Byłam już chora – to pewne.
Problem polegał na tym, że…nie wiedziałam, co to za choroba.
Nie miałam na nic siły, nawet na podniesienie się z łóżka.
Gdy Shadow wracał, to tylko on dawał radę mnie zwlec z łóżka, chociażby po to, żeby do reszty zszargać moje nerwy.
- Akemi…- Wyrocznia odezwała się w końcu. Ostatnio mało z nią rozmawiałam, ale to coś we mnie sprawiało, że nie miałam na to ochoty. – W porządku?
- Jasne – rzuciłam beznamiętnie, dalej gapiąc się w sufit.
- Wyglądasz tragicznie…
- Wszyscy mi to mówią, to nic nowego.
- Nie sądzisz, że powinnaś coś zrobić? – pokręciłam głową.- Ech…dlaczego ty nigdy nie słuchasz?
- Bo tak – odparłam krótko. Drzwi od pokoju otworzyły się. Westchnęłam i przekręciłam oczami.- Czego chcesz wysłanniku szatana?
- Też się cieszę, że cię widzę – Hydron prychnął.- Mogę wejść?
- Już to zrobiłeś.
- No tak…- blondyn podrapał się po głowie po czym usiadł obok mnie.- Słuchaj Akemi, bo ja…Tak pomyślałem…Mógłbym ci jakoś pomóc?
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Marny żart, serio – rzuciłam obojętnie.
- Tym razem pytałem serio…- spojrzałam mu w oczy, które teraz uważnie mi się przyglądały.
- Tak, bo ja ci uwierzę!
- Teraz naprawdę chcę ci pomóc…jesteś w fatalnym stanie i…
- Nie – urwałam go szybko.- Nie jestem w fatalnym stanie a tym bardziej nie chcę pomocy! Zwłaszcza od ciebie, więc jeżeli to wszystko to…
- Ja naprawdę nie jestem takim złym potworem, za którego mnie masz – tym razem to on mnie urwał a jego wzrok stał się nieco odległy.- Ja też wiem, co to cierpienie…
- Doprawdy? – zaśmiałam się.- A niby jak ty mogłeś cierpieć, hm? Byłeś księciem, miałeś wszystko czego sobie zażyczysz! Służba, fortuna, poddani…Jak ty mogłeś cierpieć?!
- Są dwie strony medalu. Może miałem fortunę, służbę i poddanych, ale…moja matka zmarła, gdy byłem mały. Nie pamiętam jej…A ojciec – zaśmiał się gorzko.- Szkoda gadać, dla niego jestem nic nie wart…Wiesz, choć może nie jesteś księżniczką i nie miałaś tego, co miałem ja, zazdroszczę ci. Ty wiesz, co to przyjaźń, nawet miłość…Ja tego nigdy nie zaznałem…I pewnie nie zaznam, ale chcę żebyś wiedziała, że…że jeśli jakoś będę mógł ci pomóc, to postaram się to zrobić.
Wstał i ruszył do wyjścia.
- To się nazywa krótka rozmowa – wypaliłam gdy drzwi się za nim zamknęły.
- Tylko tyle masz do powiedzenia?! – Wyrocznia zapytała zaskoczona.
- Oj, daj mi spokój co? – mruknęłam i zamknęłam oczy. Rozumiałam, co Hydon usiłował mi przekazać. W sumie, to nawet zrobiło mi się go żal…Choć z drugiej strony, być może lepiej by było, gdybym nigdy nie miała przyjaciół i gdybym nigdy nie poznała Shuna, wtedy nigdy bym nie cierpiała. Po prostu żyłabym z dnia na dzień, bez celu…bez sensu…
Westchnęłam i wstałam. Miałam już dość siedzenia w tym pokoju. W ogóle miałam dość tego zamku i tych wszystkich korytarzy, w których nieustannie się gubiłam. Momentami zdawało mi się, że to labirynt, w którym gubiłam się jak mała dziewczynka. Ale nie byłam już małą dziewczynką. Małe dziewczynki nie cierpią, nie rozumieją na czym polega życie, nie znają bólu ani gorzkiego smaku świata. Nie rozumieją, jak łatwo jest stracić wszystko i wszystkich, których się kocha…
Ale ja ostatnio dorosłam. Teraz to wszystko rozumiałam. Gdy pozostawiona sama sobie, smutek i żal przekształciły się w czystą obojętność, chłód…Może nawet i gniew.
Teraz nie byłam w stanie pojąc tylko, dlaczego Hydronowi zależało na tym, co kiedyś miałam? Czy to wszystko było tego warte? Teraz już nie wiedziałam. Może i Hydron był otoczony przez fałszywych ludzi, ale przez to nauczył się, jak się nie dać skrzywdzić temu światu i ludziom.
A ja?
A ja wpadłam w jedną z pułapek, tak dobrze i starannie ukrytych, że wyglądała jak zaproszenie do lepszego życia i świata.
Pofatygowałam się do sali z teleporterem. Akurat weszłam, gdy Hydron wstukiwał współrzędne. Podniósł na mnie wzrok.
- Nie chce twojej pomocy – oświadczyłam już na samym początku.- To ty jej potrzebujesz. Jeżeli chcesz być równie głupi jak ja, żeby wierzyć w przyjaźń, to zrób to, ale zaufaj mi, że nic niesamowitego cię nie ominęło.
- Nie wierzę ci – odparł spokojnie.- Sama w to nie wierzysz. Nie okłamiesz mnie, Akemi.
- Nie chcę cię okłamywać, po prostu wiem, że…
- Gdybyś w to nie wierzyła, nigdy byś nie ryzykowała życia, dla przyjaciół – blondyn uciął mnie stanowczym głosem.- Nie ratowałabyś ruchu oporu, nie osłaniałabyś ich, ryzykując życie ‘’rodzeństwa’’. A jednak wszystko co robiłaś, było dla nich… Wiesz, chcę cię przeprosić. Za to, że cię wtedy pocałowałem. Wtedy zrozumiałem, że musisz być dobra. A wiesz, dlaczego?
-N-nie – odpowiedziałam niepewnie.
- Bo mnie odepchnęłaś. Nie uległaś czarującemu księciu, który mógł władać całą Vestalią i Nową Vestroią, nie chciałaś być moją królową. Twoje teoretycznie mniejsze ambicje pomocy przyjaciołom były ważniejsze, silniejsze. Wołałaś wywalczyć swoją drogę, zamiast pójść tą łatwiejszą. Źli ludzie tak nie robią.
- Nie znasz mnie – warknęłam, ale mój głos wcale nie brzmiał zdecydowanie. – Nic o mnie nie wiesz!
- Sparzyłaś się. Po raz pierwszy ogień, kiedyś twoją siłą, sparzył cię a teraz stał się twoją słabością – blondyn wszedł na platformę. – Ale jak znam ciebie, a uwierz, po twoich wyborach i zachowaniu znam cię już trochę, znowu podejdziesz do ognia, gdy rana się zabliźni.
- Nie – syknęłam, czując, że łzy zbierają mi się w oczach.- Zaufanie jest jak lustro. Możesz je posklejać, ale już zawsze będziesz widzieć na nim rysę.
Wcisnęłam zielony guzik a książe zniknął. Westchnęłam i wierzchem dłoni otarłam łzy.
- Dość – mruknęłam cicho i ruszyłam do wyjścia.- Nie chcę płakać. Już…już dość…
***
- Heeej, budź się królewno! – dobiegł mnie szyderczy śmiech Shadowa. Podniosłam leniwie powieki, aby spojrzeć na zadowolonego białowłosego.- Ucięłas sobie drzemkę na korytarzu? Mądre!
- C-co? – mruknęłam nieprzytomnie, rozglądając się. Rzeczywiście, siedziałam oparta o ścianę korytarza. Przecież jestem pewna, że położyłam się spać w swoim pokoju…No chyba, że to mi się tylko śniło…- A…
- B! – chłopak wybuchnął psychopatycznym śmiechem po czym wyciągnął do mnie rękę, jakby chciał mi pomóc wstać. Popatrzyłam podejrzliwie na jego wyciągniętą dłoń.
- Obśliniłeś ją, czy coś? – zapytałam, podnosząc brwi do góry.
-Phi! Raz chcę ci pomóc wstać a ty od razu mnie podejrzewasz o jakieś dziwne i nieprzyzwoite rzeczy!
- Ty w ogóle wiesz, co to znaczy? – mruknęłam, łapiąc jego rękę. Wtedy białowłosy szarpnął mnie do góry z taką siłą, że od razu poleciałam na przeciwległą ścianę, boleśnie w nią uderzając. Złapałam się za obolały nos a Shadow zaczął się śmiać jak opętany.- Aua…To bolałooo!
- Bo miało – wyszczerzył się do mnie.- Mamy energię Aquosa! Nie cieszysz się?!
- Jak mi prawie nos połamałeś, to ciężko jest się cieszyć z czegokolwiek! – jęknęłam po czym zaczęłam lamentować o obolał nos. Jednak gdzieś poza tym bólem, zaczęłam się martwic. Wojownicy stracili już 3 domeny…Teraz został im tylko Dan, Ace i Shun.
Spojrzałam za okno, za którym widziałam tylko jakąś pustą przestrzeń, odrywając się od rzeczywistości i Shadowa, który odstawiał swój taniec zwycięstwa.
Mam jednak nadzieję, że wam się uda… Przyjaciele…
***
- Volt? Dokąd idziesz? – zapytałam i szybko dogoniłam wojownika Haosu. Chłopak zawahał się.
- Em…ja…Cóż, powiem ci to wprost. Idę po energię Ventusa – odparł, patrząc na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Och – spuściłam głowę.- Rozumiem.
- Przykro mi – mruknął po czym zaczął wstukiwać współrzędne.
W jednej chwili podjęłam decyzję.
- Volt? Dlaczego to robisz? – zapytała, siląc się, aby mój głos nie zadrżał. Czerwonowłosy spojrzał na mnie pytająco.- Dlaczego jesteś jednym z vexosów? Przecież jesteś dobry! Nie jesteś taki, jak reszta! Jesteś dobry, troskliwy, rozsądny…
- Jestem tu z takiego samego powodu, jak ty – Volt odpowiedział spokojnie, choć czułam, że moje pytanie go zdziwiło.- Też jakoś nie wyglądasz mi na bezlitosną dziewczynę, pragnącą władać nad światem albo zabijać. Jesteś dobra. Tyle, że różnica między nami jest taka, że ty jesteś jeszcze bardzo odważna. Dlatego ty się stąd jakoś, kiedyś, wydostaniesz a ja jestem już skazany, na zostanie vexosom.
Zwiesiłam głowę.
- Ja nie mam szansy się stąd wyrwać – szepnęłam.- Nie ucieknę przed samą sobą, nie ucieknę przed rzeczywistością, która mnie wykańcza, Volt – podniosłam na niego wzrok.- Może mam więcej odwagi, ale za to nie mam nawet za grosz rozsądku, dlatego nadal będę podejmować złe edycję, które tylko mnie coraz bardziej pogrążą. Już nie mam siły.
Jedna łza, której nie udało mi się zatrzymać, spłynęła mi po policzku. Chłopak położył dłonie na moich małych i kruchych ramionach.
- Jesteś delikatna. Choć silna…- stwierdził, patrząc mi w oczy.- Jeżeli któregoś z nas nie powinno tu być, to tylko ciebie.
- Nie – pokręciłam głową.- Ja nie mam już nikogo…
- Masz…Masz mnie – odrzekł spokojnie po czym przyciągnął mnie do siebie i delikatnie pocałował.
Zdziwiło mnie to, przyznaję. Nie objęłam go, nie oddałam pocałunku. Lekko odepchnęłam go od siebie, patrząc na niego zdziwionym wzrokiem.
Zalała mnie fala uczuć i tęsknoto. Uczuć i tęsknoty, za Shunem.
- Przepraszam – rzuciłam, jak gdybym właśnie nadepnęła mu na stopę podczas tańca, a nie jakby nagle bez powodu mnie pocałował.- Wybacz, ale…Ale ja i moje serce nadal należą tylko i wyłącznie do Shuna…
- Nie przepraszam – odparł spokojnie po czym udał się na platformę.- Musiałem to sprawdzić.
- Co? – zmarszczyłam brwi. Chłopak uśmiechnął się do mnie i skinął głową w stronę guzika.- Co masz na myśli?
- Potem ci wytłumaczę – powiedział spokojnie.- Teraz wybacz, ale nie powinno mnie tu już być.
Pokiwałam głową i wcisnęłam przycisk teleportacji. Volt zniknął w sekundzie a ja zostałam sama, ze swoimi wspomnieniami.
Wyszłam z sali, jakby nic się nie stało.
Bo tak w sumie, to się nie stało.
Ruszyłam korytarzem, w głowie przywołując swoje wspomnienia związane z Shunem.
Pamiętałam każde jego słowo, każde spojrzenie, nasze treningi, spacery, każdy dotyk i pocałunek. Tęskniłam, za jego silnymi ramionami, w których czułam się taka bezpieczna, mała i drobna. Chociaż, przy Shunie naprawdę taka byłam. Gdy przykładałam swoją dłoń do jego, jego była większa. Przy nim wyglądałam jak bezbronna dziewczynka, porcelanowa lalka. A jednak tęskniłam za nim, za jego tajemniczym spojrzeniem i uśmiechami, którymi starała się mi przekazać więcej, niż mógł powiedzieć. Gdy byłam z nim, cisza wcale mi nie przeszkadzała i choć czarnowłosy najczęściej milczał, czułam, że nie jestem mu obojętna. Przekazywał mi to w każdym spojrzeniu, jakby nie umiał ubrać tego co czuje w słowa a potem je wypowiedzieć. Nie powiem, czasami chciałam, żeby powiedział to na głos, ale to też mi wystarczało.
Volt jakby tchnął we mnie z powrotem życie. Jednak nie byłam do końca przekonana, czy to znowu tak dobrze. Znowu tęskniłam, znowu…czułam.
- Tak, ojcze? Chciałeś porozmawiać? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Hydrona. Zatrzymałam się i rozejrzałam. Głos dochodził zza jednych z lekko niedomkniętych drzwi. Ech, Hydron i ta jego dokładność, nawet drzwi nie umie zamknąć. Cóż, dla mnie to lepiej. Posłuchamy sobie radia Zenehold-I-Jego-Mroczne-Plany!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz