sobota, 18 sierpnia 2012

Rozdział 1 - Pierwsze spotkanie

Ace, Shun oraz Marucho właśnie byli w drodze do miasta Beta.  Ace i Shun byli szczęśliwi ze swojej wygranej z Lyncem oraz Voltem.Właśnie szli cichą leśną drogą  gdy cośzmąciło tą ciszę. Nasi bohaterowie nie spodziewali się, że ten dzień odmieniich życia…

 

***

 

Biegłam. Biegłam ile sił w płucach. A dokładnie skakałam po gałęziach drzew. Miałam nadzieję, że szybciej ich zgubię.
 Na nic.
 Może  i obieram świetne taktyki w czasie walki, ale na pewno nie w chowanego, jestem bardzo…’’cicha i dyskretna’'.

Ich głosy oddaliły się. 
Zeskoczyłam na ziemię i rozpędziłam się do granic moich możliwości. Okręciłam głowę aby sprawdzić, czy mnie nadal gonią. Gdy obracałam głowę z powrotem do przodu, uderzyłam w coś z taką siłą, że odrzuciło mnie do tyłu. Dolne partie mojego ciała miały dość bolesny upadek.

-Auć… – syknęłam z bólu.

-W porządku? – gdy lekko podniosłam głowę ujrzałam dłoń. 
Spojrzałam na jej właściciela. Był nim chłopak o czarnych włosach i cudownych brązowych oczach. Było w nim coś dziwnego, na jego twarzy nie malowały się żadne, nawet najmniejsze emocje.
Niepewnie złapałam dłoń i pozwoliłam pomóc sobie wstać. Gdy byłam już na nogach, spojrzałam na dwóch innych chłopców, którzy stali koło czarnowłosego. Był nim wysoki niebieskowłosy chłopak o szarych oczach i mały blondyn o niebieskich oczach w okularach. Po dłuższej chwili poznałam kim są, choć nie pamiętałam ich imion.

-Ruch oporu Bakugan…- cicho wyszeptałam a niebieskowłosy pokiwał głową. Szybko dodałam już normalnym głosem. – Szukałam was. Chciałabym do was dołączyć w walce z Vexosami. A-ale pogadamy innym razem! Muszę uciekać, gonią mnie.

Ruszyłam biegiem, ale ktoś złapał mnie za rękę i stanęłam. Uścisk był zbyt silny, żebym mogła się wyrwać i biec dalej..

-Kto cię goni? – gdy obejrzałam się zobaczyłam, że szarooki to powiedział i to on trzymał mnie za rękę.

-Oni – wskazałam palcem wolnej dłoni w stronę w której pojawili się ci, co mnie tak długo gonili. Naszym oczom ukazali się Mylene, Volt, Lync. Z drugiej strony drogi wyłonili się Spectra oraz Gus .Mimo iż szli daleko od siebie spierali się.

- My ją pierwsi znaleźliśmy!- Mylene darła się dość głośno.

- Śledziliście nas! Dziewczyna będzie nasza!- Gus nie dawał za wygraną.

- Król życzy sobie jej odwiedzin. I tak będzie!- Volt przemówił.

- Czego oni od ciebie chcą, skoro wszyscy zjawili się osobiście? – blondyn obok mnie zapytał szeptem.

- Bardzo długa historia...- wyszeptałam. Moi, a nawet nasi, wrogowie byli już koło nas.

- No proszę! Czy to nie nasz ruch oporu? Zabieramy dziewczynę, więc lepiej zejdźcie nam z drogi – Spectra odezwał się władczo.

-Echem… Ale co wy od niej chcecie? – niebieskowłosy chłopak zasłonił mnie razem z czarnowłosym.

- Założę się, że wy nawet nie wiece czemu król chce jej odwiedzin – Spectra albo nie dosłyszał, albo specjalnie nie zareagował na pytanie szarookiego. Vexosi zaczęli mamrotać coś pod nosem.

- Tak jak myślałem – sługus Spectry odezwał się.- Odsuńcie się, idioci.

-Patrz Shun, olewają mnie!- niebieskowłosy zwrócił się do czarnowłosego którego, jak wnioskuję, imieniem było Shun. 

- Może po prostu zwiejemy kiedy oni się kłócą? -blondyn koło mnie zapytał.

-Ja mam dość biegów! –powiedziałam zgodnie  z prawdą.Byłam wyczerpana.

-Ile już tak biegłaś?- szarooki zapytał.

-Jakieś dwa dni. Jestem tylko głodna…- zaburczało mi w brzuchu, jak na potwierdzenie.

- Jak tylko się ich pozbędziemy, damy ci coś jeść -miodowooki nawet na mnie nie spojrzał. Wpatrywał się w swoich wrogów, bardzo uważnie im się przyglądając.

-Dość gadania! MAM CIĘ! – gdy się obróciłam, zobaczyłam Shadowa, lecącego w moją stronę. Ten szaleniec mnie przeraża… Instynkt samozachowawczy zareagował.

-Hajjjja!- krzyknęłam i stylem ninja kopnęłam go prosto w twarz tak, że odleciał i zniknął z pola widzenia.

- Styl ninja?- czarnowłosy wreszcie na mnie spojrzał. Był lekko zaskoczony a lekko poirytowany. Pokiwałam głową. Ma takie cudowne oczy, tylko…takie smutne…

- Oddajcie ją!- Gus naciskał.

- Nigdzie z wami nie pójdzie – Shun odparł stanowczo.

- Oddaj albo szykuj się do pojedynku!

- Jeszcze ci mało przegranych Gus? Ostatnio cię pokonałam,mogę to zrobić znowu- powiedziałam głośno, uśmiechając się zadziornie. Ten zrobił się cały czerwony ze złości.

-Spectra, albo odejdziecie z Gusem albo opowiem jak to…-zaczęłam, ale Spectra mnie uciął.

- Idziemy! – powiedział ostro i zawrócił. Wszyscy popatrzyli się na niego zdumieni. Nikt nie mógł uwierzyć, że tak po prostu odpuścił, jednak moja historia mogła mu bardzo zaszkodzić.

-Nie wiem co miałaś powiedzieć dziewczyno, ale to musiało być coś mocnego! – szarooki uśmiechał się. Już go lubiłam!

-Mnie jeszcze nie pokonałaś – Volt odezwał się.


Przełknęłam ślinę. Nie mogę z nim walczyć przy Ruchu Oporu. Nie tym bakuganem…

-A może tak powalczysz z nami?- niebieskowłosy pokazał swój gantlet. Wnioskując po kolorze jego domeną jest Darkus. Shun także naszykował swój - zielony. A więc Ventus..

- Innym razem – obrona wojowników zniechęciła Mylene.Odwróciła się i vexosi za nią podążyli. Po chwili zostaliśmy sami. Odczekaliśmy chwilę aż byliśmy pewni, że nasi wrogowie zniknęli.

-No, to by było na tyle! – blondyn się uśmiechnął.

-Idziesz z nami. A przy okazji, jestem Ace, najpotężniejszy wojownik ruchu oporu! – niebieskowłosy uśmiechnął się do mnie zaczepnie.Odwzajemniłam uśmiech.

- Jak on jest najpotężniejszy to ja jestem wielki Spectra! - blondyn zażartował co wywołało oburzenie Ace’a i salwę śmiechu.- Jestem Marucho! Moją domeną jest Aquos.

-Jestem Shun – czarnowłosy przyglądał mi się uważnie.- A ty?

- A-Akemi… – wyjąkałam niepewnie. Zaczęliśmy iść w stronę z której przybiegłam.

- Czego oni od ciebie chcieli? – Marucho poprawił okulary

- Właśnie, oni wszyscy na jedną dziewczynę…- niebieskowłosy udał zamyślenie.

- Coś sugerujesz mówiąc ''na jedną dziewczynę''?! – aż się we mnie zagotowało.

- No, jesteś tylko dziewczyną…- Ace uśmiechnął się, zadowolony, że wytrącił mnie z równowagi.

- Jak ja ci zaraz przyłożę, to normalnie…-zaczęłam, ale Shun mnie uciął.

- Ale wracając do tematu, to czemu cię gonili?

- Ech… nie wiem…- westchnęłam, kłamiąc bez mrugnięcia okiem.- Vexosi chcą mnie zabrać do króla, ale nie wiem dokładnie po co.

Resztę drogi rozmawialiśmy o wielu rzeczach. O pojedynkach i planach. Chyba pozwolą mi do nich dołączyć, ale obawiam się tylko, że będę musiała stanąć do pojedynku. Mam jeden sekret, którego wolę nie wyjawiać. Do gry przy sojusznikach nie używam swojego bakugana który pokonał vexosów, lecz innego, z domeny Haosu. Jest on znacznie słabszy od mojego prawdziwego bakugana, ale się staram. A czemu ukrywam swojego prawdziwego bakugana? Kazano mi go ukrywać. I coś mi mówi, że nie powinnam nim walczyć blisko przyjaciół, boję się, choć nie wiem czego.
 Zarówno Ace jak i Shun spoważnieli i milczeli przez resztę podróży. Od czasu do czasu łapałam ich na tym, że mi się przyglądają.  Byłam nieco od nich niższa. Czarne włosy powiewały na wietrze. Miałam zielone, niemal szmaragdowe oczy. Ubrana byłam w krótka czerwoną spódniczkę, czarne legginsy, czarny top, trampki.
W końcu dotarliśmy do miasta Beta. 
Dali mi jeść, za co byłam bardzo wdzięczna.
 Zniknęli , zostawiając mnie samą. Gdy wytężyłam słuch słyszałam urywki rozmowy z pokoju obok.

- Ty z nią walcz, Ace.

-A niby dlaczego ja?!

-Bo to ty jesteś tymczasowym ‘’przywódcą’’ i naszym‘’najwspanialszym graczem’’ ruchu oporu!

-DOBRA, STOP! Ja z nią zagram - Marucho rozstrzygnął spór.

- Idź jej to powiedz.

-A sam jej powiedz! – Ech, Ace się nie poddaje.

-Niech ci będzie…-  słyszałam kroki więc szybko zaczęłam się przyglądać misce z jedzeniem. Po chwili drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Shun.

- Akemi, mówiłaś, że chcesz do nas dołączyć –zaczął, a ja pokiwałam głową. – Nadal chcesz?

- Oczywiście, że tak – spojrzałam mu w oczy.

- Zgodzimy się pod jednym warunkiem, jeśli wygrasz bitwę z  Marucho. Może być?

- Jak najbardziej- uśmiechnęłam się lecz nie odwzajemnił uśmiechu. Odwrócił się i zaczął iść w stronę drzwi. Odłożyłam miskę.
Pobiegłam za nim i szłam teraz koło niego. Przyglądałam mu się. Oczywiście bardzo ”dyskretnie’,’  więc łapał mnie na tym co chwila.

- Co mi się tak przyglądasz?- w końcu nie wytrzymał.

- Czemu jesteś taki smutny? – zapytałam od razu.

- Nie jestem smutny – warknął i wbił wzrok w ziemię.

- Jesteś – odparłam spokojnie.- Widzę w twoich oczach smutek i cierpienie.

- To…nieważne… – podniosłam jego podbródek tak, aby na mnie spojrzał. Był…Cóż…Zirytowany.

- Uśmiechnij się ponuraku! – uśmiechnęłam się promiennie. Odtrącił moją dłoń.

- Nie rób tak więcej! – syknął.

Zamrugałam zaskoczona. Wyszliśmy na zewnątrz i doszliśmy do jakiejś polany. Marucho już tam na mnie czekał. Muszę dać  z siebie wszystko. To bardzo ważne…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz