sobota, 25 maja 2013

Rozdział 79 - Jakie to uczucie?

9 komentarzy:



Szliśmy zgranym krokiem. Trzymał mnie za rękę. Oddychaliśmy szybko, niespokojnie. Korytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność, każdy kolejny krok potęgował strach. Ten wydłużony czas był istną torturą. To co czekało na końcu było nieuniknione, ta świadomość przyśpieszała bicie naszych serc.
Gdy byliśmy już przy drzwiach, zaczęłam czuć dreszcz emocji, lekko drżałam. Blondyn ścisnął mocniej moją dłoń i uśmiechnął się słabo.
- Wyjdziesz z tego cało Ichiro - wyszeptał, a ja drgnęłam niespokojnie.- To jedyne co mogę ci obiecać. Być może przegramy...
- Ale przegramy razem... - przytuliłam go lekko. 
Objął mnie delikatnie.
Nie mam pojęcia ile tak staliśmy. To nie zdawało się być teraz ważne. Wystarczyło, że czułam go obok siebie.
W końcu mnie puścił. Złapał za klamkę. Uśmiechnęliśmy się i weszliśmy na arenę walk, z delikatną wewnętrzną obawą, że weszliśmy bezpowrotnie.

***

Bakugany pojawiły się na polu bitwy. Spojrzałam na Hydrona. Uśmiechał się, pewny siebie. Odwzajemniłam uśmiech, sama czując się jakoś lepiej. Skinęliśmy głowami i natychmiast załadowaliśmy pierwsze karty supermocy, tak jak ćwiczyliśmy. Wszystko miało iść jak zaplanowaliśmy.

***

Farbros upadł pod nogi Zeneholda. Przybiliśmy z Hydronem szybką piątkę i zaśmialiśmy się triumfalnie.
- Jakimś cudem wam się udało to wygrać, dzieciaki - król warknął, podnosząc bakugana.- Ale druga runda jest już moja! Bakugan bitwa! Bakugan start!
- Bakugan bitwa! - równocześnie rzuciliśmy bakugany na pole bitwy.- Bakugan start!
Wymieniliśmy spojrzenia. Wszyscy troje aktywowaliśmy od razu kolejne karty.

***

- Cholera! - blondyn przeklął, gdy bakugany wróciły w postaci kulek prosto pod nasze stopy. Zacisnęłam zęby i zignorowałam piekący ból w ramieniu. Dryoid w ostatniej chwili zdążył mnie uratować, zanim jeden ze strzałów Farbrosa by mnie trafił, ale przy upadku porządnie rozcięłam sobie ramię. To już nie było zabawne, to wszystko było bardzo, ale to bardzo poważne i nawet ja zdawałam sobie z tego sprawę.
- Musimy wziąć się w garść - mruknęłam, opierając ręce na kolanach. Spojrzałam na niego. Też zaczynał być już zmęczony. Widziałam tą irytację. Nie chciał przegrać, wręcz nie mógł. Nie mógłby się tak upokorzyć, dlatego nawet ta drobna porażka doprowadzała go do szału.- Jeszcze jedna runda.
- To jego ostatnia! - fioletowooki wycedził przez zęby i natychmiast rzucił bakugana na pole bitwy. Nie miałam innego wyjścia jak zrobić to samo.

***

Wszystko się skomplikowało. Nasz cały plan został wywrócony do góry nogami. Nie przewidzieliśmy, że Farbros ma zestaw bojowy, dzięki któremu zmienia się w Farbrosa Napastnika, który tak jakby właśnie usiłował nas doszczętnie rozwalić. W chmurze dymu nic nie widziałam. Rozejrzałam się nerwowo. Mignęło mi z oddali czerwone światło. Moje oczy rozszerzyły się gdy zrozumiałam, że to pocisk zmierzający w moim kierunku.
- Uważaj! - Hydron wpadł na mnie, odpychając kawałek od miejsca w którym sekundę później wylądował strzał. Ziemia się zatrzęsła, zacisnęłam mocno powieki a chłopak mnie sobą zakrył. Za kilka sekund znalazłam w sobie odwagę, aby otworzyć oczy. Miał poranioną twarz, od czasu do czasu krzywił się lekko. Jego ubrania były zniszczone, w wielu miejscach porwane, podobnie zresztą jak i moje. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Chcesz się wycofać? - zapytał cicho, jakby z nutką nadziei, że przytaknę.
- Teraz? - przełknęłam ślinę.- Teraz nie ma już odwrotu. Jeżeli się poddasz, on cię zgniecie i wbije twarzą w ziemię. Nie wspominając już o tym, że najprawdopodobniej i tak się nas pozbędzie.
- Masz rację, teraz trzeba już tylko iść przed siebie - uśmiechnął się słabo. Był taki inny od Shuna. To zawsze ja dawałam otuchy jemu, uśmiechając się gdy było tragicznie. W tym momencie to Hydron podnosił w ten sposób na duchu mnie. Jak...jak przyjaciel.- Wstajemy czy chcesz poleżeć?
- Nie, chyba trzeba coś najpierw dokończyć - uśmiechnęłam się szeroko i oboje szybko poderwaliśmy się na nogi. Wyrocznia i Dryoid byli w kiepskiej sytuacji.
Chłopak ponownie złapał mnie za rękę.
- Cała moc? - zapytał.
- Cała moc.
- Razem?
Zawahałam się na sekundę, po czym wszystkie wątpliwości nagle ze mnie uleciały.
- Razem!

***


Blask. Oślepiający blask.
Podłoga pod stopami drżała.
Ledwo czułam swoje ciało.
Zmrużyłam oczy. Dostrzegłam go.
Zmusiłam nogi do biegu, kierując się w jego stronę. Wszystko zdawało się dziać jakby w zwolnionym tempie.
Spojrzał na mnie spojrzeniem, po którym trudno było wyczytać, jakie emocje nim kierują. Wydawało się być przepraszające, ale jakby odrobinę zadowolone, choć w tym samym czasie przerażone.
Wyciągnęłam bezradnie rękę w jego stronę, usiłując przyśpieszyć biegu.
- Przepraszam Aki - ledwo usłyszałam jego głos. Uśmiechnął się lekko.- Naprawdę przepraszam...
Otworzyłam usta, ale nie zdążyłam krzyknąć. Strzał trafił w ziemię, całkowicie mnie oślepiając, tworząc silne trzęsienie, które zwaliło mnie z nóg. Poczułam ostry ból w czaszce i nagle wszystko zniknęło.

***

Otworzyłam oczy, gdy boleśnie wylądowałam na zimnej posadzce. Skrzywiłam się lekko i rozejrzałam. Ciemno, ledwo co widziałam. Przekręciłam się na bok i powoli podniosłam.
- C-co się stało...- mruknęłam cicho do siebie, masując delikatnie obolałą głowę.
- Przegraliście smarkulo! - skierowałam wzrok na źródło głosu. Zenehold.
Nagle wszystkie wspomnienia wróciły do mnie. Nie przykułam do nich większej uwagi...poza ostatnim.
- Co z Hydronem?! - krzyknęłam poddenerwowana, rzucając się w jego stronę. Moje ręce napotkały kraty. No pięknie...
- Ja nie wiem, co w tobie takiego jest, Ichiro - mężczyzna zmrużył brwi i podszedł nieco bliżej, choć nie na tyle, aby moje ręce mogły go dosięgnąć zza krat.- Nie mam pojęcia, skąd ta umiejętność omotania i oczarowania kogo tylko zechcesz. Ale jedno jest pewne. Wszystkie twoje ofiary słono za to płacą. Nawet życiem. Jakie to uczucie?
Zbladłam. Bicie serca przyśpieszyło, tak samo jak oddech. Do głowy napłynęło mi tysiące myśli, niczym przekrzykujące się głosy, na żadnym nie mogłam się skupić. Przez chwilę starałam się jak mogłam odepchnąć od siebie tą wiadomość. W końcu to nie było możliwe! Hydron nie mógł umrzeć! Po prostu nie mógł! Nie mógłby mnie przecież zostawić!
Łza spłynęła po moim policzku.
Mógł.
Był tylko człowiekiem, nie był nieśmiertelny.
- No? Jakie to uczucie, Akemi? - król spojrzał na mnie ze złośliwym uśmiechem. Milczałam. Więcej łez zaczęło spływać po policzkach.- Zostawię cię z tym. Samą. Żeby mocniej bolało.
Jego kroki oddaliły się. Moje dłonie ześlizgnęły się po kratach w dół, aż opadłam na kolana. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Co myśleć. Co czuć...
Ostatecznie ukryłam twarz w dłoniach się rozpłakałam.
Powinnam była powstrzymać Hydrona od tej walki, zamiast go popierać. Może gdybym z nim nie poszła, to by tego nie zrobił? A może to i tak by nic nie zmieniło?
- Wyrocznio, co robić? - zapytałam szeptem, ale odpowiedziała mi cisza. Zaczęłam drżeć. Nie było jej tu. Nie miałam pojęcia, co się z nią stało. W głowie miałam już najgorszą myśl - została zniszczona podczas tej walki z Farbrosem.
Jakie to uczucie?
Jakie to uczucie wiedzieć, że skrzywiłam całe mnóstwo ludzi, tylko dlatego, że myślałam, że robię dla nich coś dobrego?
Dlaczego byłam taka głupia? I dlaczego to akurat ci ludzie( i bakugany) musieli za to zapłacić?!
Skrzywiłam się i przesunęłam dłonie na głowę, po czym boleśnie wbiłam paznokcie w skórę.
Ból psychiczny na który byłam skazana mi się należał...
Tylko...co będzie ze mną dalej? Dlaczego król mnie nie zabił, tylko tutaj uwięził?

*****

Noooo, tak, byłam zbyt leniwa żeby opisać całą walkę, wybaczcie xD
Nie ma to jak zamiast napisać całość albo w ogóle pominąć to napisać przebłyski!
W każdym bądź razie...został jeden rozdział...uch, to tak okropnie smutne T^T
No a co do drugiej serii....sama nie wiem czy ją napiszę...z dwóch powodów, dobrych zresztą!
Po pierwsze...od września będę już w klasie maturalnej, będę miała mnóstwo nauki i bardzo mało czasu...
A po drugie, pomysł na drugą serię. Może i jest, ale jak dla mnie jest słaby...a wiecie, na pewno tak macie, że gdy skończycie czytać dobrą serię książek, to choć chcielibyście więcej to wiecie, że nie byłoby to już tym czym było, rozczarowałoby Was.
A że nie chcę Was rozczarować, to nie wiem czy jest sens to dalej ciągnąć.
Ech...ale z drugiej strony zostawienie tego bloga wydaje mi się po prostu straszne ._.

Dobra, mam nadzieję, że pomimo że jest dosyć krótki, to rozdział się podobał ^ ^

środa, 8 maja 2013

Rozdział 78 - Yyy...ta zupa chyba właśnie ożyła...

5 komentarzy:

To przecież łatwizna, nie?
W końcu czym jest uroczysta kolacja w obecności króla dla mnie? Dla mnie! Dla Akemi Ichiro!
Jeszcze trochę i zapiszę się w historii!
Oby nie w historii zgonów...
No, ale trzeba patrzeć na to pozytywnie!
Tylko jak patrzeć pozytywnie, gdy stoi się w swoim pokoju, w pięknej filetowej (naprawdę, nie mieli czerwonych?) sukni, siłując się z gorsetem. Wyglądać wyglądało to ładnie, ale nie miałam jak sama sobie go porządnie zasznurować, a Wyrocznia była marną pomocą.
- Zabiję go...- mruknęłam cicho pod nosem, opierając głowę o ścianę.- Zabiję, pokroję, wrzucę do puszki, tą puszkę do ciężarówki pełnej wściekłych bobrów, a potem całą tą ciężarówkę utopię w rzece i będę stała obok, jedząc popcorn, podziwiając jak rekiny ich konsumują!
- Kogo? - bakugan zapytał głupawo. Spiorunowałam ją wzrokiem.
- Domyśl się! - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, po czym westchnęłam ciężko.- Dobra, spróbujmy jeszcze raz...
- Akemi, osobiście jednak uważam, że powinnaś zaczekać i poprosić go o pomoc - Wyrocznia rozpoczęła swój pouczający monolog, jednak postanowiłam się szybko wtrącić, nim się na dobre rozkręci.
- A ja osobiście uważam, że nie mam ochoty, aby gapił mi się na gołe plecy, ani podduszał gorsetem, co na pewno przejdzie mu przez myśl!
- Nie każdy jest taki jak ty!
- Tak, ale...- zamyśliłam się na chwilę i zdałam sobie sprawę, że nie mam praktycznie żadnej dobrej odpowiedzi na to.- Ale...ale to jest Hydron!
- Tak, to ja - z tyłu dobiegł mnie jego rozbawiony głos. Następnie dźwięk zamykanych drzwi. Dopiero wszedł, a już się świetnie bawił, co za ironia...- Em...Potrzebujesz pomocy z tym gorsetem...?
- A umiesz takie coś obsługiwać? - prychnęłam, oglądając się na niego przez ramię. Był teraz ubrany w strój nieco przypominający ten, gdy jeszcze rządził w Nowej Vestroii, tylko trochę bardziej elegancki i widocznie nie był nigdy wcześniej założony. Jego fioletowe oczy błyszczały, blond włosy tworzyły bałagan, który wyglądał, jakby był starannie układany aby tak wyglądać. Ramiona wyprostowane, ułożone w idealnej linii prostej. Chłopak wyglądał...no...imponująco, nie oszukujmy się.
- Oczywiście! - zawołał oburzony, podchodząc do mnie. Nim zdążyłam powiedzieć, aby zrobił to delikatnie, poczułam mocny ucisk, gdy chłopak zaczął sznurować gorset.
- Auć...- jęknęłam cicho.
- Nie narzekaj, mogłem mocniej - zachichotał.- Wciągnij powietrze.
- Muszę?
- Tak, to ile wciągniesz teraz starczy ci na resztę wieczoru.
- Pięknie...
Nie było to najprzyjemniejsze uczucie na świecie, ale tragicznie też nie było. Już po chwili usłyszałam ''gotowe''.
Już miałam podziękować, gdy palce chłopaka delikatnie obsunęły się wzdłuż mojej talii. Zadrżałam lekko, czując rumieńce na twarzy. Nim zdążyłam zapytać, co robi, jednym silnym gestem odwrócił mnie przodem do siebie i lekko popchnął na ścianę. Bicie serca znacznie przyśpieszyło, podobnie jak i oddech. Mrugnęłam, a twarz blondyna była już zaledwie pięć centymetrów od mojej.
- Ichiro, wiesz co? - wyszeptał, a ja nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Nawet wyzwać go od idioty. Nic. Kompletna pustka w głowie. Zdecydowanie złapał dłonią moją brodę i przyciągnął kolejne dwa centymetry, które teraz były niesamowicie małym dystansem między naszymi ustami. Zatrzymał się tak na kilka okropnie długich sekund. Gdy już myślałam, że mnie pocałuje, on mnie puścił i uśmiechnął się zaczepnie.- Masz teraz naprawdę bezcenny wyraz twarzy!
Przez chwilę nic nie zrobiłam. Nie drgnęłam.
W następnej chwili zrobiłam się czerwona jak pomidor.
A w kolejnej sięgnęłam po mały wazon, który stał obok na szafce.
Odbył darmowy lot w stronę blondyna.

***

Złapał mnie za rękę. Zmierzyliśmy się morderczym spojrzeniem i ruszyliśmy w stronę drzwi. Doskonale znałam te drzwi, prowadziły do ogromnych rozmiarów sali, która mi kojarzyła się bardziej z salą balową niż jadalnią. Jednak, być może na moje szczęście, żadnego balu nie będzie. Poprzedni wystarczył mi za wszystkie czasy. Samo słowo 'bal' wypełniało moją głowę setką myśli. Pomimo tego, że niektóre były miłe, wzdrygnęłam się lekko i szybko odepchnęłam to od siebie.
Teraz musiałam się skupić i pilnować.
Kroki roznosiły się echem po pustym korytarzu. 
Czułam się dziwnie i pomimo swojej siły, jakoś niepewnie. 
Może to była ta cicha myśl, że byłam przedostatnią z vexosów? Może to była ta myśl, że reszta z nich już nie żyje?  A może strach, że niedługo spotka to także i mnie?
Trudno było mi zdecydować, czy bym tego chciała czy nie. Z jednej strony nie czułam już żadnej potrzeby istnienia. Nie miałam już żadnego celu, nic co by mnie pchało na przód. Nic, poza niezrozumiałą dla mnie wewnętrzną siłą. Siłą, która nie pozwalała mi się poddać, która za każdym razem gdy zderzałam się boleśnie z ziemią, zmuszała do mnie wstania i życia dalej. Jednak ostatnio chyba zaczynała trochę szwankować...
Blondyn położył rękę na klamce. Przyjrzał mi się uważnie, jakby czegoś szukał.
- Gotowa? - zapytał po chwili. 
Chciałam pokręcić głową. Powiedzieć, że nie, że nie jestem gotowa, że jedyne czego chcę to stąd uciec, zniknąć...
- Oczywiście...- wymamrotałam, wymuszając uśmiech. Pokiwał głową, uśmiechając się pogodnie. Nacisnął klamkę i popchnął drzwi.
Sala wiele się nie zmieniła. Może obrus był nowy, ale to raczej nie powinno mnie dziwić. Teraz, kiedy nie było Shadowa, mogli go zmienić (bo po co mieli to robić wcześniej, gdy on robił taki bałagan, że nawet świnie mogłyby się od niego uczyć?) na czysty. Trzy krzesła. Jedno na środku, dwa po bokach. Oczywiście to na środku było już zajęte przez Zeneholda. 
Ścisnęłam mocniej dłoń Hydrona, który ponownie uśmiechnął się do mnie lekko, jakby chciał mi dodać otuchy.
- Siadajcie - król rozkazał, nie podnosząc na nas nawet wzroku.
Dobra, to tylko kolacja. Nie będzie źle...

***

Miałam rację! Nie jest źle!
...jest tragicznie.
Siedzę naprzeciwko Hydrona. Obydwoje gapimy się w swoje talerze.
Nie mogę wyjść z podziwu...jak można ugotować coś tak niedobrego...
Popatrzyłam załamana na blondyna. Był równie załamany jak i ja.
- Hydron...- szepnęłam cicho.- Kto to gotował?
- Nie wiem...ale to jest straszne - odrzekł, leniwie ruszając łyżką w misce.
Spojrzałam na swój talerz i przełknęłam głośno ślinę.
- Hydron...
- Co znowu?!
- Yyy...ta zupa chyba właśnie ożyła...
Chłopak zamrugał i spojrzał przerażony na małą mackę, która lekko poruszała się w zupie. Pozieleniał, a ja delikatnie odepchnęłam ręką talerz od siebie. 
Za chwilę podano drugie danie. To też nie wyglądało zachęcająco, ale chociaż nie tak strasznie jak poprzednio.
Wpadł mi do głowy szalony pomysł. Nabrałam trochę...em...chyba sałatki, na widelec, a następnie uśmiechnęłam się szatańsko do blondyna. Podniósł na mnie pytający wzrok, a gdy dostrzegł w mojej ręce ''broń'', zbladł i nerwowo pokręcił głową, podczas gdy ja z uśmiechem kiwałam swoją.
Strzał!
Uchylił się lekko.
Król podniósł na nas wzrok, uważnie przyglądając się synowi. Ten jednak zakasłał i udawał, że je dalej.
Zaśmiałam się cicho pod nosem, mając pomysł, aby zacząć bitwę na jedzenie.
- Więc? - król nagle odezwał się, jakby zniecierpliwiony. Napiłam się łyka wody. Skierowaliśmy na niego wzrok.- Kiedy ślub?
Zakrztusiłam się, Hydron wypuścił łyżkę z ręki, która z głośnym plusknięciem zanurkowała w zupo-podobnej mazi.
- Em...no...nie ustaliliśmy jeszcze...- książę wymamrotał, odwracając wzrok.
- Patrz na mnie jak mówisz - mężczyzna syknął a ja byłam pewna, że blondyn zaciskał już pięść pod stołem.
- Przepraszam...ojcze...- niechętnie wrócił spojrzeniem do starszego.
- Skoro nie wiecie kiedy...to ja zdecyduję - nie wiedząc dlaczego, teraz Zenehold skierował wzrok na mnie.- Jutro.
- Co?! - wykrzyknęliśmy razem. Poderwałam się na nogi, jakoś odruchowo, jakby w obawie, że będę musiała zaraz uciekać.
- Siadaj głupia - król warknął, piorunując mnie wzrokiem, a potem zwrócił się do Hydrona.- Zrób coś, to twoja przyszła żona, musisz mieć nad nią kontrolę!
Zacisnęłam zęby. Znowu czułam te iskry ognia, które zaczynały mnie wypełniać od środka, każąc się postawić, zawalczyć.
Teraz, w ciągu ułamku sekundy, wszystko stało się dla mnie jasne. Za każdym razem gasiłam te iskry, nie pozwalając im rozpalić prawdziwego ognia. To dlatego umierałam. Powoli, bardzo powoli, ale jednak.
- Akemi, usiądź proszę - głos Hydrona wydał mi się teraz bardzo odległy i dziwny, jakbym była pod wodą. Skierowałam wzrok w miejsce, z którego głos dochodził. Chłopak zmartwił się, widząc moje nieprzytomne spojrzenie. Chyba się podniósł.- Akemi?
- Ty jej nie proś, ty każ! - król krzyknął.
A więc to dlatego...to wszystko było moją własną winą?
- Nie trzeba rozkazywać, wystarczy poprosić!
Ja sama się na to wszystko skazałam?
- Nie masz najmniejszego pojęcia, jak się obchodzić z kobietami!
Tak, to by miało sens...Najpierw sama się pozbawiłam przyjaciół...
- To ty nie masz o tym pojęcia!
A teraz się pozbawię życia...?
- Nie będzie z nią jak z matką, rozumiesz?! Nie pozwolę ci na to! - zostałam szarpnięta za rękę. Potknęłam się, jednak jakimś cudem udało mi się złapać równowagę i zmusić nogi do biegu. Zamrugałam kilka razy, szybko wracając do świata teraźniejszego. Czemu Hydron tak bardzo się zdenerwował? Spojrzałam na niego, nie przestając biec. Jego oczy były zaszklone, widać było, że siłą zatrzymuje łzy. Jego ręka, mocno zaciśnięta na moim nadgarstku, odrobinę drżała. Nie pytałam dokąd biegniemy. Czułam, że nie powinnam.

***

Stał do mnie tyłem, wpatrując się gdzieś w ścianę. Pięści miał zaciśnięte. Czułam się niezręcznie.
Milczeliśmy przez kilkanaście minut. Czekałam, aż uspokoi oddech, oceniałam po ruchach ramion.
Nie znałam pokoju, w którym się teraz znajdowaliśmy. I pewnie nigdy bym go nie znalazła, był naprawdę dobrze ukryty.
Wyciągnęłam rękę, aby dotknąć lekko jego ramienia, ale przygryzłam wargę i szybko się rozmyśliłam. Przez krótki moment nie wiedziałam, co zrobić z uniesioną ręką, aż w końcu pozwoliłam jej opaść w dół.
- Hydron? - zapytałam niepewnie.- Mogę o coś zapytać?
- Pytaj...- jego głos nie brzmiał jak zwykle. Był...smutny, słaby.
- Co...co się stało z twoją matką? - słowa z trudem przechodziły mi przez gardło. Przeczuwałam, że zaraz się odwróci, krzyknie, że to nie mój interes i odejdzie.
Jednak milczał. Przez dwie bardzo długie minuty.
- Ona...- zaczął nagle mówić, nieco drżącym głosem.- Umarła...bo...
- Bo? - ponagliłam go, po czym szybko skarciłam się w myślach.
- Ona...popełniła samobójstwo...- przy ostatnim słowie głos mu się załamał, a ja lekko drgnęłam. Zaczęłam szybciej oddychać, choć nie rozumiałam do końca dlaczego.- Kochałem ją...A-ale...Ale to wszystko było winą mojego ojca! Nie...nie wytrzymała...
Odwrócił się do mnie przodem. Miał łzy w oczach, cały się trząsł.
- Hydron...ja...- po raz pierwszy nie miałam pojęcia, co powinnam w takiej sytuacji powiedzieć.
- A ty...gaśniesz w oczach...Nie pozwolę, żeby i tobie się to stało - wyszeptał, a w jego oczach widać było niemalże błagalną prośbę.- Nie chcę, żeby i ciebie tak skrzywdzili, rozumiesz? Nie chcę! Nie pozwolę im...!
Łzy spłynęły mu po policzku.
Gdy to zobaczyłam, coś we mnie pękło.
Rozpłakałam się, w ciągu sekundy, i rzuciłam go przytulić. Wpadłam mu w objęcia i zaniosłam się płaczem. Objął mnie, tym razem zdecydowanie. Nie miałam pojęcia, co się właśnie stało, ale nie czułam się z tym źle, że zaczęłam płakać. Pozwalałam, żeby te negatywne uczucia wypłynęły razem  ze łzami, a potem roztrzaskały się bezgłośnie o podłogę.
- Tym razem...będziemy walczyć razem...obiecuję...- wyszeptał mi cicho do ucha  i pocałował mnie w czoło.

***

Uff, spooora przerwa, wiem ._.
Ale było trochę niefajnych spraw w moim życiu i musiałam najpierw tam wszystko poukładać ^ ^
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał : D