poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział 60 - Nie wbiegasz do jezior tak bez powodu w środku nocy a nie uwierzę, że zechciałaś zmierzyć jak głęboko tam jest, więc możesz od razu przejść do rzeczy.

Poza tym, że dom Klausa wyglądał jak pobojowisko po naszej ‘’zabawie’’, to całkiem nieźle mi szło.
Już wyciągałam rękę, żeby dorwać szatyna, który był w zasięgu ręki gdy stało się coś dziwnego.

Poczułam, że nogi się pode mną uginają i upadam.
Przed oczami mi pociemniało.
Moje ciało przeszył jakiś dziwny ból i zimno…

***

Gdy otworzyłam oczy, stałam w nieznanym mi miejscu. Na około było ciemno, nie widziałam nic poza małym kawałkiem czarnej ziemi, który oświetlał mały płomień, palący się tuż przede mną.
- G-gdzie jestem? – szepnęłam do samej siebie. Zdałam sobie sprawę, że bardzo ciężko mi jest się poruszyć. Ciszę przerwały kroki, nieubłaganie zbliżające się w moją stronę. Spokojnie Aki, grunt to opanowanie…Ale skoro tego nie posiadam, to nie mam żadnego gruntu! A skoro….A zresztą! Nie czas na refleksje życiowe!
- Jak miło cię znów widzieć…- dobiegł mnie szyderczy śmiech od którego przeszły mnie ciarki. Głos…Był niemal jak mój, ale lodowaty, poza złośliwością i jadem w głosie nie było nic. Nie było życia. Chciałam się cofnąć, ale ciało odmówiło posłuszeństwa.
I wtedy postać podeszła na tyle blisko, żeby znaleźć się w zasięgu światła płomienia.
Popatrzyłam z niedowierzaniem…na siebie.
Na inną siebie.
- Kim jesteś? – wyszeptałam, nadal nie mogąc się poruszyć.
- Nie poznajesz? – uśmiechnęła się triumfalnie. Ale…dlaczego? – Nie pamiętasz mnie, prawda?
- Kim jesteś?! – powtórzyłam pytanie, starając się zabrzmieć nieco pewniej.
- Tobą, przecież widzisz!
- Nie, nie jesteś mną, nie możesz być! – rzuciłam, przyglądając się jej. Ten drwiący uśmiech, ciemne oczy, których koloru nie mogłam w tej chwili rozpoznać. – Nie możesz…
- Ale jestem…tą prawdziwą tobą – popatrzyła na mnie jak na zdobycz.- Tą, którą ukrywasz, udając, że jesteś taka dobra i miła. Nie jesteś taka.
- Jestem! – zaprzeczyłam, cofając się o krok.
- Nie, nie jesteś – zachichotała.- Spójrz, jestem twoim odbiciem. Jestem wszystkim, co starasz się ukryć przed innymi. Wszystkim, czego się boisz, co chcesz ukryć nawet przed samą sobą…
Pokręciłam głową i kontynuowałam cofanie się. Dziewczyna uśmiechnęła się i ruszyła ponownie w moja stronę.
- Nie uciekaj – zaśmiała się,- I tak nie masz dokąd. Jesteś zła, rozumiesz?! Jesteś! Zostałaś stworzona do destrukcji, przyjmij to do wiadomości! Będziesz zgubą tych, którzy byli tacy naiwni i ci zaufali! Wszyscy przez ciebie zginą…
- Nie…- szeptałam nerwowo, kręcąc głową.
-…a ty będziesz stała i patrzyła z uśmiechem na ich śmierć. Z czasem zabijesz nawet ukochanego, gdy w końcu zrozumiesz, że jesteś zła.
- Nie jestem! – krzyknęłam a moje plecy napotkały ścianę.- Nigdy ich nie skrzywdzę, rozumiesz?! Nigdy!
- Po prostu się poddaj i oszczędź nam tego przedstawienia! – ponownie pokręciłam głową.- Jestem trucizną, która płynie w twoich żyłach. Prędzej czy później zacznę cię zabijać, niszczyć, aż nie zostanie z obecnej ciebie już nawet ślad. Wtedy sama ich pozabijasz. I wiesz co? Nie masz na to wpływu, już jest za późno!
Złapała mnie za szyję a ja krzyknęłam. Jej skóra była lodowata, ale ku mojemu zaskoczeniu, jej dotyk palił moją skórę. Płomień który dawał światło nagle zgasł.

***

Krzyknęłam i otworzyłam oczy.
Od razu podniosłam się na rękach i zerwałam na nogi, z zamiarem natychmiastowej ucieczki. Chciałam uciec, z dala od tej dziewczyny, jej uścisku, jej głosu…Tych słów…
- Akemi! Uspokój się!- Ace mnie złapał i zatrzymał. – Co się stało?
- Puść mnie, Ace! Puść! – krzyknęłam ochrypłym głosem, starając się uwolnić z uścisku szarookiego.
- Dan, może jakaś pomoc?!
Dan?
Szatyn pojawił się przede mną.
- Wow, tak małych źrenic to jeszcze nigdy nie widziałem! – chłopak przyglądał mi się z zaciekawieniem.
- Dan, to nie pora na twoje obserwacje, idioto! – Ace warknął, mając coraz większe problemy z utrzymaniem mnie.- Akemi, uspokój się! Spokojnie! To był tylko sen!
Zatrzymałam się.
- S-sen? – zapytałam a głos mi się złamał.
- Taaa, już spokojnie, to się nie działo naprawdę! – gracz Darkusa starał się mnie uspokoić, ale czułam, że sam nie jest do końca pewien swoich słów. Oczywiste, że nie mógł. Nie zasypia się w czasie biegu. Bynajmniej nie w normalnych okolicznościach! Nawet on tak nie uważał.- Uspokój się. Matko, ale ci serce wali…
Przestałam się szarpać i starałam uspokoić.
Co jeśli to była prawda, a nie tylko zwykły koszmar?
Byłam w zbyt wielkim szoku. Szarooki popełnił błąd sądząc, że się uspokoiłam. Szybko wyślizgnęłam się z jego uścisku i rzuciłam biegiem przez korytarz, ignorując krzyki moich przyjaciół. Nie wiedziałam, dokąd biegnę. Potrzebowałam chwili, żeby to jakoś zrozumieć. Nagle obok czegoś przebiegłam. Zatrzymałam się i powoli wróciłam.
Lustro.
Najpierw zobaczyłam przerażone zielone oczy, potargane czarne włosy a potem…Potem ślad rąk na szyi.
Wydałam z siebie zduszony krzyk i zaczęłam biec dalej.
Gdy zamykałam oczy, automatycznie widziałam ten przerażający uśmiech od którego przechodziły mnie ciarki.
Wybiegłam na zewnątrz a zimne powietrze uderzyło mnie w nozdrza.
Pewnie nie powinno się biegać po dworze w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączkach, ale nie miałam czasu się przebrać z piżamy w normalne ciuchy.
Bezmyślnie rzuciłam się biegiem w stronę jeziora, które było niedaleko.
Upadłam na kolana i zaczęłam przyglądać się swojemu odbiciu.
Po chwili ochlapałam twarz lodowatą wodą. W głowie nadal słyszałam echo jej śmiechu.
Chwila…
Nagle to do mnie dotarło.
Ten głos był identyczny jak ten, który słyszałam gdy byłam w Nowej Vestroi, gdy źle się czułam i kiedy straciłam swoje moce a potem wtedy, gdy w prawie zginęłam i pojawiłam się w starej Vestroi!
- Co jest…- mruknęłam do siebie i złapałam się za głowę.- Co się dzieje? Czemu akurat teraz?! Mało mam zmartwień?
- Nie utrudniaj tego, miejmy to z głowy! – zerwałam się na nogi przerażona, patrząc na tą samą dziewczynę. – Och, wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha!
- C-co ty tu…Skąd…- czułam, że znowu przestaję panować nad swoim ciałem.
- Myślałaś, że dam ci zebrać siły? Że pozwolę, żebyś nie poszła tą drogą, którą wyznaczyłam ci w swoim planie? – jej białe zęby rozbłysły w niebezpiecznym uśmiechem.- Nie tęskniłaś za mną? Swoim drugim ja?
Po ostatnich słowach wybuchła śmiechem.
Nie jest dobrze…
Poprawka : JEST FATALNIE!
Cofnęłam się o krok, ale nie mogłam cofnąć się już bardziej, za mną było już tylko jezioro a pływać nie umiałam.
- Czego ode mnie chcesz? – wyszeptałam.
- Tego, co zawsze mi zabierałaś! – syknęła, robiąc powolny krok w moją stronę.- Mam dość nieustannej zabawy w kotka i myszkę, Akemi. Zawsze ci się udawało, ale nie tym razem. Tym razem ja wygram. Ja, rozumiesz?! Zniszczę cię, zniszczę resztkę ciebie, twojego życia! A ty mi na to pozwolisz! Pozwolisz, żeby ciemność nad tobą zapanowała!
- Po moim bladym trupie! – wykrzyknęłam nieco pewniej.- Nie zgodzę się na to! Nie jestem zła! Nie mogę być!
Uśmiechnęła się drwiąco, wyciągając do mnie dłoń.
Znowu poczułam paniczny strach, przypominając sobie ból, który jej dotyk mi wcześniej sprawił.
Trudno, wolę się utopić!
Zaczęłam się cofać, zanurzając się powoli w wodzie.
- Nie uciekniesz, nie licz na to – zaśmiała się i ruszyła za mną. Cokolwiek chciała, wiedziałam, że nie mogę jej tego dać. Negatywna energia i chęć krzywdzenia innych emanowała od niej na kilometr. Nagle przypomniały mi się pewne słowa
Czasem bohater musi zdecydować, co naprawdę jest wygraną. Nie zawsze celem jest wygrana, a zapewnienie, żeby wróg nie wygrał. Czasami trzeba coś poświęcić, jeśli chce się zapobiec dalszym wydarzeniom. I czasem musimy poświęcić się razem z tym czymś, jeżeli to jedyne wyjście…
Woda sięgała mi już do szyi. Już miałam skoczyć na najgłębszą wodę, gdy nagle dziewczyna zniknęła.
Rozejrzałam się nerwowo, obawiając się ataku z ukrycia.
Jednak dostrzegłam Ace’a biegnącego w moją stronę.
- Pogięło cię?! – z daleka słyszałam jego krzyk. W końcu udało mi się ruszyć nogami i ruszyłam w stronę brzegu.- Urządzasz sobie zimne kąpiele w środku nocy?!
Tak, teraz czekał mnie ochrzan stulecia.

***
- Jak się przeziębisz, to zobaczysz! – Ace mruknął, nakrywając mnie kołdrą.
- Może na bal nie pójdę – uśmiechnęłam się do szarookiego, który spiorunował mnie wzrokiem.- Swoją drogą, z kim idziesz?
- Nie wiem, chciałem zaprosić Mirę, ale Dan się non stop obok niej kręci…- mruknął zirytowany.
- Mira też jest?
- Mira, Dan i Marucho.
- To na co czekasz? Idź i ją zaproś! – uśmiechnęłam się do niego ciepło.- Dasz radę!
Chłopak mruknął coś pod nosem i szybko udał się do wyjścia.
W drzwiach minął się z Danem.
Uśmiechnęłam się do szatyna, który usiadł obok mnie na łóżku.
- Powiesz mi prawdę? – zapytał.- Nie wbiegasz do jezior tak bez powodu w środku nocy a nie uwierzę, że zechciałaś zmierzyć jak głęboko tam jest, więc możesz od razu przejść do rzeczy.
- Dan, naprawdę, to nie czas…- mruknęłam wymijająco.
- Nie czas? Czemu?
- Bo…- przygryzłam lekko dolną wargę.- Z kim idziesz na bal?
Szatyn był zaskoczony nagłą zmianą tematu.
- Nie wiem, nie mam partnerki,  a ty masz już kogoś? – pokręciłam głową.- Hej, to chodź ze mną!
- Pewien, że nie chcesz zaprosić kogoś innego?
- Tak, Ace pewnie już zaprosił Mirę – wzruszył ramionami, rozsiadł się w fotelu obok i ziewnął.- A teraz zdrzemnę się chwilkę, dobrze?
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się.
Dana było tak łatwo zmanipulować do zmiany tematu…
Cóż…jutro czekały mnie przygotowywania do balu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz