poniedziałek, 29 lipca 2013

Epilog

26 komentarzy:


- I co było dalej? No co? - dziewczyna pociągnęła matkę za róg sukienki, ponaglając ją.
Kobieta spojrzała z uśmiechem na swoją pociechę. Im dłużej na nią patrzyła, tym więcej radosnych iskierek tańczyło w jej zielonych oczach.
- Oj Charlotte, musisz się nauczyć cierpliwości! - zaśmiała się.- Też taka byłam, zawsze chciałam wszystko wiedzieć już, teraz, natychmiast!
- Więc wiesz jakie to jest irytujące! - nastolatka mruknęła, przeczesując dłonią czarne włosy, jak zwykle poplątane przez wiatr.
- Mój stan w szpitalu przez długi czas się nie polepszał – zielonooka westchnęła. - Było to skutkiem niedożywienia oraz tego, że przez bardzo d ługi czas byłam pod wyjątkowo silną presją i stresem. Okazało się, że zanim odzyskałam przytomność, to spędziłam kilka dni w śpiączce. Jednak, jak sama widzisz, w końcu wydostałam się z tego szpitala!
- No jasne, dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych mamo! - Charlotte uśmiechnęła się szeroko, patrząc miodowymi tęczówkami z podziwem na matkę. Kobieta uśmiechnęła się, w duchu ciesząc się, że jej córka tak przyjęła całą tą historię. - Ale co było dalej z tobą i tatą?
- Jak się domyślasz, nie było to  łatwym zadaniem, aby ponownie go do mnie przekonać.
- Taa, nie trudno mi uwierzyć. Nadal nie chce mnie puścić na te wakacje z resztą! - dziewczyna jęknęła.
- Pojedziesz, nie martw się, już ja go przekonam! - zielonooka puściła oczko do córki i uśmiechnęła się.
- Dzięki – Charlotte od razu się rozchmurzyła.- To jak to dalej z wami było?
- Po niecałym roku odbudowałam jego zaufanie i wróciliśmy do siebie. Dokładnie w dniu moich osiemnastych urodzin. Za trzy lata się zaręczyliśmy a za kolejne dwa wzięliśmy ślub. Jakiś czas potem zjawiłaś się ty. Resztę już znasz.
- Wow, mamo, miałaś naprawdę ciekawe życie! - młodsza czarnowłosa powiedziała, podekscytowana całą tą historią. Jednak westchnęła po chwili.- Ech, a ja jestem taka zwykła...
Akemi zmarszczyła brwi.
- Po pierwsze, nie jesteś zwykła – pogroziła córce palcem.- Jesteś naprawdę wyjątkowa.
- Bo umiem kilka sztuczek? - nastolatka przekręciła oczami, po czym uniosła do góry dłonie. Przez okno wpadł silny wiatr, który zaczął wszystko podnosić do góry. Szybko opuściła ręce i wiatr zniknął.
- To nie jest kilka sztuczek – zielonooka skarciła ją.- Twoja moc się dopiero rozwija. Twój ojciec nauczył się używać wiatru żeby latać dopiero jak miał szesnaście lat.
- A ja mam prawie piętnaście i nadal nic takiego nie umiem.
- Nauczysz się, zobaczysz – kobieta uśmiechnęła się ciepło do córki.- Ale nie będzie to łatwe, tym bardziej, że wcale nie jest tak łatwo to wszystko kontrolować, uwierz. Mi się nadal czasem zdarza coś przez przypadek podpalić! - zachichotała na samą myśl.- No i po drugie, mam nadzieję, że jednak nigdy nie przyjdzie ci przeżyć DOKŁADNIE tego samego co mi. Opowiedziałam ci tą historię nie po to, żebyś zachowała się identycznie jak ja, ale po to, abyś wyciągnęła z tego wnioski i była rozważna.
- Będę, obiecuję! - dziewczyna uśmiechnęła się niewinnie.
- Znam ten uśmieszek – dobiegł je znajomy męski głos. Obróciły się i spojrzały na czarnowłosego, który trzymał na rękach dwójkę bliźniaków. Uśmiechał się lekko do nich.- Twoja matka też się tak zawsze uśmiechała i przeważnie znaczyło to, że za chwilę coś wysadzi w powietrze.
Czarnowłose wybuchły śmiechem, podczas gdy on odstawił chłopców na ziemię. Od razu podbiegli do matki i uczepili się jej nóg, szczerząc się.
- Mama też wszystko wysadzała? - Naoki zapytał, skacząc do góry, żeby wzięła go na ręce.
- No jak szczenię – Charlotte mruknęła, patrząc z lekką niechęcią n a hałaśliwych braci.
- Tak jak my?! - Nathan zaczął malować farbkami buty matki.
Starsza córka spojrzała na to i uniosła do góry brwi.
- Usiłowali podpalić jakiegoś kota na drzewie – Shun spojrzał z pretensjami na żonę, która była zbyt zajęta mówieniem swoim synom jak bardzo ich kocha.- Akemi!
- Co? A, tak. Oj no, każdy się musi wyszaleć! - zielonooka nie widziała w tym żadnego problemu.
- Słuchaj, może tobie to nie przeszkadza, bo nie widzisz co robią, gdy ty wkładasz rzeczy do koszyka lub sprawdzasz listę zakupów, ale...
- Kochanie, nie stwarzaj sobie dodatkowych problemów! - czarnowłosa odstawiła pięcioletniego syna i pocałowała Shuna w policzek. Ten westchnął zrezygnowany.
- Taato, to mogę jechać na ten obóz? - Charlotte postanowiła wykorzystać moment.
- To jest absolutnie wyk...
- Ależ oczywiście! - zielonooka szturchnęła czarnowłosego łokciem w bok, uśmiechając się przy tym.
- Dzięki! - nastolatka zarzuciła tacie ręce na szyję i mocno się do niego przytuliła. Ten spiorunował Akemi wzrokiem, jednak się nie odezwał.
- Nie ma sprawy, mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić – rzucił po chwili, całując córkę w czoło. Ta uśmiechnęła się i spojrzała na młodszych braci.
- Charlotte, pooobaaawisz się z nami? - zapytali równocześnie.
- Nie ma mowy – skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
Wtedy w zielonych oczach chłopców zapaliły się małe iskierki. Uśmiechnęli się diabolicznie i pobiegli na górę.
- Tak szybko się poddali? - Aki zastanowiła się.
- O niieee! Mój pokój! - nastolatka jęknęła, po czym rzuciła się w pogoń za bliźniakami.- Wynocha z mojego pokoju! Małe wredne demony!
Shun westchnął, po czym podszedł i objął żonę. Ta chętnie zatonęła w jego ramionach.
- Urwanie głowy z nimi – zaśmiał się cicho, a jej serce zaczęło szybciej bić na ten dźwięk. Choć słyszała to często, to nadal nie mogła się tym nacieszyć. - Ale nie da się nie kochać. Tak samo jak z tobą.
- Mogłeś wybrać sobie inną żonę, miałbyś wtedy też inne dzieci – zachichotała.- Na pewno spokojniejszy dom.
- Nie chcę – spojrzał jej w oczy.- Często trafia mnie szlag, ale w życiu nie zamieniłbym tego wszystkiego. Choć, czasem odrobina spokoju byłaby mile widziana – zauważył, słysząc coraz głośniejsze huki dochodzące z piętra wyżej. Westchnął.- Idę ich tam ogarnąć, bo znowu zrujnują cały dom!
Pocałował szybko Akemi w usta, po czym udał się na górę.
Czarnowłosa uśmiechnęła się.
- To moja nagroda – pomyślała, zamykając na chwilę oczy.- Oni są nagrodą, że wytrzymałam i podjęłam słuszną decyzję...
Przypominała sobie, jak dowiedziała się, że jest w ciąży. Wróciła wtedy do domu i zamknęła się w sypialni na kilka godzin, obawiając się reakcji czarnowłosego. Co prawda byli już małżeństwem, ale nigdy nie rozmawiali na temat dzieci. W końcu jednak wpuściła go do pokoju i podała kartkę z wynikami. Nerwowo mięła w dłoni bluzkę którą akurat na sobie miała, oczekując jego odpowiedzi. Kamień spadł jej z serca, gdy czarnowłosy się wtedy uśmiechnął i ją przytulił.
Pamiętała, jak jej pilnował gdy była w ciąży. Nigdy się tego po nim nie spodziewała, jednak chłopak wszystkie czynności wykonywał za nią i spełniał każdą jedną jej zachciankę. Gdy brała do ręki talerze ze zmywarki aby odłożyć je do szafki, zaraz je jej odbierał i sam zanosił. A gdy była już  w ostatnim miesiącu, wystarczyło żeby tylko na chwilę obudziła się w nocy a czarnowłosy już dostrzegał różnicę w jej oddechu i się budził, natychmiast zadając pytanie ''To już?''
A gdy ''to już'' nastąpiło, siedzieli właśnie razem z Danem na tarasie, jedząc ciasto.
Uśmiechnęła się na wspomnienie, gdy Shun miał ochotę zabić Dana w aucie, za to że musieli  na niego czekać, bo chciał wziąć kamerę która zresztą potem wyleciała za okno, a to że Dan za nią nie podążył było spowodowane przez pielęgniarki które ich rozdzieliły w szpitalu.
Pamiętała, jak czarnowłosy najpierw bał się wziąć córkę na ręce i jak go przekonywała, żeby to w końcu zrobił. A gdy się udało,  dostrzegła z jaką miłością patrzył na dziecko. Od tamtej pory nie było nic ważniejszego od Charlotte.
Osobiście urządził jej plac zabaw w ogrodzie a także zajął się jej pokojem. Często w nocy wstawał, żeby uśpić małą, gdy zaczynała płakać, żeby czarnowłosa mogła odpocząć.
A gdy zjawiły się bliźniaki, było tak samo.
- Jestem taka szczęśliwa – pomyślała, patrząc jak Charlotte wybiega z domu i dołącza do grupki swoich przyjaciół. Dostrzegła, jak jej dłoń ocierała się lekko o dłoń niebieskowłosego Ryu, syna Ace'a i jego dokładnej kopii, zarówno pod względem charakteru jak i wyglądu.
Shunowi się to nie podobało, że ta dwójka ma się ku sobie i często powtarzał że ''Brakuje nam tylko Ace'a-teścia'', jednak Akemi to wcale nie przeszkadzało.
Była ciekawa, jakie przygody czekają  na jej dzieci i trochę  żałowała, że jej czas na to się już skończył, jednak wiedziała, że zawsze trzeba w końcu ustąpić.
Bakugany nadal przyjaźniły się z ludźmi i wiadomo było, że jeszcze nie raz znajdzie się potrzeba, aby nowi bohaterowie wzięli się za ratowanie świata.
Uśmiechnęła się szerzej.
Wiedziała, czyje to będzie zadanie.



****


No i namówiliście mnie na ten epilog no xD

Ale proszę sobie nie myśleć, że drugi raz też dam się w coś wkręcić! xD

Tak czy inaczej....muahahaha, Aki i Shun mają swoje własne piekło w domku :D
Mam nadzieję, że ten epilog już Was zadowolił!


Boże, Boże, ludki chcą, żebym czytała ich blogi i pisała oceny na temat treści...ratunku.

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 80 - Cor destructum*

18 komentarzy:
Zimno.
Ciemność.
Pustka...

***

Całkowita cisza.
Nie mogę poruszyć ustami.
Jestem wykończona, ale nie mogę zasnąć...

***

Szybkie kroki, zbliżające się w moją stronę. Nie drgnęłam.
- Wstawaj Ichiro - dobiegł mnie nieprzyjemny głos strażnika. Nadal się nie poruszyłam z zimnej betonowej posadzki.- Nie słyszałaś co powiedziałem?! Wstawaj!
- Nie ma sensu, żebym wstawała, nic już nie mam...- szepnęłam cicho, a mój głos był tak słaby, że sama go ledwo usłyszałam.
Otworzył celę. Złapał mnie za ramiona i szarpnął do góry. Gdybym chciała, mogłabym uciec...Właśnie, gdybym chciała...
- Ruszaj się! - wrzasnął i rzucił mnie na ziemię kawałek przed celą. Boleśnie upadłam na kolana, obcierając je i dłonie na których wylądowałam. Skrzywiłam się i mocno zacisnęłam powieki. Nie chciałam już iść na przód, nie chciałam wiedzieć co mnie czeka.
Złapał mnie za kołnierz koszulki i poderwał na nogi. Jakoś udało mi się zmusić kończyny do powolnego spaceru, co oczywiście nie zadowalało strażnika, bo cały czas mnie popychał abym przyśpieszyła.
Zastanawiało mnie, co król jeszcze ode mnie chciał? Dlaczego mnie nie zabił? Przecież nie byłam mu już do niczego potrzebna...
Droga do sali Zeneholda nie była długa, ale teraz zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Nogi miałam jak z waty, czułam, że w każdej chwili mogą się pode mną ugiąć i upadnę.
Jakimś cudem udało mi się jednak znaleźć w wyznaczonym miejscu.
Król siedział na pięknie ozdobionym tronie, uśmiechając się triumfalnie.
- Na kolana przed królem! - strażnik warknął i popchnął mnie na ziemię. Jęknęłam cicho i nieśmiało podniosłam wzrok do góry. Miał to co chciał, klęczałam przed nim jak inni jego dawni poddani.
- Zabawne jak to życie się toczy, czyż nie, Akemi? - zachichotał, czerpiąc satysfakcję z tego widoku. Nie odpowiedziałam, nie podniosłam się. Już...już nie miałam siły. - Kto by pomyślał, że właśnie ty będziesz klęczeć przede mną jak inni vexosi? Chociaż...widać było po tobie, że do nas pasujesz. Masz idealne cechy charakteru!
Podłoga wydała mi się teraz nadzwyczajnie interesująca. Mogłabym wytknąć osobie która ją sprzątała wiele małych plamek...
- Tak więc...- kontynuował król, widząc, że zaczynam się już powoli krzywić na jego słowa.- Już najwyższy czas, abyś tak jak i reszta vexosów zawalczyła na mój rozkaz.
- Nie mogę walczyć...- rzuciłam słabo, niepewnie podnosząc wzrok na króla. Zmarszczył brwi.
- No to lepiej, żebyś zaczęła móc! - warknął.
- Nie mam czym walczyć! - lekko podniosłam głos a on drgnął nerwowo, aby dać mi do zrozumienia, żebym tak więcej nie robiła.
- Aaa, no tak...- mruknął, po czym sięgnął do kieszeni i zaczął obracać srebrną kulką w palcach. Tak bardzo znajomą srebrną kulką...
- Wyrocznio...- szepnęłam, czując że znowu zaczynam drżeć. Starałam się to opanować, ale okazało się, że nie mam na swoje ciało już prawie żadnego wpływu. Zawsze mogłam ukryć wszelkie emocje i zmuszałam ciało, aby nie dawało ich po sobie poznać, teraz jednak nie mogłam tego zrobić. Być może dlatego, że gdzieś w głębi duszy było mi już wszystko jedno...?
- Chcesz ją odzyskać? Masz wygrać walkę z jednym z wojowników - postawił warunek a ja zbladłam. Jednym z wojowników? Co jeżeli sam wybierze mi przeciwnika? Co jeżeli...jeżeli to będzie Shun...?
- Niby jakim bakuganem mam zagrać...? - wymruczałam po chwili, odpychając od siebie myśli o czarnowłosym. Samo jego wspomnienie, powoli zacierające się w mojej głowie, wywoływało u mnie okropny ból.
Zenehold wstał.
- Masz przywołać swojego bakugana Pyrusa - zażądał. Moje oczy rozszerzyły się w zdziwieniu.- A twoim przeciwnikiem będzie Dan Kuso.

***

Dan...miałam stanąć do walki z Danem...
Z jedyną osobą, która przez ten cały czas we mnie wierzyła i pomimo słów innych, nadal był moim przyjacielem...a przynajmniej wtedy, gdy widziałam go ostatnim razem...
Boże, kiedy to było...?
Wspomnienia moich dawnych przyjaciół znacznie osłabły.
Nie pamiętałam już zapachu domu Dana, w którym przez tyle czasu mieszkałam, zapomniałam uczucie dotyku Shuna, tak samo jak już ledwo kojarzyłam głos Ace'a. Nie pamiętałam śmiechu dziewczyn, Runo i Julie.
Czułam się z tym źle, że zaczęłam to wszystko zapominać...
Jednak teraz pamiętałam tylko te wszystkie złe rzeczy...wszystkie uczucia i emocje, które raniły...Ayako...
Nie słyszałam jej, ale czułam, że nadal ma na mnie wpływ. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby celowo mi pokazywała te bolesne wspomnienia. Chciała mnie dobić.
Westchnęłam i przeczesałam ręką włosy.
- Akemi, ty idiotko...- mruknęłam, przymykając oczy. Skupiłam się i zmusiłam ciało do wykrzesania z siebie odrobiny energii. Czułam się coraz słabiej, aż poczułam coś na dłoni.
Szybko otworzyłam oczy. Udało się, czerwona  kulka tam leżała, zamknięta. Otaczała ją lekka czerwona poświata, która rozświetlała całkowite ciemności, które panowały w moim pustym pokoju. Zacisnęłam na niej lekko palce. Odzwyczaiłam się od niej. Odesłałam ją do Starożytnych, a potem walczyłam już tylko Wyrocznią.
- Witaj z powrotem...- szepnęłam i rozłożyłam palce.- Pyrus Empress Titania.

***

Ciężko opisać jak się czuję.
Stawiam kroki, jeden za drugim, wzdłuż ciemnego korytarza, prosto to wielkiej metalowej bramy.
Każdy mój krok niósł głośne echo, które odrobinę zagłuszało mój przyśpieszony oddech.
Miałam wrażenie, że postacie z obrazów na ścianach mi się przyglądają, jedne rozbawione a inne zasmucone.
Nie miałam pojęcia, co za tą bramą zastanę. Nie miałam pojęcia, co będzie dalej i co zrobię.
Mocno trzymałam bakugana w dłoni i liczyłam na to, że podpowie mi co zrobić. Jednak, pomimo tego że do niej mówiłam i opowiedziałam jej przez noc (czy też dzień, tutaj się nie odróżnia zbytnio) wszystko co się działo, nie odezwała się do mnie ani słowem. Najpierw mnie to trochę martwiło, chwilowo było mi to obojętne.
Serce zaczęło bić jak oszalałe, gdy sięgałam wolną dłonią po klamkę, jakby chciało uciec aby nie widzieć, co ciało może dalej zrobić. Przed oczami mignęły mi wszystkie niewykorzystane szanse, pojawił się każdy moment, gdy zrobiłam lub powiedziałam coś źle, gdy zaprzepaściłam swoje szanse. Łzy zebrały mi się w oczach...
Jednak nie to było najgorsze. Najgorsze były te najpiękniejsze wspomnienia które zobaczyłam chwilę później. Pierwsze spotkanie z Ruchem Oporu, wszystkie nasze przygody, mój pobyt na ziemi. Runo, Julie, Alice...Shun, Ace, Dan, Baron...Mira, Gus, nawet za Spectrą tęskniłam na swój sposób. Oddałabym wszystko, żeby teraz z nimi być...
Ale nie miałam już nic, bolesna prawda huczała mi w głowie. Czułam się, jakbym była na koncercie i stała tuż koło głośników.
Zawahałam się jeszcze na sekundę.
Co w sumie zrobię? Naprawdę mam walczyć z Danem? I w imię czego? No, nie oszukujmy się, szansa że Zenehold odda mi Wyrocznię była taka sama jak to, że nagle mi wręczy do ręki pomidora i powie ''Jesteś wolna!''.
Byłam wojowniczką i jedyne do czego byłam stworzona, to walka. Miałam sobie za złe, że skusiłam się i sięgnęłam po uczucia. Na cholerę mi były?! Zrobiły mi tylko krzywdę! I sama się przez to wszystko pogubiłam!
Dosyć! Pokażę im, ten ostatni raz, jak walczą prawdziwi wojownicy!
Sięgnęłam aby nacisnąć klamkę.
Nagle jednak brama dosłownie eksplodowała, a ja natychmiast odskoczyłam do tyłu i zgrabnie uniknęłam odłamków drewna. Podniosłam wzrok i zamarłam.
- Ej, Ichiro! Nie ociągaj się tak, walka się tutaj toczy! - Spectra zaśmiał się, ale wcale nie złowieszczo. Tak  normalnie..- Ominie cię cała zabawa, pozwolisz na to?!
- Spectra?! - zawołałam zaskoczona i nie mogłam się powstrzymać, żeby się nie uśmiechnąć. Następnie spojrzałam na Heliosa, który służył mu jako transport. Wow, chyba ewoluował! - Nie wierzę, że to mówię, ale chyba nawet się cieszę, że cię widzę!
- Mogę powiedzieć to samo! Wskakuj! - wyciągnął do mnie rękę. Przez moment się zawahałam, ale dotarło do mnie, że nie mam zbytnio żadnych opcji. A przede wszystkim, nie mam już nic do stracenia. I właśnie ten fakt czynił mnie niebezpieczną.
Bo gdy się komuś odbierze co ma, ta osoba nie ma już nic do stracenia i może zrobić wszystko.
Złapałam jego rękę.

***


- Uważaj!
'Uważaj''
Jedno tak proste i krótkie słowo, mające na celu ochronienie czyjegoś ciała przed mniejszym lub większym niebezpieczeństwem i równocześnie uszkodzeniem.
Whoa, mogłabym się wziąć za pisanie definicji w słowniku, nawet mi się udało!
No, ale może wróćmy do sytuacji, która zresztą nie jest najlepsza...
Nie zdążyłam odskoczyć. Strzał strącił mnie z ogona bakugana i zaczęłam spadać w dół.
- Gus, łap ją! - Spectra wrzasnął, po czym załadował kartę supermocy.- Dalej Helios!
Dziwne uczucie tak sobie spadać. Ciekawa byłam, czy mogłabym tak spadać na przykład...wiecznie. Cała wieczność spadania, a co za tym idzie analiza swojego całego życia, wspominanie każdego błędu. To by zabiło szybciej niż jakikolwiek cios czy śmierć naturalna.
W każdym bądź razie, nie musiałam się tym teraz martwić. Wpadłam prosto w ramiona niebieskowłosego.
- Nic ci się nie stało? - zapytał z troską, uważnie mi się przyglądając.- Wyglądasz jak trup.
- Dzięki za komplement... - mruknęłam, stawiając nogi na jego bakuganie.
- Chyba mam dużo do nadrobienia z twojego życia, co? - uśmiechnął się do mnie, jednak jakoś nie byłam w stanie odwzajemnić tego gestu.
- Nie będziesz miał na to zbytnio czasu, Gus - rzuciłam cicho, szukając wzrokiem Spectry.
- Dlaczego?
Poddałam się z szukaniem blondyna i spojrzałam na niego. Nie wiedziałam, jak  mu to wytłumaczyć. Nie wiedziałam, jak ani co powiedzieć.
- To...to będzie moja ostatnia walka - odparłam po chwili, po czym odwróciłam się i spojrzałam gdzieś w przestrzeń, w mały punkt, który świecił. Świecił i przypominał mi odrobinę słońce. Zacisnęłam mocno pięści. - Przysięgam...
- Nie gadaj głupot! - chłopak skarcił mnie lekceważącym tonem. Skrzywiłam się lekko. Gdyby tylko mógł zobaczyć i przejść to samo, co przeszłam ja, może inaczej by na to spojrzał.
- Po co walczysz? - zapytałam nagle. Zamrugał zaskoczony.- Po co w ogóle żyjesz? Masz coś, COKOLWIEK, co jest tego warte?
Przez chwilę milczał, najwyraźniej zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Ichiro, ja nie wiem, co ci się nagle zebrało na złote myśli na temat życia, ale uwierz mi, to nie jest zbyt odpowiedni moment! - ponownie spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Nigdy nie ma odpowiedniego momentu! - wycedziłam przez zęby, czując jak krew gotuje się we mnie ze złości.
- Akemi, uspokój się!
- NIE USPOKOJĘ SIĘ! - wrzasnęłam na całe gardło, nie zdając sobie nawet sprawy, że będę do tego zdolna.- Ciągle tylko słyszę, że to nieodpowiedni moment! Ciągle muszę milczeć i zatrzymywać wszystko dla siebie! I z jakiej racji?! Co mi to dało, Gus?! Może ja nie wybrałam sobie tej drogi? Może ja też bym chciała...żyć...normalnie...?
- To jest twoje życie! - złapał mnie za ramiona i mną potrząsnął.- To wszystko jest twoim życiem i jest twoją normą, nawet gdybyś najbardziej tego pragnęła na świecie, nie zmienisz swojego przeznaczenia, słyszysz?! Nawet jeżeli się schowasz, to i tak cię to dopadnie, gdziekolwiek będziesz! Jesteś wojowniczką, nie wolno ci uciekać!
- Przepraszam, że psuję ci tą chwilę i piękny monolog, ale zaraz ci zwymiotuję na buty...- mruknęłam, patrząc na niego błagalnie. Przestał mną potrząsać i odsunął się na krok (pewnie na wszelki wypadek!). Westchnęłam i przymknęłam oczy.- Pewnie masz rację...
- Jasne, że mam! I...o...nadchodzi kawaleria!
- Nie żartuj sobie w takim momencie...
- Nie żartuję, mówię poważnie! Spójrz! - otworzyłam oczy i spojrzałam na miejsce, które chłopak wskazywał. Wcześniejszy świecący punkt na który patrzyłam znacznie się powiększył. Zmrużyłam nieco oczy i dostrzegłam...wojowników.
- Zabij mnie, proszę - jęknęłam, patrząc na niebieskowłosego. Ten jednak się zaśmiał.
- W samą porę! Patrzcie, znalazłem zgubę! - krzyknął do wojowników a ja od razu poczułam wszystkie ich spojrzenia właśnie na sobie. Nienawidzę go...

***


Aż serce mi szybciej zabiło, gdy wpadłam w ramiona szarookiego.
- Akemi! Rany, dziewczyno! - krzyknął, mocno mnie przyciskając do siebie. Nie czułam nic innego, jak czystą radość, że tu był. Że po prostu był przy mnie.- Słuchaj, musimy poważnie porozmawiać!
- Nie ma czasu na rozmowę! - Gus krzyknął poirytowany.
- Stul pysk i idź zagrać w jakiejś reklamie szamponu! - Ace się odgryzł, po czym wziął moją twarz w dłonie i uniósł do góry, żebym na niego spojrzała. Łzy mi się zbierały w oczach i nie miałam zamiaru ich powstrzymywać. Już nie.- Przepraszam! Naprawdę! To wszystko...to wszystko tak źle się potoczyło! Nie uwierzyłem ci, proszę, wybacz mi! Już wszystko wiem!
Nie obchodziło mnie, skąd ''wszystko'' wiedział. Nie dbałam o jego przeprosiny. Byłam szczęśliwa, że miałam szansę go ponownie zobaczyć.
- Wybaczam ci, Ace - wymusiłam uśmiech na twarzy.- Nie jestem bez winny i też chciałabym, żebyś mi wybaczył, że wcześniej ci wszystkiego nie powiedziałam, to by wiele rozwiązało...
- Bałaś się, rozumiem to - odparł, uśmiechając się przepraszająco.- Ale nie martw się, wszystko ci wynagrodzę jak tylko się stąd wydostaniemy!
- To może skończ już tą swoją paplaninę, ocalmy świat i zbierajmy się do domu? - niebieskowłosy zaproponował.
- Idioto, psujesz piękną chwilę pojednania! - Ace zaśmiał się a ja sama mimowolnie się uśmiechnęłam. W oddali dostrzegłam, jak Dan i Shun skręcają gdzieś za pałac. Do nas dołączył Marucho. Pomachałam do niego, po czym zwróciłam się do Ace'a.
- Teraz czas na moją misję - powiedziałam, wracając z powrotem do nowo poznanej powagi.
- Co? Jaką znowu misję? Ciebie trzeba wysłać do domu, tam będziesz bezpieczna! - szarooki natychmiast zaprotestował.
- Ace, to jest coś, co muszę zrobić - szepnęłam, po czym ponownie przytuliłam z całych sił chłopaka. Łzy zaczęły już spływać po moich policzkach, jedna za drugą.- Przepraszam cię za wszystko! Byłeś moim najlepszym przyjacielem!
- Czemu ty tak mówisz? Co ty...co ty chcesz zrobić?! - zaniepokoił się i dla pewności mocno mnie objął w pasie. Uśmiechnęłam się pomimo łez i spojrzałam na niego.
- Nic takiego - starałam się, aby mój głos brzmiał zdecydowanie.- Wiesz, mała demolka i kabum w stylu Ichiro!
- To idę z tobą! - zawołał ochoczo.
- Nie! - krzyknęłam, zdecydowanie za szybko. Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Dopiero cię odzyskałem, nie chcę znowu stracić - jego głos się nieco ściszył. Skrzywiłam się lekko na wewnętrzny ból. Ja też nie chciałam go teraz zostawiać. Z całych sił nie chciałam. Jednak...Gus miał rację. Nie mogłam stać z tyłu z założonymi rękoma.
- Nie stracisz - szepnęłam, uśmiechając się nieco szerzej.- Nigdy. Zawsze będę twoją przyjaciółką.
Szybko wyrwałam się z jego uścisku i nim któryś z chłopaków zdążył zareagować, wykonałam salto do tyłu. Spadałam przez chwilę w dół a potem sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam bakugana.
- Pyrus Empress Titania, start! - krzyknęłam i rzuciłam kulkę kawałek pod siebie. Nic się nie działo.- No dawaj, proszę!
Czerwone światło rozbłysło, a ja wylądowałam na ramieniu pięknej cesarzowej. Wzbiła się do góry na skrzydłach które, jak na Pyrusa przystało, przypominały skrzydła smoka.
- Miło, że zdecydowałaś się jednak włączyć do bitwy - mruknęłam, a ona się lekko uśmiechnęła.- Szybko, musimy dołączyć do Spectry i Dana! No i Shuna...
Nie podobało mi się to, jednak musiałam się z nimi zobaczyć.
Obejrzałam się przez ramię na Ace'a, Marucho i Gusa, którzy usiłowali za mną polecieć, jednak pociski w nich wycelowane skutecznie im to unicestwiały.
Ace spojrzał w moją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały.
Uśmiechnęłam się słabo i mu pomachałam, czując, że to ostatni raz gdy go widzę.
Popatrzył na mnie bezradnie i również mi pomachał. On też to czuł.

***

- Supermoc Aktywacja - szybko załadowałam kartę.- Służba Cesarza!
Tarcza zasłoniła Ingram i Heliosa, tuż zanim atak Farbrosa na nich spadł.
Trójka wojowników oraz król spojrzeli na mnie. Titania zatrzymała się, z włócznią gotową do ataku.
- Ichiro, chyba się trochę zapominasz! - król syknął. Zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem, a następnie przeniosłam wzrok na Dana. Uśmiechał się do mnie, szczerząc ile tylko mógł. Aż się cieplej człowiekowi robiło na duszy. Dalej skierowałam wzrok na Spectrę, który wbijał we mnie zaciekawione spojrzenie.
Spectra był bardzo sprytnym wojownikiem. Widziałam po nim, że był okropnie ciekawy, co zrobię.
I może głupio się przyznać, ale nie do końca miałam plan...Dobra, w sumie to go w ogóle nie miałam. I właśnie dlatego wszystko szło po mojej myśli.
W końcu od czego jest się mistrzynią improwizacji?
No i została już ostatnia osoba tam.
Shun.
Czarnowłosy patrzył na mnie wzrokiem, który nie mówił mi absolutnie nic. Był zimny i nie mogłam wyczytać, co czuje gdy na mnie patrzy.
Nadal uważał, że zabiłam Alice? Nadal był na mnie zły? I czy...czy nadal mnie kochał?
Na żadne z tych pytań jednak nie znałam odpowiedzi. Czarne włosy szarpał wiatr, miodowe oczy były na mnie skupione.
Dalej gapiłabym się w niego jak w obrazek, gdyby nie głos króla.
- Ichiro, pamiętaj! - skierowałam na niego nieprzytomne spojrzenie, podobnie jak i inni. Mężczyzna trzymał wysoko uniesioną rękę, a w niej srebrną kulkę. Wyrocznię.- Pamiętaj, jaki wydałem ci rozkaz!
- Wydawać rozkazy może nawet woźny w szkole - odparowałam, po czym szybko się zganiłam.- Ale tak, pamiętam...Titanio, ląduj obok Farbrosa.
- Akemi, nie rób tego! - głos Dana przedarł się do moich uszu przez huk pocisku lecącego w stronę Drago.
Titania szybko znalazła się po prawej stronie mechanicznego bakugana a ja zeskoczyłam z jej ramienia, lądując obok króla.
Czułam na sobie spojrzenia innych, ale nie przejmowałam się tym teraz. Uklękłam.
- Panie, jestem na twoje rozkazy - rzuciłam chłodno, podziwiając samą siebie, że się nie skrzywiłam gdy wymawiałam te słowa. Moja duma dawała o sobie znać i nie podobało jej się, że musiała tak ucierpieć. Jednak co poradzić?
- Wspaniale - Zenehold uśmiechnął się zadowolony.-Wstawaj i zniszcz Kuso!
- Tak jest - podniosłam się i spojrzałam na wymienionego wcześniej szatyna.
- Aki, nie będę z tobą walczył! - krzyknął w moją stronę.
- Ale ja z tobą tak! Supermoc aktywacja! - bez chwili wahania załadowałam kartę.- Strzał Sprawiedliwości!
Z włóczni Tytani poleciał potężny pocisk, który w drodze zmienił się na kilka mniejszych. Drago zdążył jednak jakoś wykonać unik przed większością, a przed ostatnim zasłonił go Helios. Spectra próbował aktywować tarczę, jednak pocisk bez problemu ją zniszczył i trafił jego bakugana.
- Helios, uważaj! - Drago krzyknął.- Titania to prastary bakugan, jej ciosy zniszczą każdą tarczę! Jak to się stało, że ocalała...?
- Nie twoja sprawa! Supermoc aktywacja! - krzyknęłam, ładując kolejną kartę.
- Akemi, przestań! To szaleństwo! - Spectra wrzasnął.
- Być może i tak! Ognisty Śpiew!
Spojrzałam na Shuna. Spodziewałam się kolejnego spojrzenia pełnego niechęci i dezaprobaty, wręcz pogardy. Jednak nadal patrzył na mnie tym samym pustym spojrzeniem. Sama nie wiedziałam już, czy nawet nie było to gorsze.
Nie mieszał się do bitwy, po prostu stał i patrzył. Czekał na rozwój wydarzeń?
- Kuso, broń się do cholery! Nie damy im rady jak nie będziesz nic robił! - Spectra był już wkurzony. Czego się spodziewał? Że tak po prostu stanę po ich stronie?
- Nie chcę z nią walczyć! - szatyn krzyknął i spojrzał na mnie błagalnie, najwyraźniej nie mogąc pojąć tego, co robiłam.
- To niech ci się zachce! Pamiętaj po co tu jesteśmy! Helios, pokażmy im prawdziwą moc! - blondyn zaśmiał się złowieszczo, ładując jakąś kartę.
- Supermoc aktywacja, Lustro Cesarzowej - również załadowałam kartę i spojrzałam wymownie na Titanię. Pokiwała głową.
Helios wystrzelił pocisk w stronę Titani.
- Lustro Cesarzowej działa jak lustro, może odbić atak...- zaczęłam, a Spectra spojrzał na mnie odrobinę zdziwiony.- Albo też..go spotęgować i przekierować!
Lustro wchłonęło atak Heliosa, dodało do niego siły a wtedy wystrzeliło prosto...w Farbrosa.
Nim król zdążył zareagować, rzuciłam się na niego, usiłując mu wyrwać Wyrocznię z ręki. Nie do końca mi się to udało, chociaż pół sukcesu było, kulka wypadła z jego rąk i wylądowała gdzieś kawałek dalej. Odepchnęłam mężczyznę i chciałam pobiec po nią, jednak król szarpnął mnie boleśnie za włosy do tyłu. Przewróciłam się, jednak nie czekałam zbyt długo. Natychmiast zlokalizowałam wzrokiem srebrną kulkę, toczącą się do krawędzi platformy na której staliśmy.
- Nie! Wyrocznio! - krzyknęłam, zrywając się na nogi.
- Farbros, wykończ Titanię! - król rozkazał i nim się obejrzałam, seria pocisków zaatakowała bakugana Pyrusa.
Przeklęłam pod nosem. Nie tak miało być!
Dopiero po sekundzie zdałam sobie sprawę jak szybko oddychałam i z jaką prędkością krew pulsowała w moich żyłach. Taka dawka adrenaliny robiła swoje!
Miałam kilka sekund, żeby dobiec do Wyroczni, albo załadować kartę ochronną dla Titani.
Zacisnęłam zęby i zdecydowałam, że wykonam obie czynności na raz. Rzuciłam się biegiem w stronę srebrnej kulki gdy zdałam sobie sprawy, że jedyna karta tarczy która mi została...zniknęła.
Po prostu. Nie było jej. Musiała mi prawdopodobnie gdzieś wypaść. Serce waliło mi jak oszalałe. Z tego wszystkiego ledwo zauważyłam, że król użył zestawu bojowego i zniknął w środku Farbrosa.
Zaczęłam panikować. Dlaczego nie miałam tej durnej karty?! Dlaczego jej nie było gdy tak bardzo była mi potrzebna?!
- Supermoc aktywacja! Królewski Płomień! - krzyknęłam, ładując inną kartę. Może nie do obrony, lecz ataku, ale jaki miałam inny wybór? Tymczasem rzuciłam się na ziemię, aby złapać Wyrocznię. Kulka wyślizgnęła mi się z rąk i spadła z platformy.
Mój krzyk było chyba słychać na drugim końcu wymiaru. Wychyliłam się za nią. Widziałam, jak spada. Jak oddala się ode mnie, a ja nie mogłam nic zrobić. Byłam...bezradna. Po raz kolejny...
- Akemi! - już po sekundzie musiałam obrócić głowę. Spojrzałam na Titanię. Farbros w nią celował. Helios leżał kawałek dalej, ledwo dysząc. Drago próbował odwrócić uwagę króla, jednak niezbyt mu to wychodziło. Szukałam, ale Shuna nigdzie nie było. Zniknął.
Moja Titania...taka dzielna...leżała równie bezradnie jak ja, patrząc w oczy wroga.
- Skoro nie stoisz po mojej stronie, nie będziesz stała po niczyjej! - Zenehold zaśmiał się triumfalnie. Nie widziałam go, ale czułam, że patrzy na mnie.- Mogłem się domyślić, że buntownik zawsze zostanie buntownikiem! Teraz pożałujesz tej nielojalności!
Nie mogłam liczyć na niczyją pomoc. Musiałam działać!
- Dan! Dan! Strzel w ziemię pod nim! - krzyknęłam do szatyna.
- Zwariowałaś?! - wydyszał zmęczony, patrząc na mnie niepewnie i jakby z lekkim...strachem?
- Rób co mówię! Szybciej! - nie udało mi się ukryć rozpaczy w głosie. Nadal patrzył na mnie nieprzekonany.- Proszę, zaufaj mi!
Ostatnie słowa podziałały na niego jak zimny prysznic. Pokiwał głową. Cała drżałam od nadmiaru emocji. Podjęłam decyzję bez zastanowienia.
- Drago, supermoc aktywacja! - krzyknął, ładując supermoc. Prawdopodobnie jedną z ostatnich.
Podbiegłam do Titani, a strzał Drago trafił dokładnie w platformę między Farbrosem i moim bakuganem. Runęliśmy w dół.
- Supermoc...aktywacja...- rzuciłam słabo, usiłując się złapać Titani. Nic mi z tego nie wyszło, niestety. Załadowałam ostatnią kartę.- Poświęcenie Cesarzowej!
- Żegnaj Akemi - bakugan powiedział i ku mojemu zaskoczeniu, jej głos wcale nie był smutny.
- Żegnaj...i...przepraszam...
- Za co? Właśnie tak miało być! - zaśmiała się. Jej kontury zniknęły, zmieniła się w kulę energii.
- Farbros, wykończmy je...- dobiegł mnie głos króla. Armaty skierowały się w moją stronę. Titania pognała w ich stronę  jednak wiedziałam, że nie zatrzyma strzału. Wiedziałam co teraz będzie.
Strzał.
Blask przybierający na sile.
Spadałam, ale światło się wcale nie oddalało. Wręcz przeciwnie, błysk światła zmierzał w moją stronę, stając się coraz mocniejszy.
Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy. Titania może nie zablokowała tego ciosu, ale powinna poważnie uszkodzić system Farbrosa, aby już nie był zdolny do walki. Nie musiałam się już martwić. Zeneholda zabierałam ze sobą na drugą stronę.
- Przed przeznaczeniem nie uciekniesz - szepnęłam, gdy zrobiło mi się już biało pod powiekami. Żałowałam tylko, że nie mogłam porozmawiać z Shunem...ten ostatni raz, jak z Ace'm...
Chociaż mogłam na niego spojrzeć. Przynajmniej przez chwilę. Nie był to może obraz, który chciałabym widzieć. Chciałabym móc zobaczyć go z lekkim uśmiechem i pogodą ducha w tych pięknych miodowych oczach, w których zwykłam zawsze tonąć gdy w nie spojrzałam. Jednak nie mogłam tego mieć.
Ale miałam umrzeć z obrazem jego twarzy w myślach. Do tego doszła myśl, że jest bezpieczny, że wszyscy już są bezpieczni i teraz nie muszą się już niczego bać. Może nie do końca wygrałam, ale także nie przegrałam. I choć ta ostatnia iskra życia, właśnie gasnąca powoli w moim sercu, nadal chciała żyć...to umierałam szczęśliwa. I nie było nic lepszego od tego uczucia, że zostawiam za sobą wszystko co było, co jest a to co będzie, nie powinno już zagrażać ludziom, których kocham.
Więc...czy mogłabym jeszcze czegokolwiek żałować?

***



Poczułam mocny ucisk na lewej dłoni. Otworzyłam zaskoczona oczy, jednak blask pocisku który był zaledwie kilka metrów ode mnie był tak oślepiający, że nie widziałam już nic.



***

Wiatr delikatnie bawił się moimi włosami. Czułam zimne i świeże powietrze na twarzy. Pod powiekami było jasno, pewnie świeciło słońce. Delikatnie poruszyłam ręką, lewą. Nagle poczułam na niej ucisk. Skrzywiłam się lekko, gdy ''słońce'' zostało czymś przysłonione. Chciałam machnąć drugą ręką, aby ten obiekt nie zasłaniał mi światła, jednak nie miałam na tyle siły w rękach i gdy tylko uniosłam dłoń o trzy centymetry w górę, to natychmiast opadła ona z powrotem.
Chwila, ja leżałam?
Delikatnie przesunęłam dłonią po materiale. Łóżko.
Ucisk na lewej dłoni zniknął.
Powoli poruszyłam nogami. Przeszyło mnie zmęczenie i ponownie się skrzywiłam.
Zdecydowałam się otworzyć oczy. Co się w końcu stało? Musiałam się dowiedzieć.
Gdy uchyliłam powieki, skrzywiłam się lekko na światło słoneczne. Po chwili jednak źrenice się przyzwyczaiły. Leżałam rzeczywiście na łóżku.
Delikatnie przekrzywiłam głowę na boki. Nikogo tu nie było, a pokój przypominał mi salę szpitalną z tym całym sprzętem medycznym.
Okno było otwarte i pewnie to było źródłem wiatru. Spróbowałam się podnieść, jednak, ponownie, nic z tego nie wyszło, czułam się zbyt słabo.
Drzwi otworzyły się nagle z hukiem. Nim podniosłam nawet głowę do góry, nade mną zobaczyłam uśmiechnięte twarze Dana i Ace'a.
- Żyjesz! Ty naprawdę żyjesz! - szatyn rzucił się mnie przytulać. Niezgrabnie to wyszło przez fakt, że nadal leżałam na płasko, no ale cóż.
- Masz pojęcie jak się martwiliśmy? Już sądziliśmy, że jest po tobie! - szarooki patrzył na mnie z pretensjami.
- Tak, tak, my wszyscy się cieszymy, że Aki żyje - Dan przekręcił oczami a mi udało się uśmiechnąć.
- C-co się w ogóle stało? Przecież...- nic z tego nie rozumiałam.
- Kazami cię uratował! - Ace rzucił, niezbyt zadowolony, prawdopodobnie dlatego, że to jego ''rywal''.
- Shun...? - serce mi przyśpieszyło. Zamrugałam energicznie.- Naprawdę?
- No! Wskoczył za tobą tuż przed ten pocisk! A Zenehold nie żyje! - szatyn wykrzyknął.
- Ciszej idioto, jak chcesz śpiewać o nim piosenki, to od tego jest cyrk! - gracz Darkusa uśmiechnął się złośliwie.
- Phi! - Dan prychnął.
Nie przykułam już takiej uwagi do ich kłótni. Shun...Shun mnie uratował...ale przecież...
Drzwi trzasnęły.
-O, o wilku mowa!
 Był tu. Uratował mnie. Nic mu nie było?
- Zostawicie nas na chwilę samych? - aż lekko zadrżałam na tak dobrze mi znany głos czarnowłosego.
- Ledwo wlazł a już się rządzić będzie...- Ace mruknął, po czym ruszył powoli do drzwi, kłócąc się po drodze z Danem. Poczekałam aż zniknęli za drzwiami.
- Shun, proszę, posłuchaj mnie...! - zaczęłam, usiłując się podnieść. Niestety, po raz kolejny łokcie się pode mną ugięły i opadłam z powrotem.
- Nie podnoś się, musisz odpoczywać - oparł spokojnie, wbijając we mnie to samo spojrzenie, którym darzył mnie ostatnim razem.
- Proszę, Shun, to nie ja...- przygryzłam lekko wargę.- To nie ja zabiłam Alice! Wiem, że mi nie ufasz, ale przysięgam, że to tylko tak wyglądało! Chciałam jej pomóc, wyciągnąć z niej ten kawałek metalu i zawołać pomoc, ale ona mi nie pozwoliła! Shun, proszę, pozwól mi to wszystko wytłumaczyć, ja...ja...
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że przez większość tego monologu płakałam. Zamrugałam zdziwiona, jednak postanowiłam to zignorować i przeniosłam wzrok na Shuna.
Ninja patrzył na mnie nadal tak samo, bez najmniejszego wzruszenia.
- Wiem. - powiedział nagle. Tylko tyle.
- Wiesz...? - zdziwiłam się.- Shun, dziękuję, że mnie uratowałeś...ja...nie musiałeś tego robić...choć cię tak kocham, to cię tak bardzo skrzywdziłam i...przepraszam...a ty...i...
Podszedł trochę bliżej. Nie wiedziałam, co powiedzieć, w głowie miałam istny chaos...
Wyciągnęłam rękę w jego stronę, żeby złapać jego dłoń. Uważnie obserwował wysiłki mojej ręki. Nie mogłam go dosięgnąć i nie mogłam też się zbyt poruszyć. Skrzywiłam się lekko. Po kilkunastu sekundach moja dłoń drżała już z wysiłku. Nic nie zrobił.
W końcu moja ręka opadła zmęczona na łóżko a ja przymknęłam na sekundę oczy.
Wtedy coś na niej poczułam. Natychmiast otworzyłam oczy. Dłoń Shuna odsunęła się od mojej i dostrzegłam na niej...
- Wyrocznio...- szepnęłam, uśmiechając się. Gdybym miała siłę, to bym pewnie skakała z radości.
- Wtedy, gdy ci spadła...poleciałem po nią z Ingram...- Shun odezwał się po chwili. Whoa, wysilił się aż na tyle słów?!
Przyjrzałam mu się.
- Dlaczego?
Przełknął ślinę.
- Stwierdziłem, że pewnie będziesz chciała ją z powrotem gdy już...no i...ja...- wreszcie widziałam po nim jakieś emocje. Był niepewny, zakłopotany...- Bałem...em...znaczy, martwiłem się, że...jeżeli zginiesz to...ona...ona byłaby tym co by po tobie zostało...czymś, co mógłbym zatrzymać...
Serce waliło mi jakbym przebiegła właśnie maraton. On nadal coś do mnie czuł.
- Wybaczyłeś mi...? - zapytałam po dłuższej chwili. Nie odpowiedział.- Rozumiem...
Ruszył do drzwi. Miłość mojego życia właśnie odchodziła i nie mogłam  nic zrobić, żeby go zatrzymać. Ale widać tak miało być, widac tak będzie najlepiej. Znajdzie kogoś lepszego ode mnie i z tamtą dziewczyną będzie szczęśliwy.
- Wiedziałaś, że byliśmy zaręczeni jeszcze przed narodzinami? - spytał, gdy już trzymał rękę na klamce. Zamrugałam zdziwiona.
- Byliśmy zarę...- dotarło do mnie, że miał rację. Te wspomnienia do mnie wróciły. Pytałam się mamy, jako mała dziewczynka, jaki ten chłopak jest. Odparła, że nie wie. Zapytałam wtedy, po czym więc go poznam a ona powiedziała, że po muzyce, którą wygrywała mi co wieczór. Wtedy uderzyło mnie inne wspomnienie, z początku naszej przygody, gdy Shun dokończył tą melodię na pianinie. Zblałam.
- Może nie do końca, ale trochę...ci wybaczyłem - rzucił przez ramię, rozpalając we mnie płomień nadziei. Wyszedł a ja się uśmiechnęłam. Nie rozumiałam za wiele z tego wszystkiego, ale...zostałam nagrodzona za to wszystko, lepiej niż mogłam przypuszczać. Teraz, gdy już dojdę do siebie, będę musiała się naprawdę starać, nie tylko w stosunku do Shuna, choć to oczywiście także. Zamknęłam oczy, czując nadchodzącą senność.
- Teraz będę robić już same dobre rzeczy, obiecuję...- szepnęłam, uśmiechając się słabo. W sekundzie uczucie zmęczenia zniknęło, gdy zgubiłam się w krainie snów.


**********************************


* - Zniszczone Serce


No płakać mi się chce ludki!
Koniec historii którą tyle pisałam, w którą tyle włożyłam, do której tak przywykłam...
Rany!

Sama się wzruszyłam ^ ^
Rozdział wyszedł mniej więcej tak jak chciałam, więc jestem zadowolona!

No i...cóż...nie wierzę, że nadszedł moment gdy to piszę, ale to koniec historii Akemi  ^ ^
Jestem bardzo wdzięczna wszystkim czytelnikom, którzy dotrwali do końca i którzy mnie wspierali komentarzami przez cały ten czas!

Szczególne podziękowania w tym temacie dla Aori! Nie dość, że to genialna pisarka (mówię Wam ludki, kto jeszcze nie czyta powinien zajrzeć na jej bloga od-innej-strony który widnieje u mnie w polecanych!) to również od bardzo wczesnych rozdziałów komentuje moją pracę! Bardzo Ci dziękuję ^ ^

Mam nadzieję, jako że to ostatni rozdział, że jakiś komentarz napisze każdy kto czyta, chociażby krótki!

Teraz będziecie mnie mogli znaleźć na niebieskooka-w-deszczu.blogspot.com  gdzie będę pisała inne historie!

No i tak podsumowując, mam nadzieję że rozdział was zadowolił (poza fankami Shemi które pewnie wolałyby, żeby para padła sobie w ramiona xD) i...odmeldowuję się, do przeczytania ludki ^ ^


PS: Większość tego rozdziału napisałam dzisiaj w nocy (cyferki w kolumnie po lewej trochę kłamały, bo gotowe było  może ze 30 % ^ ^'') w przedziale czasowym od 23 do 4, więc mogą być tam jakieś małe błędy, wybaczcie mi to!

PS2: Zapomniałam dodać taką małą ciekawostkę dla niektórych, że na początku historii było zaplanowane, że Akemi będzie z Ace'm xD

sobota, 25 maja 2013

Rozdział 79 - Jakie to uczucie?

9 komentarzy:



Szliśmy zgranym krokiem. Trzymał mnie za rękę. Oddychaliśmy szybko, niespokojnie. Korytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność, każdy kolejny krok potęgował strach. Ten wydłużony czas był istną torturą. To co czekało na końcu było nieuniknione, ta świadomość przyśpieszała bicie naszych serc.
Gdy byliśmy już przy drzwiach, zaczęłam czuć dreszcz emocji, lekko drżałam. Blondyn ścisnął mocniej moją dłoń i uśmiechnął się słabo.
- Wyjdziesz z tego cało Ichiro - wyszeptał, a ja drgnęłam niespokojnie.- To jedyne co mogę ci obiecać. Być może przegramy...
- Ale przegramy razem... - przytuliłam go lekko. 
Objął mnie delikatnie.
Nie mam pojęcia ile tak staliśmy. To nie zdawało się być teraz ważne. Wystarczyło, że czułam go obok siebie.
W końcu mnie puścił. Złapał za klamkę. Uśmiechnęliśmy się i weszliśmy na arenę walk, z delikatną wewnętrzną obawą, że weszliśmy bezpowrotnie.

***

Bakugany pojawiły się na polu bitwy. Spojrzałam na Hydrona. Uśmiechał się, pewny siebie. Odwzajemniłam uśmiech, sama czując się jakoś lepiej. Skinęliśmy głowami i natychmiast załadowaliśmy pierwsze karty supermocy, tak jak ćwiczyliśmy. Wszystko miało iść jak zaplanowaliśmy.

***

Farbros upadł pod nogi Zeneholda. Przybiliśmy z Hydronem szybką piątkę i zaśmialiśmy się triumfalnie.
- Jakimś cudem wam się udało to wygrać, dzieciaki - król warknął, podnosząc bakugana.- Ale druga runda jest już moja! Bakugan bitwa! Bakugan start!
- Bakugan bitwa! - równocześnie rzuciliśmy bakugany na pole bitwy.- Bakugan start!
Wymieniliśmy spojrzenia. Wszyscy troje aktywowaliśmy od razu kolejne karty.

***

- Cholera! - blondyn przeklął, gdy bakugany wróciły w postaci kulek prosto pod nasze stopy. Zacisnęłam zęby i zignorowałam piekący ból w ramieniu. Dryoid w ostatniej chwili zdążył mnie uratować, zanim jeden ze strzałów Farbrosa by mnie trafił, ale przy upadku porządnie rozcięłam sobie ramię. To już nie było zabawne, to wszystko było bardzo, ale to bardzo poważne i nawet ja zdawałam sobie z tego sprawę.
- Musimy wziąć się w garść - mruknęłam, opierając ręce na kolanach. Spojrzałam na niego. Też zaczynał być już zmęczony. Widziałam tą irytację. Nie chciał przegrać, wręcz nie mógł. Nie mógłby się tak upokorzyć, dlatego nawet ta drobna porażka doprowadzała go do szału.- Jeszcze jedna runda.
- To jego ostatnia! - fioletowooki wycedził przez zęby i natychmiast rzucił bakugana na pole bitwy. Nie miałam innego wyjścia jak zrobić to samo.

***

Wszystko się skomplikowało. Nasz cały plan został wywrócony do góry nogami. Nie przewidzieliśmy, że Farbros ma zestaw bojowy, dzięki któremu zmienia się w Farbrosa Napastnika, który tak jakby właśnie usiłował nas doszczętnie rozwalić. W chmurze dymu nic nie widziałam. Rozejrzałam się nerwowo. Mignęło mi z oddali czerwone światło. Moje oczy rozszerzyły się gdy zrozumiałam, że to pocisk zmierzający w moim kierunku.
- Uważaj! - Hydron wpadł na mnie, odpychając kawałek od miejsca w którym sekundę później wylądował strzał. Ziemia się zatrzęsła, zacisnęłam mocno powieki a chłopak mnie sobą zakrył. Za kilka sekund znalazłam w sobie odwagę, aby otworzyć oczy. Miał poranioną twarz, od czasu do czasu krzywił się lekko. Jego ubrania były zniszczone, w wielu miejscach porwane, podobnie zresztą jak i moje. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Chcesz się wycofać? - zapytał cicho, jakby z nutką nadziei, że przytaknę.
- Teraz? - przełknęłam ślinę.- Teraz nie ma już odwrotu. Jeżeli się poddasz, on cię zgniecie i wbije twarzą w ziemię. Nie wspominając już o tym, że najprawdopodobniej i tak się nas pozbędzie.
- Masz rację, teraz trzeba już tylko iść przed siebie - uśmiechnął się słabo. Był taki inny od Shuna. To zawsze ja dawałam otuchy jemu, uśmiechając się gdy było tragicznie. W tym momencie to Hydron podnosił w ten sposób na duchu mnie. Jak...jak przyjaciel.- Wstajemy czy chcesz poleżeć?
- Nie, chyba trzeba coś najpierw dokończyć - uśmiechnęłam się szeroko i oboje szybko poderwaliśmy się na nogi. Wyrocznia i Dryoid byli w kiepskiej sytuacji.
Chłopak ponownie złapał mnie za rękę.
- Cała moc? - zapytał.
- Cała moc.
- Razem?
Zawahałam się na sekundę, po czym wszystkie wątpliwości nagle ze mnie uleciały.
- Razem!

***


Blask. Oślepiający blask.
Podłoga pod stopami drżała.
Ledwo czułam swoje ciało.
Zmrużyłam oczy. Dostrzegłam go.
Zmusiłam nogi do biegu, kierując się w jego stronę. Wszystko zdawało się dziać jakby w zwolnionym tempie.
Spojrzał na mnie spojrzeniem, po którym trudno było wyczytać, jakie emocje nim kierują. Wydawało się być przepraszające, ale jakby odrobinę zadowolone, choć w tym samym czasie przerażone.
Wyciągnęłam bezradnie rękę w jego stronę, usiłując przyśpieszyć biegu.
- Przepraszam Aki - ledwo usłyszałam jego głos. Uśmiechnął się lekko.- Naprawdę przepraszam...
Otworzyłam usta, ale nie zdążyłam krzyknąć. Strzał trafił w ziemię, całkowicie mnie oślepiając, tworząc silne trzęsienie, które zwaliło mnie z nóg. Poczułam ostry ból w czaszce i nagle wszystko zniknęło.

***

Otworzyłam oczy, gdy boleśnie wylądowałam na zimnej posadzce. Skrzywiłam się lekko i rozejrzałam. Ciemno, ledwo co widziałam. Przekręciłam się na bok i powoli podniosłam.
- C-co się stało...- mruknęłam cicho do siebie, masując delikatnie obolałą głowę.
- Przegraliście smarkulo! - skierowałam wzrok na źródło głosu. Zenehold.
Nagle wszystkie wspomnienia wróciły do mnie. Nie przykułam do nich większej uwagi...poza ostatnim.
- Co z Hydronem?! - krzyknęłam poddenerwowana, rzucając się w jego stronę. Moje ręce napotkały kraty. No pięknie...
- Ja nie wiem, co w tobie takiego jest, Ichiro - mężczyzna zmrużył brwi i podszedł nieco bliżej, choć nie na tyle, aby moje ręce mogły go dosięgnąć zza krat.- Nie mam pojęcia, skąd ta umiejętność omotania i oczarowania kogo tylko zechcesz. Ale jedno jest pewne. Wszystkie twoje ofiary słono za to płacą. Nawet życiem. Jakie to uczucie?
Zbladłam. Bicie serca przyśpieszyło, tak samo jak oddech. Do głowy napłynęło mi tysiące myśli, niczym przekrzykujące się głosy, na żadnym nie mogłam się skupić. Przez chwilę starałam się jak mogłam odepchnąć od siebie tą wiadomość. W końcu to nie było możliwe! Hydron nie mógł umrzeć! Po prostu nie mógł! Nie mógłby mnie przecież zostawić!
Łza spłynęła po moim policzku.
Mógł.
Był tylko człowiekiem, nie był nieśmiertelny.
- No? Jakie to uczucie, Akemi? - król spojrzał na mnie ze złośliwym uśmiechem. Milczałam. Więcej łez zaczęło spływać po policzkach.- Zostawię cię z tym. Samą. Żeby mocniej bolało.
Jego kroki oddaliły się. Moje dłonie ześlizgnęły się po kratach w dół, aż opadłam na kolana. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Co myśleć. Co czuć...
Ostatecznie ukryłam twarz w dłoniach się rozpłakałam.
Powinnam była powstrzymać Hydrona od tej walki, zamiast go popierać. Może gdybym z nim nie poszła, to by tego nie zrobił? A może to i tak by nic nie zmieniło?
- Wyrocznio, co robić? - zapytałam szeptem, ale odpowiedziała mi cisza. Zaczęłam drżeć. Nie było jej tu. Nie miałam pojęcia, co się z nią stało. W głowie miałam już najgorszą myśl - została zniszczona podczas tej walki z Farbrosem.
Jakie to uczucie?
Jakie to uczucie wiedzieć, że skrzywiłam całe mnóstwo ludzi, tylko dlatego, że myślałam, że robię dla nich coś dobrego?
Dlaczego byłam taka głupia? I dlaczego to akurat ci ludzie( i bakugany) musieli za to zapłacić?!
Skrzywiłam się i przesunęłam dłonie na głowę, po czym boleśnie wbiłam paznokcie w skórę.
Ból psychiczny na który byłam skazana mi się należał...
Tylko...co będzie ze mną dalej? Dlaczego król mnie nie zabił, tylko tutaj uwięził?

*****

Noooo, tak, byłam zbyt leniwa żeby opisać całą walkę, wybaczcie xD
Nie ma to jak zamiast napisać całość albo w ogóle pominąć to napisać przebłyski!
W każdym bądź razie...został jeden rozdział...uch, to tak okropnie smutne T^T
No a co do drugiej serii....sama nie wiem czy ją napiszę...z dwóch powodów, dobrych zresztą!
Po pierwsze...od września będę już w klasie maturalnej, będę miała mnóstwo nauki i bardzo mało czasu...
A po drugie, pomysł na drugą serię. Może i jest, ale jak dla mnie jest słaby...a wiecie, na pewno tak macie, że gdy skończycie czytać dobrą serię książek, to choć chcielibyście więcej to wiecie, że nie byłoby to już tym czym było, rozczarowałoby Was.
A że nie chcę Was rozczarować, to nie wiem czy jest sens to dalej ciągnąć.
Ech...ale z drugiej strony zostawienie tego bloga wydaje mi się po prostu straszne ._.

Dobra, mam nadzieję, że pomimo że jest dosyć krótki, to rozdział się podobał ^ ^

środa, 8 maja 2013

Rozdział 78 - Yyy...ta zupa chyba właśnie ożyła...

5 komentarzy:

To przecież łatwizna, nie?
W końcu czym jest uroczysta kolacja w obecności króla dla mnie? Dla mnie! Dla Akemi Ichiro!
Jeszcze trochę i zapiszę się w historii!
Oby nie w historii zgonów...
No, ale trzeba patrzeć na to pozytywnie!
Tylko jak patrzeć pozytywnie, gdy stoi się w swoim pokoju, w pięknej filetowej (naprawdę, nie mieli czerwonych?) sukni, siłując się z gorsetem. Wyglądać wyglądało to ładnie, ale nie miałam jak sama sobie go porządnie zasznurować, a Wyrocznia była marną pomocą.
- Zabiję go...- mruknęłam cicho pod nosem, opierając głowę o ścianę.- Zabiję, pokroję, wrzucę do puszki, tą puszkę do ciężarówki pełnej wściekłych bobrów, a potem całą tą ciężarówkę utopię w rzece i będę stała obok, jedząc popcorn, podziwiając jak rekiny ich konsumują!
- Kogo? - bakugan zapytał głupawo. Spiorunowałam ją wzrokiem.
- Domyśl się! - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, po czym westchnęłam ciężko.- Dobra, spróbujmy jeszcze raz...
- Akemi, osobiście jednak uważam, że powinnaś zaczekać i poprosić go o pomoc - Wyrocznia rozpoczęła swój pouczający monolog, jednak postanowiłam się szybko wtrącić, nim się na dobre rozkręci.
- A ja osobiście uważam, że nie mam ochoty, aby gapił mi się na gołe plecy, ani podduszał gorsetem, co na pewno przejdzie mu przez myśl!
- Nie każdy jest taki jak ty!
- Tak, ale...- zamyśliłam się na chwilę i zdałam sobie sprawę, że nie mam praktycznie żadnej dobrej odpowiedzi na to.- Ale...ale to jest Hydron!
- Tak, to ja - z tyłu dobiegł mnie jego rozbawiony głos. Następnie dźwięk zamykanych drzwi. Dopiero wszedł, a już się świetnie bawił, co za ironia...- Em...Potrzebujesz pomocy z tym gorsetem...?
- A umiesz takie coś obsługiwać? - prychnęłam, oglądając się na niego przez ramię. Był teraz ubrany w strój nieco przypominający ten, gdy jeszcze rządził w Nowej Vestroii, tylko trochę bardziej elegancki i widocznie nie był nigdy wcześniej założony. Jego fioletowe oczy błyszczały, blond włosy tworzyły bałagan, który wyglądał, jakby był starannie układany aby tak wyglądać. Ramiona wyprostowane, ułożone w idealnej linii prostej. Chłopak wyglądał...no...imponująco, nie oszukujmy się.
- Oczywiście! - zawołał oburzony, podchodząc do mnie. Nim zdążyłam powiedzieć, aby zrobił to delikatnie, poczułam mocny ucisk, gdy chłopak zaczął sznurować gorset.
- Auć...- jęknęłam cicho.
- Nie narzekaj, mogłem mocniej - zachichotał.- Wciągnij powietrze.
- Muszę?
- Tak, to ile wciągniesz teraz starczy ci na resztę wieczoru.
- Pięknie...
Nie było to najprzyjemniejsze uczucie na świecie, ale tragicznie też nie było. Już po chwili usłyszałam ''gotowe''.
Już miałam podziękować, gdy palce chłopaka delikatnie obsunęły się wzdłuż mojej talii. Zadrżałam lekko, czując rumieńce na twarzy. Nim zdążyłam zapytać, co robi, jednym silnym gestem odwrócił mnie przodem do siebie i lekko popchnął na ścianę. Bicie serca znacznie przyśpieszyło, podobnie jak i oddech. Mrugnęłam, a twarz blondyna była już zaledwie pięć centymetrów od mojej.
- Ichiro, wiesz co? - wyszeptał, a ja nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Nawet wyzwać go od idioty. Nic. Kompletna pustka w głowie. Zdecydowanie złapał dłonią moją brodę i przyciągnął kolejne dwa centymetry, które teraz były niesamowicie małym dystansem między naszymi ustami. Zatrzymał się tak na kilka okropnie długich sekund. Gdy już myślałam, że mnie pocałuje, on mnie puścił i uśmiechnął się zaczepnie.- Masz teraz naprawdę bezcenny wyraz twarzy!
Przez chwilę nic nie zrobiłam. Nie drgnęłam.
W następnej chwili zrobiłam się czerwona jak pomidor.
A w kolejnej sięgnęłam po mały wazon, który stał obok na szafce.
Odbył darmowy lot w stronę blondyna.

***

Złapał mnie za rękę. Zmierzyliśmy się morderczym spojrzeniem i ruszyliśmy w stronę drzwi. Doskonale znałam te drzwi, prowadziły do ogromnych rozmiarów sali, która mi kojarzyła się bardziej z salą balową niż jadalnią. Jednak, być może na moje szczęście, żadnego balu nie będzie. Poprzedni wystarczył mi za wszystkie czasy. Samo słowo 'bal' wypełniało moją głowę setką myśli. Pomimo tego, że niektóre były miłe, wzdrygnęłam się lekko i szybko odepchnęłam to od siebie.
Teraz musiałam się skupić i pilnować.
Kroki roznosiły się echem po pustym korytarzu. 
Czułam się dziwnie i pomimo swojej siły, jakoś niepewnie. 
Może to była ta cicha myśl, że byłam przedostatnią z vexosów? Może to była ta myśl, że reszta z nich już nie żyje?  A może strach, że niedługo spotka to także i mnie?
Trudno było mi zdecydować, czy bym tego chciała czy nie. Z jednej strony nie czułam już żadnej potrzeby istnienia. Nie miałam już żadnego celu, nic co by mnie pchało na przód. Nic, poza niezrozumiałą dla mnie wewnętrzną siłą. Siłą, która nie pozwalała mi się poddać, która za każdym razem gdy zderzałam się boleśnie z ziemią, zmuszała do mnie wstania i życia dalej. Jednak ostatnio chyba zaczynała trochę szwankować...
Blondyn położył rękę na klamce. Przyjrzał mi się uważnie, jakby czegoś szukał.
- Gotowa? - zapytał po chwili. 
Chciałam pokręcić głową. Powiedzieć, że nie, że nie jestem gotowa, że jedyne czego chcę to stąd uciec, zniknąć...
- Oczywiście...- wymamrotałam, wymuszając uśmiech. Pokiwał głową, uśmiechając się pogodnie. Nacisnął klamkę i popchnął drzwi.
Sala wiele się nie zmieniła. Może obrus był nowy, ale to raczej nie powinno mnie dziwić. Teraz, kiedy nie było Shadowa, mogli go zmienić (bo po co mieli to robić wcześniej, gdy on robił taki bałagan, że nawet świnie mogłyby się od niego uczyć?) na czysty. Trzy krzesła. Jedno na środku, dwa po bokach. Oczywiście to na środku było już zajęte przez Zeneholda. 
Ścisnęłam mocniej dłoń Hydrona, który ponownie uśmiechnął się do mnie lekko, jakby chciał mi dodać otuchy.
- Siadajcie - król rozkazał, nie podnosząc na nas nawet wzroku.
Dobra, to tylko kolacja. Nie będzie źle...

***

Miałam rację! Nie jest źle!
...jest tragicznie.
Siedzę naprzeciwko Hydrona. Obydwoje gapimy się w swoje talerze.
Nie mogę wyjść z podziwu...jak można ugotować coś tak niedobrego...
Popatrzyłam załamana na blondyna. Był równie załamany jak i ja.
- Hydron...- szepnęłam cicho.- Kto to gotował?
- Nie wiem...ale to jest straszne - odrzekł, leniwie ruszając łyżką w misce.
Spojrzałam na swój talerz i przełknęłam głośno ślinę.
- Hydron...
- Co znowu?!
- Yyy...ta zupa chyba właśnie ożyła...
Chłopak zamrugał i spojrzał przerażony na małą mackę, która lekko poruszała się w zupie. Pozieleniał, a ja delikatnie odepchnęłam ręką talerz od siebie. 
Za chwilę podano drugie danie. To też nie wyglądało zachęcająco, ale chociaż nie tak strasznie jak poprzednio.
Wpadł mi do głowy szalony pomysł. Nabrałam trochę...em...chyba sałatki, na widelec, a następnie uśmiechnęłam się szatańsko do blondyna. Podniósł na mnie pytający wzrok, a gdy dostrzegł w mojej ręce ''broń'', zbladł i nerwowo pokręcił głową, podczas gdy ja z uśmiechem kiwałam swoją.
Strzał!
Uchylił się lekko.
Król podniósł na nas wzrok, uważnie przyglądając się synowi. Ten jednak zakasłał i udawał, że je dalej.
Zaśmiałam się cicho pod nosem, mając pomysł, aby zacząć bitwę na jedzenie.
- Więc? - król nagle odezwał się, jakby zniecierpliwiony. Napiłam się łyka wody. Skierowaliśmy na niego wzrok.- Kiedy ślub?
Zakrztusiłam się, Hydron wypuścił łyżkę z ręki, która z głośnym plusknięciem zanurkowała w zupo-podobnej mazi.
- Em...no...nie ustaliliśmy jeszcze...- książę wymamrotał, odwracając wzrok.
- Patrz na mnie jak mówisz - mężczyzna syknął a ja byłam pewna, że blondyn zaciskał już pięść pod stołem.
- Przepraszam...ojcze...- niechętnie wrócił spojrzeniem do starszego.
- Skoro nie wiecie kiedy...to ja zdecyduję - nie wiedząc dlaczego, teraz Zenehold skierował wzrok na mnie.- Jutro.
- Co?! - wykrzyknęliśmy razem. Poderwałam się na nogi, jakoś odruchowo, jakby w obawie, że będę musiała zaraz uciekać.
- Siadaj głupia - król warknął, piorunując mnie wzrokiem, a potem zwrócił się do Hydrona.- Zrób coś, to twoja przyszła żona, musisz mieć nad nią kontrolę!
Zacisnęłam zęby. Znowu czułam te iskry ognia, które zaczynały mnie wypełniać od środka, każąc się postawić, zawalczyć.
Teraz, w ciągu ułamku sekundy, wszystko stało się dla mnie jasne. Za każdym razem gasiłam te iskry, nie pozwalając im rozpalić prawdziwego ognia. To dlatego umierałam. Powoli, bardzo powoli, ale jednak.
- Akemi, usiądź proszę - głos Hydrona wydał mi się teraz bardzo odległy i dziwny, jakbym była pod wodą. Skierowałam wzrok w miejsce, z którego głos dochodził. Chłopak zmartwił się, widząc moje nieprzytomne spojrzenie. Chyba się podniósł.- Akemi?
- Ty jej nie proś, ty każ! - król krzyknął.
A więc to dlatego...to wszystko było moją własną winą?
- Nie trzeba rozkazywać, wystarczy poprosić!
Ja sama się na to wszystko skazałam?
- Nie masz najmniejszego pojęcia, jak się obchodzić z kobietami!
Tak, to by miało sens...Najpierw sama się pozbawiłam przyjaciół...
- To ty nie masz o tym pojęcia!
A teraz się pozbawię życia...?
- Nie będzie z nią jak z matką, rozumiesz?! Nie pozwolę ci na to! - zostałam szarpnięta za rękę. Potknęłam się, jednak jakimś cudem udało mi się złapać równowagę i zmusić nogi do biegu. Zamrugałam kilka razy, szybko wracając do świata teraźniejszego. Czemu Hydron tak bardzo się zdenerwował? Spojrzałam na niego, nie przestając biec. Jego oczy były zaszklone, widać było, że siłą zatrzymuje łzy. Jego ręka, mocno zaciśnięta na moim nadgarstku, odrobinę drżała. Nie pytałam dokąd biegniemy. Czułam, że nie powinnam.

***

Stał do mnie tyłem, wpatrując się gdzieś w ścianę. Pięści miał zaciśnięte. Czułam się niezręcznie.
Milczeliśmy przez kilkanaście minut. Czekałam, aż uspokoi oddech, oceniałam po ruchach ramion.
Nie znałam pokoju, w którym się teraz znajdowaliśmy. I pewnie nigdy bym go nie znalazła, był naprawdę dobrze ukryty.
Wyciągnęłam rękę, aby dotknąć lekko jego ramienia, ale przygryzłam wargę i szybko się rozmyśliłam. Przez krótki moment nie wiedziałam, co zrobić z uniesioną ręką, aż w końcu pozwoliłam jej opaść w dół.
- Hydron? - zapytałam niepewnie.- Mogę o coś zapytać?
- Pytaj...- jego głos nie brzmiał jak zwykle. Był...smutny, słaby.
- Co...co się stało z twoją matką? - słowa z trudem przechodziły mi przez gardło. Przeczuwałam, że zaraz się odwróci, krzyknie, że to nie mój interes i odejdzie.
Jednak milczał. Przez dwie bardzo długie minuty.
- Ona...- zaczął nagle mówić, nieco drżącym głosem.- Umarła...bo...
- Bo? - ponagliłam go, po czym szybko skarciłam się w myślach.
- Ona...popełniła samobójstwo...- przy ostatnim słowie głos mu się załamał, a ja lekko drgnęłam. Zaczęłam szybciej oddychać, choć nie rozumiałam do końca dlaczego.- Kochałem ją...A-ale...Ale to wszystko było winą mojego ojca! Nie...nie wytrzymała...
Odwrócił się do mnie przodem. Miał łzy w oczach, cały się trząsł.
- Hydron...ja...- po raz pierwszy nie miałam pojęcia, co powinnam w takiej sytuacji powiedzieć.
- A ty...gaśniesz w oczach...Nie pozwolę, żeby i tobie się to stało - wyszeptał, a w jego oczach widać było niemalże błagalną prośbę.- Nie chcę, żeby i ciebie tak skrzywdzili, rozumiesz? Nie chcę! Nie pozwolę im...!
Łzy spłynęły mu po policzku.
Gdy to zobaczyłam, coś we mnie pękło.
Rozpłakałam się, w ciągu sekundy, i rzuciłam go przytulić. Wpadłam mu w objęcia i zaniosłam się płaczem. Objął mnie, tym razem zdecydowanie. Nie miałam pojęcia, co się właśnie stało, ale nie czułam się z tym źle, że zaczęłam płakać. Pozwalałam, żeby te negatywne uczucia wypłynęły razem  ze łzami, a potem roztrzaskały się bezgłośnie o podłogę.
- Tym razem...będziemy walczyć razem...obiecuję...- wyszeptał mi cicho do ucha  i pocałował mnie w czoło.

***

Uff, spooora przerwa, wiem ._.
Ale było trochę niefajnych spraw w moim życiu i musiałam najpierw tam wszystko poukładać ^ ^
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał : D

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 77 - Nawet ludzi z Nutellą?

6 komentarzy:


Wracałam zmęczona do swojego pokoju. Trening przez prawie trzy godziny jednak był męczący. Zabawne, trenując nie zdawałam sobie sprawy, ile czasu minęło. Dzięki przypływowi adrenaliny (Hydron nie wspomniał, że z czasem wrogowie zaczną atakować nie tylko bakugany, ale i NAS, co byłoby dosyć przydatną informacją...) również nie czułam żadnego zmęczenia, do momentu gdy stamtąd nie wyszłam. Teraz to całe bieganie dawało się odczuć, ale nie przeszkadzało mi to aż bardzo, w końcu byłam przyzwyczajona do wysiłku, choć sama myśl, że się zmęczyłam była nie do przyjęcia. To pokazywało, że za długo siedzę w miejscu...Nie dobrze...
Odłożyłam Wyrocznię na szafkę przy łóżku, obok zepsutej lampy, którą kiedyś przez przypadek stłukłam (o ile celowe rzucenie nią o ścianę z frustracji na samą siebie można nazwać przypadkiem...) i postanowiłam wziąć prysznic. Potrzebowałam go nie tylko z oczywistej potrzeby higieny, ale chciałam także uspokoić swój umysł, a zimna woda jest w tym najlepsza. Współpraca z Hydronem szła dobrze, w każdym znaczeniu, bo i na polu bitwy i w czymś w  rodzaju przyjaźni. Jednak dalej miałam pewne obawy. Nigdy nie walczyłam z Zeneholdem, ale skoro dał radę pokonać Starożytnych, to jednak musiał dysponować sporą siłą. Przyszło mi nawet do głowy, żeby w ostateczności przywołać swojego dawnego bakugana Pyrusa. Ech, ile ja jej nie widziałam...Ale nie, miałam ją chronić, a jest najbezpieczniejsza gdy jest z dala ode mnie. Trochę przykre, ale co poradzić? Mocą mogła przewyższać Drago, jeżeli Zenehold położyłby na niej swoje łapska, byłyby spore problemy. A co jak co, ale problemów mam pod dostatkiem, za nowe podziękuję.
Szczęśliwie mam własną łazienkę (jacy oni łaskawi, że nie kazali mi dzielić jednej z Shadowem!), więc już po krótkiej chwili znalazłam się tam, zrzuciłam z siebie ubrania i z uśmiechem powitałam orzeźwiająco zimne krople wody. Przymknęłam oczy, czując jak niespokojnie myśli ulatniają się razem z nadmiernym ciepłem ciała, spływały razem z kroplami, żeby za chwilę całkiem zniknąć. Szkoda, że to nie działało na dłużej, bo byłoby całkiem przydatne. No bo, spójrzmy prawdzie w oczy, kto by nie chciał, żeby nieprzyjemne myśli znikały w ciągu kilku sekund? Jednak na razie trzeba się zadowolić prysznicem. Albo Nutellą, tym pysznym czymś do smarowania kanapek na ziemi, co i tak wyjadałam łyżką zamiast smarować chleb. Shun raz żartował (tak, Shun i żartował, zdaję sobie sprawę jak to niesamowicie brzmi!), że na urodziny powinien mi kupić wielki słoik nutelli....

- Mniam mniam! - wyciągnęłam ręce niczym zombie w kierunku Dana, który trzymał w rękach słoik tej pysznej substancji, porównanej do jedzenia bogów. Rzuciłam się w jego stronę, ale na mojej drodze stanął Shun.
- Co ty robisz? - zapytał, patrząc na mnie jak na kosmitę. Nie zresztą, żeby aż tak mijało się to z prawdą, gdy byłam pod wpływem cukru zachowywałam się co najmniej dziwnie...
- Uh, Nutella ucieka! - krzyknęłam zdesperowana, wyminęłam czarnowłosego i popędziłam jak strzała w kierunku niczego nieświadomego chłopaka.- Łapać go!
- Huh, co się...- Dan już miał się odwrócić (wiecie, próbę zaatakowania dyskretnie zepsuł trochę fakt, że wydzierałam się jak Tarzan...), gdy wgryzłam się w jego ramię. Od tak, po prostu. Krzyknął, a ja zostałam szarpnięta do tyłu. Shun popatrzył na mnie jak na wariatkę ( co, niespodzianka, nie mijało się ani trochę z prawdą!).
- ONA MNIE UGRYZŁA!- szatyn pisnął jak mała dziewczyna, na co Shun spiorunował go wzrokiem.
- Akemi, nie gryzie się ludzi!- pogroził mi palcem jak małemu dziecku.
- Nawet ludzi z Nutellą? - zapytałam, robiąc minę niewiniątka. Chłopak się załamał.

Właśnie...Shun...
O nie nie nieee!
Przekręciłam pokrętło do kontrolowania temperatury bardziej w lewo, przez co woda stała się niemal lodowata.
Odetchnęłam cicho. Zadziałało...
 Po kilku minutach zakręciłam wodę i owinęłam się ręcznikiem.
Oparłam ręce na umywalce i przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Schudłam. Zresztą, nic dziwnego, jak większość czasu do tej pory spędzałam albo na uciekaniu, albo leżeniu i użalaniu się nad sobą, jedzenie było bardzo odległą potrzebą. Zazwyczaj tylko przekąsiłam coś na szybko, żeby uciszyć żołądek, gdy głośno dawał o sobie znak po dwóch lub trzech dniach. Mogłabym wytrzymać dłużej, ale to burczenie mnie irytowało. Dalej, zbladłam. Ogółem moja skóra nigdy nie należała do tych brązowych, ale teraz bladość o wiele bardziej rzucała się w oczy, była niemal chorobliwa. Też nie ma co się dziwić, tutaj nie było słońca, tylko światło żarówek, które doprowadzało czasem do szału. Worki pod oczami były widoczne, ale tragedii nie było...raczej...Ale oczy. Oczy pokazywały, że jestem wykończona - w środku. Zawsze to wiedziałam, że oczy są jakby oknem do ludzkiego wnętrza. Uśmiech mógł ukryć wszystko, ale oczy nie.
Westchnęłam cicho i odgarnęłam włosy z twarzy. One za to trochę urosły, bo miałam je już prawie do pasa. I cóż, nawet tak mi się podobało.
Mrugnęłam.
Zwykłe, normalne ludzkie zachowanie.
Ale nie patrzyłam już na swoje odbicie w lustrze. Teraz widziałam tam Ayako, uśmiechającą się złośliwie. Moje oczy gwałtownie się rozszerzyły, cofnęłam się o dwa kroki, jednak obraz w lustrze ani drgnął.
- Ile razy mam cię zabijać, co? - warknęłam, starając się uspokoić przyśpieszone bicie serca.
- Nie wiem, może tyle razy ile ja próbowałam zabić ciebie? - prychnęła sarkastycznie i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Głos nie wydobywał się z lustra, słyszałam go w głowie.
- Ukazujesz się w formie aluzji, tak? - zmrużyłam lekko oczy.
- Wiesz Akemi, wzrok zawsze bardziej przeraża ludzi niż inne zmysły - powiedziała już nieco spokojniej.- No chyba, że sam dotyk. Dotykanie czegoś a nie widzenie tego, jest jeszcze straszniejsze...Jak na przykład dotykanie ciepłej cieczy, która w rzeczywistości jest krwią.
- Aha, dzięki za twoje psychologiczne rady, ale możesz się wynosić? - zapytałam zniecierpliwiona.
- I tak jestem ładniejsza od ciebie.
- Akurat! - prychnęłam.- Jesteśmy identyczne!
- Wcale nie. Po pierwsze, ty jesteś troszkę zniszczona, w przeciwieństwie do mnie...- nagle uśmiechnęła się złośliwie.- Poza tym, jestem od ciebie troszkę...większa tu i tam...
Powieka mi lekko drgnęła.
- Hej, wypad z tego lustra! - wrzasnęłam.- Mam wystarczająco dosyć słuchania twojego głosu w głowie, nie muszę jeszcze patrzyć na twoją gębę!
- Przypominam ci, że z twarzy jesteśmy podobne -Ayako zachichotała.
W ogóle zastanawiałam się, jakby to wyglądało z boku. Co jak co, ale właśnie wrzeszczałam na lustro i, z perspektywy innych, na swoje własne odbicie.
Zagotowało się we mnie. Tego już było za wiele!
Uderzyłam pięściami w umywalkę, wkładając w to za dużo siły, bo runęła na podłogę. Zamrugałam zaskoczona.
- Brawo, brawo - siostra zaklaskała, patrząc na mnie z politowaniem.- Naprawdę, to wszystko zmieniło. Muszę się teraz poważnie zastanowić nad swoim światopoglądem!
Taaaak, teraz już pamiętałam, czemu się tak nie lubiłyśmy...
- Wynocha! - krzyknęłam i zbiłam gołą ręką lustro. Kolejne, ech, ile to już lat nieszczęścia sobie nabiłam?
Skrzywiłam się jednak lekko, gdy dwa odłamki boleśnie wbiły się w moją rękę a z ran zaczęła sączyć się szkarłatna krew. Przeklęłam cicho pod nosem.
- Powinnyśmy się nazywać Guren*, zamiast Ichiro** - dobiegł mnie śmiech Ayako.
- Nie, Ichiro brzmi lepiej i bardziej pasuje, a przynajmniej do mnie! - warknęłam, wyjmując ostrożnie odłamki szkła z ręki. A przed chwilą wszystko było już tak pięknie! Pozbyłam się obaw co do wygranej, udało mi się nie rozmyślać o Shunie, ale nie! Ona musiała się pojawić i to wszystko zepsuć!
- Wynoś się...- mruknęłam, stukając się lekko w głowę. Zaśmiała się głośniej, co tylko bardziej mnie rozjuszyło.- No przestań!
Och nie siostrzyczko, zostanę już z tobą!
Po moim bladym trupie! 
Kusząca oferta...
- Aaaach, zamknij się wreszcie! - krzyknęłam, łapiąc się za głowę, w której już mi się kołowało. Nagle poczułam się o wiele słabiej, pewnie zaczynała mieć już wpływ na moje ciało. Ale...jak? Jak ona to wszystko robiła?!
Nie, zamierzam cię gnębić, siostrzyczko, do ostatniej sekundy twojego marnego życia. Mój głos, tak znienawidzony przez twój zmysł słuchu, będzie ostatnim, jaki usłyszysz!
Tego było za wiele!
- Zostaw mnie, zostaw! - ryknęłam, czując jak całe moje ciało zaczyna drżeć z nerwów. Obraz przed oczami zaczął mi się powoli rozmazywać, nogi zrobiły mi się nagle jak z waty.- Zostaw, zostaw, zostaw!
Jakoś ręką znalazłam klamkę i wpadłam do swojego pokoju. Jednak nie utrzymałam się na nogach i upadłam na kolana. Bicie serca mi znacznie przyśpieszyło. Przyłożyłam dłonie do skroni i próbowałam się uspokoić. Im bardziej się denerwowałam, tym gorzej się czułam.
Wyrocznia coś do mnie mówiła, ale jej nie słuchałam. Zamknęłam oczy, zatkałam uszy, usiłowałam się wyciszyć. Skupiłam się na dźwięku bicia swojego serca. Słyszałam każde jedno uderzenie, zaczynało powoli zwalniać.
Nie wygrasz, Ichiro. Nie wygrasz...
 Jęknęłam cicho i łzy podeszły mi do oczu. Byłam tym zmęczona. W duchu błagałam, żeby to się już jak najszybciej skończyło. Chociażby tu i teraz! Chciałam, żeby przestało boleć! Teraz, natychmiast! Zanim zaboli jeszcze bardziej...! O ile to w ogóle możliwe...Ale nie chciałam tego sprawdzać. Bo, czy mogło być jeszcze gorzej?
- Akemi - natychmiast otworzyłam oczy na dźwięk swojego imienia. Podniosłam wzrok na blondyna, który patrzył na mnie przestraszony. Rzucił coś na łóżko i kucnął obok mnie. Delikatnie złapał mnie za ramiona.- Co się stało?
- N-nic...- wymamrotałam, a on nagle się mocno zarumienił.- He? Co...?
- Bo...ty...- zrobił się bardziej czerwony a ja uświadomiłam sobie, że przecież klęczałam na podłodze w samym ręczniku. W głowie się załamałam, jednak na zewnątrz nie dałam tego poznać. Tylko tego by mi brakowało...
- Ach...wybacz...- uśmiechnęłam się, lekko zakłopotana.
- To...powiesz co się stało? - pomógł mi wstać i odwrócił wzrok.
Przez chwilę rozważałam powiedzenia mu prawdy, ale...jakby to brzmiało? Słyszę w głowie głos swojej siostry którą ostatnio zabiłam, ale się do tego nie przyznałam i w ogóle nie rozumiem o co w tym wszystkim chodzi?
- Miałam straszny ból głowy - odparłam, poniekąd nie kłamiąc.- I było mi bardzo słabo...
- Chcesz jakieś lekarstwo, albo coś? - zapytał troskliwie. Pokręciłam głową.- Skoro tak twierdzisz...
- A w ogóle, to po co przyszedłeś? - postanowiłam zmienić temat. Rozchmurzył się natychmiast i wskazał na przedmiot, który wcześniej rzucił na łóżko. Przyjrzałam mu się i zmarszczyłam brwi.- Suknia?
- Tak, musisz ją założyć - spojrzałam na niego spojrzeniem typu 'OSZALAŁEŚ?!'. Westchnął cicho.- Musimy iść na kolację. Z moim ojcem, więc musisz wyglądać jak moja narzeczona.
Przetwarzanie informacji w toku.
Ech...widać mogło być gorzej.


****

*Guren - szkarłat
**- Ichiro - jedna droga

Szczerze mówiąc, zabawne jest to, że co do tego drugiego, do wczoraj o tym nie wiedziałam O.o
Ale cóż...bardzo trafne. Imię 'Akemi' można tłumaczyć na wiele sposobów, wiele słowników więc i wiele znaczeń, np : jasność, piękno lub, co najbardziej mi się spodobało a czego dokładnego zapisu nie pamiętam, płonące serce
Również całkiem trafne!
Tak czy inaczej, mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Sama jestem z niego nawet zadowolona. Błędów nie sprawdzałam, więc mogą tam być (czają się jak czajniki!).

Rozdział dedykowany mojej kochanej Lou! Za tekst z Nutellą oraz za stwierdzenie, że jestem gorsza od psychopaty. W końcu takich komplementów zbyt często się nie dostaje xD

EDIT: No, co prawda jeszcze nie cała gotowa, ale dodałam zakładkę 'galeria'. Teraz tylko zeskanować jeszcze nowe obrazki, które spoczywają na moim biurku, zagrożone zjedzeniem przez psa i dodać tutaj ._.''

wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 76 - Um...my...szaszłyki! Tak! Chcemy się zgrywać w robieniu szaszłyków! No wiesz, ja papryka, on kurczak...

16 komentarzy:

Byłam spokojna. Zbyt spokojna. Czyżbym była zbyt pewna siebie? I czy w ogóle mogłam teraz być czegoś pewna?
Wpakowałam się w kolejne problemy...Ale czy w sumie kiedykolwiek wyplątałam się z poprzednich? Czy kiedykolwiek był moment, kiedy żadnych nie miałam?
I czy mogłabym przestać wreszcie zadawać pytania?
Tak, chyba już skończyłam...
Siedziałam na podłodze, opierając się plecami o łóżko Hydrona. Książę spał, choć sporo mu zajęło zanim usnął. Leżał i wbijał pusty wzrok w sufit przez ponad godzinę. W całkowitej ciszy.To było...to było straszne.
Porywaliśmy się chyba z motyką na słońce. Dopiero teraz zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać. Brawo Ichiro, jak zawsze zastanawiasz się wczas. Bo po co wcześniej, zanim podejmiesz decyzję i znowu wszystko zepsujesz? Ech...
Jednak nie miałam chyba lepszego wyjścia niż mu pomóc. Wątpiłam, czy sam da radę a wolałam już mu pomóc i posadzić jego na tronie. Chociaż, straciłam pewność, czy chodziło mi tylko o to, że wtedy pomoże mi, czy już o to, że chciałam zrobić coś dobrego dla niego.
Spojrzałam na śpiącego blondyna. Oddychał niespokojnie, jego ręce od czasu do czasu lekko drgały, powieki zaciskały się wtedy mocniej. Raczej nie miał zbyt przyjemnych snów, ale co się dziwić, w końcu był torturowany, choć nie powiedział jak. Zresztą, chyba nie wypadało o to pytać.
Przeniosłam wzrok na białą ścianę przed sobą i drewniane drzwi, elegancko ozdobione złotem, na samym środku uderzającej w oczy bieli. Miałam dość tej pułapki w której tkwiłam. Gdybym chociaż była więziona na zewnątrz...gdybym czuła wiatr we włosach i chłodne powietrze w nozdrzach...gdybym miała wolność poruszania się swobodnie....Wtedy zniosłabym to wszystko o wiele lepiej. Ale niestety, byłam tutaj zamknięta, jak ptak w klatce, moje skrzydła zaczynały zapominać jakie to uczucie latać.
Przymknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu, opierając ją na pościeli.

- To nie jest najlepszy pomysł, Dan! - krzyknęłam szybko, patrząc jak szatyn, zaraz po wyskoczeniu Shuna przez okno, wdrapuje się na parapet, aby również skoczyć.
- Skoro wy umiecie, to ja też! - chłopak wychylił się niebezpiecznie.- Już do was idę!
Popatrzyłam na niego z politowaniem i przeniosłam wzrok na Shuna.
- Pozwolisz mu na to? - zapytałam, patrząc na niego wymownie.
- A co, martwisz się, że nie będzie wyglądał lepiej niż teraz? - czarnowłosy ninja uśmiechnął się lekko, a ja zaśmiałam się na jego słowa. 
- To bardzo niemiłe z waszeeeej...- Dan zaczął spadać w dół. Shun ani drgnął, dalej patrząc na mnie z uśmiechem. Pokręciłam głową i nie przestając się śmiać, wyskoczyłam aby złapać szatyna, który właśnie leciał w dół z piskiem, którego nie powstydziłaby się nawet pięciolatka. Bez problemu wylądowałam na ziemi i niemal rzuciłam Dana na kolana.
- A teraz dziękuj za moją wspaniałomyślność - wyszczerzyłam się do niego.
- Po moim trupie! A ty - szatyn spojrzał na Shuna.- Miałeś mnie złapać!
- Zapomniałem - Shun wzruszył ramionami, nie przestając się uśmiechać.
- Zabić to mało...- Dan prychnął i wstał.- Foch forever na pięć minut!
- Machnij jeszcze grzywką - zachichotałam, na co gracz pyrusa jeszcze bardziej się obraził i odwrócił od nas. Czarnowłosy objął mnie lekko w pasie. Spojrzałam na niego i już po kilku sekundach utonęłam w jego oczach.

Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie. Tak, to było jedno z tych wspomnień, które choć bardzo bolało, to nie oddałabym go za żadne skarby. Tęskniłam, bardzo. Za bardzo. Gdy zamykałam oczy z powrotem na kilka sekund byłam z Danem, Runo, Marucho, Baronem, Ace'm, Shunem...
Nie byłam pewna, czy uda mi się cokolwiek jeszcze naprawić. Dan, Dan może mi wybaczy. Runo, Marucho i Baron, raczej też. Ale Ace i Shun? Powiedziałabym, że to przysłowiowe marzenie ściętej głowy, ale w mojej obecnej sytuacji brzmiałoby to zbyt prawdziwie...
 Jesteś żałosna...
Świetnie, jeszcze jej tutaj brakowało!
 Słyszę to wszystko, wiesz? Jesteś jednym wielkim bałaganem. Żal mi ciebie. Tego nie da się słuchać.
Nie prosiłam cię o to.
 Twój kochaś ci nie wybaczy. Nie masz ochoty poużalać się trochę nad złamanym sercem? Nie cierpisz? Nie płaczesz? Może go wcale nie kochałaś?
Zamilcz...
 Boisz się do tego przyznać, co? Jakoś zbytnio nie rozpaczasz, może to blondyn obok ciebie cię zainteresował? Wiesz, podobno blondyni dobrze pasują z brunetkami!
 Przestań! Przestań już!
Boisz się prawdy, siostrzyczko. Zawsze się jej bałaś. Spójrz, jakie to przyniosło efekty. Teraz to ciebie wszyscy nienawidzą. Jakie to uczucie?
- Wynoś się z mojej głowy! - wrzasnęłam, wplątując palce we włosy i boleśnie je zaciskając. Zacisnęłam mocno powieki i poczułam, jak łzy ściekają mi po policzkach. Jej słowa zabolały o wiele bardziej, niż jakikolwiek z ciosów cielesnych, jaki przyjęłam. Skuliłam się i zaczęłam drżeć.
Nie chciałam tego przyznać, ale bałam się. Bałam się, że ma rację, że inni mnie nienawidzą. Że miłość zmieniła się w nienawiść i nieważne co dalej zrobię, i tak nic się nie ułoży, dalsza egzystencja, bo inaczej tego nie nazwę, nie ma sensu. Zawsze się tego bałam - zgubić sens, zgubić powód. Podążanie cały czas na przód w nieznane było ciekawym rozwiązaniem, ale bez powodu do życia nie było nic warte.
Dlaczego to wszystko było takie trudne?! Czym sobie na to zasłużyłam...?
Poczułam ciepło naokoło siebie. Podniosłam powoli głowę i spojrzałam zapłakana na Hydrona, który usiadł obok mnie i teraz obejmował mnie ramieniem.
- Nie płacz - szepnął cicho, patrząc na mnie pustym wzrokiem.- Proszę.
Przyglądałam mu się przez chwilę, a potem uśmiechnęłam się lekko i skinęłam głową. Oparłam się o niego i przymknęłam ponownie oczy. Chłopak westchnął cicho i pogładził delikatnie dłonią moje włosy. 
- Nie zostawię cię - powiedział po dłuższej chwili, a jego głos brzmiał już bardziej normalnie.- Nie zostawię cię Ichiro.
- Dziękuję...-szepnęłam i, po kilku minutach braku odpowiedzi, pozwoliłam sobie zasnąć.

***


- ŻE CO?! - Wyrocznia wydarła się na cały głos. Skrzywiłam się, gdyż zrobiła to tuż obok mnie.
- Nie wrzeszcz tak głośno, stoję obok - mruknęłam, zatykając prawe ucho.
- Co ci do tego pustego łba wpadło, żeby pomagać temu napuszonemu księciu?! - najwyraźniej zignorowała moją prośbę.- Ty masz pojęcie w co się pakujesz?!
- A czy ja kiedykolwiek wiedziałam co robię? - spojrzałam na nią wymownie.
- I co, oczekujesz że on cię potem uwolni?! - przekręciłam oczami.- Co?!
 - A jaki mam inny wybór? - zaśmiałam się cicho.- Co mam zrobić? Schować się pod łóżkiem z paczką ciasteczek, tylko po to, żeby za chwilę wyskoczyć spod niego z piskiem, bo pewnie jest tam jakiś mały pająk?
- To nie jest zabawne!
- No, może troszkę - uśmiechnęłam się szeroko.- Słuchaj, to najlepsze co mogę zrobić. I przede wszystkim, co chcę zrobić. Pomogę mu, dlatego proszę ciebie, bo bez ciebie mi się to nie uda. Wyrocznio, proszę.
Bakugan westchnął cicho.
- Akemi, przecież dobrze wiesz, co o tym sądzę...- odparła spokojnie, a ja nieco się zmartwiłam. Jak miałam pomóc Hydronowi bez niej?! - Ale jestem twoją partnerką, jeżeli według ciebie to słuszne, pomogę ci. Pomogę WAM.
- Wspaniale - odetchnęłam z ulgą.- W takim razie chodźmy!
- Co? Dokąd? - Wyrocznia zdziwiła się i usiadła na moim ramieniu.
- Idziemy potrenować z Hydronem, w końcu trzeba się jakoś zgrywać! - wybiegłam ze swojego pokoju i od razu wpadłam na króla. Zatrzymałam się gwałtownie.
- Zgrywać? - zapytał, patrząc na mnie podejrzliwie.- W czym?
Myśl Ichiro, myśl! I lepiej żebyś wymyśliła coś sensownego!
 - Um...my...szaszłyki! Tak! Chcemy się zgrywać w robieniu szaszłyków! No wiesz, ja papryka, on kurczak...- wypaliłam co akurat przyszło mi do głowy. Swoją drogą, to chyba głodna jestem...
Zenehold popatrzył na mnie jak na świra.
- Szaszłyki?! 
- No, nie słyszałeś o nich nigdy, to takie patyczki z...
- WIEM CO TO SĄ SZASZŁYKI!
- To po co się głupio pytasz?! - usłyszałam jak Wyrocznia wzdycha na moim ramieniu. Spojrzałam na nią.- No co, źle mówię?
- Brak mi słów do ciebie...
- Kupię ci słownik na urodziny - wyszczerzyłam się, po czym spojrzałam z powrotem na króla.- Miło się gadało, ale muszę już lecieć! Papatki!
Wyminęłam go szybko i puściłam się biegiem przez korytarz. Nie było szans, żebym mu wcisnęła ten kit o szaszłykach. Na pewno już coś podejrzewał. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu.

***

- Dalej! Teraz! - krzyknęłam do Wyroczni, a gdy obracałam z powrotem głowę, zderzyłam się z również biegnącym Hydronem. Odbiliśmy się od siebie i oboje boleśnie upadliśmy na podłogę. Krzyknęliśmy równocześnie i spiorunowaliśmy się morderczymi spojrzeniami.
- Przestań na mnie wpadać! - krzyknął oburzony.
- To ty przestań! Wbiegasz na moją część pola walki! - zaprotestowałam.
- Ale to ty cały czas zmieniasz taktykę!
- A ty za wolno aktywujesz karty supermocy!
- A ty cały czas rzucasz Wyrocznię w nieodpowiednie miejsce!
- A ty...- taaaa, zgrywanie się szło nam po prostu wspaniale...
Wyrzucaliśmy tak sobie jeszcze przez kilka minut, aż nastąpiło ''No i dobra!'', po czym skrzyżowaliśmy ręce na klatkach piersiowych i odwróciliśmy się do siebie plecami.
Uh! Oboje lubiliśmy robić wszystko po swojemu, to okazało się trudniejsze niż myślałam!
- Ej, dzieciaki, przestańcie się na siebie obrażać i dojdźcie w końcu do jakiegoś porozumienia! - Wyrocznia odezwała się poirytowana. Dryoid stał spokojnie obok niej. Coraz bardziej było mi żal Hydrona. Ja mogłam z Wyrocznią porozmawiać, nawet jeżeli często się kłóciłyśmy i często chciałam ją wcisnąć do puszki po tuńczyku a potem wyrzucić do wody pełnej wściekłych bobrów i patrzeć jak ją konsumują, ale...ale chociaż mogłam się do niej odezwać. A on? Dryoid nic nie mówił, nie ruszał się jeżeli akurat nie był na polu bitwy. To było...przykre. Sprawiało, że książę był bardziej samotny.
Zaczęło mnie nagle zastanawiać, co dalej. No bo...załóżmy, że wygramy tą walkę jakimś cudem i...co potem? Przecież nie miałam dokąd pójść, bo przecież na ziemię nie wrócę...Wtedy zostaje albo błądzić po świecie i wymiarach, z nadzieją że...nawet nie wiem z jaką nadzieją...po prostu z nadzieją, albo zostać z Hydronem. Pokręciłam głową. Jeszcze nie wygraliśmy, więc nie musiałam podejmować takiej decyzji. A jeżeli tak się stanie, że zwycięstwo będzie nasze, to zrobię to co zawsze : pójdę za intuicją i impulsem.
- Dobra, Ichiro, spróbujmy jeszcze raz - Hydron odezwał się za mną, choć nie odwrócił się.
- Zgoda - westchnęłam.- Omówmy to jeszcze raz a potem ponówmy próbę praktyki.
Przedyskutowaliśmy jeszcze raz całą taktykę i w końcu zabraliśmy się za ''zgrywanie''
- Synteza supermocy aktywacja! - krzyknęłam, ładując kartę.- Blask światła!
- Supermoc aktywacja! Ostrze Murasame! - Hydron szybko dołączył się do walki przeciwko przykładowemu przeciwnikowi, którego udało nam się zaprogramować...

- Znasz się na tym? - blondyn zapytał, zaglądając mi przez ramię.
- Um...jaaaasne - wyszczerzyłam się zakłopotana. Spojrzałam załamana na ekrany naokoło siebie. Nawet nie wiedziałam na który patrzeć, co dopiero zaprogramować tutaj coś?! Ech, w takim momentach Marucho naprawdę by się przydał...
- Dlaczego jakoś ci nie wierzę? - chłopak spojrzał na mnie z politowaniem, obserwując moją absolutną niewiedzę.
- Nie doceniasz moich umiejętności - mruknęłam, klikając coś na klawiaturze. Otworzyło się jakieś okienko. O! Nieźle mi idzie! 
- Co teraz? - Hydron spytał, zacierając ręce. Zamilkłam. 
- Zepsułeś chwilę - podrapałam się w tył głowy, nie mając najmniejszego pojęcia, co mam tutaj wpisać.- Ej, macie tutaj wikipedię?
- Co mamy? - książę wytrzeszczył oczy.
- Rozumiem, że nie...a szkoda, tam jest wszy...a google? - moje oczy się zaświeciły.- Na google jest wszystko i różne instrukcje!
- Akemi, cokolwiek to moogle jest, wątpię żeby miało takie informacje - odparł spokojnie. Dałam sobie spokój z poprawianiem go. Muszę coś wymyślić, muszę...
- Dobra, to po prostu...- wystukałam na klawiaturze zdanie ''Przeciwnik do walki''.
- I ty myślisz, że to zadziała? -  blondyn prychnął.
- A masz lepszy pomysł, mądralo? - warknęłam, wstając z krzesła.- Jak chcesz to sam sobie to zaprogramuj!
- Dawaj to - zajął moje miejsce i zaczął wpisywać jakieś dziwne kody. Już po chwili na ekranie pokazało się słowo ''Gotowe'', a ja popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. Wyciągnął się na fotelu i spojrzał na mnie z triumfalnym uśmiechem.
- Byłam na dobrej drodze...- mruknęłam, chcąc jakąś obronić swoje dobre imię.
- Chyba do wyjścia...

Tym razem kula światła pomknęła w stronę wroga a Dryoid idealnie schował się za nią i gdy tarcza naokoło przeciwnika pękła, zadał ostateczny cios. Hologram zniknął, a kawałek dalej pojawił się kolejny.
- Gotowa Ichiro?!
- Zawsze!
- Supermoc aktywacja! - krzyknęliśmy równocześnie, ładując kolejne karty.
- Wulkan pięści!
- Brama kryształu!
Kolejny przeciwnik zniknął.
Wymieniliśmy spojrzenia i uśmiechnęliśmy się szeroko. Może jednak była jakaś nadzieja, że nam się uda?
- Dalej, nie przestajemy teraz! Supermoc aktywacja! - blondyn się zaczynał rozkręcać.- Płochliwa ważka!
- Jasne! Strzała Odyna! - aktywowałam supermoc i z zadowoleniem przybiłam z Hydronem piątkę.
Walczyliśmy jeszcze przez jakiś czas. Chyba długi czas, bo przestaliśmy dopiero gdy się zmęczyliśmy.
- Hydron - odezwałam się po chwili, opierając dłonie na kolanach.
- Co? - poniósł na mnie zmęczony wzrok.
- Jesteś idiotą - skwitowałam.- Ale fajnie się z tobą gra.
Oby dwoje wybuchliśmy śmiechem. Szczerym, ciepłym. Takim, jakiego nam brakowało.


***
Muahahaha, jeeeest przed końcem miesiąca! xD
Ale...
To. Jest. Straszneeeee Q_Q
Obliczyłam, że zostało około 5 rozdziałów do końca serii (zależy od tego, czy coś jeszcze wymyślę i jak to wszystko rozłożę, bo wszyscy wiedzą, że jestem leniwa i nie chce mi się pisać meeeega długiego rozdziału ._.)
Jeszcze waham się co do drugiej serii....Ale w najbliższym czasie postaram się zdecydować...
Chcielibyście poczytać drugą serię? ^ ^