środa, 8 maja 2013

Rozdział 78 - Yyy...ta zupa chyba właśnie ożyła...


To przecież łatwizna, nie?
W końcu czym jest uroczysta kolacja w obecności króla dla mnie? Dla mnie! Dla Akemi Ichiro!
Jeszcze trochę i zapiszę się w historii!
Oby nie w historii zgonów...
No, ale trzeba patrzeć na to pozytywnie!
Tylko jak patrzeć pozytywnie, gdy stoi się w swoim pokoju, w pięknej filetowej (naprawdę, nie mieli czerwonych?) sukni, siłując się z gorsetem. Wyglądać wyglądało to ładnie, ale nie miałam jak sama sobie go porządnie zasznurować, a Wyrocznia była marną pomocą.
- Zabiję go...- mruknęłam cicho pod nosem, opierając głowę o ścianę.- Zabiję, pokroję, wrzucę do puszki, tą puszkę do ciężarówki pełnej wściekłych bobrów, a potem całą tą ciężarówkę utopię w rzece i będę stała obok, jedząc popcorn, podziwiając jak rekiny ich konsumują!
- Kogo? - bakugan zapytał głupawo. Spiorunowałam ją wzrokiem.
- Domyśl się! - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, po czym westchnęłam ciężko.- Dobra, spróbujmy jeszcze raz...
- Akemi, osobiście jednak uważam, że powinnaś zaczekać i poprosić go o pomoc - Wyrocznia rozpoczęła swój pouczający monolog, jednak postanowiłam się szybko wtrącić, nim się na dobre rozkręci.
- A ja osobiście uważam, że nie mam ochoty, aby gapił mi się na gołe plecy, ani podduszał gorsetem, co na pewno przejdzie mu przez myśl!
- Nie każdy jest taki jak ty!
- Tak, ale...- zamyśliłam się na chwilę i zdałam sobie sprawę, że nie mam praktycznie żadnej dobrej odpowiedzi na to.- Ale...ale to jest Hydron!
- Tak, to ja - z tyłu dobiegł mnie jego rozbawiony głos. Następnie dźwięk zamykanych drzwi. Dopiero wszedł, a już się świetnie bawił, co za ironia...- Em...Potrzebujesz pomocy z tym gorsetem...?
- A umiesz takie coś obsługiwać? - prychnęłam, oglądając się na niego przez ramię. Był teraz ubrany w strój nieco przypominający ten, gdy jeszcze rządził w Nowej Vestroii, tylko trochę bardziej elegancki i widocznie nie był nigdy wcześniej założony. Jego fioletowe oczy błyszczały, blond włosy tworzyły bałagan, który wyglądał, jakby był starannie układany aby tak wyglądać. Ramiona wyprostowane, ułożone w idealnej linii prostej. Chłopak wyglądał...no...imponująco, nie oszukujmy się.
- Oczywiście! - zawołał oburzony, podchodząc do mnie. Nim zdążyłam powiedzieć, aby zrobił to delikatnie, poczułam mocny ucisk, gdy chłopak zaczął sznurować gorset.
- Auć...- jęknęłam cicho.
- Nie narzekaj, mogłem mocniej - zachichotał.- Wciągnij powietrze.
- Muszę?
- Tak, to ile wciągniesz teraz starczy ci na resztę wieczoru.
- Pięknie...
Nie było to najprzyjemniejsze uczucie na świecie, ale tragicznie też nie było. Już po chwili usłyszałam ''gotowe''.
Już miałam podziękować, gdy palce chłopaka delikatnie obsunęły się wzdłuż mojej talii. Zadrżałam lekko, czując rumieńce na twarzy. Nim zdążyłam zapytać, co robi, jednym silnym gestem odwrócił mnie przodem do siebie i lekko popchnął na ścianę. Bicie serca znacznie przyśpieszyło, podobnie jak i oddech. Mrugnęłam, a twarz blondyna była już zaledwie pięć centymetrów od mojej.
- Ichiro, wiesz co? - wyszeptał, a ja nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Nawet wyzwać go od idioty. Nic. Kompletna pustka w głowie. Zdecydowanie złapał dłonią moją brodę i przyciągnął kolejne dwa centymetry, które teraz były niesamowicie małym dystansem między naszymi ustami. Zatrzymał się tak na kilka okropnie długich sekund. Gdy już myślałam, że mnie pocałuje, on mnie puścił i uśmiechnął się zaczepnie.- Masz teraz naprawdę bezcenny wyraz twarzy!
Przez chwilę nic nie zrobiłam. Nie drgnęłam.
W następnej chwili zrobiłam się czerwona jak pomidor.
A w kolejnej sięgnęłam po mały wazon, który stał obok na szafce.
Odbył darmowy lot w stronę blondyna.

***

Złapał mnie za rękę. Zmierzyliśmy się morderczym spojrzeniem i ruszyliśmy w stronę drzwi. Doskonale znałam te drzwi, prowadziły do ogromnych rozmiarów sali, która mi kojarzyła się bardziej z salą balową niż jadalnią. Jednak, być może na moje szczęście, żadnego balu nie będzie. Poprzedni wystarczył mi za wszystkie czasy. Samo słowo 'bal' wypełniało moją głowę setką myśli. Pomimo tego, że niektóre były miłe, wzdrygnęłam się lekko i szybko odepchnęłam to od siebie.
Teraz musiałam się skupić i pilnować.
Kroki roznosiły się echem po pustym korytarzu. 
Czułam się dziwnie i pomimo swojej siły, jakoś niepewnie. 
Może to była ta cicha myśl, że byłam przedostatnią z vexosów? Może to była ta myśl, że reszta z nich już nie żyje?  A może strach, że niedługo spotka to także i mnie?
Trudno było mi zdecydować, czy bym tego chciała czy nie. Z jednej strony nie czułam już żadnej potrzeby istnienia. Nie miałam już żadnego celu, nic co by mnie pchało na przód. Nic, poza niezrozumiałą dla mnie wewnętrzną siłą. Siłą, która nie pozwalała mi się poddać, która za każdym razem gdy zderzałam się boleśnie z ziemią, zmuszała do mnie wstania i życia dalej. Jednak ostatnio chyba zaczynała trochę szwankować...
Blondyn położył rękę na klamce. Przyjrzał mi się uważnie, jakby czegoś szukał.
- Gotowa? - zapytał po chwili. 
Chciałam pokręcić głową. Powiedzieć, że nie, że nie jestem gotowa, że jedyne czego chcę to stąd uciec, zniknąć...
- Oczywiście...- wymamrotałam, wymuszając uśmiech. Pokiwał głową, uśmiechając się pogodnie. Nacisnął klamkę i popchnął drzwi.
Sala wiele się nie zmieniła. Może obrus był nowy, ale to raczej nie powinno mnie dziwić. Teraz, kiedy nie było Shadowa, mogli go zmienić (bo po co mieli to robić wcześniej, gdy on robił taki bałagan, że nawet świnie mogłyby się od niego uczyć?) na czysty. Trzy krzesła. Jedno na środku, dwa po bokach. Oczywiście to na środku było już zajęte przez Zeneholda. 
Ścisnęłam mocniej dłoń Hydrona, który ponownie uśmiechnął się do mnie lekko, jakby chciał mi dodać otuchy.
- Siadajcie - król rozkazał, nie podnosząc na nas nawet wzroku.
Dobra, to tylko kolacja. Nie będzie źle...

***

Miałam rację! Nie jest źle!
...jest tragicznie.
Siedzę naprzeciwko Hydrona. Obydwoje gapimy się w swoje talerze.
Nie mogę wyjść z podziwu...jak można ugotować coś tak niedobrego...
Popatrzyłam załamana na blondyna. Był równie załamany jak i ja.
- Hydron...- szepnęłam cicho.- Kto to gotował?
- Nie wiem...ale to jest straszne - odrzekł, leniwie ruszając łyżką w misce.
Spojrzałam na swój talerz i przełknęłam głośno ślinę.
- Hydron...
- Co znowu?!
- Yyy...ta zupa chyba właśnie ożyła...
Chłopak zamrugał i spojrzał przerażony na małą mackę, która lekko poruszała się w zupie. Pozieleniał, a ja delikatnie odepchnęłam ręką talerz od siebie. 
Za chwilę podano drugie danie. To też nie wyglądało zachęcająco, ale chociaż nie tak strasznie jak poprzednio.
Wpadł mi do głowy szalony pomysł. Nabrałam trochę...em...chyba sałatki, na widelec, a następnie uśmiechnęłam się szatańsko do blondyna. Podniósł na mnie pytający wzrok, a gdy dostrzegł w mojej ręce ''broń'', zbladł i nerwowo pokręcił głową, podczas gdy ja z uśmiechem kiwałam swoją.
Strzał!
Uchylił się lekko.
Król podniósł na nas wzrok, uważnie przyglądając się synowi. Ten jednak zakasłał i udawał, że je dalej.
Zaśmiałam się cicho pod nosem, mając pomysł, aby zacząć bitwę na jedzenie.
- Więc? - król nagle odezwał się, jakby zniecierpliwiony. Napiłam się łyka wody. Skierowaliśmy na niego wzrok.- Kiedy ślub?
Zakrztusiłam się, Hydron wypuścił łyżkę z ręki, która z głośnym plusknięciem zanurkowała w zupo-podobnej mazi.
- Em...no...nie ustaliliśmy jeszcze...- książę wymamrotał, odwracając wzrok.
- Patrz na mnie jak mówisz - mężczyzna syknął a ja byłam pewna, że blondyn zaciskał już pięść pod stołem.
- Przepraszam...ojcze...- niechętnie wrócił spojrzeniem do starszego.
- Skoro nie wiecie kiedy...to ja zdecyduję - nie wiedząc dlaczego, teraz Zenehold skierował wzrok na mnie.- Jutro.
- Co?! - wykrzyknęliśmy razem. Poderwałam się na nogi, jakoś odruchowo, jakby w obawie, że będę musiała zaraz uciekać.
- Siadaj głupia - król warknął, piorunując mnie wzrokiem, a potem zwrócił się do Hydrona.- Zrób coś, to twoja przyszła żona, musisz mieć nad nią kontrolę!
Zacisnęłam zęby. Znowu czułam te iskry ognia, które zaczynały mnie wypełniać od środka, każąc się postawić, zawalczyć.
Teraz, w ciągu ułamku sekundy, wszystko stało się dla mnie jasne. Za każdym razem gasiłam te iskry, nie pozwalając im rozpalić prawdziwego ognia. To dlatego umierałam. Powoli, bardzo powoli, ale jednak.
- Akemi, usiądź proszę - głos Hydrona wydał mi się teraz bardzo odległy i dziwny, jakbym była pod wodą. Skierowałam wzrok w miejsce, z którego głos dochodził. Chłopak zmartwił się, widząc moje nieprzytomne spojrzenie. Chyba się podniósł.- Akemi?
- Ty jej nie proś, ty każ! - król krzyknął.
A więc to dlatego...to wszystko było moją własną winą?
- Nie trzeba rozkazywać, wystarczy poprosić!
Ja sama się na to wszystko skazałam?
- Nie masz najmniejszego pojęcia, jak się obchodzić z kobietami!
Tak, to by miało sens...Najpierw sama się pozbawiłam przyjaciół...
- To ty nie masz o tym pojęcia!
A teraz się pozbawię życia...?
- Nie będzie z nią jak z matką, rozumiesz?! Nie pozwolę ci na to! - zostałam szarpnięta za rękę. Potknęłam się, jednak jakimś cudem udało mi się złapać równowagę i zmusić nogi do biegu. Zamrugałam kilka razy, szybko wracając do świata teraźniejszego. Czemu Hydron tak bardzo się zdenerwował? Spojrzałam na niego, nie przestając biec. Jego oczy były zaszklone, widać było, że siłą zatrzymuje łzy. Jego ręka, mocno zaciśnięta na moim nadgarstku, odrobinę drżała. Nie pytałam dokąd biegniemy. Czułam, że nie powinnam.

***

Stał do mnie tyłem, wpatrując się gdzieś w ścianę. Pięści miał zaciśnięte. Czułam się niezręcznie.
Milczeliśmy przez kilkanaście minut. Czekałam, aż uspokoi oddech, oceniałam po ruchach ramion.
Nie znałam pokoju, w którym się teraz znajdowaliśmy. I pewnie nigdy bym go nie znalazła, był naprawdę dobrze ukryty.
Wyciągnęłam rękę, aby dotknąć lekko jego ramienia, ale przygryzłam wargę i szybko się rozmyśliłam. Przez krótki moment nie wiedziałam, co zrobić z uniesioną ręką, aż w końcu pozwoliłam jej opaść w dół.
- Hydron? - zapytałam niepewnie.- Mogę o coś zapytać?
- Pytaj...- jego głos nie brzmiał jak zwykle. Był...smutny, słaby.
- Co...co się stało z twoją matką? - słowa z trudem przechodziły mi przez gardło. Przeczuwałam, że zaraz się odwróci, krzyknie, że to nie mój interes i odejdzie.
Jednak milczał. Przez dwie bardzo długie minuty.
- Ona...- zaczął nagle mówić, nieco drżącym głosem.- Umarła...bo...
- Bo? - ponagliłam go, po czym szybko skarciłam się w myślach.
- Ona...popełniła samobójstwo...- przy ostatnim słowie głos mu się załamał, a ja lekko drgnęłam. Zaczęłam szybciej oddychać, choć nie rozumiałam do końca dlaczego.- Kochałem ją...A-ale...Ale to wszystko było winą mojego ojca! Nie...nie wytrzymała...
Odwrócił się do mnie przodem. Miał łzy w oczach, cały się trząsł.
- Hydron...ja...- po raz pierwszy nie miałam pojęcia, co powinnam w takiej sytuacji powiedzieć.
- A ty...gaśniesz w oczach...Nie pozwolę, żeby i tobie się to stało - wyszeptał, a w jego oczach widać było niemalże błagalną prośbę.- Nie chcę, żeby i ciebie tak skrzywdzili, rozumiesz? Nie chcę! Nie pozwolę im...!
Łzy spłynęły mu po policzku.
Gdy to zobaczyłam, coś we mnie pękło.
Rozpłakałam się, w ciągu sekundy, i rzuciłam go przytulić. Wpadłam mu w objęcia i zaniosłam się płaczem. Objął mnie, tym razem zdecydowanie. Nie miałam pojęcia, co się właśnie stało, ale nie czułam się z tym źle, że zaczęłam płakać. Pozwalałam, żeby te negatywne uczucia wypłynęły razem  ze łzami, a potem roztrzaskały się bezgłośnie o podłogę.
- Tym razem...będziemy walczyć razem...obiecuję...- wyszeptał mi cicho do ucha  i pocałował mnie w czoło.

***

Uff, spooora przerwa, wiem ._.
Ale było trochę niefajnych spraw w moim życiu i musiałam najpierw tam wszystko poukładać ^ ^
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał : D

5 komentarzy:

  1. boskie!
    mam pytanko.... czy mogę jeszcze liczyć na SHEMI?

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mam nadzieję że Shemi wróci <3 Błagam Akemi-chan~!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku. Wreszcie! :p
    Z niecierpliwością czekałam na nowy rozdział i doczekałam się.
    Zazdroszczę Ci twojego talentu pisarskiego.
    Akemi i Hydron chylą się ku sobie... ech... ciekawe co z tego wyniknie?
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba zgłupiałam, ale tak mi się nudziło, że dla jaj postanowiłam przeczytać ten właśnie rozdział. I... chodź Bakuganów nie trawię i nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi w tej historii, ale - o dziwo(!) nie potrafię ukryć przed sobą faktu, że... podobało mi się xD. Nie wiem co było lepsze, akcja z ubieraniem się, czy uroczą kolacją? Hmm... chociaż nie, obie były genialne :D
    A może się przełamię i poczytam resztę? Kto wie, kto wie? Może bakugany nie będą, aż tak złe w tym Twoim wydaniu ;D Ale jeszcze zobaczę, tak czy inaczej, przyjemnie się czytało. Dzięki :D
    Ida17

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ida17...
      skąd ja cię kojażę....
      czy nie może blog o Kick'u?
      nie komentujesz takich?

      ja lubie opowiadania aki a zwykle bakugan to teraz dla mnie nuda bo nie ma aki... xD

      Usuń