środa, 26 grudnia 2012

Grr...Grrr....Grr...

12 komentarzy:
 -.-

Ja nie wiem...Dlaczego?! Dlaczeeegooooo?!
Ale dobra, najpierw może powiem Wam dlaczego wpisuję to 'dlaczego' xD
Dnia 22.12.12 Akemiś siedziała i nałogowo pisała, żeby zdążyć z oneshotem, żeby moi kochani czytelnicy byli zadowoleni, żeby uczcić fakt, że prowadzę tego bloga już od dwóch lat! >.<
I co? Pisałam na innym laptopie, nie mogąc zapisać nic w Wordzie. Ale nie przejęłam się tym, w końcu od czego jest blogspot?
Taaak...Tak więc gdy skończyłam, dodałam notkę i ustawiłam, żeby dodała się 23 rano.
Nie było mnie tutaj ani 23, ani 24, ani 25. Nie było zbytnio jak. I wchodzę dzisiaj i co moje oczy widzą? Albo czego nie widzą?! Nie dość, że się nie dodał, to wcale tego nie ma w zapisanych.
Za co x.x
Fakt, mogłabym to przepisać, ale po pierwsze, nie wyjdzie jak było, po drugie, wielu części pewnie zapomniałam, a po trzecie - nie chce mi się.
Tak, zawsze tak miałam. Gdy coś się skasowało, po prostu nie mogłam tego przepisać, do tego stopnia mi się nie chciało.
Powiem tylko, ze Dana porwał bałwan ( tutaj dedykacja dla Lou, która podsunęła mi ten pomysł) xD
Bardzo dziękuję wszystkim czytelnikom i komentującym za wytrwałość, którą razem ze mną ''praktykowali'' przez te dwa lata! Wiecie, aż jestem dumna z siebie, że tyle wytrwałam! Chociaż, patrząc na fakt, że jeszcze nie skończyłam pierwszej serii...chyba powinnam się trochę przyłożyć xD
Ale tak czy inaczej, jestem naprawdę wdzięczna za Wasze wsparcie i komentarze.
Niedługo dodam nowy rozdział, aby choć trochę zrekompensować brak tego oneshota! I wiecie, ostatnio jedna z czytelniczek słusznie zauważyła, że fabuła najpierw była komedią, potem romansem, następnie dramatem, a teraz, od rozdziału z numerkiem 74, zaczął się kolejny ''etap''. A jaki, dowiecie się w następnym rozdziale! :D

wtorek, 18 grudnia 2012

Mini oneshot - NIEEEE! JOHNNY! NIE IDŹ TAM, BO ZGINIESZ! – czyli randka w wielkim stylu.

14 komentarzy:
Ponieważ przed świętami nie napiszę już rozdziału....będzie oneshot! Świąteczny. Postaram się, aby był gotowy na 23. Nie obiecam, że na pewno wtedy, chociaż zależy mi na tym, gdyż to również rocznica bloga. Ale wiecie, święta idą, to i owo trzeba zrobić i przygotować! A tymczasem...dodam coś, co kiedyś napisałam. Znalazłam to wczoraj i uznałam, że może to wstawię. Czemu? Oj, przekonacie się za chwilkę! :)
Aaa i akcja dzieje się zanim Akemi oraz Shun byli parą.







Gdy wyszłam już przebrana, rozczesałam tylko włosy które automatycznie się wysuszyły. Domena Pyrusa bywa przydatna! Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiona, nie oczekując gości, podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Zamurowało mnie na widok...Shuna...Tak, to raczej był on. Hmm...Ale Shun z własnej  woli raczej  nie poszedłby na zakupy...No chyba, że jacyś kosmici go torturowali i przeprowadzali na nim eksperymenty, podczas których coś mu się w głowie poprzestawiało...
- Eee...- wypaliłam tylko, gdy w głowie zapaliła mi się czerwona lampka, która zawsze oznaczała ' WIEJ!'. Szybko analizowałam swoje szanse. Jeżeli spróbuję zamknąć drzwi, on je przytrzyma. Jeżeli spróbuję rzucić się do tyłu i wyskoczyć przez okno, zdąży mnie powstrzymać. Jedyne co mi przyszło do głowy to....biec przed siebie.- O PATRZ! TO ZNOWU TEN BOCIAN!
Chciałam się rzucić przed siebie, ale czarnowłosy ani drgnął, przez co odbiłam się od niego i prawie straciłam równowagę.
- Em...- popatrzył na mnie z...o ludzie, nadchodzi koniec świata....Patrzył na mnie z niepewnością! - Akemi, bo ja...
Myśl szybko Aki, myśl szybko! Aua, to boli...Dobra! Jedyne wyjście to wymyślić coś sprytnego, przebiegłego i coś, czego chłopak się nie spodziewa...
- DŹG! - dźgnęłam go palcem między żebra po czym przebiegłam obok niego. Już miałam krzyknąć głośne ' WOLNOŚĆ DLA ŻELKOŻERCÓW!' , gdy nagle coś mnie zatrzymało. Shun zdążył złapać mnie za bluzkę i to na dodatek tak, że jeżeli pobiegnę dalej to ją rozerwę.- To niesprawiedliwe!
- No i co teraz zrobisz? - gdy obróciłam głowę czarnowłosy patrzył na mnie rozbawiony.
- A TY ZNOWU ŚMIEJESZ SIĘ Z MOJEGO NIESZCZĘŚCIA NO! - zaczęłam lamentować, dobrze wiedząc, że i tak już przegrałam. A żeby szlag trafił jego i jego żebra!
- Cofniesz się po dobroci, czy chcesz się pożegnać z bluzką?
- A co? Aż tak bardzo chcesz zobaczyć co jest pod nią? - zachichotałam a chłopak spalił buraka. Tak czerwonego to jeszcze go nigdy nie widziałam. - No dobrze już dobrze!
Zaczęłam się cofać, ale cóż...nie byłabym sobą, gdybym nie potknęła się o swoją własną nogę, nie?
Na szczęście( albo i nieszczęście, zależy z której strony się na to patrzy) czarnowłosy był na tyle przytomny  żeby mnie złapać.
- Em...dzięki - wyszczerzyłam się do niego i stanęłam prosto.- To...co chciałeś?
- Bo ja...em...co robisz dziś wieczorem? - rzucił obojętnym tonem, wpatrując się gdzieś za okno.
-  Dziś wieczorem...Przeprowadzam operację ' Zemsta na dyrce, część pierwsza, wersja 6D', a co? - zapytałam naiwnie.
- A jutro?
- Jeszcze nie mam planów.
- Bo tak pomyślałem...
- Ooo, co tam masz? - zabrałam mu jakieś papiery, które mocno ściskał w drugiej ręce. Przyjrzałam się im.- Bilety? D-do kina?
- Em, bo...- zaczął, starając się brzmieć spokojnie.- Chciałabyś może...pójść....ze mną?
Popatrzyłam na niego jak na ufo.
Teraz mam już pewność, że porwali go kosmici...
- ODDAJCIE MI MOJEGO SHUNA! - wrzasnęłam, rzucając się na chłopaka.- ŹLI KOSMICI! WREDNI KOSMICI! WASZE ROZUMIEJĄ CO MOJA MÓWIĆ?!
- AKEMI! CO TY GADASZ?! - czarnowłosy usiłował mnie odepchnąć.- JACY KOSMICI?!
- Nie dam się nabrać! Kto cię przysłał?!
- Co?! - czarnowłosy patrzył na mnie jak na wariatkę. Nie żebym nią w sumie nie była....Poniekąd to ja właśnie popchnęłam go na ścianę, zaczęłam się wydzierać o kosmitach i usiłowałam mu zajrzeć do nosa, żeby sprawdzić, czy jakiś mały kosmita nie dostał mu się do mózgu i nie zapanował nad nim...O matko...To źle będzie wyglądać w moim CV...
- Em...To ty? - zapytałam zdziwiona.
- A kto ma być?! - chłopak popatrzył na mnie całkowicie załamany.
- No nie wiem tak w sumie - uśmiechnęłam się po czym puściłam go i cofnęłam się o krok.- To...em...wracając do tego kina, to...e...Z chęcią pójdę.
Czarnowłosy pokiwał głową po czym odszedł oszołomiony.
Hm...jak tak dalej pójdzie to wcześniej psychika mu siądzie, niż się ze mną umówi!
CHWILA!
Ja pomyślałam ' umówi'?
Chyba czas wrócić do pokoju i naszykować jakąś ładną sukienkę na jutro.

****

Zbiegłam po schodach i już po chwili zwolniłam, żeby powoli i elegancko wejść do holu, gdzie czekał Shun. Uśmiechnęłam się na jego zdziwioną minę.
- Hejka – wyszczerzyłam się do niego na co on odpowiedział skinieniem głowy.- Idziemy?
Ponownie skinął głową i wyszliśmy. Szliśmy w ciszy a czarnowłosy co chwila na mnie zerkał. Za każdym razem gdy go na tym złapałam, odwracał głowę, ale za chwilę znowu to robił. W końcu już nie mogłam.- Co? Mam coś na twarzy?
- Nie – odparł spokojnie.
- Źle wyglądam? – zapytałam zaniepokojona.
- N-nie to nie o to chodzi…
- To o co?
- Wyglądasz…no…pięknie – wypalił i wbił wzrok w słońce.
Mimowolnie się uśmiechnęłam i lekko zarumieniłam.
- Nie patrz tak na to słońce, bo oślepniesz – szturchnęłam go lekko łokciem, uśmiechając się zaczepnie. Spojrzał na mnie zdziwiony a na mój uśmiech również się lekko uśmiechnął.- To…Hej, kupisz mi żelki w kinie? I pepsi? Bąąąąbeeeelkiiii!
- Zaczynam się powoli bać – chłopak westchnął, ale uśmiechnął się.
- Powinieneś…- mruknęłam z tajemniczym uśmiechem.

***

Siedziałam wbita w fotel, nie spuszczając wzroku z ekranu. W prawej dłoni mocno ściskałam paczkę żelek a lewą zaciskałam na oparciu od fotelu. Ja wiem, że obok siebie mam nadzwyczaj przystojnego bruneta, który, o ile się nie mylę, usiłuje złapać moją wierzgającą co chwila rękę…..ale ten film jest okropnie wciągający!
W pewnym momencie czarnowłosy złapał mnie za rękę…
A chwilę potem ja wyskoczyłam do przodu, opierając jedną rękę na głowie jakiegoś kolesia co siedział przede mną a drugą wyrywając z delikatnego uchwytu i zaczęłam  nią wymachiwać zrozpaczona.
- NIEEEE! JOHNNY! NIE IDŹ TAM, BO ZGINIESZ! – wydarłam się. Emocję wzięły górę.
- AUA! ZŁAŹ ZE MNIE! – koleś na którym się opierałam również zaczął krzyczeć.
- NIE PSUJ MI TAKIEGO DRAMATYCZNEGO MOMENTU! KRETYN! – zdzieliłam go po głowie, po czym opadłam zrezygnowana na swoje miejsce.
- Idiotka…- chłopak mruknął.
Popatrzyłam oburzona na Shuna, który zacisnął rękę na fotelu i wziął głęboki wdech.
- Nie martw się! Zemszczę się na nim! – zatarłam ręce po czym sięgnęłam do jego popcornu i wzięłam sporą garść. Przez chwilę siedziałam cicho, czując na sobie pytające spojrzenie Shuna. W końcu zdecydowałam się zrealizować swój plan! Taka zniewaga krwi wymaga!
Nachyliłam się lekko do przodu po czym zaczęłam wrzucać chłopakowi przede mną popcorn pod koszulkę a następnie do uszu.
- Co ty robisz?! – koleś obrócił się i spojrzał na mnie z chęcią mordu.
- Uszy ci czyszczę, wiesz? – rzuciłam sarkastycznie i uśmiechnęłam się złośliwie, po czym rzuciłam w niego resztę popcornu.
- To twoja dziewczyna?! – blondyn popatrzył wściekły na Shuna.- Radzę ci ją trochę ogarnąć, zanim zrobię jej krzywdę!
- Nie zrobisz – Shun odpowiedział spokojnie, nawet się nie podnosząc z miejsca.
- Widzisz?! Mam kawalerię! – rzuciłam triumfalnie, wymachując mu pięścią przed nosem.
- Chciałaś chyba powiedzieć, obronę – koleś spojrzał na mnie wymownie.
- Nie, wiem co mówię! No, w większości przypadków! – wyszczerzyłam się.- Niby czemu obronę, hm?
- Że niby sama masz zamiar się bronić?
- O nie…- Shun jęknął, wiedząc, co koleś właśnie zrobił.
- Owszem, mam – syknęłam, mrużąc oczy po czym wyrwałam Shunowi popcorn i rzuciłam blondynowi nim w twarz. – A teraz ludzie…BITWA NA JEDZENIE MUAHAHAHAHA!

***

Wyszliśmy z kina.
Tak właściwie, to nas wyrzucili…
- Em…ja…- spojrzałam na Shuna, ale jego zirytowane spojrzenie mnie ucięło. Odwróciłam wzrok. Pomimo świetnej zabawy którą miałam podczas bitwy i gdy ochrona nas wyprowadzała, teraz było mi trochę głupio. Jakby nie patrzeć… zepsułam ten wypad do kina…
Spojrzałam na czarnowłosego. Musiałam mu to jakoś teraz wynagrodzić.
- Em…Shun?
- Kolejny genialny pomysł? – zapytał sarkastycznie.
- Bo ja…może…przejdziemy się jeszcze na spacer po lesie…czy coś? – zapytałam niepewnie, lekko się rumieniąc.
Wreszcie na mnie spojrzał. Trochę już chyba gniew mu przeszedł. Uśmiechnęłam się, najcieplej jak potrafiłam na co on pokiwał głową. Chwilę się wahałam aż w końcu podjęłam decyzję i złapałam go za rękę. Stanął jak wryty i spojrzał na mnie, jakby mnie widział po raz pierwszy w życiu. Uśmiechnęłam się tylko i ruszyłam dalej, zmuszając go do tego samego.

***

Zaśmiałam się i zaczęłam odbiegać.
- Wrócimy, ale jak mnie złapiesz! – uśmiechnęłam się zaczepnie i z prędkością ninja rzuciłam się biegiem przez las, co chwila wskakując lub zeskakując z drzew.
Po trzech minutach byłam na odległym końcu lasu. Rozejrzałam się, ale na około niczego poza drzewami nie widziałam. Nie ma to jak bawić się w chowanego w ciemnościach, w lesie.
Księżyc nieco oświetlał las, ale to nie wiele pomagało, gdy chowałam się przed innym ninja.
Nagle usłyszałam jego szept za sobą.
- Złapałem cię – objął mnie delikatnie w talii,  po czym pociągnął do tyłu i oparł mnie o drzewo, nachylając się nade mną.
Uśmiechnęłam się a on odwzajemnił uśmiech. Był taki przystojny gdy się uśmiechał.
- To nawet fajnie…- serce zaczęło mi przyśpieszać.
- Mhm – nieco zbliżył swoją twarz do mojej.- Akemi ja…chciałem już wcześniej z tobą porozmawiać…
- I? – zapytałam już szeptem, starając się opanować oddech.
- I…ja…hm..może tak będzie łatwiej…- szepnął po czym mnie pocałował.
Na to kilkanaście sekund wszystko poza nami przestało istnieć.
Gdy mnie objął, poczułam się bezpieczna, cała reszta świata przestała mnie teraz obchodzić. Cóż….jestem głupia. Bardzo. Jak mogłam to odwlekać? 
- Potem się zdzielę patelnią po głowie - pomyślałam. 
Po chwili  niechętnie się ode mnie oderwał.
- Wiesz, możesz tak częściej robić – zaśmiałam się na co chłopak też parsknął cichym śmiechem.- To co? Powtórka?
- Co za dużo to nie zdrowo – uśmiechnął się.
- Ech, zależy czego! – wyszczerzyłam się. Złapał mnie za rękę i odeszliśmy kawałek do miejsca, z którego było dobrze widać niebo. Położyliśmy się na trawie i oglądaliśmy gwiazdy.
Noc była ciepła, nie musieliśmy się martwić, że zmarzniemy.
Po kilku minutach uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego, kładąc głowę na jego torsie. Objął mnie ręką a ja poczułam, że robię się senna. Co jak co, dawno nie spałam…Na dodatek teraz czułam się…hm…szczęśliwa i bezpieczna…
Przymknęłam oczy. Starałam się, ale czułam, że zaczynam zasypiać.
- Chodź, zaniosę cię do pokoju – dobiegł mnie jego głos, na który natychmiast otworzyłam oczy.
- N-nie, mi się nie chce spaaaaać – ziewnęłam mimowolnie. Czarnowłosy zignorował moje słowa i wziął mnie na ręce.- Dokąd mnie niesiesz?
- Do twojego pokoju, już mówiłem.
- A, sorki – oparłam o niego głowę i ponownie zamknęłam oczy.
Gdy je z powrotem otworzyłam, Shun właśnie wchodził do pokoju przez okno.
- Czemu tak? – zapytałam cicho a on położył mnie na łóżku.
- A chcesz bliskiego spotkania z przyjaciółkami, które stoją na czatach przed drzwiami?
- W sumie nie bardzo…- mruknęłam i Shun nakrył mnie kołdrą.- Dziękuję.
- Nie masz za co…- szepnął.
-  Mam – rzuciłam słabo, odpływając do krainy snów.
-…cię…- dobiegł mnie jego głos, ale nie mogłam już stawiać oporu i się dobudzić, żeby zapytać co mówił, byłam już w innym, pokręconym świecie snów.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Rozdział 74 - Ech, ale to nie czas na wytykanie błędów w utrzymywaniu czystości i higieny, alergia pewnie mało ich obchodzi. Swoją drogą, vestalianie też cierpią na alergię?

17 komentarzy:
Jak obiecałam, oto i rozdział! Muahaha, tego się nie spodziewacie!
****
- Co się tam stało? M-mówiłaś...serio? - Hydron posadził mnie na łóżku i sam usiadł obok. Wbił we mnie zatroskane spojrzenie, które zignorowałam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Jego pokój był dość imponujący, chociaż mimo wszystko trochę mnie przerażał. Swoimi białymi ścianami, płytkami na podłodze oraz białej pościeli przynosił mi na myśl szpital psychiatryczny. Elegancko ozdobione meble, brak okna...Tylko te meble nie pasowały. Brak okna mnie niepokoił.. Może dlatego, że często traktowałam okno jako drzwi, gdy chciałam niezauważona wyjść. Skoro nie było okna, nie było też poniekąd drzwi. A jeżeli nie ma drzwi... Nie można opuścić tego pomieszczenia. To jak... pułapka. Chociaż patrząc na moją sytuację, tak, byłam w pułapce.
- Tak, serio - rzuciłam beznamiętnie.
- Ale... ja nie rozumiem! - przeniosłam na niego w końcu poirytowany wzrok. Przyglądał mi się, nieco zszokowany i jakby niepewny. W głowie nadal miałam mętlik, trzęsłam się na myśl, że zabiłam Ayako, a ten jeszcze mnie drażni. Zero taktu. Westchnęłam cicho. W końcu mimo wszystko on o niczym nie wiedział. Ale może tak było lepiej? Ostatnie co teraz wypadało powiedzieć to 'Wiesz, mam złą siostrę bliźniaczkę, którą właśnie chyba zabiłam, bo się nienawidzimy od najmłodszych lat'.
- Czego nie rozumiesz? - zapytałam, siląc się na spokojny ton.
- Twierdzisz, że się tniesz, tak? - skinęłam głową. Teraz już musiałam się pogodzić ze swoim kłamstwem i go pilnować.- Ale dlaczego cały pomieszczenie było w płomieniach?
- Bo chciałam się bardziej efektownie zabić - mruknęłam ponuro, przymykając oczy.
- I wydostałaś się stamtąd? - prychnął, wyczuwając moje kłamstwa.
- W ostatniej chwili zmieniłam zdanie - odparłam cicho.
- Och, doprawdy? Niby dlaczego?
- Dla ciebie - uśmiechnęłam się lekko, patrząc na niego smutnym wzrokiem.- Nie chciałam cię zostawiać, stałeś mi się bliższy niż kiedykolwiek... Zaczęło mi na tobie zależeć.
Kłamstwa. Kłamstwa. Kłamstwa.
Ale w tym momencie wydawało mi się to najlepszym wyjściem z sytuacji.
Byłam skazana na śmierć, jeżelibym dalej nie kłamała.
Byłam na łasce tego księcia. Musiałam udawać jego narzeczoną. Nie było już żadnego innego powodu, dla którego Zenehold by mnie tu trzymał. Nie mogłam szpiegować wojowników, swojego bakugana też nie miałam. Więc biorąc pod uwagę fakt, że mogłam sprawować tylko problemy, król pewnie nie zamierzał ryzykować i zostawić mnie w zamku, gdyby jego syn oświadczył, że się jednak ''rozstaliśmy''.
Czekałaby mnie pewna śmierć. Najprawdopodobniej jeszcze z rąk Shadowa.
Już wolałam kłamać, niż zostać oddana w ręce tego psychopaty bez krzty uczuć.
- Mówisz serio? - odezwał się po chwili. Był zaskoczony, ale też jakby... zadowolony? Chociaż pewnie nie powinno mnie to dziwić.
Usłyszał coś, co zawsze chciał usłyszeć. Trochę źle się czułam, że go okłamywałam, mimo wszystko zdążyłam go trochę polubić. Owszem, był momentami nieznośny, irytujący i widać było, że jest rozpieszczony, ale poza tym dało się go znieść. Czasem nawet pośmiać. W środku czułam, że gdyby dać mu trochę miłości i zająć się nim, byłby całkiem dobrym towarzystwem.
Ale zastanawiałam się, czy ja powinnam być tą osobą. Zdawało mi się, że Hydron oczekiwał ode mnie więcej, niż mogłam mu podarować. Może nie powinnam wcale próbować, niż go zawodzić.
Może powinnam zostawić mu tą przewagę, że nie zawiódł się, bo nie miał go kto rozczarować.
Im bardziej nam na kimś zależy, tym bardziej to zaboli, gdy się go straci, albo ten ktoś nas zrani. A zrani na pewno. Taka jest kolej rzeczy. Prędzej albo później, spotkamy się ponownie z bólem i rozczarowaniem.
Ale cóż, nikt nie jest przecież idealny. Trzeba umieć wybaczać, prawda?
- Tak, serio. Jesteś w końcu moim przyjacielem - uśmiechnęłam się ponuro. Wtedy coś przykuło moją uwagę. Spojrzałam na swoją bluzę. Ślad krwi... zniknęły. Dyskretnie sprawdziłam też sztylet w kieszeni. Był czysty. Zbladłam. To niemożliwe, żeby krew tak sama znikała! O ile nie ma tutaj żadnego wampira...W sumie Shadow by pasował (albo Mikołaj z Ukrytej Prawdy! XD - Dop. Autorki, która prawie płakała ze śmiechu oglądając ten odcinek).
- Przyjacielem, no tak...- mruknął, nieco ponuro, co było kontrastem dla jego wcześniejszej nadziei. Wstał nagle.- Zostań tu i odpocznij. Przyślę kogoś, żeby się tobą zajął.
- Nie, dzięki, sama sobie poradzę - zaprotestowałam szybko. - A ty? Dokąd idziesz?
- Muszę coś załatwić - warknął, łapiąc swojego bakugana z szafki.
- Co dokładnie? - zmarszczyłam brwi.
- Muszę znaleźć Volta - mruknął.- Nikt nie odchodzi od Vexosów, bez pozwolenia. A pozwolenia nie dostanie się nigdy.
- Co chcesz mu zrobić? - zapytałam zaniepokojona.
- Spróbuję go przekonać, aby wrócił do nas - ciarki mnie przeszły na ton jego głosu. Coś szykował. I pewnie nic miłego, co mogłoby się spodobać czerwonowłosemu.
- Nie krzywdź go - wyszeptałam cicho- Proszę.
Na chwilę się zatrzymał, już z ręką na klamce. Przez kilkanaście sekund nic nie robił, nic nie mówił. Potem wyszedł bez słowa, zostawiając mnie samą.


***


Leżałam na łóżku, z zamkniętymi oczami. Nie chciałam przyglądać się bieli pomieszczenia. Bałam się chyba, że sama zwariuję. Musiałam przeanalizować swoją przeszłość. Na spokojnie. O ile wcześniej nikt nie spróbuje mnie zabić rzecz jasna. Chyba już się przyzwyczaiłam, że ktoś chce mnie co chwila zabić i nie wywoływało to u mnie już większych emocji ani lęku. W końcu ile razy można się bać tego samego?


Ciężko było przywoływać wspomnienia, które były niewyraźne, w niektórych brakowało szczegółów, ale musiało wystarczyć. MUSIAŁAM wiedzieć, skąd i kim jestem.
Urodziłam się w starej Vestroi. Dlaczego? Nie wiem.
Dalej.
Zostaliśmy tam. Ponieważ byłam człowiekiem który się urodził w świecie bakuganów, dostałam władzę nad ogniem.
- Ciekawe...- pomyślałam, wbijając wzrok w sufit.- Czyli... mogłabym spalić ten sufit i się zabić? Świetnie...
Przymknęłam oczy i ponownie skupiłam się na wspomnieniach.
Widziałam swoją matkę. Niską szatynkę z włosami spiętymi w bardzo staranny kok, z dość poważnym wyrazem twarzy, który łagodniał gdy się uśmiechała. Brązowe oczy, choć tak podobne do Miyoko Kuso, w przeciwieństwie do niej wyrażały spryt i inteligencję, całkowite skupienie. Cierpliwa i spokojna. Z wyrywków wspomnień dowiedziałam się, że to ona ćwiczyła ze mną umiejętności ninja. Jedna rzecz wyjaśniona.
Mój ojciec. Byłam do niego bardzo podobna. Rozczochrane czarne włosy, których nie dało się zbytnio ułożyć, zielone oczy które błyszczały i ukazywały pogodę ducha oraz poczucie humoru. Wysoki i nieco niezdarny (szkoda, że u mnie ta ''umiejętność'' się bardziej rozwinęła), miał bardzo ciepły uśmiech który zawsze odganiał ode mnie wszelki strach i obawy. Był porywczy i impulsywny. Tak, wdałam się w niego.
I Ayako, siostra bliźniaczka. Była ode mnie starsza o kilka minut. Zawsze starała się być we wszystkim lepsza. A ja, w swojej pogodzie ducha, nie widziałam jej zażartości z którą usiłowała to osiągnąć. Jedyne czego potrzebowała to miłości. Miłości, która dostała się tylko mnie.
Westchnęłam cicho. To nie była moja wina, ale jednak poczuwałam się nieco do odpowiedzialności.
Akira. Tak, pamiętałam to imię. Wysoki blondyn, tyle kojarzyłam. Często z nim rozmawiałam. Bardzo go lubiłam, ale nie tak jak on mnie. Za to Ayako właśnie się w nim zakochała. To dało jej kolejny powód, żeby mnie znienawidzić.
Moje wspominanie przerwały jakieś hałasy na korytarzu. Podniosłam się i bezgłośnie podeszłam do drzwi, czując że moje serce trochę przyśpieszyło. Coś się działo i to nie było nic dobrego, czułam to.
Przyłożyłam ucho do drzwi.
- Zamierzasz zabić ją u niego w pokoju?! - dobiegł mnie chichot Shadowa a mnie przeszły ciarki. Więc to już...
- Z niego nie ma wyjścia - ledwo usłyszałam głos Mylene.- I mów ciszej idioto!
Zacisnęłam zęby. Skoro tak bardzo chcieli mnie dostać, proszę bardzo. Wzięłam wdech po czym bez większego namysłu otworzyłam drzwi z całej siły, zaskakując tym dwójkę stojącą pod nimi. Shadow, który się o nie opierał, poleciał na przeciwną ścianę i uderzył w nią. Ja tymczasem odepchnęłam z drogi Mylene, która cudem złapała równowagę. Nie zatrzymałam się i nie czekałam aż się pozbierają. Biegłam dalej. Dokąd nie wiedziałam. Na razie przed siebie. Nie miałam lepszego pomysłu. Gdybym została u Hydrona, zostałabym w pułapce bez wyjścia. Miałam już większe szanse biegając jak jakiś wariat po całym pałacu. Chociaż, czy to aż tak by mijało się z prawdą? Zbyt normalna w sumie nie byłam.
- I tak cię dorwę Ichiro! W końcu się zmęczysz! - usłyszałam w oddali głos Mylene.- Gdy pozbędę się jednej narzeczonej, będę mogła spokojnie zająć jej miejsce!
- A ja myślałam, że kręci coś z Shadowem - zachichotałam pod nosem, zdając sobie sprawę, że niemal zapomniałam jak brzmi mój głos gdy się śmieję. Miła odmiana...
Ale miała rację. W końcu nawet i ja stracę siłę do dalszego biegania. Fakt faktem, że Shadow padnie pierwszy, ale mieli przewagę, lepiej znali ten pałac i mieli dostęp do kamer. Bez Hydrona... wszystko było na moją niekorzyść.
Przeklęłam pod nosem i zatrzymałam się. Gorączkowo rozejrzałam się po korytarzu. Szyb wentylacyjny. To jest to! Wracamy do dawnych nawyków!
Szybko wyjęłam kratkę i weszłam do środka. Zaczęłam się czołgać przed siebie, ignorując ilość kurzu. Mogliby tu trochę posprzątać! Ech, ale to nie czas na wytykanie błędów w utrzymywaniu czystości i higieny, alergia pewnie mało ich obchodzi. Swoją drogą, Vestalianie też cierpią na alergię?
O CZYM JA TERAZ MYŚLĘ?!
Aż się zatrzymałam, żeby na chwilę móc załamać się swoją własną głupotą. W takiej sytuacji ja myślę o alergii... To tak jakbym zaczęła się zastanawiać czy gdybym założyła durszlak na głowę to widziałabym świat tak jak dziurawy ser!
Chociaż w sumie to też ciekawe...
Nagle zauważyłam, że pode mną jest Lync, stojący na platformie do teleportacji.
- Co on wyrabia? - zaciekawiłam się i wtedy kratka pode mną się otworzyła, a ja spadłam prosto na różowłosego, bo jakżeby inaczej...
- Auuuaaa! - chłopak jęknął i spojrzał na mnie zdziwiony.- Akemi?
- Lync?
- Akemi?!
- Lync?!
- AKEMI! - wyglądał jakby chciał mnie rozszarpać.
-Em....Lync?
- Złaź ze mnie! Ten teleporter zaraz...
Nie dokończył.
Ten teleporter nas przeniósł.


***


Zgrabnie wylądowałam na ziemi. Rozejrzałam się.
Chwila...
- Bardzo dosłownie na ziemi - zdziwiłam się, rozglądając naokoło z zaskoczeniem- Lync, przeniosłeś nas na ziemię?
- Nie nas, tylko siebie! Znaczy, ciebie też! Ale przez przypadek! - Vexos popatrzył na mnie poirytowany.
- Okej, widzę że nie jestem mile widziana, nie musisz już tak tego podkreślać - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i wydęłam policzki jak małe dziecko.- Dlaczego SIEBIE tutaj przeniosłeś?
- Nie twoja sprawa - warknął a ja dostrzegłam, że trzyma coś w ręce.
- Co to? - Przechyliłam głowę na bok i wbiłam wzrok w jego dłoń, która się teraz mocno zacisnęła.
- N-nic takiego! - wypalił szybko, robiąc się lekko czerwony.
- No gadaj - Przekręciłam oczami.- Nie wiem czy wiesz, ale raczej nie mam z kim się tym podzielić.
- Nie obchodzi mnie, czy masz czy nie, nie twój interes! - mruknął poirytowany.- To sprawa między mną i Alice!
- Alice? - zamrugałam zaskoczona, a jego twarz oblał rumieniec.
- Za dużo powiedziałem - Lync przejechał dłonią po czerwonej twarzy.- Nieważne. Idź i zrób coś ze sobą, nie będę cię niańczył.
- Nie proszę o to - prychnęłam.- Mam coś do załatwienia skoro już tu jestem.
- No i świetnie. Ale nie błagaj mnie, żebym cię zabrał z powrotem do zamku! - zagroził.
- To Hydron ci każe po mnie wrócić - wzruszyłam ramionami, wcale nie mając ochoty wracać, ale lekko mu dokuczyć.
- Ja już nie wracam do zamku - szepnął cicho, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
- Życie Vexosa się trochę znudziło? - Uśmiechnęłam się lekko co on odwzajemnił.
- Można tak powiedzieć - Gdy się uśmiechał wyglądał trochę bardziej ludzko, trochę bardziej... jak zagubiony dzieciak.
- Nie dziwię ci się - westchnęłam- Siedzę tam i na was patrzę...i zastanawiam się jak dajecie radę być tacy okropni!
- Ja taki nie jestem – zaprzeczył, a ja spojrzałam na niego pytająco. Zmieszał się lekko.-Chciałem...chciałem być kimś ważnym, potężnym, żeby w końcu wszyscy mnie szanowali i się mnie obawiali! Ale nie umiem być taki bezlitosny jak Mylene, dwulicowy jak Hydron, czy nawet okrutny jak Shadow. Wpadłaś na mnie akurat wtedy, gdy wziąłem przykład z Volta i uciekłem.
Podrapałam się w tył głowy. Ja to jednak mam wyczucie czasu.
- Rozumiem - Skinęłam lekko głową.- W takim razie cieszę się, że uciekłeś. Ja pewnie nie mogę... Hydron mnie znajdzie.
- Przecież jesteś jego narzeczoną - zdziwił się trochę. Spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Serio w to uwierzyłeś?
- Um...
- Okej, rozumiem. Ale to nawet lepiej, że byliśmy wiarygodni - Wzruszyłam ramionami.
- Czyli nic was nie łączy?
- Coś odrobinę podobne do przyjaźni - Nie chciałam mu zbytnio tego tłumaczyć.- Dobra, to znikaj do Alice.
- A ty?
- Wyczuwam tutaj troskę? – Wyszczerzyłam się na co on spiorunował mnie wzrokiem. Zaśmiałam się cicho.- Żartuję, żartuję. A ja muszę kogoś znaleźć.
- W takim razie powodzenia, Ichiro.
- I nawzajem - odparłam po czym się odwróciłam, założyłam kaptur i niemal bezgłośnie dodałam.- Będzie nam potrzebne...

***


Czułam jego obecność. Był niedaleko. Sama nie wiedziałam, co zamierzam zrobić gdy go znajdę. Cóż, może powinnam wrócić do mojej ulubionego planu z przeszłości, jakim było brak planu i improwizowanie? Tak, to mimo wszystko zawsze działało najlepiej. A przynajmniej lepiej niż siedzenie i obmyślanie planu który potem i tak musiałam nagle zmieniać.
Nie mogłam się nacieszyć świeżym powietrzem, szumem liści oraz błękitnym niebem. Radość mnie całkiem wypełniła, gdy byłam wolna. Tak, byłam wolna! W-O-L-N-A! Chociaż na ten krótki czas! Tak dawno nie czułam wiatru we włosach, nie oddychałam tak głęboko. Wszystkie problemy wydały się teraz tak odległe...
Gwałtownie się zatrzymałam na jednej z gałęzi. Zobaczyłam go. Siedział w środku jakiegoś jeziora, medytował. Jego czarne włosy lekko powiewały na wietrze. Usta były zaciśnięte w prostą linię, na jego twarzy malował się spokój i absolutne skupienie. Jego klatka piersiowa unosiła się w ledwo widocznych ruchach. Uważnie go obserwowałam, zapamiętując każdy szczegół. Kto mógł mi dać gwarancję, że to nie ostatni raz gdy go widzę? No właśnie, nikt.
Nagle Shun otworzył oczy i rozejrzał się. Schowałam się szybko za pniem drzewa. Usłyszałam, że wstał. No pięknie! Zaczęłam szybko skakać po gałęziach z powrotem w kierunku z którego przyszłam.
Tak, właśnie przed nim uciekałam choć go szukałam. Ech, sama siebie nie rozumiem, ale... chyba dlatego jest tak zabawnie.
Nie rozumiałam również, czemu ta pogoda ducha nagle do mnie wróciła. Ale nie to było ważne. Ważne, że wróciła.
Gonił mnie. Słyszałam go, pomimo jego starań osiągnięcia całkowitej bezgłośności. Musze mu to potem wytknąć.
- Stój! - Moje serce zabiło szybciej na dźwięk jego głosu. Uśmiechnęłam się pod nosem i przyśpieszyłam. Był ode mnie szybszy. To była tylko kwestia czasu zanim...
- Ej! - Zerwał mi kaptur z głowy. Zatrzymałam się. Mój oddech przyśpieszył. Powoli się odwróciłam, żeby na niego spojrzeć. Jego miodowe oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. Uważnie mi się przyjrzał i powoli zabrał rękę.
- Akemi? – zapytał, a jego głos zadrżał. Nastała długa cisza. Zdziwienie zniknęło z jego oczu. Patrzył na mnie z wyrzutem.
- Nie wybaczył mi - pomyślałam i zaśmiałam się gorzko, na co on zmrużył oczy.
- Co tu robisz? - warknął, a jego głos przypominał mi stal. Był zimny i ostry.
- Zwiedzam - rzuciłam beznamiętnie. - Nie wolno?
- Vexosi nie są tutaj mile widziani - syknął.
- To co mówisz jest przykre - powiedziałam, siląc się na spokój.- Przykro mi, że tak mnie postrzegasz, zwłaszcza po tym wszystkim.
- Mówiąc ''tym wszystkim'' masz na myśli ten czas, gdy byłem ślepy? - skrzywiłam się lekko na jego słowa.
- Nie, mam na myśli ten czas gdy mnie jeszcze kochałeś...- Odwróciłam wzrok.
- Czyli wychodzi na to samo - mruknął.
Przez chwilę gapiłam się w trawę pod drzewem. Jednak po chwili... nie wytrzymałam.
- Czyli uważasz, że zmarnowałam tylko twój czas, będąc z tobą, tak? - Podniosłam na niego wzrok, starając się aby mój głos nie drżał.- Uważasz, że ta miłość, którą mi wyznałeś, była głupotą? Czymś bezsensownym, tak?
Nie odpowiedział.
Zresztą, nie chciałam znać jego odpowiedzi. Szkoda mi tylko było, że po tym wszystkim co razem przeszliśmy, nasza rozmowa sprowadzała się tylko do kłótni.
- W takim razie - odezwałam się ponownie, zimnym tonem.- Przepraszam. Przepraszam, że cię okłamałam. Przepraszam, że byłam za słaba, żeby wyrwać się wcześniej od Vexosów. Przepraszam, że zmarnowałam kilka miesięcy twojego życia. I przepraszam, że cię kocham.
Następnie, nie czekając na jego reakcję, szybko zniknęłam. Nie chciałam już więcej na niego patrzeć. Nigdy więcej. Koniec z cierpieniem. Nawet jeżeli to oznacza koniec miłości. Musze w końcu zacząć nowy rozdział w życiu.

*****

Huki i hałasy. Coś było nie tak, w powietrzu czułam dym. Przyśpieszyłam, przeskakując z gałęzi na gałąź, kierując się w stronę źródła zapachu. Im bliżej byłam, tym widoczniejszy stawał się ogień.
- Co jest? - mruknęłam pod nosem, czując coraz większy niepokój. Ogień i to nie z mojej winy? Nie brzmi dobrze.
Zeskoczyłam na ziemię i dalej biegłam, gdyż drzewa znajdujące się zaledwie kilka metrów ode mnie płonęły. Szybko pod nimi przebiegłam, rękawem zasłaniając usta i nos. Nie znałam miejsca w którym się znalazłam. Ale był tutaj płonący dom, obok była gigantyczna dziura w ziemi.
Moje oczy rozszerzyły się w przerażeniu, gdy dostrzegłam drobną sylwetkę leżącą na ziemi. Podbiegłam do niej, czując jak moje serce przyśpiesza, gdy rozpoznałam rude włosy.
- Alice?! - upadłam na kolana obok niej i szybko przyjrzałam jej się. Zamarłam. Kawałek metalu, czy cokolwiek to było, był wbity w brzuch dziewczyny. Z rano obficie sączyła się krew, która teraz już permanentnie zafarbowała na szkarłatny kolor jej zawsze nieskazitelnie czyste ubranie. Nie wiedziałam co mam zrobić.- Alice?
Rudowłosa otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Następnie uśmiechnęła się słabo.
- Akemi, nie spodziewałam się ciebie...- szepnęła cicho, a jej głos zdawał się znikać coraz bardziej z każdym słowem.- Ale to miła niespodzianka...Shun się pewnie ucieszy...
- To raczej mało prawdopodobne - rzuciłam oschle.- Alice, co się tutaj stało?!
- Lync...przyniósł mi...to...- lekko uniosła do góry poranioną dłoń, w której dostrzegłam nośnik danych. Zrozumiałam. To właśnie to Lync chciał jej przekazać.
- Gdzie on jest? - zapytałam spanikowana.- Alice, spokojnie, zaraz cię zabiorę do jakiegoś szpitala i...
- Daj spokój...- odparła a z jej oczu popłynęły łzy.- Nie możesz już mi pomóc...A Lync...on nie żyje...
- Co? A-ale...- nie wiedziałam nawet co powinnam zrobić czy powiedzieć. Dlaczego nagle to było takie trudne? Nigdy nie przepadałam zbytnio za Alice, ale teraz patrzenie na jej śmierć strasznie bolało.
- Akemi, ty i Shun...
- Alice, proszę, to naprawdę nie jest...
- Posłuchaj - przerwała mi już ledwo słyszalnie. Zamilkłam. Skoro to były ostatnie sekundy jej życia, nie chciałam się z nią kłócić.- On cię dalej kocha...
- Wcale nie, on...- zaczęłam, ale ponownie mi przerwała.
- Powiedział mi to...- przymknęła oczy.- Powiedział, że nigdy nie mnie pokocha, bo nie umie pozbyć się uczucia do ciebie...Proszę, Akemi. Poukładaj to. Wiem, że możecie. Nadal się kochacie...On cię potrzebuje...O wiele bardziej niż sam myśli...
- Alice...- nie udało mi się zatrzymać pojedynczych łez, które spłynęły po moich policzkach.
- Powodzenia...- jej oddech się zatrzymał. Dopiero teraz dotarły do mnie inne dźwięki naokoło, choć jej delikatny i słaby głos nadal szumiał mi w głowie.
 Zacisnęłam zęby. Złapałam kawałek metalu i wyszarpnęłam z jej ciała. Wiedziałam, że Shun ją znajdzie. Nie chciałam, żeby on to zrobił...Jego to pewnie zabolałoby o wiele bardziej niż mnie. Alice mimo wszystko wiele dla niego znaczyła.
Jej krew zabrudziła mi nieco ręce, ale nie martwiłam się tym teraz.
Zastanawiało mnie, dlaczego musiała odejść? Dlaczego akurat ona? Była o wiele lepsza ode mnie. Delikatna, łatwa do zrozumienia, zawsze taka kochana i życzliwa!
Usłyszałam ciche westchnienie, pełne niedowierzania. Podniosłam wzrok na czarnowłosego, który patrzył dokładnie na mnie, a z jego oczu ciężko było wyczytać jakie emocje nim kierowały. Jego wzrok skierował się na martwe ciało Alice a potem na krew na moich rękach.
- Ty...
Zbladłam. Dotarło do mnie jak to odebrał.
- Shun, nie...- wstałam powoli a moje oczy się rozszerzyły.- To nie jest to, co myślisz. Nie zabiłam jej! Próbowałam jej pomóc, ale byłam za późno i...
- Milcz! - wrzasnął, a ja się zatrzęsłam. Krzyknął. A jego głos był pełen złości.
- Dlaczego ty mnie raz nie posłuchasz? - spojrzałam na niego błagalnie.- Chociaż raz?!
- Myślałem, że tylko kłamałaś...A ty już całkiem jesteś jak oni - ostatnie słowo wypowiedział z nienawiścią.- Nie sądziłem, że aż do tego stopnia...
- Shun, zamknij się i raz daj mi coś powiedzieć!
- I jeszcze bezczelna - ruszył w moją stronę. Nie drgnęłam. Gdybym uciekła, uznałby to za przyznanie się do winy.- Pożałujesz tego..
- Proszę...- szepnęłam cicho, nie zrywając z nim kontaktu wzrokowego. Wyciągnęłam bezsilnie dłoń w jego stronę, zdając sobie za późno sprawę, że nie powinnam była tego robić. Nadal była tam krew Alice. Spojrzał na mnie z odrazą i zacisnął zęby.
Nie wiedziałam co mam zrobić, co powiedzieć. Wątpiłam, czy cokolwiek poprawi moją sytuację.
I wtedy rozwiązanie samo nadeszło.

****

Upadłam na ziemię, dość boleśnie lądując na czterech literach. Syknęłam cicho i rozejrzałam się zdziwiona. Przede mną stał Hydron. Nie wyglądał najlepiej. Sama nie wiedziałam, co jego twarz wyraża. Strach czy złość? Niepewność czy zdecydowanie? Nie umiałam tego określić.
- Hydron? - szepnęłam zdziwiona i rozejrzałam się. Byłam w pałacu, w jego pokoju. Znowu.
- Co cię tknęło, żeby teleportować się na ziemię?! - warknął, mrużąc oczy.
- Em..ja...to w sumie przez przypadek...- zmieszałam się.- Jak się tu znalazłam?
- Teleportowałem cię - mruknął i ruszył do drzwi.- Pamiętaj, że już więcej tam nie wrócisz. Rozumiemy się?
- A-ale co...
- Inaczej skończysz jak inni zdrajcy - rzucił mi ostre spojrzenie przez ramie.
- O czym mówisz? - zapytałam cicho.
- Lync już nie żyje - zaśmiał się, a od jego śmiechu przeszły mnie ciarki. Coś się w nim zmieniło.
- Co? Ty go zabiłeś?! - zerwałam się na nogi.
- Tak - położył dłoń na klamce.- I Volta także.
Moje usta rozchyliły się lekko w zdziwieniu. Wyszedł z pokoju, zostawiając mnie z tysiącem myśli.


 ****


Noooo, mam nadzieję, że się podobało : D
Długo trzeba było czekać, wiem, postaram się pisać częściej. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie xD
Aaaa i jeszcze w ramce po lewej jest link do mojego drugiego bloga, może niektórych to zainteresuje, a jak nie to trudno xD