niedziela, 19 sierpnia 2012

Oneshot z drugiej serii - Tylko ja mogłam popychać innych na kolumny! Pozwę go za prawa autorskie!

Nie, tym razem to nie jest oneshot ani urodzinowy, ani imieninowy, ani żaden inny! Po prostu : Natchnęło mnie na niego!
Jest to rozdział z serii Najeźdźców z Gundalii, pisany z punktu widzenia Ven.
Miłego czytania :P

***

Wskoczyłam na podwyższenie, żeby patrzeć na Młodych Wojowników z góry.
-Co powiesz na pojedynek Ventusów Kazami?- zapytałam z drwiącym uśmiechem.
-Za kogo ty się masz?! - Kuso wrzasnął zirytowany na co ja zachichotałam. Był jedynym graczem Pyrusa w jego drużynie i do tego beznadziejnym. U Gundalian to Gill był mistrzem Pyrusa. Choć pewnie chodziło raczej o jego bakugana a nie umiejętności. To samo było z Kuso. Dzięki Drago stał się uważany za najlepszego gracza, choć według mnie umiejętności Drago wcale nie były takie imponujące. Zmierzyłam wzrokiem innych. Sheen stała na końcu z wysoce inteligentną miną małego dziecka które nie wie co się dzieje. Gotowało się we mnie na jej widok. Nienawidziłam jej z całego serca. Wielka księżniczka która przegrywa każdą walkę. Aranaut był wspaniałym bakuganem, ale u jej boku nie miał szans pokazać swojej potęgi. Marukura. Niski blondyn o piskliwym głosiku i IQ Einsteina! Rozpieszczony syn milionera. Akwimos nie był jakimś niezwykłym bakuganem. Znając życie Marukura jakoś oszukiwał. Obok niego stał ten cały Jake który wielbił Kuso. Też mi wielki uczeń! Grać nie umie! A Coredem? Jego zaletami są siła i wytrzymałość, ale przy umiejętnościach Jake'a to mu nic nie dawało. Kuso. Ten wyniosły i pewny siebie idiota. Jego poziom inteligencji mnie dobijał. Nie powiem o nim już nic nowego. Popatrzyłam na chwilę na miejsce pomiędzy Kuso a Kazamim, które już na zawsze miało pozostać puste. Potem przeniosłam wzrok na Kazamiego. Na tego gbura dla którego życie było najwidoczniej torturą. Nie wyglądał najlepiej, ale mnie to bawiło. Zaczęłam się zastanawiać, czy po utracie ukochanej cierpiał. Z tego co ja słyszałam, to kochał ją, ale razem nie byli. Jeżeli cierpiał, to jak najbardziej mnie to cieszyło. Chociaż, jak on mógłby cierpieć? On nie ma uczuć. Więc wątpię także, że ją w ogóle kochał. Nienawidziłam go mniej niż tej Sheen, ale to nic nie zmieniało. Byli siebie warci.
-Za twój najgorszy koszmar - rzuciłam ostro.
-Więc chodź tu i stań do walki!- Kuso ryknął wściekle. Moja sama obecność, docinki i dystans go drażniły. Jego rozdrażnienie dawało mi satysfakcję. Satysfakcja natomiast motywowała do kontynuacji czynności.
-Nie zasługujesz, żebym sobie brudziła ręce, ale może gdy cię zrównam z ziemią to się uspokoisz.
-Boisz się walczyć!
-Spokojnie, Dan, uspokój się! Ona jest pod wpływem hipnozy!- Marukura próbował uspokoić Kuso. Prychnęłam z pogardą.
-Nie jestem pod wpływem hipnozy. Kazarina mnie nie zahipnotyzowała, bo nie musiała. Sama podjęłam tą decyzję.
-Nie wiem co ci powiedzieli, ale to Gundalia napadła na Neathię!- Sheen włączyła się do rozmowy.
-Pytał cię ktoś?! Doskonale o tym wiem! I mam nadzieję, że ta twoja Neathia zostanie doszczętnie zniszczona!- wycedziłam przez zęby. - Zamierzam osobiście się was pozbyć! Po kolei, albo naraz!
Kuso już otwierał usta, gdy nagle wszyscy zaczęli znikać. Obok mnie wylądował Akira. Wojownicy w sekundzie zniknęli.
- Gdzie oni zniknęli?!- zawołałam oburzona.
-Nie krzycz, stoję obok.- Akira uśmiechnął się złośliwie. - Ren zablokował im dostęp do baku przestrzeni.
-Idiota...- mruknęłam.- A ja już miałam stanąć do walki! Co cię tak bawi?!
-Fakt, że uznajesz się za mistrzynię Ventusa choć ani raz w życiu nie stoczyłaś bitwy - blondyn zachichotał. Wbiłam w niego mordercze spojrzenie, którego i tak nie widział ze względu na maskę.
-Po pierwsze, ja i Artemida się świetnie rozumiemy. Po drugie, mój sensei przekazał mi całą wiedzę jak grać w Bakugan. A ze względu, że był mistrzem, nie mam się czego obawiać - Akira wzruszył ramionami, dalej się uśmiechając. Artemida dyskretnie wskoczyła mi na ramie. Było mi jej trochę żal. Jej uczucia do Hawktora mnie nie obchodziły a jako mój strażniczy bakugan musiała walczyć po mojej stronie. - Artemido, przenieś nas do pałacu Barodiusa.
Bakugan skinął głową, zamknął się w kulkę i za chwilę stałam w sali tronowej. Była ogromna i ciemna. Mnóstwo kolumn. Ale co najważniejsze, była pusta. Barodius pewnie gdzieś poszedł.
- Jak myślisz, gdzie jest cesarz?- Akira zapytał cicho.
- Może poszedł do toalety - wzruszyłam ramionami. Jak już pewnie zauważyliście, nie  używam takich słów jak 'Pani', 'Panie' czy 'Cesarzu'.  Nikt mnie nie mógł do tego zmusić. Miałam swoje zdanie i nikt nie mógł go zmienić.
-To co będziemy robić?
-MY? Wymyśl sobie jakieś zajęcie!- rzuciłam oschle po czym wybuchłam śmiechem.
- A ty?- blondyn zapytał zirytowany, nie rozumiejąc z czego się śmieję.
-A ja? A ja zostanę królową Gundali!- wskoczyłam na tron Barodiusa i uśmiechnęłam się szaleńczo.
-No co ty?!- Akira spojrzał na mnie z zaskoczeniem i głupawym uśmiechem.- Zamierzasz się oświadczyć cesarzowi?!
-Ale ty jesteś durny...Czemu ja się z tobą w ogóle zadaje?- mruknęłam i pokręciłam głową. Chłopak szybko do mnie podszedł.
-Bo nie możesz mi się oprzeć...- mruknął cicho, a jego głos przybrał uwodzicielski ton. Parsknęłam kolejną salwą śmiechem.
- Chyba pomyliły ci się nieco miejsca, mój drogi!
Chłopak wbił we mnie zirytowany wzrok po czym wzruszył ramionami i cofnął się. Minęło może z piętnaście minut. Stałam na tronie i wygłaszałam przemowę o swojej wspaniałości i co bym zmieniła jako królowa.
-A ja? A ja co dostanę?- błękitnooki zapytał znudzony.
- Coś czym się zakrztusisz- zachichotałam i uśmiechnęłam się złośliwie. Chłopak starał się opanować.- Czego się spodziewałeś? Buzi buzi?
Wybuchłam śmiechem a Akira zerwał się na nogi.
-Idę sprawdzić jak rekrutacja ludzi!- warknął.
-Idź ukochany, idź! -zachichotałam, niezrażona jego tonem.
-Nie idziesz?
-Nie. Mi tu dobrze.- rozsiadłam się na tronie.
-Jak chcesz.
Blondyn się teleportował a ja przekręciłam oczami i westchnęłam. Teraz, gdy usiadłam poczułam zmęczenie. Nienawidziłam spać i spałam tylko wtedy gdy już padałam z wyczerpania. Starałam się jeszcze nie poddać, ale nie dałam rady. Zamknęłam oczy i znowu zaczęły mi się śnić koszmary.

***

Usłyszałam głośne kroki i kilka głosów. Były już przy drzwiach, nie miałam szans nawet się zerwać na nogi. Wolałam nie wiedzieć co się teraz ze mną stanie. Chociaż, Barodius nawet mnie lubił. Tak jak i Gill, Stoica i Airzel. Kazariny nie znosiłam, choć czasem jej pomysły mi się podobały. Była równie podła jak ja. Nurzak mnie nie lubił, ale nie oczekiwałam jego sympatii. Nie ufał mi. Najbardziej lubiłam Stoice i Airzela. Ze Stoicą mogłam się nieźle uśmiać a Airzela lubiłam ogólnie. Miał w sobie coś, co miało nam pozwolić przetrwać nasze treningi bez szwanku na umyśle. Miał mnie szkolić w grze. Nie potrzebowałam żadnej następnej nauki, ale dobrze było znać jego ruchy. A Gill i Barodius? Czasem dziwnie się na mnie patrzyli. Jak dziecko na cukierka. No cóż, mam nadzieję, że oni nie jedzą ludzi... Mam ogromną nadzieję! Airzel uchylił lekko drzwi, i coś mówił. Był chyba w połowie zdania. Pierwsze co dostrzegł to oczywiście mnie na tronie cesarza. Szybko zatrzasnął drzwi a ja zeskoczyłam z tronu i pobiegłam się schować za największą kolumnę w sali. Wytężyłam słuch.
-Nie, cesarzu, to zły pomysł! - dobiegł mnie głos Airzela i musiałam zatkać dłonią usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Na pewno by mnie usłyszeli już  na korytarzu. - Ja wiem co mówię! Tam...Tam coś jest!
Drzwi otworzyły się na oścież. Gill popchnął Airzela który wpadł na inną kolumnę i upadł na ziemię. Skrzywił się z bólu a we mnie się zagotowało. Tylko ja mogłam popychać innych na kolumny! Pozwę go za prawa autorskie! Co z tego, że to mój przyszły mistrz którego nawet lubię?! To nic w porównaniu z kradzieżą praw autorskich!
-Złaź z drogi!- Gill syknął groźnie i zmierzył Airzela pogardliwym wzrokiem.
-No i co tu jest? Kurz?!- Stoica zaczął się śmiać bez opanowania. Pokręciłam głową z uśmiechem i zdecydowałam się przeteleportować do baku przestrzeni.

***

Szłam szybko korytarzem.
-Co tak wcześnie?- dobiegł mnie głos Akiry.
-Nie uwierzysz co się stało...- zaczęłam mówić i uśmiechnęłam się drwiąco.- Po tym jak mnie zostawiłeś samą i sobie poszedłeś, Airzel uratował mi życie.
Twarz blondyna zrobiła się czerwona i spojrzał na mnie wzrokiem w którym było i niedowierzanie i irytacja.Uśmiechnęłam się szerzej. Trafiłam w słaby punkt. Akira chciał być moim księciem na białym koniu. Problem polegał na tym, że ja nie chciałam księcia na białym koniu, ani żadnego innego chłopaka.  Nie potrzebowałam nikogo innego. Artemida mi w zupełności wystarczyła jako towarzystwo.
-A-ale...JAK TO?!
-Normalnie, ty mnie zostawiłeś.- wzruszyłam ramionami. Chłopak wbił we mnie wściekłe spojrzenie.
- Ren zablokował wejście wojownikom do akademii, zamierzasz coś z tym zrobić?
-Może tak, a może nie - syknęłam i udałam się do swojego ''pokoju''. Był to pusty pokój, z szarymi ścianami, bez okien, w którym ukryłam komputer. Szybko wpisałam jakże skomplikowane hasło 'Kretyni'  i podłączyłam się pod główny komputer Rena. Widziałam jak Sheen walczyła z Leną i Zenet. Zacisnęłam pięści.
-Nienawidzę jej...Nienawidzę jej! - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Bo? Twoja nienawiść jest nieuzasadniona...- w monitorze dostrzegłam odbicie Akiry. Stał oparty o futrynę i przyglądał mi się.
-Jest uzasadniona! - warknęłam i poczułam okropny ból. Paznokcie wbiły mi się boleśnie w skórę. Nic sobie z tego nie robiłam.
-Oj Ven...Nienawidzisz jej, bo wygrała z twoją siostrą?- zapytał lekceważąco.
-Ta przegrana wiele ją kosztowała!- ryknęłam i zerwałam się na nogi. Oczy Akiry rozszerzyły się w zaskoczeniu. - Ale ty nie zrozumiesz! Zajmij się czymś zamiast mnie denerwować!
-Miałaś coś z tym zrobić.- blondyn spojrzał na monitor.
-Wynoś się.- syknęłam a chłopak przekręcił oczami i wyszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz