niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział 48 - Uwolnione moce, część pierwsza

Reszta dnia była inna, a za razem normalna. Czułam się jakoś...inaczej.
Byłam spokojna, zrelaksowana, czułam się po raz pierwszy całkowicie wolna. I szczęśliwa. Byłam na zewnątrz zdjąć pranie. Gdy weszłam do środka zastałam Dan'a i Marucho leżących na kanapie bez koszulek. Według mnie aż tak gorąco nie było, ale kto zrozumie chłopców?
 Odłożyłam pranie i przeszłam przez salon do kuchni.
- Akemi? Wszystko w porządku?- dobiegł mnie głos Marucho. Znalazłam się przy nim w tak szybkim tempie, że sama nawet nie wiedziałam, kiedy przebiegłam ten odcinek. Miałam tak od jakichś dwóch godzin. Wszystko robiłam szybciej, zwinniej, lepiej...
- Nawet lepiej niż zazwyczaj!- uśmiechnęłam się.- Czemu pytasz?
- Jest okropnie gorąco...
- Nie tylko ja gram Pyrusem w tym domu - zauważyłam
- Ale to nie ja!- Dan wtrącił się do naszej rozmowy.
-Ja też nie. Idę do Shuna! - rzuciłam i zanim szatyn otworzył usta, ja już byłam prawie w połowie drogi. Taka prędkość nadawała biegowi sens! Ha, nie mogę się doczekać miny Shuna, gdy go prześcignę ten jeden raz w życiu!
Dotarłam do jego domu w tak szybkim tempie, że zaczęłam żałować, że Shun nie mieszka gdzieś dalej. Po raz pierwszy byłam przed czasem. Shun medytował. Pewnie zazwyczaj bym go jakoś wkurzyła, on rzuciłby mi zdenerwowane spojrzenie a potem sponiewierał mnie w czasie treningu. Ale tym razem go nie wkurzyłam. Usiadłam naprzeciwko, bardzo blisko. Tak blisko, że nasze kolana się prawie stykały. Nie zaczęłam medytować, to była jedyna czynność do której nie mogłam się przekonać. Wpatrywałam się w chłopaka. Wiatr bawił się jego włosami a na twarzy malował się brak emocji. Chyba to mnie zawsze tak przyciągało - ta jego tajemniczość, brak emocji, spokój. Czarnowłosy otworzył oczy i nasze spojrzenia się spotkały. Nie mogłam się napatrzyć w te jego miodowe oczy. Mogłabym się w nie wpatrywać bez przerwy, całkowicie w nich zatracić. A podobno oczy odzwierciedlają  duszę. Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie próbowałam Shuna zrozumieć. Chyba nie tylko jego. Zawsze wymagałam, żeby wszyscy rozumieli mnie. Młody ninja był dla mnie kimś ważnym, był niezwykłym przyjacielem. Nie rozmawiałam z nim tak wiele jak z Marucho czy Runo, nie kłóciłam i drażniłam tak jak z Dan'em lub Ace'm. Nie potrzebowaliśmy słów, wystarczyło jedno spojrzenie.
-Coś się stało?- zapytał po chwili.
-Nie. Przyszłam wcześniej - uśmiechnęłam się lekko.
-Pokłóciłaś się z Dan'em? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Nie. Czy jest coś złego w tym, że po prostu przyszłam wcześniej?
-Nie -skinął głową ze zrozumieniem.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy aż  w końcu przyszedł pan Kazami i rozpoczął trening. Na rozgrzewkę, jak zwykle, był wyścig. 

***

-Znowu! Nie mogę  w to uwierzyć!- Shun ponownie mnie przegonił. Powinnam się była tego spodziewać. Powietrze zawsze będzie szybsze od ognia.
-Jesteś dziś w formie - Skwitował czarnowłosy, opierając ręce na kolanach.-Musiałem się wreszcie postarać.
- Dzięki! - rzuciłam zirytowana.
Pan Kazami zaczął coś do nas mówić. Ja się wyłączyłam. Pokiwałam tylko głową gdy spojrzał na mnie wyczekująco. Nawet nie wiedziałam, na co się właśnie zgodziłam. Dziadek Shuna zaczął odchodzić. Oparłam rękę na stoliku obok i usłyszałam głośne 'klik'. Spojrzałam zaskoczona na swoją dłoń którą opierałam o jakiś guzik. Następnie skierowałam wzrok na dziadka Shuna. W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakiś nieudany taniec zwycięstwa. Dopiero po chwili zrozumiałam, że on robił uniki. Spojrzałam skołowana na załamanego Shuna.
-Dziadek przygotował nam tor przeszkód...- czarnowłosy westchnął.
-Aha...Niech się mistrz nic nie martwi, ja to zaraz naprawię!- krzyknęłam do swojego mistrza i spojrzałam na inne guziki.
-Nie, ja to zrobię! - Shun szybko mnie odsunął od guzików i zaczął je wciskać. Nie szło mu najlepiej, uruchamiał tylko kolejne pułapki i przeszkody. Nie lubiłam stać z boku, gdy omijała mnie taka zabawa, ale nie przerwałam czarnowłosemu.
Może mi się tylko zdaję, ale moim zdaniem Shun się lekko uśmiechnął gdy jego dziadek krzyczał, że jeżeli tego natychmiast nie wyłączy to go zabije.
- Och, daj mi to! - w końcu nie wytrzymałam i odepchnęłam Shuna. Wcisnęłam przypadkowy guzik. Alleluja! Zadziałało! Uśmiechnęłam się triumfalnie a mój mistrz odetchnął.
- Dziękuję, Akemi...-rzucił zmęczony.- To już nie te lata.
- Zawsze do usług!- uśmiechnęłam się promiennie i rozłożyłam ręce w geście 'Ta dam!'. Nie przewidziałam jednego : Że zaczepię o jakąś dźwignię i ją pociągnę w dół, uruchamiając kolejną pułapkę. Nie zdążyłam nawet otworzyć ust, gdy ciężka kłoda, obwiązana sznurami, z ogromną siłą uderzyła pana Kazamiego, który odleciał spory kawałek i uderzył o drzewo. Zakryłam usta dłonią.- Oj...
Rzuciliśmy się w stronę dziadka Shuna biegiem.
- Dziadku! Dziadku, nic ci nie jest?!- Shum pomógł mistrzowi wstać.
- Mistrzu, błagam cię, wybacz mi!- rzuciłam błagalnie w jego stronę.
- Piękne gwiazdki! - starzec uśmiechnął się głupawo a ja ponownie zakryłam usta dłonią gdy zauważyłam, że brakuje mu jednego zęba. Boże, on mnie przecież jutro zabije! Albo nawet dzisiaj!- Ja chyba muszę odpocząć...T-trenujcie sami...
Zamrugaliśmy kilka razy a pan Kazami udał się do środka. Mamy sami trenować? To może być ciekawe.
- No to...Co robimy?- zapytałam po chwili. Z jakiegoś niewiadomego mi powodu bardzo się cieszyłam, że pobędę z Shunem sama.
- Może przetestujemy ten tor przeszkód?- zasugerował a ja popatrzyłam na niego przerażona.- Ale nie tak jak mój dziadek!
-W takim razie zgoda - przytaknęłam i  Shun wszystko ustawił. Widać bardzo dobrze obsłuchiwał ten mechanizm... W czasie gdy robiłam uniki, zdecydowałam się go o coś zapytać.- Ej, Shun? Czy mi się zdaje czy ty specjalnie wciskałeś te guziki w takiej kolejności?
Chłopak uśmiechnął się tajemniczo.
-Spostrzegawcza jesteś.
Parsknęłam śmiechem i kontynuowałam uniki. Gdy udało nam się pokonać tor przeszkód z kilkoma zadrapaniami, zaczęliśmy trening z bronią.  To była zawsze moja ulubiona część treningu. Jednak dziś trenowałam ostrzej niż zazwyczaj, zmuszając czarnowłosego do tego samego. Najwidoczniej nie miał nic przeciwko.
 Pod sam koniec wytrąciłam ku katanę z rąk. Na chwilę zamarliśmy a potem...Shun zaklaskał. Po raz pierwszy od tych dwóch miesięcy, udało mi się wytrącić mu katanę z rąk! Z tej radości podbiegłam i przytuliłam się do niego. Lubiłam jego spokojny oddech, bicie serca które według mnie nieco przyśpieszyło. Nie zareagował, nie objął mnie, ale wcale się tego nie spodziewałam. Ostatnio był dla mnie wyjątkowo zimny i nie miły. Ale był moim przyjacielem, więc za każdym razem mu wybaczałam mimo, iż o to nie prosił. Każdy ma gorsze chwile a przyjaciele są po to, żeby je przetrwać. Dlatego się nigdy od niego nie odsunęłam, gdy jego słowa raniły. A było to częste. Przywykłam do jego chłodu i spokoju które mi się udzieliły. Byłam bardziej opanowana i cicha choć moja impulsywność dalej się objawiała a poczucie humoru wcale nie znikło. Puściłam czarnowłosego i uśmiechnęłam się lekko. Chwilę popatrzył mi w oczy, wbijając wzrok w małe iskierki, a potem uśmiechnął się słabo.
- Co powiesz na walkę wręcz w lesie?- zapytał po chwili.
- I po co ty się jeszcze pytasz?!- uśmiechnęłam się szerzej i biegiem ruszyliśmy w stronę lasu, gdzie potem kontynuowaliśmy trening. Szczerze mówiąc to nigdy nie czerpałam takiej przyjemności z treningu jak dziś. Shun chyba też, bo dostrzegłam na jego twarzy  słaby uśmiech. Gdy zaczęło się powoli ściemniać  ruszyliśmy powolnym krokiem w kierunku domu. Usiłowałam dojrzeć zachodzące słońce, ale cały czas drzewa je przysłaniały. Shun obserwował mój wysiłek i pokręcił głową.
- Co? - spytałam zdziwiona.
- Trzeba było powiedzieć, że chcesz zobaczyć zachód słońca - rzucił oschle. Ach, te jego zmiany nastroju...
- A co by to zmieniło? Jestem już zmęczona, to był naprawdę ciężki trening.
- Był...I chyba zasłużyłaś na nagrodę za tą katanę...- spojrzałam na niego zaskoczona. Nagroda? Niesamowite, czekają mnie dzisiaj jeszcze jakieś niespodzianki? Wyciągnął do mnie dłoń. Wyraz jego twarzy się nie zmienił. Przez sekundę się zawahałam, ale potem uświadomiłam sobie, że mu ufam. Złapałam dłoń. Potem wyciągnął drugą i tą także ujęłam. Byłam bardzo ciekawa co też mój przyjaciel wymyślił. Zamknął oczy a ja spojrzałam na nasze dłonie. Moje serce szybciej zabiło, więc szybko odwróciłam wzrok.
 Nagle Shun otworzył oczy a ja poczułam, że się unoszę w powietrzu. Popatrzyłam zaskoczona na czarnowłosego który wbił we mnie wzrok. Unosiliśmy się coraz wyżej a uśmiech ponownie pojawił się na mojej twarzy. Shun postawił nas na solidnej gałęzi i powoli puścił moje dłonie. Usiedliśmy i okazało się, że stąd mam idealny widok na zachód słońca. Popatrzyłam na niego rozmarzona. Te piękne kolory...
- Taka nagroda może być? - chłopak zapytał cicho.
- Chyba częściej muszę wytrącać ci katanę z rąk! - zażartowałam i oparłam głowę na ramieniu czarnowłosego. Czułam na sobie spojrzenie młodego ninjy, ale zignorowałam go i dalej patrzyłam na zachodzące słońce. Ledwo przymknęłam oczy, gdy Shun się nagle zerwał, brutalnie zrzucając moją głowę. 
- Chyba czas na ciebie - warknął groźnie. Przekręciłam dyskretnie oczami i podniosłam się, niezrażona jego słowami. Dopiero gdy na niego spojrzałam dostrzegłam, że chłopak był naprawdę zdenerwowany. Bywał dla mnie oschły, niemiły i obojętny, ale takiego go jeszcze nie widziałam. Chyba dostrzegł moje przerażone spojrzenie, bo na chwilę przymknął oczy a gdy je otworzył był już opanowany. Zdecydowałam, że to ten moment kiedy powinnam spróbować go zrozumieć.
- Czy coś się stało?-zapytałam cicho.
- Nie. Ale idź już.
- Czy ja coś zrobiłam?
- Nie, to nie ty...-szepnął.
-Czym cię tak zdenerwowałam?
- Niczym, nieważne.
- Ważne! Ufasz mi? - na chwilę Shun zamarł. Potem lekko skinął głową. -Więc dlaczego mi nie powiesz?
- Bo to nic, o czym powinnaś wiedzieć.
- Wiesz, że nie dam ci spokoju?
- Wiem. Ale teraz idź.
- Jak mam sama stąd zejść?!- spojrzałam w dół. To było chyba najwyższe drzewo. Shun spojrzał na mnie złowrogo po czym złapał mój nadgarstek, mocno go ściskając ( jak dla mnie za mocno) i skoczył w dół, ciągnąć mnie za sobą.- A mogłam nie pytać! Auć! Shun! Poluzuj trochę pas bezpieczeństwa na nadgarstku!
-Mogę całkiem go puścić!- warknął.
-Przekonałeś mnie!
Byliśmy już jakieś trzy metry nad ziemią gdy zatrzymaliśmy się w powietrzu. Shun mnie puścił i zgrabnie wylądowałam na ziemi. Nabyłam trochę gracji dzięki tym treningom.
Czarnowłosy zniknął tak szybko, że nawet go nie widziałam. Zrezygnowana udałam się do domu. Do pokoju dostałam się przez okno. Chciałam ominąć salon, w którym znajdowała się reszta domowników. Obok łóżka leżała Wyrocznia. Najwyraźniej mnie nie usłyszała. Cicho podeszłam i jej dotknęłam.

Nagle stałam w innym miejscu. Rozejrzałam się zdezorientowana. Dostrzegłam przepiękną dziewczynę, wyglądała jak księżniczka. Przyglądała się sobie jakby widziała się po raz pierwszy w życiu. Obok niej stał wpatrzony w księżniczkę przystojny młodzieniec. Nie dziwię się, że nie mógł od niej oderwać wzroku. Była naprawdę piękna.W srebrnych włosach, które opadały falami do łopatek, miała koronę z białego złota. Oczy miała w odcieniu błękitnego nieba. Alabastrowa skóra dodawała jej piękna a biała suknia podkreślała zgrabną figurę. Chłopak miał oczy w odcieniu fioletu i także srebrne włosy które opadały luźno na twarzy, przykrywając prawie całe prawe oko. Ubrany był w biały garnitur.
- Podoba ci się?- spytał nieśmiale, uśmiechając się lekko do dziewczyny.
- Jest...Niesamowicie!- srebrnowłosa uśmiechnęła się promienie a moje oczy rozszerzyły się w zdumieniu. Poznałam ten głos. Czyżby to była...
-Wyrocznia?- szepnęłam, ale mnie nie słyszeli. Ale skoro to była Wyrocznia, to kim był ten chłopak?
-Planuję tu przenieść wszystkie bakugany... - chłopak ponownie się odezwał.
-Dlaczego ukochany?- Wyrocznia najwyraźniej się zmartwiła. Nigdy nie mówiła mi, że miała ukochanego!
-Zbierzemy tu siły i zaatakujemy ludzi!
-Nago, ten wymiar pozwala nam przybrać postać ludzką, ale trzeba go zamknąć. I nie atakować ludzi! Oni nie są źli! Nie wszyscy!
Moje usta otwierały się i zamykały gdy analizowałam jej słowa. Nago?! To jest TEN Naga?!
-A-ale...Nie chcę, żeby znowu mi cię zabrali...- Naga złapał dłonie Wyroczni, przyciągnął ją bliżej do siebie i spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
-Posłuchaj, nie ważne co się ze mną stanie. Nie rób ludziom krzywdy! Nawet gdyby mnie zabrakło, masz jeszcze siostrę! - srebrnowłosa zaczynała znikać
-Nie! Nie pozwolę cię zabrać!- fioletowooki krzyknął rozpaczliwie.- Odnajdę cię. Nawet gdybym musiał zabić wszystkich ludzi!
-Nie! Nie rób tego!

Z hukiem upadłam na ziemię. Spojrzałam przerażona na Wyrocznię.
-Nigdy więcej tak nie rób!- Wyrocznia wrzasnęła zdenerwowana, a w jej głosie usłyszałam rozpacz. 
-Naga był twoim ukochanym?!
-Tak był! A jego siostra była moją najlepszą przyjaciółką!
-Gdzie wtedy zniknęłaś?-zapytałam już ciszej i usiadłam na łóżku.
-Nieważne! - warknęła.- Ważne jest to, że już nigdy więcej go nie widziałam a on zniszczył ten wymiar, tak jak chciałam!
-Jak mogłaś się zakochać akurat w nim?! Mi zarzucasz, że postępuję nielogicznie a sama byłaś zakochana w bakuganie który chciał wysłać wszystkie bakugany do wymiaru zagłady?!- spojrzałam na nią oburzona.
-To wcale nie tak! Wcześniej też chciał zaatakować ludzi, ale dzięki mojej interwencji stwierdził, że za bardzo mnie kocha aby zrobić coś wbrew mojej woli. On nie był zły! On potrzebował miłości! Mojej miłości! I nie oskarżaj mnie o brak logicznego myślenia, bo ja, w przeciwieństwie do ciebie, miałam jasno określone uczucia!
-Coś sugerujesz?!- zerwałam się na nogi.
-Owszem! Jesteś dziewczyną bez krzty odpowiedzialności która nawet nie rozumie słowa 'miłość' i która nie wie czego chce! Co zamierzasz robić potem?! Skoro nie ma już vexosów których nie musisz słuchać, rodzeństwa o które i tak nie dbałaś ani żadnych obowiązków które musisz wypełniać, to co zamierzasz dalej?! NIE WIESZ! Jak zwykle nie wiesz! Podejrzewam, że chodziłaś zdawać te raporty z własnej woli, bo los rodzeństwa i tak cię nie obchodził!- krzyknęła głośno.
-Zamilcz!
-Bo co?! Mówię prawdę!
-ZAMKNIJ SIĘ!- wrzasnęłam po czym złapałam ją i mocno ścisnęłam.- To nie jest prawda! Prawdą jest to, że jestem niezdolna do kochania, że nie wiem co mam ze sobą zrobić! Ale nie chodziłam zdawać tych raportów vexosom z własnej woli! Nienawidzę ich! Przez nich musiałam kłamać! Okłamywać swoich przyjaciół! Nienawidzę ich z całego serca!
-Akemi...T-to boli...- dobiegł mnie jej cichy szept. Natychmiast rozluźniłam uścisk i położyłam ją delikatnie na pościeli.
-Przepraszam...Ja...Dziś nad sobą nie panuję...- szepnęłam i przymknęłam powieki, gdy nagle wpadł Dan.
-Co się dzieje?! Czemu tak krzyczycie?- zapytał zdezorientowany.
-Drobna sprzeczka...-mruknęłam i usiadłam na łóżku.
-Drobna?
- Nieważne! Wyjdź, chcę się przebrać i położyć spać. Jestem zmęczona.
Szatyn popatrzył na mnie podejrzliwie, ale wzruszył ramionami i wyszedł. Odczekałam chwilę po czym wstałam ruszyłam do okna. Chyba zastąpi mi drzwi...
-D-dokąd idziesz?- Wyrocznia cicho zapytała. 
-Nieważne...- rzuciłam przez ramie i wyszłam. Droga do ratusza trochę mi zajęła. W tym czasie zastanawiałam się co się ze mną dzieje. Owszem, kłóciłam się czasem...No dobra, często,  z Wyrocznią, ale nigdy bym jej nie skrzywdziła. Kochałam ją, zawsze przy mnie była. Znosiła moje humory i wygłupy tak, jak ja znoszę zmiany nastroju Shuna.
Tak jak przewidziałam ratusz był już zamknięty. Dla mnie to nie większy problem...
Chwilę mi zeszło na szukaniu tego konkretnego pomieszczenia. Gdy je wreszcie znalazłam okazało się, że mam dziś wyjątkowe szczęście - okno było uchylone. Szybko wyłączyłam kamerę i sprawdziłam podłogę. Nie wiem po co, toż to przecież nie bank! Ale z drugiej strony, lepiej mieć pewność. Sięgnęłam na regał z księgami które powinny zawierać drzewa genealogiczne. Gdy wreszcie znalazłam odpowiednią bez problemu znalazłam rodziców Dan'a.  Minęło sporo czasu, zanim się w tym wszystkim połapałam. Miyoko Kuso...Nad nią była tylko jej matka a obok mąż. Czyli nie miała siostry...
Poczułam się lekko zawiedziona. Nie wiem czemu...
 Już zamykałam księgę gdy dostrzegłam, że róg kartki jest lekko rozdwojony. Musiałam to sprawdzić!  Po wielu próbach małe kropelki potu pokrywały moje czoło. Nie chciałam porwać tej kartki.
 W końcu się udało! Ręce zaczęły mi się trząść. Ostrożnie rozkleiłam kartki. Obok Miyoko była strzałka w bok. Bicie serca przyśpieszyło. Mój wzrok powoli powędrował wzdłuż strzałki. Spojrzałam na imię i poczułam falę rozczarowania, ulgi, irytacji a równocześnie satysfakcji. Imię było starannie zamazane. Nie można było go odczytać żadnym możliwym sposobem. Uśmiechnęłam się mimowolnie na tą myśl. Moja matka była sprytna.
 Zamknęłam księgę i wyszłam przez okno. Było mi okropnie gorąco. To nie było normalnie. Szłam szybko, deszcz zaczął padać. Wyminęłam grupkę chłopaków i ruszyłam przed siebie.
-Ej, piękna! Dokąd tak się śpieszysz?- jeden zawołał za mną. Zdecydowałam się mu nie odpowiedzieć.- Ej, mówię do ciebie!
-A to sobie mów...- mruknęłam cicho pod nosem i przyśpieszyłam nieco kroku.
-Nie ładnie tak kogoś ignorować!
Trele morele...
-Mówiłem ZACZEKAJ!
Nagle poczułam ból gdy wykręcił mi ręce a potem popchnął mnie na ścianę najbliższego budynku. 
-Puść mnie!- krzyknęłam zdenerwowana  i starałam się wyrwać. Niestety, wcześniejsza siła nagle zniknęła a chłopak mocno mnie trzymał.
-Mówiłem, żebyś zaczekała - chłopak syknął groźnie.- Chciałem być miły...Ale nie dałaś mi wyboru.
Poczułam zimne ostrze na gardle. Moje serce biło jak oszalałe.
-Zostaw mnie...- szepnęłam a łzy bezsilności zaczęły spływać mi po policzkach. Usłyszałam jego chichot i zbliżające się kroki jego kolegów. Strach który się we mnie zebrał nagle przerodził się w złość.- Zostaw mnie!
-Taką ładną dziewczynę? Nigdy...- poczułam jego usta na szyi. Straciłam nad sobą kontrolę. Tego było już za wiele na jeden dzień.
-Dość! DOŚĆ, ROZUMIESZ?!- wrzasnęłam a chłopak gwałtownie się cofnął gdy moja skóra zaczęła parzyć. 
-Spokojnie kochanie! J-ja nie chciałem zrobić nic złego!- chłopak popatrzył na mnie przerażony.
-Ja ci dam 'kochanie'!- syknęłam, mrużąc oczy.
-Ej, wyluzuj!- jego kumple stanęli za nim. Szybko się przy nich znalazłam i zaczęłam ich rozkładać na łopatki. Oczywiście usiłowali mnie jakoś złapać albo zranić, ale byłam  w furii, nie kontrolowałam tego co robię. Już miałam odchodzić, gdy ten który wcześniej mi wykręcił ręce rzucił się na mnie z tym swoim nożem. Gołą dłonią złapałam nóż i starałam się go rozgrzać. Pomimo bólu, mój plan się powiódł. Chłopak wypuścił nóż z ręki. Podniosłam drugą dłoń i zaczęłam podgrzewać powietrze. Chłopak popatrzył na mnie przerażony. Jego dłoń powędrowała do gardła a usta otwierały się w marnej próbie złapania oddechu. Uśmiechnęłam się a on osunął się na ziemię.
-P-przestań...Zabijesz mnie...- wykrztusił słabo na co ja szerzej się uśmiechnęłam.
-Oto chodzi...- wycedziłam przez zaciśnięte zęby a on zamknął oczy i już się nie poruszył. Opuściłam dłoń, chwilę mu się przyglądałam a potem, nadal uśmiechnięta, odeszłam.
 Przechodziłam właśnie obok jakiejś szyby i zamarłam na swój widok. Spojrzałam przerażona na odbicie. Jeszcze chwilę temu się uśmiechało. Straszliwa prawda nagle do mnie dotarła.
- J-ja...Zabiłam...- szepnęłam a moje oczy jeszcze bardziej rozszerzyły się z przerażenia.- Zabiłam, choć wcale nie musiałam...
Z natłoku myśli  upadłam w kałużę i złapałam się za głowę. Nie potrafiłam tego pojąć, zrozumieć...Czemu to zrobiłam? Nigdy taka nie byłam! Nigdy nie chciałam nikogo zabić! Owszem, żywiłam nienawiść do paru osób, ale nigdy nawet nie pomyślałam o tym, żeby ich zabić!
 A co właśnie zrobiłam?! Zabiłam przypadkowego człowieka! I jeszcze szłam uśmiechnięta!
Ostatecznie podniosłam się i ruszyłam do domu. 

***

Weszłam oczywiście przez...OKNO! Nowość...
Założyłam zwiewną czerwoną sukienkę na ramiączkach,do kolan. Położyłam się do łózka, ale nie mogłam zasnąć. Było mi gorąco i duszno, byłam zmęczona, nie myślałam już logicznie. Wszystkie myśli, tak jak i dźwięki oraz obrazy, zlewały się ze sobą. Chyba miałam gorączkę...
Nagle coś kazało mi podejść do okna. Usiłowałam się oprzeć, ale nie dałam rady. Nie rozumiałam tej nagłej potrzeby. W końcu zrzuciłam z siebie kołdrę i podeszłam do okna. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz