- Co się tam stało? M-mówiłaś...serio? - Hydron posadził
mnie na łóżku i sam usiadł obok. Wbił we mnie zatroskane spojrzenie, które
zignorowałam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Jego pokój był dość imponujący,
chociaż mimo wszystko trochę mnie przerażał. Swoimi białymi ścianami, płytkami
na podłodze oraz białej pościeli przynosił mi na myśl szpital psychiatryczny.
Elegancko ozdobione meble, brak okna...Tylko te meble nie pasowały. Brak okna
mnie niepokoił.. Może dlatego, że
często traktowałam okno jako drzwi, gdy chciałam niezauważona wyjść. Skoro nie
było okna, nie było też poniekąd drzwi. A jeżeli nie ma drzwi... Nie można
opuścić tego pomieszczenia. To jak... pułapka. Chociaż patrząc na moją
sytuację, tak, byłam w pułapce.
- Tak, serio - rzuciłam beznamiętnie.
- Ale... ja nie rozumiem! - przeniosłam na niego w końcu poirytowany wzrok.
Przyglądał mi się, nieco zszokowany i jakby niepewny. W głowie nadal miałam
mętlik, trzęsłam się na myśl, że zabiłam Ayako, a ten jeszcze mnie drażni. Zero
taktu. Westchnęłam cicho. W końcu mimo wszystko on o niczym nie wiedział. Ale
może tak było lepiej? Ostatnie co teraz wypadało powiedzieć to 'Wiesz, mam złą
siostrę bliźniaczkę, którą właśnie chyba zabiłam, bo się nienawidzimy od
najmłodszych lat'.
- Czego nie rozumiesz? - zapytałam, siląc się na spokojny ton.
- Twierdzisz, że się tniesz, tak? - skinęłam głową. Teraz już musiałam się
pogodzić ze swoim kłamstwem i go pilnować.- Ale dlaczego cały pomieszczenie
było w płomieniach?
- Bo chciałam się bardziej efektownie zabić - mruknęłam ponuro, przymykając
oczy.
- I wydostałaś się stamtąd? - prychnął, wyczuwając moje kłamstwa.
- W ostatniej chwili zmieniłam zdanie - odparłam cicho.
- Och, doprawdy? Niby dlaczego?
- Dla ciebie - uśmiechnęłam się lekko, patrząc na niego smutnym wzrokiem.- Nie
chciałam cię zostawiać, stałeś mi się bliższy niż kiedykolwiek... Zaczęło mi na
tobie zależeć.
Kłamstwa. Kłamstwa. Kłamstwa.
Ale w tym momencie wydawało mi się to najlepszym wyjściem z sytuacji.
Byłam skazana na śmierć, jeżelibym dalej nie kłamała.
Byłam na łasce tego księcia. Musiałam udawać jego narzeczoną. Nie było już
żadnego innego powodu, dla którego Zenehold by mnie tu trzymał. Nie mogłam
szpiegować wojowników, swojego bakugana też nie miałam. Więc biorąc pod uwagę
fakt, że mogłam sprawować tylko problemy, król pewnie nie zamierzał ryzykować i
zostawić mnie w zamku, gdyby jego syn oświadczył, że się jednak ''rozstaliśmy''.
Czekałaby mnie pewna śmierć. Najprawdopodobniej jeszcze z rąk Shadowa.
Już wolałam kłamać, niż zostać oddana w ręce tego psychopaty bez krzty uczuć.
- Mówisz serio? - odezwał się po chwili. Był zaskoczony, ale też jakby...
zadowolony? Chociaż pewnie nie powinno mnie to dziwić.
Usłyszał coś, co zawsze chciał usłyszeć. Trochę źle się czułam, że go
okłamywałam, mimo wszystko zdążyłam go trochę polubić. Owszem, był momentami
nieznośny, irytujący i widać było, że jest rozpieszczony, ale poza tym dało się
go znieść. Czasem nawet pośmiać. W środku czułam, że gdyby dać mu trochę
miłości i zająć się nim, byłby całkiem dobrym towarzystwem.
Ale zastanawiałam się, czy ja powinnam być tą osobą. Zdawało mi się, że Hydron
oczekiwał ode mnie więcej, niż mogłam mu podarować. Może nie powinnam
wcale próbować, niż go zawodzić.
Może powinnam zostawić mu tą przewagę, że nie zawiódł się, bo nie miał go kto
rozczarować.
Im bardziej nam na kimś zależy, tym bardziej to zaboli, gdy się go straci, albo
ten ktoś nas zrani. A zrani na pewno. Taka jest kolej rzeczy. Prędzej albo
później, spotkamy się ponownie z bólem i rozczarowaniem.
Ale cóż, nikt nie jest przecież idealny. Trzeba umieć wybaczać, prawda?
- Tak, serio. Jesteś w końcu moim przyjacielem - uśmiechnęłam się ponuro. Wtedy
coś przykuło moją uwagę. Spojrzałam na swoją bluzę. Ślad krwi... zniknęły.
Dyskretnie sprawdziłam też sztylet w kieszeni. Był czysty. Zbladłam. To
niemożliwe, żeby krew tak sama znikała! O ile nie ma tutaj żadnego wampira...W
sumie Shadow by pasował (albo Mikołaj z Ukrytej Prawdy! XD - Dop. Autorki,
która prawie płakała ze śmiechu oglądając ten odcinek).
- Przyjacielem, no tak...- mruknął, nieco ponuro, co było kontrastem dla jego
wcześniejszej nadziei. Wstał nagle.- Zostań tu i odpocznij. Przyślę kogoś, żeby
się tobą zajął.
- Nie, dzięki, sama sobie poradzę - zaprotestowałam szybko. - A ty? Dokąd
idziesz?
- Muszę coś załatwić - warknął, łapiąc swojego bakugana z szafki.
- Co dokładnie? - zmarszczyłam brwi.
- Muszę znaleźć Volta - mruknął.- Nikt nie odchodzi od Vexosów, bez pozwolenia.
A pozwolenia nie dostanie się nigdy.
- Co chcesz mu zrobić? - zapytałam zaniepokojona.
- Spróbuję go przekonać, aby wrócił do nas - ciarki mnie przeszły na ton jego
głosu. Coś szykował. I pewnie nic miłego, co mogłoby się spodobać
czerwonowłosemu.
- Nie krzywdź go - wyszeptałam cicho- Proszę.
Na chwilę się zatrzymał, już z ręką na klamce. Przez kilkanaście sekund nic nie
robił, nic nie mówił. Potem wyszedł bez słowa, zostawiając mnie samą.
***
Leżałam na łóżku, z zamkniętymi oczami. Nie chciałam przyglądać się bieli
pomieszczenia. Bałam się chyba, że sama zwariuję. Musiałam przeanalizować swoją
przeszłość. Na spokojnie. O ile wcześniej nikt nie spróbuje mnie zabić rzecz
jasna. Chyba już się przyzwyczaiłam, że ktoś chce mnie co chwila zabić i nie
wywoływało to u mnie już większych emocji ani lęku. W końcu ile razy można się
bać tego samego?
Ciężko było przywoływać wspomnienia, które były niewyraźne, w niektórych
brakowało szczegółów, ale musiało wystarczyć. MUSIAŁAM wiedzieć, skąd i kim
jestem.
Urodziłam się w starej Vestroi. Dlaczego? Nie wiem.
Dalej.
Zostaliśmy tam. Ponieważ byłam człowiekiem który się urodził w świecie
bakuganów, dostałam władzę nad ogniem.
- Ciekawe...- pomyślałam, wbijając wzrok w sufit.- Czyli... mogłabym spalić ten
sufit i się zabić? Świetnie...
Przymknęłam oczy i ponownie skupiłam się na wspomnieniach.
Widziałam swoją matkę. Niską szatynkę z włosami spiętymi w bardzo staranny kok,
z dość poważnym wyrazem twarzy, który łagodniał gdy się uśmiechała. Brązowe
oczy, choć tak podobne do Miyoko Kuso, w przeciwieństwie do niej wyrażały spryt
i inteligencję, całkowite skupienie. Cierpliwa i spokojna. Z wyrywków wspomnień
dowiedziałam się, że to ona ćwiczyła ze mną umiejętności ninja. Jedna rzecz
wyjaśniona.
Mój ojciec. Byłam do niego bardzo podobna. Rozczochrane czarne włosy, których
nie dało się zbytnio ułożyć, zielone oczy które błyszczały i ukazywały pogodę
ducha oraz poczucie humoru. Wysoki i nieco niezdarny (szkoda, że u mnie ta
''umiejętność'' się bardziej rozwinęła), miał bardzo ciepły uśmiech który
zawsze odganiał ode mnie wszelki strach i obawy. Był porywczy i impulsywny.
Tak, wdałam się w niego.
I Ayako, siostra bliźniaczka. Była ode mnie starsza o kilka minut. Zawsze
starała się być we wszystkim lepsza. A ja, w swojej pogodzie ducha, nie
widziałam jej zażartości z którą usiłowała to osiągnąć. Jedyne czego
potrzebowała to miłości. Miłości, która dostała się tylko mnie.
Westchnęłam cicho. To nie była moja wina, ale jednak poczuwałam się nieco do
odpowiedzialności.
Akira. Tak, pamiętałam to imię. Wysoki blondyn, tyle kojarzyłam. Często z nim
rozmawiałam. Bardzo go lubiłam, ale nie tak jak on mnie. Za to Ayako właśnie
się w nim zakochała. To dało jej kolejny powód, żeby mnie znienawidzić.
Moje wspominanie przerwały jakieś hałasy na korytarzu. Podniosłam się i
bezgłośnie podeszłam do drzwi, czując że moje serce trochę przyśpieszyło. Coś
się działo i to nie było nic dobrego, czułam to.
Przyłożyłam ucho do drzwi.
- Zamierzasz zabić ją u niego w pokoju?! - dobiegł mnie chichot Shadowa a mnie
przeszły ciarki. Więc to już...
- Z niego nie ma wyjścia - ledwo usłyszałam głos Mylene.- I mów ciszej idioto!
Zacisnęłam zęby. Skoro tak bardzo chcieli mnie dostać, proszę bardzo. Wzięłam
wdech po czym bez większego namysłu otworzyłam drzwi z całej siły, zaskakując
tym dwójkę stojącą pod nimi. Shadow, który się o nie opierał, poleciał na
przeciwną ścianę i uderzył w nią. Ja tymczasem odepchnęłam z drogi Mylene,
która cudem złapała równowagę. Nie zatrzymałam się i nie czekałam aż się
pozbierają. Biegłam dalej. Dokąd nie wiedziałam. Na razie przed siebie. Nie
miałam lepszego pomysłu. Gdybym została u Hydrona, zostałabym w pułapce bez
wyjścia. Miałam już większe szanse biegając jak jakiś wariat po całym pałacu.
Chociaż, czy to aż tak by mijało się z prawdą? Zbyt normalna w sumie nie byłam.
- I tak cię dorwę Ichiro! W końcu się zmęczysz! - usłyszałam w oddali głos
Mylene.- Gdy pozbędę się jednej narzeczonej, będę mogła spokojnie zająć jej
miejsce!
- A ja myślałam, że kręci coś z Shadowem - zachichotałam pod nosem, zdając
sobie sprawę, że niemal zapomniałam jak brzmi mój głos gdy się śmieję. Miła
odmiana...
Ale miała rację. W końcu nawet i ja stracę siłę do dalszego biegania. Fakt
faktem, że Shadow padnie pierwszy, ale mieli przewagę, lepiej znali ten pałac i
mieli dostęp do kamer. Bez Hydrona... wszystko było na moją niekorzyść.
Przeklęłam pod nosem i zatrzymałam się. Gorączkowo rozejrzałam się po korytarzu.
Szyb wentylacyjny. To jest to! Wracamy do dawnych nawyków!
Szybko wyjęłam kratkę i weszłam do środka. Zaczęłam się czołgać przed siebie,
ignorując ilość kurzu. Mogliby tu trochę posprzątać! Ech, ale to nie czas na
wytykanie błędów w utrzymywaniu czystości i higieny, alergia pewnie mało ich
obchodzi. Swoją drogą, Vestalianie też cierpią na alergię?
O CZYM JA TERAZ MYŚLĘ?!
Aż się zatrzymałam, żeby na chwilę móc załamać się swoją własną głupotą. W
takiej sytuacji ja myślę o alergii... To tak jakbym zaczęła się zastanawiać czy
gdybym założyła durszlak na głowę to widziałabym świat tak jak dziurawy ser!
Chociaż w sumie to też ciekawe...
Nagle zauważyłam, że pode mną jest Lync, stojący na platformie do teleportacji.
- Co on wyrabia? - zaciekawiłam się i wtedy kratka pode mną się otworzyła, a ja
spadłam prosto na różowłosego, bo jakżeby inaczej...
- Auuuaaa! - chłopak jęknął i spojrzał na mnie zdziwiony.- Akemi?
- Lync?
- Akemi?!
- Lync?!
- AKEMI! - wyglądał jakby chciał mnie rozszarpać.
-Em....Lync?
- Złaź ze mnie! Ten teleporter zaraz...
Nie dokończył.
Ten teleporter nas przeniósł.
***
Zgrabnie wylądowałam na ziemi. Rozejrzałam się.
Chwila...
- Bardzo dosłownie na ziemi - zdziwiłam się, rozglądając naokoło z
zaskoczeniem- Lync, przeniosłeś nas na ziemię?
- Nie nas, tylko siebie! Znaczy, ciebie też! Ale przez przypadek! - Vexos
popatrzył na mnie poirytowany.
- Okej, widzę że nie jestem mile widziana, nie musisz już tak tego podkreślać -
skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i wydęłam policzki jak małe dziecko.-
Dlaczego SIEBIE tutaj przeniosłeś?
- Nie twoja sprawa - warknął a ja dostrzegłam, że trzyma coś w ręce.
- Co to? - Przechyliłam głowę na bok i wbiłam wzrok w jego dłoń, która się
teraz mocno zacisnęła.
- N-nic takiego! - wypalił szybko, robiąc się lekko czerwony.
- No gadaj - Przekręciłam oczami.- Nie wiem czy wiesz, ale raczej nie mam z kim
się tym podzielić.
- Nie obchodzi mnie, czy masz czy nie, nie twój interes! - mruknął
poirytowany.- To sprawa między mną i Alice!
- Alice? - zamrugałam zaskoczona, a jego twarz oblał rumieniec.
- Za dużo powiedziałem - Lync przejechał dłonią po czerwonej twarzy.- Nieważne.
Idź i zrób coś ze sobą, nie będę cię niańczył.
- Nie proszę o to - prychnęłam.- Mam coś do załatwienia skoro już tu jestem.
- No i świetnie. Ale nie błagaj mnie, żebym cię zabrał z powrotem do zamku! -
zagroził.
- To Hydron ci każe po mnie wrócić - wzruszyłam ramionami, wcale nie mając
ochoty wracać, ale lekko mu dokuczyć.
- Ja już nie wracam do zamku - szepnął cicho, a ja spojrzałam na niego
zaskoczona.
- Życie Vexosa się trochę znudziło? - Uśmiechnęłam się lekko co on odwzajemnił.
- Można tak powiedzieć - Gdy się uśmiechał wyglądał trochę bardziej ludzko,
trochę bardziej... jak zagubiony dzieciak.
- Nie dziwię ci się - westchnęłam- Siedzę tam i na was patrzę...i zastanawiam
się jak dajecie radę być tacy okropni!
- Ja taki nie jestem – zaprzeczył, a ja spojrzałam na niego pytająco. Zmieszał
się lekko.-Chciałem...chciałem być kimś ważnym, potężnym, żeby w końcu wszyscy
mnie szanowali i się mnie obawiali! Ale nie umiem być taki bezlitosny jak
Mylene, dwulicowy jak Hydron, czy nawet okrutny jak Shadow. Wpadłaś na mnie
akurat wtedy, gdy wziąłem przykład z Volta i uciekłem.
Podrapałam się w tył głowy. Ja to jednak mam wyczucie czasu.
- Rozumiem - Skinęłam lekko głową.- W takim razie cieszę się, że uciekłeś. Ja
pewnie nie mogę... Hydron mnie znajdzie.
- Przecież jesteś jego narzeczoną - zdziwił się trochę. Spojrzałam na niego jak
na idiotę.
- Serio w to uwierzyłeś?
- Um...
- Okej, rozumiem. Ale to nawet lepiej, że byliśmy wiarygodni - Wzruszyłam
ramionami.
- Czyli nic was nie łączy?
- Coś odrobinę podobne do przyjaźni - Nie chciałam mu zbytnio tego tłumaczyć.-
Dobra, to znikaj do Alice.
- A ty?
- Wyczuwam tutaj troskę? – Wyszczerzyłam się na co on spiorunował mnie
wzrokiem. Zaśmiałam się cicho.- Żartuję, żartuję. A ja muszę kogoś znaleźć.
- W takim razie powodzenia, Ichiro.
- I nawzajem - odparłam po czym się odwróciłam, założyłam kaptur i niemal
bezgłośnie dodałam.- Będzie nam potrzebne...
***
Czułam jego obecność. Był niedaleko. Sama nie wiedziałam, co zamierzam zrobić
gdy go znajdę. Cóż, może powinnam wrócić do mojej ulubionego planu z
przeszłości, jakim było brak planu i improwizowanie? Tak, to mimo wszystko
zawsze działało najlepiej. A przynajmniej lepiej niż siedzenie i obmyślanie
planu który potem i tak musiałam nagle zmieniać.
Nie mogłam się nacieszyć świeżym powietrzem, szumem liści oraz błękitnym
niebem. Radość mnie całkiem wypełniła, gdy byłam wolna. Tak, byłam wolna!
W-O-L-N-A! Chociaż na ten krótki czas! Tak dawno nie czułam wiatru we włosach,
nie oddychałam tak głęboko. Wszystkie problemy wydały się teraz tak odległe...
Gwałtownie się zatrzymałam na jednej z gałęzi. Zobaczyłam go. Siedział w środku
jakiegoś jeziora, medytował. Jego czarne włosy lekko powiewały na wietrze. Usta
były zaciśnięte w prostą linię, na jego twarzy malował się spokój i absolutne
skupienie. Jego klatka piersiowa unosiła się w ledwo widocznych ruchach.
Uważnie go obserwowałam, zapamiętując każdy szczegół. Kto mógł mi dać
gwarancję, że to nie ostatni raz gdy go widzę? No właśnie, nikt.
Nagle Shun otworzył oczy i rozejrzał się. Schowałam się szybko za pniem drzewa.
Usłyszałam, że wstał. No pięknie! Zaczęłam szybko skakać po gałęziach z
powrotem w kierunku z którego przyszłam.
Tak, właśnie przed nim uciekałam choć go szukałam. Ech, sama siebie nie
rozumiem, ale... chyba dlatego jest tak zabawnie.
Nie rozumiałam również, czemu ta pogoda ducha nagle do mnie wróciła. Ale nie to
było ważne. Ważne, że wróciła.
Gonił mnie. Słyszałam go, pomimo jego starań osiągnięcia całkowitej
bezgłośności. Musze mu to potem wytknąć.
- Stój! - Moje serce zabiło szybciej na dźwięk jego głosu. Uśmiechnęłam się pod
nosem i przyśpieszyłam. Był ode mnie szybszy. To była tylko kwestia czasu zanim...
- Ej! - Zerwał mi kaptur z głowy. Zatrzymałam się. Mój oddech przyśpieszył.
Powoli się odwróciłam, żeby na niego spojrzeć. Jego miodowe oczy rozszerzyły
się w zdziwieniu. Uważnie mi się przyjrzał i powoli zabrał rękę.
- Akemi? – zapytał, a jego głos zadrżał. Nastała długa cisza. Zdziwienie
zniknęło z jego oczu. Patrzył na mnie z wyrzutem.
- Nie wybaczył mi - pomyślałam i zaśmiałam się gorzko, na co on zmrużył oczy.
- Co tu robisz? - warknął, a jego głos przypominał mi stal. Był zimny i ostry.
- Zwiedzam - rzuciłam beznamiętnie. - Nie wolno?
- Vexosi nie są tutaj mile widziani - syknął.
- To co mówisz jest przykre - powiedziałam, siląc się na spokój.- Przykro mi,
że tak mnie postrzegasz, zwłaszcza po tym wszystkim.
- Mówiąc ''tym wszystkim'' masz na myśli ten czas, gdy byłem ślepy? -
skrzywiłam się lekko na jego słowa.
- Nie, mam na myśli ten czas gdy mnie jeszcze kochałeś...- Odwróciłam wzrok.
- Czyli wychodzi na to samo - mruknął.
Przez chwilę gapiłam się w trawę pod drzewem. Jednak po chwili... nie wytrzymałam.
- Czyli uważasz, że zmarnowałam tylko twój czas, będąc z tobą, tak? -
Podniosłam na niego wzrok, starając się aby mój głos nie drżał.- Uważasz, że ta
miłość, którą mi wyznałeś, była głupotą? Czymś bezsensownym, tak?
Nie odpowiedział.
Zresztą, nie chciałam znać jego odpowiedzi. Szkoda mi tylko było, że po tym
wszystkim co razem przeszliśmy, nasza rozmowa sprowadzała się tylko do kłótni.
- W takim razie - odezwałam się ponownie, zimnym tonem.- Przepraszam.
Przepraszam, że cię okłamałam. Przepraszam, że byłam za słaba, żeby wyrwać się
wcześniej od Vexosów. Przepraszam, że zmarnowałam kilka miesięcy twojego życia.
I przepraszam, że cię kocham.
Następnie, nie czekając na jego reakcję, szybko
zniknęłam. Nie chciałam już więcej na niego patrzeć. Nigdy więcej. Koniec z
cierpieniem. Nawet jeżeli to oznacza koniec miłości. Musze w końcu zacząć nowy
rozdział w życiu.