzył. Czekał na rozwój wydarzeń?
- Kuso, broń się do cholery! Nie damy im rady jak nie będziesz nic robił! - Spectra był już wkurzony. Czego się spodziewał? Że tak po prostu stanę po ich stronie?
- Nie chcę z nią walczyć! - szatyn krzyknął i spojrzał na mnie błagalnie, najwyraźniej nie mogąc pojąć tego, co robiłam.
- To niech ci się zachce! Pamiętaj po co tu jesteśmy! Helios, pokażmy im prawdziwą moc! - blondyn zaśmiał się złowieszczo, ładując jakąś kartę.
- Supermoc aktywacja, Lustro Cesarzowej - również załadowałam kartę i spojrzałam wymownie na Titanię. Pokiwała głową.
Helios wystrzelił pocisk w stronę Titani.
- Lustro Cesarzowej działa jak lustro, może odbić atak...- zaczęłam, a Spectra spojrzał na mnie odrobinę zdziwiony.- Albo też..go spotęgować i przekierować!
Lustro wchłonęło atak Heliosa, dodało do niego siły a wtedy wystrzeliło prosto...w Farbrosa.
Nim król zdążył zareagować, rzuciłam się na niego, usiłując mu wyrwać Wyrocznię z ręki. Nie do końca mi się to udało, chociaż pół sukcesu było, kulka wypadła z jego rąk i wylądowała gdzieś kawałek dalej. Odepchnęłam mężczyznę i chciałam pobiec po nią, jednak król szarpnął mnie boleśnie za włosy do tyłu. Przewróciłam się, jednak nie czekałam zbyt długo. Natychmiast zlokalizowałam wzrokiem srebrną kulkę, toczącą się do krawędzi platformy na której staliśmy.
- Nie! Wyrocznio! - krzyknęłam, zrywając się na nogi.
- Farbros, wykończ Titanię! - król rozkazał i nim się obejrzałam, seria pocisków zaatakowała bakugana Pyrusa.
Przeklęłam pod nosem. Nie tak miało być!
Dopiero po sekundzie zdałam sobie sprawę jak szybko oddychałam i z jaką prędkością krew pulsowała w moich żyłach. Taka dawka adrenaliny robiła swoje!
Miałam kilka sekund, żeby dobiec do Wyroczni, albo załadować kartę ochronną dla Titani.
Zacisnęłam zęby i zdecydowałam, że wykonam obie czynności na raz. Rzuciłam się biegiem w stronę srebrnej kulki gdy zdałam sobie sprawy, że jedyna karta tarczy która mi została...zniknęła.
Po prostu. Nie było jej. Musiała mi prawdopodobnie gdzieś wypaść. Serce waliło mi jak oszalałe. Z tego wszystkiego ledwo zauważyłam, że król użył zestawu bojowego i zniknął w środku Farbrosa.
Zaczęłam panikować. Dlaczego nie miałam tej durnej karty?! Dlaczego jej nie było gdy tak bardzo była mi potrzebna?!
- Supermoc aktywacja! Królewski Płomień! - krzyknęłam, ładując inną kartę. Może nie do obrony, lecz ataku, ale jaki miałam inny wybór? Tymczasem rzuciłam się na ziemię, aby złapać Wyrocznię. Kulka wyślizgnęła mi się z rąk i spadła z platformy.
Mój krzyk było chyba słychać na drugim końcu wymiaru. Wychyliłam się za nią. Widziałam, jak spada. Jak oddala się ode mnie, a ja nie mogłam nic zrobić. Byłam...bezradna. Po raz kolejny...
- Akemi! - już po sekundzie musiałam obrócić głowę. Spojrzałam na Titanię. Farbros w nią celował. Helios leżał kawałek dalej, ledwo dysząc. Drago próbował odwrócić uwagę króla, jednak niezbyt mu to wychodziło. Szukałam, ale Shuna nigdzie nie było. Zniknął.
Moja Titania...taka dzielna...leżała równie bezradnie jak ja, patrząc w oczy wroga.
- Skoro nie stoisz po mojej stronie, nie będziesz stała po niczyjej! - Zenehold zaśmiał się triumfalnie. Nie widziałam go, ale czułam, że patrzy na mnie.- Mogłem się domyślić, że buntownik zawsze zostanie buntownikiem! Teraz pożałujesz tej nielojalności!
Nie mogłam liczyć na niczyją pomoc. Musiałam działać!
- Dan! Dan! Strzel w ziemię pod nim! - krzyknęłam do szatyna.
- Zwariowałaś?! - wydyszał zmęczony, patrząc na mnie niepewnie i jakby z lekkim...strachem?
- Rób co mówię! Szybciej! - nie udało mi się ukryć rozpaczy w głosie. Nadal patrzył na mnie nieprzekonany.- Proszę, zaufaj mi!
Ostatnie słowa podziałały na niego jak zimny prysznic. Pokiwał głową. Cała drżałam od nadmiaru emocji. Podjęłam decyzję bez zastanowienia.
- Drago, supermoc aktywacja! - krzyknął, ładując supermoc. Prawdopodobnie jedną z ostatnich.
Podbiegłam do Titani, a strzał Drago trafił dokładnie w platformę między Farbrosem i moim bakuganem. Runęliśmy w dół.
- Supermoc...aktywacja...- rzuciłam słabo, usiłując się złapać Titani. Nic mi z tego nie wyszło, niestety. Załadowałam ostatnią kartę.- Poświęcenie Cesarzowej!
- Żegnaj Akemi - bakugan powiedział i ku mojemu zaskoczeniu, jej głos wcale nie był smutny.
- Żegnaj...i...przepraszam...
- Za co? Właśnie tak miało być! - zaśmiała się. Jej kontury zniknęły, zmieniła się w kulę energii.
- Farbros, wykończmy je...- dobiegł mnie głos króla. Armaty skierowały się w moją stronę. Titania pognała w ich stronę  jednak wiedziałam, że nie zatrzyma strzału. Wiedziałam co teraz będzie.
Strzał.
Blask przybierający na sile.
Spadałam, ale światło się wcale nie oddalało. Wręcz przeciwnie, błysk światła zmierzał w moją stronę, stając się coraz mocniejszy.
Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy. Titania może nie zablokowała tego ciosu, ale powinna poważnie uszkodzić system Farbrosa, aby już nie był zdolny do walki. Nie musiałam się już martwić. Zeneholda zabierałam ze sobą na drugą stronę.
- Przed przeznaczeniem nie uciekniesz - szepnęłam, gdy zrobiło mi się już biało pod powiekami. Żałowałam tylko, że nie mogłam porozmawiać z Shunem...ten ostatni raz, jak z Ace'm...
Chociaż mogłam na niego spojrzeć. Przynajmniej przez chwilę. Nie był to może obraz, który chciałabym widzieć. Chciałabym móc zobaczyć go z lekkim uśmiechem i pogodą ducha w tych pięknych miodowych oczach, w których zwykłam zawsze tonąć gdy w nie spojrzałam. Jednak nie mogłam tego mieć.
Ale miałam umrzeć z obrazem jego twarzy w myślach. Do tego doszła myśl, że jest bezpieczny, że wszyscy już są bezpieczni i teraz nie muszą się już niczego bać. Może nie do końca wygrałam, ale także nie przegrałam. I choć ta ostatnia iskra życia, właśnie gasnąca powoli w moim sercu, nadal chciała żyć...to umierałam szczęśliwa. I nie było nic lepszego od tego uczucia, że zostawiam za sobą wszystko co było, co jest a to co będzie, nie powinno już zagrażać ludziom, których kocham.
Więc...czy mogłabym jeszcze czegokolwiek żałować?

***



Poczułam mocny ucisk na lewej dłoni. Otworzyłam zaskoczona oczy, jednak blask pocisku który był zaledwie kilka metrów ode mnie był tak oślepiający, że nie widziałam już nic.



***

Wiatr delikatnie bawił się moimi włosami. Czułam zimne i świeże powietrze na twarzy. Pod powiekami było jasno, pewnie świeciło słońce. Delikatnie poruszyłam ręką, lewą. Nagle poczułam na niej ucisk. Skrzywiłam się lekko, gdy ''słońce'' zostało czymś przysłonione. Chciałam machnąć drugą ręką, aby ten obiekt nie zasłaniał mi światła, jednak nie miałam na tyle siły w rękach i gdy tylko uniosłam dłoń o trzy centymetry w górę, to natychmiast opadła ona z powrotem.
Chwila, ja leżałam?
Delikatnie przesunęłam dłonią po materiale. Łóżko.
Ucisk na lewej dłoni zniknął.
Powoli poruszyłam nogami. Przeszyło mnie zmęczenie i ponownie się skrzywiłam.
Zdecydowałam się otworzyć oczy. Co się w końcu stało? Musiałam się dowiedzieć.
Gdy uchyliłam powieki, skrzywiłam się lekko na światło słoneczne. Po chwili jednak źrenice się przyzwyczaiły. Leżałam rzeczywiście na łóżku.
Delikatnie przekrzywiłam głowę na boki. Nikogo tu nie było, a pokój przypominał mi salę szpitalną z tym całym sprzętem medycznym.
Okno było otwarte i pewnie to było źródłem wiatru. Spróbowałam się podnieść, jednak, ponownie, nic z tego nie wyszło, czułam się zbyt słabo.
Drzwi otworzyły się nagle z hukiem. Nim podniosłam nawet głowę do góry, nade mną zobaczyłam uśmiechnięte twarze Dana i Ace'a.
- Żyjesz! Ty naprawdę żyjesz! - szatyn rzucił się mnie przytulać. Niezgrabnie to wyszło przez fakt, że nadal leżałam na płasko, no ale cóż.
- Masz pojęcie jak się martwiliśmy? Już sądziliśmy, że jest po tobie! - szarooki patrzył na mnie z pretensjami.
- Tak, tak, my wszyscy się cieszymy, że Aki żyje - Dan przekręcił oczami a mi udało się uśmiechnąć.
- C-co się w ogóle stało? Przecież...- nic z tego nie rozumiałam.
- Kazami cię uratował! - Ace rzucił, niezbyt zadowolony, prawdopodobnie dlatego, że to jego ''rywal''.
- Shun...? - serce mi przyśpieszyło. Zamrugałam energicznie.- Naprawdę?
- No! Wskoczył za tobą tuż przed ten pocisk! A Zenehold nie żyje! - szatyn wykrzyknął.
- Ciszej idioto, jak chcesz śpiewać o nim piosenki, to od tego jest cyrk! - gracz Darkusa uśmiechnął się złośliwie.
- Phi! - Dan prychnął.
Nie przykułam już takiej uwagi do ich kłótni. Shun...Shun mnie uratował...ale przecież...
Drzwi trzasnęły.
-O, o wilku mowa!
 Był tu. Uratował mnie. Nic mu nie było?
- Zostawicie nas na chwilę samych? - aż lekko zadrżałam na tak dobrze mi znany głos czarnowłosego.
- Ledwo wlazł a już się rządzić będzie...- Ace mruknął, po czym ruszył powoli do drzwi, kłócąc się po drodze z Danem. Poczekałam aż zniknęli za drzwiami.
- Shun, proszę, posłuchaj mnie...! - zaczęłam, usiłując się podnieść. Niestety, po raz kolejny łokcie się pode mną ugięły i opadłam z powrotem.
- Nie podnoś się, musisz odpoczywać - oparł spokojnie, wbijając we mnie to samo spojrzenie, którym darzył mnie ostatnim razem.
- Proszę, Shun, to nie ja...- przygryzłam lekko wargę.- To nie ja zabiłam Alice! Wiem, że mi nie ufasz, ale przysięgam, że to tylko tak wyglądało! Chciałam jej pomóc, wyciągnąć z niej ten kawałek metalu i zawołać pomoc, ale ona mi nie pozwoliła! Shun, proszę, pozwól mi to wszystko wytłumaczyć, ja...ja...
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że przez większość tego monologu płakałam. Zamrugałam zdziwiona, jednak postanowiłam to zignorować i przeniosłam wzrok na Shuna.
Ninja patrzył na mnie nadal tak samo, bez najmniejszego wzruszenia.
- Wiem. - powiedział nagle. Tylko tyle.
- Wiesz...? - zdziwiłam się.- Shun, dziękuję, że mnie uratowałeś...ja...nie musiałeś tego robić...choć cię tak kocham, to cię tak bardzo skrzywdziłam i...przepraszam...a ty...i...
Podszedł trochę bliżej. Nie wiedziałam, co powiedzieć, w głowie miałam istny chaos...
Wyciągnęłam rękę w jego stronę, żeby złapać jego dłoń. Uważnie obserwował wysiłki mojej ręki. Nie mogłam go dosięgnąć i nie mogłam też się zbyt poruszyć. Skrzywiłam się lekko. Po kilkunastu sekundach moja dłoń drżała już z wysiłku. Nic nie zrobił.
W końcu moja ręka opadła zmęczona na łóżko a ja przymknęłam na sekundę oczy.
Wtedy coś na niej poczułam. Natychmiast otworzyłam oczy. Dłoń Shuna odsunęła się od mojej i dostrzegłam na niej...
- Wyrocznio...- szepnęłam, uśmiechając się. Gdybym miała siłę, to bym pewnie skakała z radości.
- Wtedy, gdy ci spadła...poleciałem po nią z Ingram...- Shun odezwał się po chwili. Whoa, wysilił się aż na tyle słów?!
Przyjrzałam mu się.
- Dlaczego?
Przełknął ślinę.
- Stwierdziłem, że pewnie będziesz chciała ją z powrotem gdy już...no i...ja...- wreszcie widziałam po nim jakieś emocje. Był niepewny, zakłopotany...- Bałem...em...znaczy, martwiłem się, że...jeżeli zginiesz to...ona...ona byłaby tym co by po tobie zostało...czymś, co mógłbym zatrzymać...
Serce waliło mi jakbym przebiegła właśnie maraton. On nadal coś do mnie czuł.
- Wybaczyłeś mi...? - zapytałam po dłuższej chwili. Nie odpowiedział.- Rozumiem...
Ruszył do drzwi. Miłość mojego życia właśnie odchodziła i nie mogłam  nic zrobić, żeby go zatrzymać. Ale widać tak miało być, widac tak będzie najlepiej. Znajdzie kogoś lepszego ode mnie i z tamtą dziewczyną będzie szczęśliwy.
- Wiedziałaś, że byliśmy zaręczeni jeszcze przed narodzinami? - spytał, gdy już trzymał rękę na klamce. Zamrugałam zdziwiona.
- Byliśmy zarę...- dotarło do mnie, że miał rację. Te wspomnienia do mnie wróciły. Pytałam się mamy, jako mała dziewczynka, jaki ten chłopak jest. Odparła, że nie wie. Zapytałam wtedy, po czym więc go poznam a ona powiedziała, że po muzyce, którą wygrywała mi co wieczór. Wtedy uderzyło mnie inne wspomnienie, z początku naszej przygody, gdy Shun dokończył tą melodię na pianinie. Zblałam.
- Może nie do końca, ale trochę...ci wybaczyłem - rzucił przez ramię, rozpalając we mnie płomień nadziei. Wyszedł a ja się uśmiechnęłam. Nie rozumiałam za wiele z tego wszystkiego, ale...zostałam nagrodzona za to wszystko, lepiej niż mogłam przypuszczać. Teraz, gdy już dojdę do siebie, będę musiała się naprawdę starać, nie tylko w stosunku do Shuna, choć to oczywiście także. Zamknęłam oczy, czując nadchodzącą senność.
- Teraz będę robić już same dobre rzeczy, obiecuję...- szepnęłam, uśmiechając się słabo. W sekundzie uczucie zmęczenia zniknęło, gdy zgubiłam się w krainie snów.


**********************************


* - Zniszczone Serce


No płakać mi się chce ludki!
Koniec historii którą tyle pisałam, w którą tyle włożyłam, do której tak przywykłam...
Rany!

Sama się wzruszyłam ^ ^
Rozdział wyszedł mniej więcej tak jak chciałam, więc jestem zadowolona!

No i...cóż...nie wierzę, że nadszedł moment gdy to piszę, ale to koniec historii Akemi  ^ ^
Jestem bardzo wdzięczna wszystkim czytelnikom, którzy dotrwali do końca i którzy mnie wspierali komentarzami przez cały ten czas!

Szczególne podziękowania w tym temacie dla Aori! Nie dość, że to genialna pisarka (mówię Wam ludki, kto jeszcze nie czyta powinien zajrzeć na jej bloga od-innej-strony który widnieje u mnie w polecanych!) to również od bardzo wczesnych rozdziałów komentuje moją pracę! Bardzo Ci dziękuję ^ ^

Mam nadzieję, jako że to ostatni rozdział, że jakiś komentarz napisze każdy kto czyta, chociażby krótki!

Teraz będziecie mnie mogli znaleźć na niebieskooka-w-deszczu.blogspot.com  gdzie będę pisała inne historie!

No i tak podsumowując, mam nadzieję że rozdział was zadowolił (poza fankami Shemi które pewnie wolałyby, żeby para padła sobie w ramiona xD) i...odmeldowuję się, do przeczytania ludki ^ ^


PS: Większość tego rozdziału napisałam dzisiaj w nocy (cyferki w kolumnie po lewej trochę kłamały, bo gotowe było  może ze 30 % ^ ^'') w przedziale czasowym od 23 do 4, więc mogą być tam jakieś małe błędy, wybaczcie mi to!

PS2: Zapomniałam dodać taką małą ciekawostkę dla niektórych, że na początku historii było zaplanowane, że Akemi będzie z Ace'm xD