wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział 72 - A jakbym spotkała księcia na białym koniu to powiedziałabym mu, że jest frajerem!

9 komentarzy:


            Wpadliśmy do kuchni jak huragan, przepychając się i śmiejąc niemal do łez. Szybko się rozejrzeliśmy po czym skierowaliśmy w kierunku olbrzymiej lodówki. Wyjęliśmy stamtąd lody, złapaliśmy łyżki po czym usiedliśmy. Ja usiadłam po turecku na blacie kuchennym a Hydron wybrał coś bardziej normalnego, mianowicie krzesło. Zaczęliśmy się zajadać lodami. – Miałeś rację – uśmiechnęłam się.- Są przepyszne!
- Mówiłem – wyszczerzył się.- W końcu jestem księciem, nie? Swoją drogą Akemi, nie myślałaś nigdy…znaczy…nie chciałaś nigdy zostać…księżniczką?
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Czy ja ci wyglądam na księżniczkę? – spojrzałam na niego wymownie.- Jestem wojowniczką, nie królewną. Wiesz, ja nigdy nie chciałam być księżniczką, nawet jako dziecko. A jakbym spotkała księcia na białym koniu to powiedziałabym mu, że jest frajerem!
Chłopak parsknął śmiechem, niemal krztusząc się lodami.
- Dobrze, że nie mam białego konia – skwitował, nadal nieco kaszląc.
- Dla ciebie i tak już za późno – zachichotałam.- I tak jesteś frajerem!
- Dzięki wielkie! – rzucił urażony. Przekręciłam oczami.
- Oj daj spokój, wygłupiam się tylko – uśmiechnęłam się ciepło.- Chociaż…
- Ichiro, nie przeginaj – pogroził mi palcem jak dziecku.- Gdybyś nie była moją teoretyczną narzeczoną, pewnie byś już nie żyła.
- C-co?! – wykrzyknęłam zaskoczona, patrząc na niego jak na ufo. Ten wzruszył tylko ramionami.
- Wiesz, ojcu jesteś już potrzebna tylko do ożenku ze mną, więc…
- Rozumiem – skinęłam głową.- W takim razie…chyba powinnam ci podziękować…
Czułam się…źle. Trochę się chyba bałam. Dotarło do mnie, że w takim razie mój los zależy teraz od nieco rozkapryszonego księcia z huśtawkami humoru i nastroju. To nie brzmiało dobrze, ale wolałam tego nie okazać. Nie chciałam, żeby za bardzo rozsmakował się w fakcie, że muszę mu w takim razie podlegać.
- Powinnaś – uśmiechnął się zadowolony.- Jak mi się odwdzięczysz?
- Wiedziałam, że tu jest jakiś haczyk – westchnęłam.- A jakbyś chciał? ;D
- Hmm…- zamyślił się.- Zadam ci pytania, a ty odpowiesz szczerze, zgoda?
Nieco pobladłam, ale skinęłam głową.
- Zgoda – potwierdziłam.
- Masz mówić prawdę – wbił we mnie świdrujące spojrzenie.- Jasne?
- Jak słońce – mruknęłam.- Pytaj w takim razie.
- Dlaczego zawsze sprawiałaś tyle problemów?
- Bo tak chciałam – odparłam beznamiętnie.
- Dlaczego stanęłaś po stronie wojowników?
- Bo to było słuszne.
- Dlaczego? – zmrużył nieco oczy.
- Bo tak uważam – siliłam się na spokojny ton głosu.- I zanim zapytasz ‘dlaczego’ to odpowiem, że po prostu jestem buntowniczką.
Blondyn pokiwał głową.
- To zmieńmy temat – uśmiechnął się lekko.- Co cię łączy z Kazamim?
Łyżka wypadła mi z ręki, wpadając do kubła lodów, podczas gdy ja spojrzałam zaskoczona na Hydrona.
- C-co? – wypaliłam tylko, nieco otępiale.
- Widzę, że coś was łączy – odparł spokojnie.- I jestem bardzo ciekawy, co takiego.
Przełknęłam ślinę, zastanawiając się, jak mam na to odpowiedzieć, nie mówiąc mu zbyt wiele.
- Byliśmy parą – odpowiedziałam po dłużej chwili.
- Byliście? – jego oczy nieco się rozszerzyły.- Nie rozumiem, jak mogłaś się w nim zakochać…
- To nie jest pytanie – syknęłam zirytowana.
- No tak, tak – uśmiechnął się triumfalnie.- Dlaczego już nie jesteście razem?
- Bo…bo…- nie umiałam na to odpowiedzieć. Sama tego nie wiedziałam, więc jak miałam mu to powiedzieć?
 Dlatego, że już nie potrafimy sobie zaufać? Dlatego, że nie umiemy już razem być? Że coś się między nami zepsuło? Mur porozumienia runął w ciągu kilku minut. Byliśmy na etapie patrzenia tylko na cegły, pozostałości muru, nie odbudowywaliśmy go. W sumie, to chyba nawet nie umieliśmy tego zrobić. Wcześniej oddałabym wszystko, żeby móc z nim być, wrócić i na nowo odnaleźć to, co straciliśmy. Ale ‘wcześniej’ się skończyło. Czas nie leczył ran, jak powinien. One się nie zabliźniły. Nadal były otwarte. Im dłużej odwlekaliśmy rozmowę tym bardziej czułam, że już tego nie chcę. Nie chcę na nowo tego przechodzić, bo bałam się. Że się znowu sparzę, że nam nie wyjdzie, tak jak teraz. Że on mi już nigdy nie zaufa a nie zamierzałam go o to błagać na kolanach. Już nie. Wypadało by, żebyśmy powiedzieli sobie słowo ‘przepraszam’, ale tu był kolejny problem. On chciał, żebym powiedziała to jako pierwsza. Nie miałabym nic przeciwko, w końcu to moja wina, ale wiedziałam, że jego to nie ruszy i on nie powie tego słowa. Dlatego ja także go nie chciałam wypowiedzieć, bo czułam, że to i tak nie będzie miało sensu. Westchnęłam cicho. Musiałam mu coś odpowiedzieć.
 – Bo nie mogliśmy i tyle.
Blondyn skinął lekko głową, najwyraźniej dostrzegając mój smutek.
- Chciałbym mieć taką dziewczynę jak ty – powiedział po chwili a ja podniosłam na niego zdziwiony wzrok.- Ale chciałbym, żeby tamta druga mnie kochała.
- Mam siostrę bliźniaczkę, ale raczej nie jest taka jak ja – odparłam, patrząc otępiale gdzieś przed siebie.
- Spójrz na mnie – jego ton głosu był dość ostry. Skierowałam na niego wzrok. Wstał i podszedł do mnie.- Dlaczego go kochasz?
- J-ja…- byłam nieco skołowana.
- Co on ma, że go pokochałaś? – złapał mnie za kołnierz bluzy a jego ręce drżały.- Co to jest?
Zawahałam się. Nie wiedziałam, czemu tak się zdenerwował, ale gdy spojrzałam mu w oczy, zrozumiałam. On nigdy nie zaznał miłości, bolało go, że ja tak, że kogoś miałam.
- Wiesz, dlaczego z nim byłam? – zapytałam cicho a jego oczy się nieco zaszkliły.- Miałam setki powodów, dlaczego nie powinnam z nim być. I tylko jeden, dlaczego tak.
- Jaki?! – głos mu już drżał.
- Byłam szczęśliwa – wyszeptałam i przymknęłam oczy, a łzy spłynęły mi po policzkach. Puścił mnie.- Ale czasami żałuję, że dostałam ten ogień. Gdyby to się nie stało, nie sparzyłabym się.
- Ale sama mówiłaś, że byłaś szczęśliwa – otworzyłam oczy i zmusiłam się, żeby na niego spojrzeć. Patrzył na mnie z utrapieniem i zdziwieniem jednocześnie.- Było warto? Czuć to szczęście, nawet przez krótką chwilę? Było?
            Uważnie zastanawiałam się nad jego pytaniem. Przymknęłam ponownie oczy i zalała mnie fala wspomnień. Każde jedno, w którym znajdował się Shun. Każde jego spojrzenie, którym chciał mi przekazać wszystko to, czego nie potrafił wyrazić na głos. Wspomnienie jego rozczarowania starło się ze wspomnieniem jego uśmiechu. Niemal czułam jego dotyk, idealnie pamiętałam każdy nasz pocałunek. Tyle razy walczyliśmy…
- I przegraliśmy…- wyszeptałam, nie mogąc pohamować łez.
- Co?
Otworzyłam oczy i spojrzałam na zdezorientowanego księcia.
- Wiesz co? Jak dla reszty, nie było warto, bo przegraliśmy – uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam drżeć.- Ale jak dla mnie…było warto.
- Walczyłabyś jeszcze o to uczucie? – zapytał, łapiąc moje dłonie. Spojrzałam mu w oczy.
- Poddałam się – wymusiłam uśmiech.
- Przestałaś go kochać?
- Poddać się, nie znaczy przestać kochać – szepnęłam.- To znaczy przestać walczyć.

***

            Spacerowałam po pałacu, mocno zaciskając pięści.
- Jestem żałosna – mruknęłam do siebie.- I za słaba, Ayako miała rację…
Nie mogłam sobie darować, że to nadal przeżywałam. Że…tęskniłam. Czy to czyniło mnie masochistką? Tak, chyba tak. Ale to było jak…jak nałóg. Gdy już udało mi się go rzucić, skusiłam się na kolejną dawkę w nadziei, że będzie lepiej. I wracałam do leczenia, które nie było ani łatwe, ani przyjemne. Tak w kółko i nadal z tym przegrywałam…
- Zamknij się, nie pytam cię o zdanie! – usłyszałam głos Mylene i podniosłam wzrok. Rozejrzałam się, ale naszej kochanej wiedźmy nie widziałam. Nagle ponownie się odezwała, gdzieś pode mną. Kucnęłam.- Uda się, musi.
Przyłożyłam ucho do podłogi. Co ona znowu knuła?
- Mylene, proszę cię, on nie jest tobą zainteresowany – usłyszałam rechot Shadowa.- Raczej nie jesteś w jego typie…
- Mam to gdzieś, czy jestem czy nie. To głupiec, łatwo go nabiorę – jej głos był niewzruszony, jak zawsze. – On chce tylko trochę uczucia, więc to nie będzie trudne.
- Nawet jeżeli go jakoś w to wkręcisz, Ichiro jest nadal jego narzeczoną! Twój plan trochę nie działa! – białowłosy najwyraźniej nieźle się bawił.
- Jest nią, do póki oddycha…
Przełknęłam ślinę i podniosłam się. Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Taaa, nie ma dnia, żeby ktoś nie chciał mnie zabić…
Westchnęłam i pokręciłam głową z uśmiechem. Wiem, niby nie było nic w tym zabawnego, bo Mylene była bezwzględna i okrutna, śmierć mogła mnie czekać z każdej strony, gdy ona tego chciała, ale…hej, przecież coś musi się zawsze dziać!
            Byłam w połowie drogi do swojego pokoju, gdy zobaczyłam, jak Volt wchodzi do jednego z pomieszczeń. Postanowiłam z nim pogadać. Szybko podbiegłam do drzwi, za którymi zniknął czerwonowłosy i otworzyłam je. Stał, klikając coś na gantlecie. Gdy usłyszał mnie, podniósł spanikowany wzrok, po czym szybko się uspokoił.
- Och, to tylko ty – odetchnął.
- Tak, tylko ja – skinęłam głową, będąc nieco zaniepokojona. Volt i panika?- Co robisz?
- Em…ja…Akemi, ja muszę zniknąć – odparł, siląc się na spokój.
- Na długo? – zapytałam smętnie.
- Na zawsze.
Pokiwałam głową, czując nadchodzący smutek i panikę.
- Rozumiem…- szepnęłam, bojąc się. Teraz, gdy nie będzie tu Volta, nikt mi już nie pomoże. Nigdy go w sumie nie prosiłam o pomoc, on sam mi ją dawał, tak bezinteresownie…- W takim razie…powodzenia…
- Nawzajem…Nie daj im wygrać ani nad sobą zapanować – uśmiechnął się lekko.- Oboje wiemy, że dasz radę przeciwko nim…- wbił wzrok w gantlet.
- Żałuję – wypaliłam szybko a on spojrzał jeszcze raz na mnie.- Że nie zostaliśmy przyjaciółmi…
- Ja też, ale to nie było zbytnio możliwe – ponownie się uśmiechnął.- Może gdybyśmy się spotkali w innych okolicznościach, w innym miejscu i innym czasie…
- Tak, wtedy pewnie tak – wymusiłam uśmiech.- Powodzenia, Volt. Uciekaj, zanim cię złapią.
Skinął głową i w sekundzie zniknął. Westchnęłam zrezygnowana. Świetnie…Zostałam tu, praktycznie sama, na łasce Hydrona, z Mylene pałającą rządzą mordu oraz Shadowem, który pewnie najchętniej pokroiłby mnie na kawałki i dodał moją wątrobę do swoich trofeum….Czy może być gorzej?!
- Nie zapomniałam o tobie…- za mną rozległ się głos mojej siostry.
- Tak, może…- odpowiedziałam sobie, całkowicie załamana.

***

Muahaha tak, już się przeniosłam. Niedługo uzupełnię jeszcze streszczenia i w ogóle...Aaa i odpowiedź na pytanie, dlaczego tu są rozdziały dopiero od 48 w górę : Bo tamte wcześniejsze są tak dołująco 'DO POPRAWY', że je zostawiłam na starym blogu do czasu, aż je poprawię. A więc....nie szybko :P
Aaa i taka mała informacja dla ludków, które są na bieżąco z historią...Na starym blogu poprawiłam nieco pierwsze rozdziały i w drugim, bliżej końca, jest coś....coś...hmm....Takie coś, co nieco Wam podpowie odnośnie Aki i jej przeszłości :D
No i chciałam jeszcze zaprosić wszystkich czytelników na bloga mojej kochanej Corn, która wreszcie powróciła do pisania! <psycho śmiech>
Aaaa i chyba niedługo zorganizuję mały konkurs, ale to jeszcze zobaczymy!
Do następnego! :)

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Urodzinowy Oneshot ^ ^

Brak komentarzy:
Pozbierałem wszystkie katany i odniosłem je na swoje miejsce. Wszedłem bezgłośnie do domu, oczekując jakiś huków albo czegoś w tym stylu. Jednak usłyszałem wyłącznie ciszę. Trochę mnie to zaniepokoiło, w końcu cisza nie pasowała do domu, w którym przebywała Akemi. Wszedłem do salonu i zauważyłem małą karteczkę na stole. Szybko ją przeczytałem i skierowałem się do wyjścia.
- Shun? Akemi już poszła? – dobiegł mnie głos mojego dziadka. Nie odwróciłem się nawet, tylko skinąłem lekko głową i ruszyłem dalej.- Gdzie idziesz?
- Chcę sprawdzić, czy dotarła do domu – odparłem krótko, przyglądając się zachodzącemu słońcu.
- Chyba jej trochę nie doceniasz, to silna dziewczyna. Niemal tak silna jak jej matka.
- Doceniam ją  - rzuciłem ostro.- Nawet bardziej niż myślisz i właśnie dlatego chcę to sprawdzić. Ona przyciąga kłopoty jak magnes.
Już stałem w drzwiach gdy dziadek się jeszcze odezwał.
- Wiesz, Shun, tak sobie pomyślałem, że może…dam ci dziś spokój od dalszego treningu i medytacji…- aż odwróciłem się z zaskoczenia. Od kiedy miałem prawo do odpoczynku?
- To jakieś święto narodowe? – warknąłem sarkastycznie.
-  Ostatnio dużo trenowaliście i to skutecznie. Pomyślałem, że może chcielibyście dziś gdzieś wyjść razem – uniosłem brwi, całkowicie zaskoczony.- Nie patrz tak na mnie, widzę, że ci na niej naprawdę zależy.
Skinąłem głową i bez słowa wyszedłem, myśląc o słowach dziadka. Spojrzałem na zachodzące słońce a gdy przymknąłem oczy widziałem jej roześmianą twarz i radosne oczy. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. Jej łzy były dla mnie największą porażką w całym moim życiu. Za wiele razy ją skrzywdziłem, żeby jeszcze kiedykolwiek to powtórzyć. Chciałem, żeby już nigdy nie cierpiała i żeby na zawsze pozostała uśmiechnięta, była wtedy taka piękna, taka…idealna.
Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Przez chwilę się wahałem, aż postanowiłem, że zaryzykuję. Zacząłem skakać po dachach, kierując się do domu państwa Kuso.

***


Cicho wylądowałem na parapecie od okna czarnowłosej. Zajrzałem do środka. Dziewczyna leżała na łóżku z zamkniętymi oczami. Nie zdziwiło mnie, że zasnęła, mieliśmy wyczerpujący trening. Okno miała uchylone, więc bezgłośnie dostałem się do środka. Podszedłem do jej łóżka i usiadłem na brzegu, przyglądając się jej. Usta miała lekko rozchylone, układające się jak zwykle w uśmiech. Czarne włosy wyglądały, jakby ktoś wylał czarną farbę na śnieżnobiałej poduszce.
Im dłużej na nią patrzyłem, tym piękniejsza mi się wydawała. Coraz bardziej nie mogłem uwierzyć, że była moja, że zwróciła na mnie uwagę i tyle dla mnie zrobiła. Była moim światełkiem w tunelu, wyciągnęła mnie z ciemności, która mnie otaczała. Poprowadziła i pokazała mi, jak wiele dobrych rzeczy może się zdarzyć a ona sama była najpiękniejszą i najlepszą z nich. Była aniołem, którego mi zesłano, żebym mógł znowu kochać i czuć. Dotknąłem opuszkami palców jej policzka. Jak jedna, tak mała i krucha osóbka, mogła zmienić tak wiele?
Nagle dziewczyna otworzyła oczy. Pomimo tego, że była zaspana, w jej oczach pojawiły się radosne iskierki gdy mnie dostrzegła. Uśmiechnęła się delikatnie i poczułem przyjemnie ciepło. 
- Ciii, śpij – szepnąłem cicho.- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić…
- Lubię, gdy mnie budzisz – szepnęła i uśmiechnęła się szerzej po czym złapała moją dłoń, która nadal była przy jej twarzy i przytrzymała ją. – Co chciałeś?
- Sprawdzić, czy już spisz – skłamałem i uśmiechnąłem się lekko.
- Już nie śpię – podniosła się i usiadła po turecku.- To co porobimy?
- Nie chcesz odpocząć?
- Już odpoczęłam! Serio! – wyszczerzyła się do mnie.- Więc?
- Skoro nie chcesz spać, to mam pewien pomysł – przyznałem.- Ubieraj się.
- Uuu, dokąd idziemy?
- Na spacer.

***

- Wiesz co? Nie sądziłam, że na ten spacer zabierzesz mnie aż do Paryża! – czarnowłosa wykrzyknęła zachwycona i rozejrzała się z szeroko otwartymi ustami. Uśmiechnąłem się lekko.
- Szczęśliwa?
- I to jak! – Akemi zarzuciła mi ręce na szyję.- Skąd wziąłeś samolot?
- Od Marucho – odparłem, szczęśliwy widząc tak uradowaną zielonooką. – To co? Idziemy się przejść?
- Z największą przyjemnością…- delikatnie musnęła moje wargi swoimi i na kilka sekund zamarłem a moje serce znacznie przyśpieszyło. Złapałem ją za rękę i ruszyliśmy przez uliczki. Lampy świeciły, słońce już zaszło i teraz księżyc zajął jego miejsce, rzucając srebrną poświatę na miasto. Było spokojnie, bez  zbyt wielkich tłoków, chociaż mogłoby być mniej ludzi. Szliśmy w ciszy, przyglądając się ludziom oraz budynkom, które mijaliśmy. Było to urokliwe miasto, choć powietrze znacznie mi przeszkadzało, było w nim pełno spalin, jak to w dużych miastach. Czarnowłosej obok to nie przeszkadzało, nie czuła tego, ja miałem bardziej wyostrzone zmysły i zauważałem więcej. Widziałem każde pęknięcie w ścianie, na które ona nie zwróciła nawet najmniejszej uwagi, słyszałem każdy urywek rozmowy na około nas i rejestrowałem każdy ruch.  Z natury byłem czujny a gdy była przy mnie Akemi, ta czujność tylko się potęgowała. Jej nie mogło się nic stać. Absolutnie NIC.
Akemi szła z szeroko otwartymi oczami i ustami w ciszy. Jednak dobrze wiedziałem, że zbyt długo tak nie da rady. Miałem rację. Po kilkunastu minutach ( Co i tak trwało dłużej niż się spodziewałem) nastąpił wybuch.
 - Ach! Shun! Widziałeś to?! A tamto? Ooo! Ej, czy takie coś jest też u nas? Shun? Shun! Czy oni jedzą żaby? – zaczęła mnie ciągnąć za rękaw. – Shun, słuchasz mnie?!
-Słucham – uśmiechnąłem się lekko.- Zawsze cię słucham.
Dziewczyna uśmiechnęła się i kontynuowała pokazywanie różnych rzeczy. Była zachwycona.
Po jakimś czasie spojrzałem na niebo. Zmarszczyłem brwi.
- Chyba będziemy musieli niedługo poszukać jakiegoś schronienia – odezwałem się po chwili.
- Czemu? – dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona.- Przecież na niebie nie ma wielu chmur.
- Zaufaj mi, będzie niedługo padać…- mruknąłem.

***

- Od kiedy jesteś pogodynką?! – dziewczyna rzuciła zza mnie.- Nie lubię, gdy masz rację odnośnie pogody!
- Nie marudź, tylko biegnij! – ponagliłem ją i mocniej zacisnąłem rękę na jej dłoni. – Gdybyś nie pokłóciła się z tym policjantem już dawno bylibyśmy w jakimś suchym miejscu.
- Sprowokował mnie!
- Po co nawet próbowałaś z nim rozmawiać, skoro nie znasz francuskiego? – mruknąłem, nie mogąc tego zrozumieć.- Wychwyciłaś tylko słowa które on powiedział, dodałaś do tego jeszcze jakieś inne, które usłyszałaś na ulicy i mu to powtórzyłaś! Wolisz nie wiedzieć co mu powiedziałaś!
- Aż tak źle? Nie dziwię się, że tak się zirytował – dziewczyna zachichotała po czym kichnęła. – Oj…A…aa…Apsik!
Rozejrzałem się naokoło. Było ciepło, ale deszcz był zimny. Mi nie przeszkadzał, byłem zahartowany i przyzwyczajony do ciężkich warunków, ale ona nie, mogła się łatwo przeziębić. Dostrzegłem jakąś kawiarenkę. Było w niej niewiele osób, więc wydało mi się to najlepszym pomysłem, biorąc pod uwagę, że biegliśmy przez kilkanaście minut i to była jedyna kawiarnia na którą trafiliśmy do tej pory. Pociągnąłem czarnowłosą w jej kierunku. W środku było całkiem przytulnie. Na podłodze były brązowe panele, ściany były w kremowym kolorze, gdzieniegdzie wisiały jakieś fotografie i obrazy. Cienkie zasłonki w pomarańczowym kolorze ładnie dekorowały okrągłe okna. Wszędzie było bardzo czysto, co tworzyło przyjemną atmosferę. Spojrzałem na Akemi. Była cała przemoczona i lekko się trzęsła, pomimo swojej domeny. Zmartwiłem się, ale nie okazałem tego.
- Usiądź, przyniosę ci coś ciepłego do picia – powiedziałem spokojnie i skinąłem głową w stronę jednego ze stolików. Czarnowłosa pokiwała głową i odeszła do wskazanego stolika podczas gdy ja udałem się do kasy. Dziewczyna szybko podała mi zieloną herbatę i gorącą czekoladę. Zapłaciłem i bezzwłocznie udałem się do stolika. Postawiłem przed Akemi gorącą czekoladę a sam usiadłem naprzeciwko niej z herbatą.
- Dziękuję – wymamrotała ponuro i wzięła kubek z napojem.
- Nie ma za co – odparłem zdziwiony.- Źle się czujesz?
- Nie, czemu? – odwróciła wzrok.
- Coś cię zdenerwowało – zauważyłem a ona spojrzała na mnie smętnie.- Tylko co?
- Ona się dosłownie śliniła na ciebie! – czarnowłosa warknęła rozzłoszczona a ja uniosłem brwi do góry.
- Kto?
- Ta co dawała ci te napoje! Nie widziałeś?!
- Nie –przyznałem zaskoczony.- Która?
- Ta szatynka! Ta ładna!
- Nie przyglądałem się jej – odparłem nadal zdziwiony
- Nie? – Aki trochę się uspokoiła.
- Jakoś nie zwróciłem na nią uwagi – wzruszyłem ramionami a na twarzy dziewczyny pojawił się lekki uśmiech. Była o mnie…zazdrosna?
Rozglądałem się i obserwowałem ludzi, podczas gdy moja towarzyszka piła swój napój. Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami, nie zwracali na nas uwagi, nie wiedzieli kim jesteśmy. W pewnym momencie spojrzałem na nią. Była pochylona na krześle, opierając ciężar ciała na łokciach. Popijała powoli czekoladę, nie zdejmując ze mnie wzroku i nie przestając się uśmiechać. W jej oczach tańczyły znajome iskierki, po których poznałem, że chce się bawić. Chciało mi się śmiać, ale powstrzymałem się. Zamiast tego, uważnie wbijałem w nią wzrok, nie okazując żadnych emocji. Wiedziałem, że długo tak nie wytrzyma. I rzeczywiście, po dwóch minutach w jej oczach dostrzegłem irytację, spowodowaną moim brakiem reakcji. Odliczałem tylko sekundy, aż już nie da rady.
- No weź no! – jęknęła po chwili.
- Ale co? – zapytałem spokojnie, choć doskonale znałem odpowiedź.
- Nachyl się – uśmiechnęła się figlarnie. – Proszę, to ważne!
Przez chwilę zupełnie nic nie robiłem, żeby ją jeszcze troszkę zirytować, po czym nachyliłem się lekko.
- I? – zapytałem, ukrywając ciekawość, co też wymyśliła tym razem.
- Z-zimno mi – wyszeptała.- Chodź i mnie przytul.
- Daj spokój – mruknąłem po czym wstałem i wyrzuciłem plastikowy kubek po herbacie do najbliższego kosza. Gdy się odwróciłem, czarnowłosa stała za mną z zaniepokojoną miną. – Co się stało?
- Nie chcesz mnie przytulić, bo się mnie wstydzisz? – zapytała a głos jej zadrżał. Spojrzałem na nią zszokowany.- Tak?
- Skąd coś takiego przyszło ci do głowy? – wymamrotałem zaskoczony.
- Nie chcesz mnie przytulać przy innych, ani dotykać, ani całować – spuściła ponuro wzrok.- Wstydzisz się mnie.
Nie chciałem, żeby tak myślała. Po prostu…nie lubiłem okazywać słabości, a ona była największą z nich. Gdyby coś jej się stało, nie wybaczyłbym sobie.
-To nie tak… Pozwolę sobie zauważyć, że przeszliśmy właśnie przez ogromne miasto trzymając się za ręce – powiedziałem spokojnie, ale to najwyraźniej jej nie przekonało.- Ale skoro to nadal nic nie znaczy, to powiem to inaczej.
Jednak wcale nie zamierzałem mówić. To była jej działka. Tymczasem ja przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem. Była zaskoczona, ale oddała pocałunek a ja mocno ją objąłem. Usłyszałem gwizdy naokoło nas, ale to zignorowałem. Teraz byłem najszczęśliwszy, gdy ją trzymałem przy sobie. Wtedy nic nie mogło się jej stać, była bezpieczna. Nikomu nie ufałem, jeśli chodziło o nią. Nie mógłbym jej stracić, nie wytrzymałbym tego. Straciłem już matkę, którą kochałem. Nie dałbym rady już się pozbierać, gdybym stracił jeszcze Akemi. Miała w sobie tyle energii i miłości, że bez problemu potrafiła mnie naprawić. Była…wyjątkowa.
W końcu oderwałem się od niej. Zarumieniła się lekko, ale uśmiechnęła. Spojrzałem jej w oczy. Najpiękniejsze, jakie mogły być. Były jak zielone morze, w którym kochałem tonąć. Jednocześnie radosne iskierki przypominały słońce, które rozświetlało każdą ciemność.
- Teraz mi wierzysz? – zapytałem cicho a ona pokiwała głową. Uśmiechnąłem się do niej po czym złapałem ją za rękę i pociągnąłem do wyjścia.- Chodź, niestety trzeba już wracać.

***
- Nie! Shun! – krzyknęłam głośno i rzuciłam się biegiem przed siebie, ale siła wybuchu była zbyt silna i odrzuciła mnie do tyłu. Uderzyłam mocno plecami o ziemię i przejechałam tak kilka metrów, przez co czułam okropny ból w całych plecach. Usłyszałam huk kolejnej eksplozji. Powieki same się zamknęły w odpowiedzi na taki głośny dźwięk. Pomimo rozrywającego bólu podniosłam się i otworzyłam oczy. Zrobiłam to w samą porę, bo w moją stronę leciał ogromny kawałek budynku. Podskoczyłam do góry i złapałam się gałęzi drzewa. Jednak nim zdążyłam wzrokiem poszukać ukochanego, gałąź przerwała się i spadłam  z powrotem na ziemię. Czułam paniczny strach. Isei był gotowy zabić Shuna, bez względu na cenę! Rany piekły, ale nie mogłam teraz o tym myśleć. Rzuciłam się ponownie biegiem przed siebie. Pył zaczął już opadać na ziemię i ciężko było cokolwiek dojrzeć. Nie słyszałam kolejnych huków a mój umysł tworzył już najgorsze scenariusze. Ale takiego się nie spodziewałam…
Dostrzegłam znajomą sylwetkę, leżącą na ziemi i natychmiast popędziłam ile sił w nogach w jego kierunku.

***

Budziły mnie dziewczęce krzyki. Całe ciało mnie bolało, choć nie wiedziałem czemu. Ktoś mną potrząsał. Leniwie otworzyłem oczy i ujrzałem jakąś dziewczynę. Patrzyła na mnie z przerażeniem w zielonych oczach. Zmrużyłem oczy i przyjrzałem się jej. Miała czarne i potargane włosy, mogłaby je uczesać. Rozcięcie na policzku i ani krzty makijażu na bladej skórze. Była trochę zbyt blada, mogłaby się opalić. Skierowałem wzrok na jej sylwetkę. Była bardzo chuda, ale zgrabna.
- Shun! Dzięki Bogu, nic ci nie jest! – krzyknęła po czym się do mnie przytuliła. Skrzywiłem się. Odepchnąłem ją od siebie i upadła na cztery litery. Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Nie dotykaj mnie, nie lubię tego – warknąłem w jej stronę po czym się rozejrzałem.- Gdzie my jesteśmy? I kim ty jesteś?
- N-nie lubisz? – zapytała szeptem a ja spojrzałem na nią zirytowany. Była jakaś przewrażliwiona.- Jak to kim jestem? Shun, to nie jest zabawne.
- Mnie to wcale nie bawi – wstałem i ona zrobiła to samo.- Kim jesteś?
- Shun, to przecież ja, nie wygłupiaj się – powiedziała niepewnie. Zdenerwowała mnie. Złapałem sztylet, który miałem w kieszeni i w sekundzie znalazłem się za nią, przykładając ostrze do jej szyi. Jej oddech przyśpieszył.- C-co ty robisz?
- Powiesz mi, kim jesteś – wyszeptałem jej do ucha i mocno zacisnąłem rękę na jej gardle a sztylet znalazł się tuż obok.- Natychmiast.
- To b-boli, przestań! – czarnowłosa szepnęła a w jej głosie usłyszałem strach.- To ja, Akemi! Nie poznajesz mnie?
- Nie znam żadnej Akemi – zabrałem sztylet po czym odepchnąłem ją kawałek od siebie. Odwróciła się, złapała za szyję i patrzyła na mnie ze łzami w oczach.- Nie wiem kim jesteś ani czego ode mnie chcesz, ale…
- Shun, proszę, wróć ze mną do domu – dziewczyna poprosiła.- Do naszych przyjaciół. Do swojego dziadka. Podczas walki musiałeś dostać amnezji…
- A o co walczyłem? – zaciekawiłem się i rozejrzałem na około. Gdziekolwiek byliśmy, budynki były całkowicie zniszczone a ich kawałki walały się po ziemi.
- O…o mnie…- Akemi wyszeptała a ja spojrzałem na nią. Łzy pociekły jej po policzkach.
- O ciebie? – zapytałem kpiąco.- Nie wydaje mi się, żebym walczył o jakąś nieogarniętą i rozbeczaną dziewczynę jak ty, więc daruj sobie. Nie wydajesz się zbyt wiele warta.
- Shun…
- Daj mi spokój – obróciłem się do niej tyłem i ruszyłem przed siebie, zaciskając pięści.- Odczep się ode mnie, inaczej stanie ci się krzywda.
- Proszę…- dobiegł mnie jej szept, ale się nie zatrzymałem. Obejrzałem się przez ramię a ona upadła na kolana i ukryła twarz w dłoniach. Nie polubiłem jej, była jakaś dziwna i podejrzana. Miałbym o nią walczyć? Pff, prędzej za skarpetkę bezdomnego.

***

Zrobiło się ciemno. Nie pamiętałem gdzie mieszkam, więc znalazłem pobliski park i usiadłem na gałęzi jednego z drzew. Obserwowałem park i ludzi, którzy śpieszyli się do domów. Zimne powietrze przyjemnie chłodziło po gorącym dniu. Wiatr bawił się moimi włosami a ja wsłuchiwałem się w szum liści. Co się stało? Z kim walczyłem? I kim była ta dziewczyna?
Choć jej nie lubiłem, nie mogłem jej wyrzucić z myśli. Wracała i wracała, cały czas pokazując mi obraz, gdy płakała. Czemu mnie to tak irytowało? I czemu mnie to właściwie obchodziło?
Przymknąłem oczy i próbowałem coś sobie przypomnieć. Jakby nie spojrzeć, wielka dziura we wspomnieniach nie była przyjemna. Zwłaszcza, że pamiętałem naprawdę niewiele. Pamiętałem tylko mamę…
Nagle usłyszałem jakieś hałasy. Wytężyłem słuch. Brzmiało to jak odgłosy walki. Nie zamierzałem interweniować ani nawet sprawdzać, co się dzieje, ale usłyszałem krzyk znajomej osoby. I choć nie chciałem, coś mnie ciągnęło, żeby to sprawdzić.

***

- Twój chłopak już ci nie pomoże – Isei zaśmiał się po czym rzucił sztylet w moją stronę. Odskoczyłam w ostatniej chwili i sztylet odciął mi tylko mały kosmyk włosów. Shun tyle razy mnie prosił, żebym tędy nie chodziła, ale tak było najbliżej do jego domu. Miałam nadzieję, że go tam znajdę. Chciałam wybiec z tej uliczki, ale Isei zagrodził mi wyjście. Wybiłam się i przeskoczyłam nad nim, ale niewiele mi to dało. Wręcz przeciwnie, tylko mi zaszkodziło. Nie powinno się mieć wroga za plecami, to był mój największy błąd. Złapał mnie za włosy i pociągnął mocno do tyłu, nie pozwalając mi uciec. Nim cokolwiek zrobiłam wykręcił mi jeszcze ręce i byłam już całkiem bez szans. Popchnął mnie na mur i mocno do niego przycisnął. Nie mogłam się skupić na walce, dlatego próbowałam uciekać, ale teraz widziałam, że rezultat wcale nie był lepszy. Cały czas szumiały mi w głowie słowa Shuna a ta obojętność, z którą na mnie patrzył, była istną torturą. Musiałam go jednak znaleźć. Nie pamiętał mnie więc podobnie jak na początku naszej znajomości, mało mnie lubił. Ale musiałam mu wszystko przypomnieć!
- Puszczaj! – wrzasnęłam najgłośniej jak potrafiłam i spróbowałam się wyrwać z uchwytu, ale to nic nie dało, tylko wywołało gorszy ból. – Co mu zrobiłeś?!
- Och, nie powinnaś się teraz nim martwić – zachichotał mi do ucha a mnie przeszły ciarki. – Ale skoro jesteś taka ciekawa, bardzo mocno uderzyłem go w głowę. Jaka szkoda, że cię już nie pamięta, prawda? Ale nie martw się…ja o tobie nie zapomniałem.
- Zabiję cię – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.- Zabiję, rozumiesz?!
- Dobrze – pocałował mnie w szyję a ja się skrzywiłam.- Ale to będzie dopiero potem, kwiatuszku.
Zacisnęłam powieki, myśląc gorączkowo co mogłabym teraz zrobić. Nie pozostało mi nic innego jak czekać na jego błąd, ale Isei był przebiegły, ciężko byłoby mi go oszukać. Starałam się powstrzymać łzy, ale dwie i tak spłynęły po moim policzku. To ja byłam problemem! To przeze mnie Isei skrzywdził Shuna!
- Zostaw ją – dobiegł mnie ostry głos, na którego dźwięk otworzyłam szeroko oczy. Już sekundę później moje ręce były wolne a gdy się odwróciłam, Isei walczył z Shunem. Przypomniał sobie? W moim sercu zaiskrzyła nadzieja. Musiałam mu pomóc. W sekundzie znalazłam się przy nich i z całej siły uderzyłam Isei’a w brzuch. Nim ten zdążył zareagować, Shun zadał kolejny w głowę, potem ja złapałam go za ubranie i rzuciłam go na mur. Nasze ruchy były znów zgrane i już czułam, że wspomnienia do niego wróciły.
- Może i teraz wygraliście – ninja wysyczał i uśmiechnął się niebezpiecznie.- Ale wrócę po ciebie, Akemi. A ty Shun, nie dasz rady w nieskończoność jej bronić.
Mrugnęłam, a jego już nie było. Spojrzałam na Shuna, która bardzo uważnie mi się przyglądał. Uśmiechnęłam się do niego ciepło.

***

Miała ładny uśmiech, musiałem to przyznać. Teraz w jej oczach tańczyły jakby iskierki, co sprawiało, że zielone oczy też wyglądały całkiem ładnie.
- Dobrze walczysz – stwierdziłem spokojnie.- Kto cię uczył trenować?
Dziewczyna pobladła.
- Jak to kto? N-nadal mnie nie pamiętasz… – spuściła ponuro wzrok a iskierki znikły.- Trenowałam z tobą.
- Ze mną? – uniosłem brwi do góry.
- A jak wytłumaczysz to, że nasze ruchy są tak zgrane? – zapytała cicho.- Przypadek?
Miała rację, nasze ruchy były zbyt skoordynowane, żeby był to przypadek. Więc musiałem ją znać.

Równocześnie wybiliśmy się do góry i zaczęliśmy skakać po najwyższych drzewach. Wyprzedziłem ją, byłem szybszy. Nagle usłyszałem dźwięk łamanej gałęzi a dziewczyna zaczęła spadać w dół. Bez chwili wahania zawróciłem i skoczyłem za nią. Złapałem ją kilka metrów nad ziemią i wylądowałem z gracją.
- Dziękuję – uśmiechnęła się lekko.- I przepraszam.
- Za co? – spojrzałem jej w oczy. Za co ONA  mogła mnie przepraszać?
- Za to, że jestem czasami taka niezdarna…- mruknęła i odwróciła ponury wzrok.
- Ale ja to lubię – wyszeptałem cicho, mając nadzieję, że jednak tego nie usłyszała. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się a w jej oczach ponownie zalśniły iskierki.

- Shun? – dostrzegłem machającą rękę przed moją twarzą. Otępiale skierowałem wzrok na czarnowłosą, którą przed chwilą widziałem we wspomnieniach.- W porządku?
- T-tak – mruknąłem oschle.- Coś sobie…przypomniałem…
- Co takiego? -  w jej głosie usłyszałem niepewność.
- Trenowaliśmy razem – pokiwała głową.- Możesz mi przypomnieć więcej rzeczy?
- Oczywiście – ożywiła się trochę.- Ale proszę cię, chodź ze mną do domu. Shun, proszę, nie chcę tu już być.
- Zgoda. Prowadź – westchnąłem cicho. Akemi uśmiechnęła się do mnie lekko po czym ruszyła pierwsza. Nie wiem dlaczego, ale…gdy się uśmiechała, bardzo mi się podobała, co było dość zaskakujące. Nigdy nie zwracałem większej uwagi na jakieś dziewczyny…

***

Weszliśmy do jego domu. Ku mojemu zaskoczeniu, nigdzie nie mogłam znaleźć jego dziadka, ale stwierdziłam, że może wyszedł po zakupy, albo coś. No bo co robią starsi ludzie-ninja, poza trenowaniem? W szachy raczej nie grają. Chyba…W sumie to czemu jest to powiedziane, że ninja nie grają w szachy?!
- Echem – Shun odchrząknął znacząco a ja wyrwałam się z zamyślenia.- Więc?
- Nie ma twojego dziadka, więc sama ci wszystko przypomnę – westchnęłam i usiadłam z przyzwyczajenia na kanapie.
- Skoro to jest mój dom, to czy pozwoliłem ci usiąść? – czarnowłosy zmrużył oczy a ja szybko zerwałam się na nogi i wzdrygnęłam się na ton jego głosu. Wszystkie zmiany, które udało mi się w nim dokonać, zniknęły. Był z powrotem oschły i zimny a moja obecność wyraźnie mu przeszkadzała. Tak, jak kiedyś… – Gdzie mama?
- Co? – wypaliłam zdziwiona.
- Gdzie jest moja matka? – czarnowłosy powtórzył spokojnie pytanie. Jego pamięć aż tak daleko się skasowała?
- Cholera..- mruknęłam pod nosem i zaczęłam chodzić po pokoju. Chłopak wodził za mną wzrokiem, uważnie obserwując każdy mój ruch. Wyraźnie mi nie ufał, ale cóż, teraz mnie nie znał. Dla niego ja nigdy nie istniałam…W końcu odwróciłam się przodem do niego.- To może być trochę…trudne…
- Wszystko jest teraz trudne – rzucił obojętnie i spojrzał na mnie tym swoim świdrującym spojrzeniem.- Zaczynaj.
Usiadł na fotelu i wbił we mnie wzrok. Czułam się, jak na przesłuchaniu. Jeszcze tylko wypadało, żeby zapaliłby tylko jedną lampę. Popatrzyłam mu w oczy, w te piękne miodowe tęczówki, które teraz patrzyły na mnie z obojętnością. Nie mogłam mu na początku powiedzieć, że jego matka nie żyje, bo jeszcze by pomyślał, że to ja ją zabiłam. Kto wie, co jeszcze mógłby pomyśleć…Albo co gorsza zrobić…
- Może zacznę od tego, że twój bakugan, Skyress, znajduje się Nowej Vestroi  - powiedziałam, siląc się na spokój. Sytuacja nie była łatwa.
- Miałem takiego? I dlaczego jest w tej Nowej Vestroi? – zapytał zimnym głosem.
- Nie przerywaj mi – poprosiłam cicho a jego spojrzenie nieco zelżało.- Gdy pokonaliście Maskarada…- na chwilę urwałam, widząc jego zaciekawione spojrzenie.- Tak, pokonaliście go. Więc gdy to już zrobiliście, jakiś czas później trafiliście z Danem i Marucho do Nowej Vestroi, gdzie poznaliście Vestalian, ludzi z Vestalii, innego wymiaru. Dołączyliście do Ruchu oporu, do Miry, Ace’a i Barona, aby uwolnić bakugany, które były traktowane jak zabawki.
Nagle oczy czarnowłosego zaszły mgłą. Zamilkłam na chwilę, mając nadzieję, że może właśnie jakieś wspomnienie do niego wróciło. Po kilku sekundach wrócił do teraźniejszości i pokiwał głową.
- Mów dalej – odparł słabo.
- Podczas gdy Dan, Mira i Baron polecieli na ziemię, ty, Ace oraz Baron kierowaliście się do miasta Beta. Wtedy…wtedy wpadła na ciebie niezdarna, roztrzepana i mało urokliwa czarnowłosa – końcówkę dodałam ponuro.- A konkretnie ja…
- Więc kim ty w końcu jesteś? – zapytał, ale jego głos nadal był niewzruszony. Zacisnęłam pięści.
- Twoją dziewczyną… – szepnęłam i starałam się zatrzymać łzy. To…to bolało…- Jesteśmy…a raczej byliśmy razem, od dawna.
- Słucham? – spojrzał na mnie zdziwiony.- Ty…i ja? Para?
- Tak…też nie mogłam w to uwierzyć, ale powiedziałeś, że m-mnie…kochasz – nie udało mi się pohamować łez. Spojrzałam na niego, mając nadzieję, że zaraz się uśmiechnie i mnie obejmie. Bardzo tego teraz chciałam. Ale on tylko się na mnie patrzył pustym wzrokiem. – Powiedz coś!
Jednak nic nie powiedział. Zamiast tego wstał i ruszył powoli do wyjścia. Nie wytrzymałam. Rozpędziłam się, wybiłam, przeskoczyłam i wylądowałam tuż przed nim. Nim cokolwiek zrobił, przytuliłam się do niego, bardzo mocno go obejmując. Nie odepchnął mnie, tylko stał w bezruchu podczas gdy ja zaczęłam płakać. Jedyna osoba, którą kiedykolwiek kochałam, nie poznawała mnie, nawet nie wiedziała, że mnie kocha. Choć starałam się zachować spokój, to wcale nie było takie łatwe.
- Rozumiem, że mnie nie pamiętasz – wyszeptałam po chwili.- Rozumiem, że teraz mnie nie kochasz i nie chcesz. Ale błagam, nie…nie idź…Jeżeli chcesz, ja wyjdę, ale chociaż...chociaż bądź tutaj, żebym mogła cię znaleźć…jeżeli mi na to pozwolisz…Ja...Ja cię nadal…nadal kocham…nigdy nie przestanę…
Usłyszałam, jak jego serce zaczęło szybciej bić. Położył na chwilę ręce na mojej tali, ale potem je zabrał i delikatnie odsunął od siebie. Gdy na mnie spojrzał, w jego oczach nie było już gniewu, ale niepewność została.
- Przyjdź jutro, powiesz mi więcej – mruknął ponuro i ruszył znowu do drzwi.- A tymczasem pójdę odwiedzić mamę w szpitalu.
- A-ale Shun! – zawołałam za nim. Spojrzał na mnie przez ramie.- Shun, o-ona…jej tam nie ma…ona nie żyje.
- Co? – odwrócił się i spojrzał na mnie, jakbym była obłąkana.- Co ty powiedziałaś?
- Twoja mama…nie żyje… już od dawna, zanim jeszcze się poznaliśmy – wytarłam rękawem łzy z twarzy.- Przykro mi, ale to prawda…
- Nie, to niemożliwe – szepnął, patrząc na mnie przerażony.- Przecież była w szpitalu!
- Shun, wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale nie ma sensu, żebyś jej szukał. Jest…jest na cmentarzu…- końcówkę wypowiedziałam już szeptem. Chłopak pokręcił głową po czym w sekundzie zniknął. Oparłam się o ścianę po czym osunęłam się po niej.
- Błagam, niech sobie mnie w końcu przypomni…- szepnęłam po czym oparłam głowę na rękach.

***

Nie, to nie może być prawda! Mama nie mogła umrzeć! Ona musiała kłamać…Musiała!
Wbiegłem do szpitala i od razu skierowałem się do sali, gdzie ostatnio leżała mama. Biegłem przez korytarze, mijając zdziwionych ludzi i lekarzy. W końcu znalazłem drzwi. Bez namysłu wpadłem do środka i zamarłem. Łóżko było puste, starannie zasłane. Okno było otwarte a lekki wietrzyk bawił się białymi zasłonami. Na około łóżka nie było znajomego sprzętu lekarskiego. Nie było żadnego śladu, że kiedykolwiek tu była. Wpatrywałem się otępiale w puste łóżko. Niemożliwe…niemożliwe, żeby umarła!
- Przepraszam, szuka pan kogoś? – nagle dobiegł mnie czyjś głos. Odwróciłem się szybko i spojrzałem na lekarza. Lekarza, który był kiedyś lekarzem mojej mamy.
- Em…tak…Szukam Shiori Kazami – odparłem cicho i oparłem się o ścianę.
- Dobrze się pan czuje? Chwila…pan jest jej synem. Shun, prawda?
- Tak, tak, oczywiście, wszystko w porządku. I tak, to ja – mruknąłem ponuro.- To co? Przenieśliście ją?
- Um…Shun, przecież…- mężczyzna się nieco speszył.- Przecież twoja mama od dawna nie żyje…
Pokiwałem tylko głową. Nic więcej nie mógłbym zrobić. Wyminąłem go i ruszyłem powoli korytarzem. Czyli Akemi nie kłamała. Więc może nie kłamała też gdy mówiła, że jesteśmy…parą. Rzeczywiście, gdy mnie przytulała, czułem jakieś przyjemnie i znajome ciepło. Choć jej nie pamiętałem, to moje ręce niemal same chciały ją przytulić. Teraz nie wydawała się taka zła. Wręcz przeciwnie, łapałem się na tym, że nie mogłem odwrócić od niej wzroku. Gdy się uśmiechała, emanowała od niej jakaś pozytywna energia, która uspakajała nawet mnie. Musiałem jednak coś jeszcze sprawdzić. Udałem się więc na cmentarz. Utrzymywałem emocje pod kontrolą, choć nie było to łatwe. Mijałem różne groby, szukając swojego nazwiska. Nigdzie nie mogłem go znaleźć. Z jednej strony się cieszyłem, bo miałem nadzieję, że mama żyje, jednak z drugiej…trochę byłem rozczarowany, że czarnowłosa kłamała. Już miałem opuścić cmentarz, gdy dostrzegłem swoje nazwisko na jednym z odległych nagrobków. Zamarłem. Dopiero po dłuższej chwili ruszyłem w jego stronę. Przełknąłem głośno ślinę i zacisnąłem pięści. Kilka metrów wydawało mi się teraz milami. Przymknąłem oczy na czas ‘’podróży’’. Oddychałem głęboko, starając się zachować spokój i uspokoić bicie serca. W pewnym momencie otworzyłem oczy. Stałem tuż przed grobem, na którym….widniało imię mojej matki. Moje oczy rozszerzyły się w przerażeniu. I choć nie chciałem, upadłem na kolana obok nagrobka a z oczy pociekły mi łzy. Wiedziałem, co muszę jeszcze zrobić, zanim wrócę do domu i znajdę Akemi.

***

Siedziałam na dachu domu Shuna. Jego dziadek wrócił, ale nie chciałam z nim rozmawiać. Udał się więc poćwiczyć w lesie. Wiatr bawił się moimi włosami, jak to miał w zwyczaju. Siedziałam w ciszy, wsłuchując się w śpiew ptaków i szum liści. Niebo, wcześniej błękitne, teraz było już granatowe.  Po jakimś czasie niebo zaczęły przecinać pioruny a głośne grzmoty wywołały u mnie ciarki na plecach. Uważnie przyglądałam się piorunom, które bardzo mi się spodobały. Były zabójcze, ale piękne. I choć wiedziałam, że to one są groźne, bardziej bałam się huków, które docierały do moich uszu chwilę później. Wiatr się nasilił, zaczęło padać.
- Akemi – obróciłam się jak oparzona na dźwięk znajomego głosu, przez co straciłam równowagę i poleciałam do tyłu. Jednak czarnowłosy zdążył złapać moją rękę i nie pozwolił mi spaść. Chwilę później puścił moją rękę. Spojrzałam w miodowe tęczówki, które bardzo uważnie mi się przyglądały.- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.
- N-nie szkodzi – rzuciłam spokojnie.- Em…co…co chciałeś?
- Może wejdziesz do środka? Nie zdążysz wrócić do domu – Shun zauważył.
- Jeżeli nie masz nic przeciwko…- szepnęłam i lekko się uśmiechnęłam. Młody ninja pozostał jednak niewzruszony. Ruszył pierwszy a ja za nim. Ostrożnie zeskoczyliśmy na dół i weszliśmy szybko do środka, gdy deszcz stał się już zbyt intensywny. Czarnowłosy udał się do salonu podczas gdy ja zaproponowałam, że zrobię herbatę. Zrobiłam zieloną, jego ulubioną, bardzo dokładnie odliczając sekundy z czasu jej parzenia. Wiedziałam, że on tak odliczał i podłapałam to, żeby potem móc sama odliczać i robić taką, jaką naprawdę lubił. Dla siebie zrobiłam owocową i dodałam do niej dwie łyżeczki cukru. W końcu nie pamiętał, że miałam zakaz spożywania cukru, więc nie mógł mi zwrócić uwagi, prawda?
Weszłam do salonu z dwoma kubkami, które postawiłam na małym stoliku obok kanapy, na której siedział Shun. Uważnie mi się przyglądał. Nie usiadłam, gdyż mi na to nie pozwolił, a wolałam go nie drażnić. Stałam przed nim w ciszy.
- Miałaś rację – odezwał się po chwili. Podniosłam na niego wzrok.- Moja matka nie żyje. Więc…nie kłamałaś gdy mówiłaś, że my…no…
- Nie kłamałam – pokręciłam głową a głos mi zadrżał.
- Dlaczego nic nie pamiętam? – przyjrzał mi się pytająco.
- Przez Isei’a. Kiedyś…kiedyś spodobałam mu się, ale wtedy już byłam z tobą. Teraz, gdy go spotkaliśmy po powrocie z Paryża, znowu mnie zechciał. No  a ty…ty mu nie dałeś mnie skrzywdzić – odwróciłam wzrok.- I podczas walki mocno cię uderzył w głowę.
Przez chwilę oboje milczeliśmy. W końcu odważyłam się, żeby na niego spojrzeć. Wbijał we mnie świdrujący wzrok, od którego robiło mi się gorąco. Wpadł mi nagle do głowy pomysł. Ryzykowny, ale lepszego nie miałam. Ruszyłam powoli w jego stronę, nie zrywając kontaktu wzrokowego. Usiadłam okrakiem na jego kolanach i nachyliłam się nad nim. W jego oczach pojawiło się zdziwienie.
- C-co robisz? – zapytał szeptem.
- Przypominam ci coś – odpowiedziałam równie cicho i nie czekając aż mnie odepchnie, pocałowałam go.

***

Przez chwilę nie mogłem się ruszyć, kompletnie zaskoczony. Czułem przyjemne ciepło ciała dziewczyny, ale to było nic w porównaniu z ciepłymi wargami, które teraz przykładała do moich. Nie mogłem się zatrzymać i oddałem pocałunek. Po raz pierwszy od kiedy pamiętałem, nigdy nie czułem takich emocji, nie straciłem nad sobą kontroli. Ale jej…jej się to udało. Objąłem ją i przyciągnąłem bliżej do siebie. Jej dłonie przeczesały moje włosy. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek poczuję coś takiego. To było…niesamowite…
Nie chciałem, żeby się odsunęła, żeby mnie puściła. Objąłem ją i poczułem jakąś radość, że jest bezpieczna. Nie rozumiałem fali uczuć, która mnie zalała, do momentu, kiedy nagle poczułem dziwny ból w głowie a następnie wróciły do mnie wszystkie moje wspomnienia. Każde jedno. Nasz spacer w Paryżu, potem walka z Isei’em… Poczułem się podle, gdy przypomniałem sobie to, jak ją odpychałem. Znowu ją zraniłem i choć zrobiłem to nieświadomie, to jednak to zrobiłem.
Mocno ją złapałem po czym położyłem ją wzdłuż kanapy i nachyliłem się nad nią. Oderwałem się, pozwalając nam złapać powietrze.
- P-przepraszam – wyszeptałem cicho.- Tak bardzo cię przepraszam…
- Przypomniałeś sobie? – zapytała, uśmiechając się promiennie i łapczywie łapiąc powietrze. Skinąłem głową. Objęła mnie rękami.- W takim razie, nie musisz przepraszać. Chociaż…
- Chociaż? – zapytałem zaniepokojony jej ponurą miną.
- Jeżeli chcesz, żebym ci wybaczyła, musisz coś zrobić…
- Co tylko zechcesz – odparłem cicho.
- Co tylko zechcę? Hmm…- zamyśliła się.- W takim razie…życzę sobie, żebyś mnie pocałował jeszcze raz, tak jak przed chwilą.
Uśmiechnąłem się.
- Mnie też tego brakowało…- mruknąłem po czym z  przyjemnością wykonałem jej życzenie.

***

- Echem – oderwałem się od niej jak oparzony, gdy usłyszałem wymownie chrząknięcie dziadka. Oby dwoje spojrzeliśmy na niego, rumieniąc się. Stał oparty o futrynę, z szeroko otwartymi oczami.- Herbata wam wystygnie.
‘’Niech stygnie’’ pomyślałem i lekko się uśmiechnąłem. Spojrzałem na Akemi, która najwyraźniej również pomyślała to samo, bo również się uśmiechała. ‘’Dziadek nie ma za grosz wyczucia czasu.’’
- J-już zaraz ją wypijemy – czarnowłosa odezwała się, starając się zatrzymać śmiech.
- Dobrze – odwrócił się, odszedł dwa kroki po czym zatrzymał się i odwrócił. Spojrzał na mnie.- A i Shun? Może zejdziesz już albo chociaż usiądziesz.
Odszedł a Akemi parsknęła śmiechem
- To trochę…dziwnie wyszło – przyznałem po czym podniosłem się a czarnowłosa zaraz po mnie.
- Uh, mówi się trudno – rzuciła, uśmiechając się tym swoim najpiękniejszym uśmiechem. Spojrzała na herbatę.- Wiesz, mi już się wcale nie chce pić.
- Mi też nie – uśmiechnąłem się do niej po czym wstałem, wziąłem dwa kubki, podszedłem do najbliższego okna, rozejrzałem się i wylałem zawartość na zewnątrz. Gdy się odwróciłem, oczy dziewczyny były rozszerzone w dziwieniu.- No co? Teraz, skoro już WYPILIŚMY herbatę, chyba możemy wrócić do naszych zajęć.
- Och, z pewnością – Aki wstała po czym zarzuciła mi ręce na szyje i mnie pocałowała. Objąłem ją w pasie, szczęśliwy, że mi wybaczyła. Nagle oderwała się ode mnie.- Ej, Shun? A co z Isei’em?
- On już nie będzie cię niepokoił, nie martw się tym – mruknąłem zadowolony. Zielonooka popatrzyła na mnie pytająco, ale ja ją mocno do siebie przycisnąłem i ponownie pocałowałem. Kiedy indziej jej powiem, że go znalazłem, nieco poturbowałem po czym wsadziłem mu granat w spodnie i go zostawiłem. Tak, to kiedy indziej, a najlepiej nigdy.

***

A: Nie spodziewaliście się tego, co?! MUAHAHAHAHA!
D: Boję się ciebie normalnie…
A: To dobrze!
D: ?!
A To znaczy, że wszystko jest jak powinno!
D: Wcale nie! -.-
A: Czemu?
D: Nic nie jest tak powinno!
A: Przechodzisz jakiś kryzys wieku (nie)średniego, czy coś? xD
D: Nie! Ale autorka się dziś starzeje! Mówię ci!
*wchodzi Autorka*
AU: DAN -.-
D: O.O…..NIC NIE MÓWIŁEM! *wskakuje za Aki*
A: ._.’’
AU: Ja ci zaraz porobię zmarszczki! Za kogo ty mnie masz, hę?! Ja mam tylko szesnaście lat!
D: To sporo.
AU: Weź mnie nie dobijaj.
A: Ej noo! *odpycha Dana* Nie narzekaj! To nie jest na to odpowiedni czas! Przecież nie przyszłaś tu narzekać!
AU&D: Nie? O.o
D: To po co przylazła? O.o
AU: Ty i twoja gościnność Dan -.-
D: Zawsze do usług ^O^
AU: TO SARKAZM MATOLE! >.<
D: Wyczuwam tu niestabilność emocjonalną! *wyjmuje notes  i zakłada okulary* Widzisz na obrazku motyla?
A: D-dan, to chyba nie najlepszy…
AU: GRRRRRR >/////< *rzuca się na notes po czym go zjada*
A: P-pomysł…O.O
D: O.O’’
AU: Słaby papier xD
D: Em…
A: No tak…Autorko-chan?
AU: Słucham? ^O^
D: ._.’’ ty jej to powiedz.
A: Nie, mieliśmy to zrobić razem!
D: Uh…no doooobra!
A&D: Wszystkiego…
*wchodzi Shun*
AU&A: *Q*
D&S: O.O’’
AU&A: SHUUUUN! *O*
S: NIE! MOJA PSYCHIKA TEGO JUŻ NIE WYTRZYMA! *wybiega*
A: SHUUUN *O* *wybiega za nim*
D: Uh…nigdy nie zrozumiem dziewczyn ._.’’
AU: A co tu takie trudne do zrozumienia?
D: Czemu nie wolicie mnie?! T^T
AU: Eee…bo…ee…bo nie jesteś Shunem ^ ^’’
D: Mocny argument, nie ma co -.-‘’
AU: Oj no, nie złość się! Złość piękności szkodzi xD
D: -.-…ech…eto, najlepszego Autorko-chan…
AU: Dziękuję! ^ ^
D: Ale wisisz mi notes! xD
AU: -.-‘’
D: No co?! To ty go zeżarłaś jak kawałek pizzy!
AU: Był niedobry, wiele nie straciłeś! >.<
D: Ale to wciąż jest MÓJ notes >////<
AU: Zwrócić ci go? W sensie dosłownym? xD
D: X_X *zgon*
AU: O.o…D-Dan? *dźga go patykiem*
*wbiega Akemi z nieprzytomnym Shunem na plecach*
AU: O.O powinnam pytać dlaczego on jest nieprzytomny?!
A: Hehe ^ ^’’ zabawna historia…
AU: Doprawy? ._.
A: Tak! Przyparłam go do ściany i tak mocno pocałowałam, aż zemdlał ^ ^
AU: Ty, dobre to…muszę to wykorzystać w którymś z rozdziałów! ^ ^
A: Jestem za *O*
S: *budzi się. Patrzy na Akemi i Autorkę* O nie…
A&AU: O tak! ^ ^
A: To ja pierwsza! Autorko, dziękuję ci, za wszystko tak w sumie! Za to, że nadal ciągniesz moje losy jak mega długi film który się nigdy nie kończy, ale…PRZESTAŃ MNIE WRESZCIE ROZŁĄCZAĆ Z SHUNEM, BO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE >.<
AU: Też cię kocham xD
A: ….No fakt ^O^
A&AU: *przytulają się*
S: ._.’’ *totalne zdezorientowanie* Em…To, ten tego…Najlepszego Autorko…
AU: Dziękuję *O* *rzuca się na Shuna i zaczyna go ściskać*
S: *poker face*
A: Ech…Mam zawołać wszystkich, tak jak w zeszłym roku, żeby przyszli ci złożyć życzenia? ^O^
AU&S&D: NIEEE! >///<
A: Ech…szkoda T.T
AU: Oni mi złożą życzenia później x.x
A: DAN! TY…TY…żyjesz! xD
D: To nie znaczy, że znowu możesz mnie zabić! O.O
A: Autorko-chan? Mooogę? ^ ^
D: Autorko-chan, przecież to mnie kochasz! NIE POZWÓL TEMU SZATANOWI MNIE ZABIĆ! Q^Q
S: …
AU:….. A róbcie co chcecie, ja sobie idę xD *wychodzi*
S:…………….
A: *pscho gap* Daaaaan! xD
D: RATUNKUUUU!

***

Dedykacja....Hmm....No nieee wieeeem xDDD
Może niech będzie dla Corn, Claire i Lou ^ ^
PS: Urodziny mam 24, ale musiałam dodać dzisiaj, to raz. A dwa, jest w dwóch częściach dzięki onetowi x.x



A teraz coś jeszcze..... Oneshot od Corn. Bardzo Ci za niego dziękuję :***

Tytuł: Opowieść o tym jak Akemi odwiedza inny wymiar opowiadaniowy.



Corn: <chodzi w kółko> Zabiję go kiedyś! No po prostu zastrzelę… NIE! Zamorduję, zakopię, odkopię ożywię, zamorduję to zombie, zakopię, odkopię, ożywię zombie, zasztyletuję, zakopię, odkopię, ożywię, obedrę ze skóry… Tylko znajdę! Niech ja tylko znajdę tego… tego… no już po prostu brakuje mi słów!

Shun: Corn… Emm…

C: <tik oka> CZEGO?!

S: Wszyscy czekają, aż się pojawisz.

C: NO I CO Z TEGO??! Wbij sobie do tego swojego ninjowego łba, że nie zaczniemy imprezy póki nie pojawi się…

Marucho: <wbiega do pokoju> Corn! Corn! Znalazłem sposób na to by ściągnąć Akemi!

C: O.o <zaciesz> Marucho kocham cię! Normalnie cię kocham! <dusi… to znaczy ściska naszego geniusza i zaczyna się kręcić>

M: Emm… Corn… moje śniadanie zaraz ujrzy światło dzienne!

C: Ups… Sorki, to przez tą radość <puszcza Marucho> No to co to za genialny sposób? <podejrzliwy gap>

M: MoT.

C, S: ?

M: Międzyopowiadaniowy Teleporter <face plam>

C, S: Aaa!

C: To trzeba było tak od razu! A tak właściwie… ten… tego… co to właściwie za ustrojstwo…?

M: Miedzyopowiadaniowy Teleporter to wielofunkcyjna maszyna, której głównym przeznaczeniem jest przenoszenie bohaterów jednego opowiadania do innego, a jest to możliwe dzięki konfiguracji…

C: Dobra, dobra! Rozumiem… chyba. Czyli dzięki temu czemuś uda nam się sprowadzić Aki, tak?

M: W skrócie, tak.

C: <pociera łapki> To chodźmy obejrzeć to Teleporto coś! A ty, Shun znajdź mi tego kretyna Dana, dobra?

S: <kiwa głową> Się robi <znika>

C: <rozmarzony wzrok> To mi się nigdy nie znudzi <ślinotok>

M: Corn! Chodź już! <łapie mnie… znaczy Corn za rękę i ciągnie do wyjścia>

<W LABORATORIUM MARUCHO>

C: I to coś ma ściągnąć do nas Aki? <patrzy na kapsel… no bynajmniej tak to wygląda O.o>

M: Nie.

C: NIEEEEEE!? <dyszy>

M: To ściągnie Akemi do twojego opowiadania…

C: Aha… ŻE CO?!

M: No… Akemi Ichiro pojawi się w twoim blogowym opowiadaniu…

C: Dobra, Corn, uspokój się… jesteś spokojna… psychiatra mówił, że masz nauczyć się panować nad emocjami i nie wyżywać się na ludziach/bohaterach bo inaczej znowu będą musieli cię ubrać w ten śmieszny kaftanik… pamiętaj nie możesz! Nie możesz, pamiętasz jakie w tym wariatkowie było okropne żarcie? I nawet nie dawali widelców i noży i w pokojach nie było klamek, a ściany były obłożone gąbką…

M: O.o… Corn… ja rozumiem, że ty…

C: Nigdy nie widziałaś ludzi z rozdwojeniem jaźni i nadmierną agresją? Jeśli nie to dam ci dobrą radę… tak na przyszłość… kiedy tacy ludzie mają atak lepiej uciekaj, a najlepiej kup sobie schron!

M: Dobra… zapamiętam na przyszłość! Ale teraz… to mam ściągnąć Akemi czy nie?

C: <w myślach: zabiję tego łoma, kretyna, głupka Dana> Dobra… rób co musisz <macha ręką>

M: <wyciąga kapsel> No to zaczynamy <kilka kapslem> No i już.

C: Co? Przecież nic się nie stało!

M: No tu może nic, ale w twojej opowieści… powiedzmy, że Scatty będzie miała nadprogramowego gościa.

C: Tylko, żeby ona jej nie zabiła na miejscu! <zaczyna sobie wyrywać włosy>

M: Rozumiem, że to kolejny atak <ucieka do schronu>

*           *            *

<PERSPEKTYWA AKEMI, KTÓRĄ AKEMI SAMA NAPISAŁA : PP>

Kręciłam się po zamku, bez żadnego większego celu. Vexosi układali jakieś mroczne plany, których woleli mi nie zdradzać. W sumie to mogłabym jakoś ich podsłuchać, albo coś…

Rzuciłam się biegiem przez korytarz, prosto to głównej sali gdzie się zamknęli. Byłam kilka metrów od drzwi, gdy przed nimi pojawiła się dwójka strażników.

- Stój! Zakaz wstępu! – powiedział jeden i wyciągnął przed siebie rękę. Phi, jakby to mogło mnie zatrzymać…

- Ja mam dostęp wszędzie, panowie – uśmiechnęłam się niewinnie i ruszyłam w ich stronę. – Możecie iść na przerwę, serio!

Nagle dostrzegłam w ich dłoniach paralizatory pod wysoooookim napięciem. Przełknęłam głośno ślinę.

- Eee…. To… Ten tego… Ja może… Emm…. ULOTNIĘ SIĘ! – wrzasnęłam po czym odwróciłam się i zaczęłam uciekać. Wbiegłam za najbliższy zakręt i nagle wpadłam… chyba w portal. Zaczęłam spadać.



*            *             *

<PERSPEKTYWA SCATTY>

Krążyłam po pokoju, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Znaczy się… wiedziałam co zrobić! Planowałam morderstwo. Już sobie wyobrażam błagającego o litość Kuso. Ten idiota… grr!

Dlaczego on zawsze musi coś spartolić!?

Dzisiaj na ten przykład kazałam mu zrobić pranie (powinnam była przewidzieć, że to dla niego za trudne). Oczywiście, najpierw zagroziłam mu biegiem przełajowym wokół ośrodka, więc biedaczyna… ten debil nie miał wyjścia. Rzecz jasna nie wspomniałam, że będzie robić pranie dla mnie i dziesięciu innych ludzi, po co mu niepotrzebnie niszczyć psychikę? Bo jak wiadomo nie od dzisiaj, ja z psychiką człowieka obchodzę się jak z jajkiem…

Ale wracając do tego prania, ten idiota piorąc nasze bojówki, koloru moro, wrzucił do pralki… no zgadnijcie… swoją czerwoną kurtkę. I oczywiście, nikt się nie pomyli jeżeli stwierdzi, że nasze spodnie nie nadawały się już do kamuflażu nawet w bardzo ciemnym lesie podczas bezksiężycowej nocy, w trakcie burzy bez piorunów, gdyż teraz są… różowe.

Rozumiecie?! Różowe! Co to ma być?

Muszę go znaleźć!

Z rozmysłem trzasnęłam drzwiami tak głośno, że chyba słyszeli mnie na drugim końcu ośrodka. Żwawym rokiem skierowałam się na tyły baraku. Kiedy wyszłam zza rogu coś… coś na mnie spadło.

Ale nie był to bynajmniej deszcz, bądź niespodzianka od przelatującego wysoko ptaka… tylko…

-Aaa!- to coś, a raczej ktoś krzyknął gdy na mnie wylądował- Ja się pytam kto zostawia na środku drogi portal!?

-Ekchem- chrząknęłam.

-Oo… ten… wybacz- ten ktoś wstał ze mnie i pomógł mi wstać. Tym kimś okazała się być czarnowłosa dziewczyna- A w ogóle jestem Akemi i… może wiesz przypadkiem, gdzie się znalazłam?

*            *             *

<W STUDIU>

C: Co dalej? Co dalej? <krąży po pokoju> Muszę ją jakoś stamtąd wydostać. Teraz pozostało jedynie wymyślić jakiś sposób, by… mam! <łapie kartki i długopis i zaczyna pisać..>

*            *            *

<PERSPEKTYWA SCATTY>

Nim zdążyłam odpowiedzieć nieznajomej znów coś na mnie spadło. I tym razem również był to człowiek, a dokładniej dziewczyna.

-Ale tu fajnie! Chociaż muszę przyznać, że w mojej głowie wygląda to inaczej… O! Aki!- dziewczyna odbiła się od ziemi, uwalniając mnie spod swojego ciężaru. Wstałam gwałtownie i przyjrzałam się drugiej nieznajomej. Miała bordowe włosy, duże zielone oczy i aktualnie podduszała Akemi w niedźwiedzim uścisku. Czarnowłosa natomiast wyglądała na lekko zdezorientowaną.

-Ykhym- chrząknęłam.

Chyba dopiero teraz zostałam zauważona przez zielonooką, gdyż jej twarz wyrażała bezgraniczne zdziwienie i ciekawość zarazem.

-Scatty!- teraz rzuciła się na mnie.

-Ty znasz tą wariatkę?- Akemi spojrzał na nas z lekkim rozbawieniem.

-Nie- odepchnęłam czerwonowłosą od siebie- I sądząc po twoim pytaniu ty również, więc może łaskawie wyjaśnisz nam kim jesteś- teraz zwróciłam się do zielonookiej- Bo chyba nie jesteś szpiegiem Vestalian, co?

-Znasz Vestalian?- czarnowłosa spojrzała na mnie rozszerzonymi oczami- To oni tu są?! A Veksosi?

Teraz to ja przeżyłam szok.

-Skąd o nich wiesz? Przecież to są ściśle tajne informacje!- warknęłam wyjmując jednocześnie sztylet i atakując czarnowłosą, ale ta zrobiła zgrabny unik- Jesteś szpiegiem, prawda?

W moich dłoniach zapłonął ogień… ale nie tylko w moich. W Akemi również.

-T-ty… pochodzisz z Domu Pyrrusa?

-Z jakiego domu? Ja pochodzę z Vestali.

-Vestali? Vestalia to nasz wróg! Ale… w Vestali nie rodzą się Obdarzeni! Nie możesz!- wyciągnęłam nóż z buta i rzuciłam nim w Akemi. Dziewczyna uchyliła się lekko, omijając ostrze- Twoje umiejętności walki podchodzą pod Dom Ventusa, ale posługujesz się Domeną Domu Pyrrusa. Kim ty u licha jesteś?- dobyłam sztyletu i ugięłam nogi szykując się do ataku.

-Stop!- naszą potyczkę przerwał krzyk czerwonowłosej- Jak wy się zachowujecie?! Gorzej niż podczas tej walki w Baku Akademii! Naprawdę! Ogarnijcie się!- jej oczy ciskały gromami- I weź tu przeteleportuj postać z jednego opowiadania do drugiego- mruknęła do siebie.

-Co? Jakiego opowiadania?- Akemi wyglądała na zbitą z tropu, ja z resztą też nie zrozumiałam o co chodzi dziewczynie.

-Kim jesteś?- spytałam.

-A no tak! Zapomniałam się przedstawić! Jestem Corn  i jakby to ująć, jestem w pewien sposób odpowiedzialna za to, że się tutaj znajdujemy- uśmiechnęła się niewinnie.

-Czekaj! Czy ty próbujesz mi wmówić, że to, że wpadłam to portalu, grzecznie uciekając przed strażnikami jest twoją winą?!

-No, w pewien sposób tak- kiedy odpowiedziała, wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie Akemi- Ale za nim zrobicie coś czego będziecie żałować, powiem wam, że to wszystko przez Dana Kuso. Gdyby nie on, ty Scatty dalej żyłabyś sobie tutaj spokojnie spędzając czas na dręczeniu swoich kadetów, Akemi byłaby nadal w swoim opowiadaniu i jak to ujęła „uciekała by grzecznie przed strażnikami”, prawdziwa Aki natomiast siedziała by u mnie w studiu na kolejnej dziwnej imprezie, a ja radośnie rzucałabym w Ace mydłem, także widzicie.

-Zaraz, zaraz. Prawdziwa Akemi? Przecież to ja jestem prawdziwa!

-Ech…- Corn uderzyła się otwartą dłonią w czoło- Nie wiem jak ci to powiedzieć, żeby nie siadła ci psychika, ale Aki ty jesteś tylko wytworem wyobraźni, podobnie z resztą jak Scatty.

-Co?!- obie spojrzałyśmy na siebie.

-Tak wiem pewnie wydaje się wam, że uciekłam z wariatkowa, ale nie. Odbębniłam tam swoje więc, jestem tu całkiem legalnie. Ale ja nie o tym… pojawiłam się tutaj ponieważ, nie mogę dopuścić, żebyście się pozabijały, bo jeszcze Akemi , ta prawdziwie pozwie mnie za zabójstwo swojej postaci, co jest o tyle niedorzeczne, że to ja jestem jej adwokatem, ale mniejsza… Nie macie się pozabijać, rozumiecie? A tak poza tym Aki, wszystkiego najlepszego- dziewczyna uśmiechnęła się szeroko- U mnie w studiu czeka na prawdziwą Ciebie impreza tyle, że ten idiota Kuso zapomniał Cię zaprosić i musiałam wymyśleć inny sposób…

-I to jest ten inny sposób?- sarknęłam- Genialny.

-Ej ty nigdy nie widziałaś imprezy w moim studiu, wiec nie gadaj takich bzdur. Powiedziałaś kiedyś ponad pięciuset osobom, że nici z tortu? Nie? No widzisz ja też nie i może właśnie dlatego jeszcze żyję. Ale tak czy owak… jestem żądna zemsty na Danie.

-Ja też- poparłam ją. No i co z tego, że prawie w ogóle jej nie znam, wydaje się tak samo nie cierpieć Kuso jak ja- A ty Akemi? Przyłączysz się?- spytałam, ale dziewczyna mnie zignorowała- Ej ty wiesz co jej się… Corn?- ale ona też mnie zignorowała- Co jest?- podążyłam za rozmarzonym wzrokiem obu dziewczyn… obie gapiły się na…- Kazami? Co wy się tak na niego gapicie? Hej!- zaczęłam machać im rękoma prze oczami.

Miałam wrażenie, że normalnie zaczną się ślinić, kiedy chłopak ściągnął przemoczoną od potu koszulkę i wznowił bieg po bieżni.

-Łał!- powiedziały obie i zaczęły podążać za nim wzrokiem.

-Matko- wywróciłam oczami i już chciałam zostawić je same, gdy zobaczyłam idącego drogą Dana- Dziewczyny, patrzcie- szturchnęłam je mocno, a one z lekka nieprzytomnym wzrokiem powędrowały w stronę Kuso.

-Kuso- widać, że Corn była nieźle wkurzona na tego idiotę.

-U mnie ma już gwarantowany bieg przełajowy, ale…

-Usmażę go- Akemi uśmiechnęła się złośliwie.

-Phi. Ja go zabiję- Corn odwzajemniła- Wystarczy kilka machnięć klawiaturą i pach…

-Ty go chcesz okładać klawiaturą?- Akemi popatrzyła na czerwonowłosą jak na najdziwniejsze zjawisko na świecie.

-Nieee… nie będę go okładać klawiaturą. Ja mogę sprawić, że zginie po jednym moim zdaniu- zielonooka wzruszyła ramionami.

-Nie, nie rób tego!- zaoponowałam- Kto wtedy.. będzie no wiesz, Danem? W sensie, na kim będzie się można wyżywać? Bo wy dwie to raczej nie będziecie chętne, żeby pognębić Kazamiego, co nie?

-W życiu!- obie spojrzały na mnie jak na kretynkę- Oszalałaś?!

Dobra, Scatach, powinnaś się wycofać. Powoli i z godnością.

-Kuso!- ze strony baraku dobiegł mnie wrzask Sayaki- Co to ma być?! Ja się pytam co to ma być?!

Pobiegłyśmy w tamtą stronę. Kiedy wyłoniłyśmy się zza rogu, naszym oczom ukazał się piękny widok. Moja przyjaciółka miała na sobie błękitne szorty i wściekle różowy top (wynik nieszczęsnego prania) a jej włosy sterczały na wszystkie strony i… czy one się dymią? Dopiero teraz zauważyłam, że w rękach trzyma suszarkę.

-Czy nikt ci kretynie nie mówił, że sprzętu elektrycznego, który jest włączony nie zostawia się pod prysznicem? A właściwie… TO CO TA SUSZARKA ROBIŁA POD PRYSZNICEM??!- miałam wrażenie, że ona go zaraz rozniesie, a potem jej wzrok skierował się w naszą stronę- O Scatty i… kim jesteście?

-To jest Corn i Akemi i mamy pewną sprawę do tej chodzącej katastrofy- powiedziałam wskazując na Kuso- I widzę, że chyba możemy liczyć na twoją pomoc.

-Oczywiście. Już ja mu urządzę jutro poranny trening. Nie będzie mógł przez tydzień wstać z łóżka…

Dziewczyna chciała coś jeszcze powiedzieć, ale nie wiadomo skąd przed nami pojawił się portal z którego wyleciał Marucho. Na wszelki wypadek odsunęłam się, by nie mieć powtórki z rozrywki.

-Marucho- Corn wyrwała do przodu- Co ty tu robisz?

-Znalazłem sposób na sprowadzenie prawdziwej Akemi- chłopak uśmiechnął się lekko.

-Jedno szczęście- nagle twarz zielonookiej rozluźniła się- No! To w takim razie moje drogie możecie czuć się zaproszone na imprezę!- spojrzała na Dana- I ty też Kuso.

-Jest!

Idiota.

Blondyn otworzył portal i cała nasza grupka weszła do niego.

*             *            *

<w reżyserce>

Aki: No gdzie oni są? Marucho mówił, że…

<Otwiera się portal i sześć osób wypada z niego, oczywiście na prawdziwą Akemi>

Aki: Auu!

Pozostali: Wybacz/ Sorka.

<ogarniają się>

Aki2, Scatty, Sayaka: *o* Wow.

Sc: Ale tu fajnie!

Sa: Muszę mieć kiedyś coś takiego!

Aki, Aki2: <patrzą na siebie> O.o

C: Umm… no to ten Akemi, poznaj Scatty, Sayakę i Akemi, czy coś >.<

Aki: Corn, przecież ja je znam…

C: No tak ale one chyba ciebie nie. Dobra ech… dajcie mi chwilę. Dan! Chodź za mną!

<Dan i Corn wychodzą>

Sa: Ona jest jakaś chora!

Sc: I to wszystko, żeby sprowadzić prawdziwą Akemi na imprezę... ech…

<wbiega jakaś dziewczyna>

Stylistka: <mruga kilkakrotnie> JAK WY WYGLĄDACIE! <łapie za nadgarstek Akemi i Scatty i ciągnie je do wyjścia>

Wszyscy w pomieszczeniu: O.o <też wychodzą>

Piętnaście minut później…

<do pokoju Stylistki wchodzi Corn>

C: Dobra, dziewczyny, Marucho, na imprezę czas! <wybiega z zacieszem, a pozostali za nią>

<W STUDIU>

Trzy… dwa… jeden…

<Corn, Akemi, Akemi2, Scatach i Sayaka pojawiają się z nikąd>

Wszyscy: NIESPODZIANKA! <leci konfetti, zaczyna grać muzyka?

Aki: <wyciera wyimaginowane łzy> Dziękuję ^ ^

Sc: Nie żartowałaś z tym, że AŻ tyle ludu się tu zebrało.

C: Wiesz, urodziny Aki są tylko raz w roku, chociaż mam nadzieję, że w tym studiu nie zostanie „stworzone” dodatkowe okno, tak jak w studiu numer jeden.

<do pomieszczenia wchodzi czterech mięśniaków niosących sześciopiętrowy tort>

Aki: <ślini się> Wow.

C: Taa… ale ten tort nie jest do jedzenia, bo nie wiem czy pamiętasz, ale nie możesz jeść zbyt wiele słodyczy. Jeśli nie to przypomnij sobie imieniny ^ ^ <podchodzi do tortu razem z Aki> To jest Twój prezent urodzinowy <dotyka tort, który się rozpada, a po środku stoi Shun z kokardą na głowie> Dostajesz własnego Shuna! ^ ^

Aki: <zaciesz> Jeeeeest! Zawsze o takim marzyłam <zaczyna go dźgać palcem>

C: Ale to nie wszystko! Nasze studio ufundowało dla Ciebie specjalny prezent <sięga do kieszeni> Długopis!

Aki: Nareszcie <wyrywa go mi… znaczy Corn> Mój własny długopis do dźgania!

C: I mam nawet coś na czym mogłabyś go wypróbować! <uśmiech szaleńca> Panie Zdzisiu!

<z sufitu na linie zostają spuszczeni dwaj Kuso>

C: Piniaty Kuso! Dwie w cenie jednej!

Aki: Dwa razy więcej niż na imieniny! Jeeeest! Coooorn *o* <przytula Corn>

C: Taaak!

<Aki zaczyna dźgać piniaty, a pozostali zaczynają tańczyć>

C: Do napisania ludziska!

Wszyscy: Pa! <machają>

*            *            *

W domu Corn…

C: <pisze> Uff… chyba nigdy nie napisałam czegoś dłuższego i dziwniejszego… J

Ale tak czy siak… cieszę się, że pomysł wypalił.

Nie pozostaje mi nic innego, jak na koniec, życzyć Ci kochana Akemi, wszystkiego najlepszego, dużo szczęścia, radości, żelek, trochę mniej czekolady, wspaniałych pomysłów i dalszej chęci do pisania ^ ^

Twoja Mydlana Wojowniczka 

Corn : **