poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Oneshot walentynkowy - TO był RATUNEK?! Wyrzucanie mnie przez okno?!

Otworzyłam oczy. Starałam się poruszyć, ale sznury boleśnie wbijały się w skórę więc wolałam się nie szarpać i tego nie pogarszać. Rozejrzałam się. Naokoło było ciemno. Poczułam knebel w ustach. Zamorduję Prove'a...Normalnie znajdę, rozszarpię, szczątki wrzucę do puszki po sardynkach i spuszczę w toalecie! I jeszcze w publicznej!
Mocno mnie związali, nie mogłam się nawet podnieść do pozycji siedzącej. Musiałam leżeć, dotykając tej zimnej i zakurzonej podłogi. Swoją drogą, mogliby tu kiedyś posprzątać! Ja wiem, że to lochy i te sprawy, ale bez przesady! Jestem pewna, że inni więźniowie by się ze mną zgodzili! Moglibyśmy podpisać jakąś petycję albo coś...
Gdy układałam w głowie genialny plan jak zamordować i ukarać vexosów drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadł nie kto inny jak sam Shadow.
Wybuchł szaleńczym śmiechem i podszedł do mnie.
- I co mała?! Jak się bawisz?!- zarechotał a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.- Co? Chcesz mi coś powiedzieć? Proszę bardzo! Możesz sobie nawet krzyczeć jeśli chcesz!
Wyjął knebel z moich ust a ja natychmiast wrzasnęłam :
- Te! Mnie nie wolno tak sobie porywać kiedy się chce! Trzeba zarezerwować termin!
- A kto tak powiedział?!
- Mój adwokat!
- Ty masz adwokata?!
- Ano tak, zapomniałam, że ciebie na niego nie stać...
- EJ! JAK ŚMIESZ MNIE OBRAŻAĆ?!
- Oj, normalnie! Tobie zresztą żaden by nie pomógł! Jak napiszę petycję to nawet setka adwokatów ci nie pomoże! A teraz...ROZWIĄŻ MNIE, ALE JUŻ!
- A jak nie to co?- zachichotał a gdyby spojrzenie mogło zabijać to on już byłby martwy.- Pani Ichiro może sobie tylko pogrozić! Nic nie zrobisz mała! Nic-a-nic! Muahahaha! I nikt ci nie pomoże! Możesz być tego pewna!
- Świniak! -  krzyknęłam po czym splunęłam na niego. Naprawdę, to trzeba było widać, jak zaczął zmieniać kolory na twarzy.
- TY....TY....TY LAMO! - wrzasnął i złapał mnie za gardło. Oj...To chyba nie był zbyt dobry pomysł, żeby go tak prowokować gdy jestem związana.- TAKIE TO ZABAWNE?! TO MOŻE JA TEŻ SIĘ POBAWIĘ?!
- Nie, idioci i świnie się nie bawią! - rzuciłam a on zacisnął mocno rękę na moim gardle, odcinając mi dojście powietrza.- P-puszczaj!
- Mnie się nie obraża - uśmiechnął się tajemniczo a od tego uśmiechu przeszły mnie dreszcze. - Masz taką ładną twarzyczkę...Co by to było gdyby ktoś ją nieco...Rozciął...
Moje oczy rozszerzyły się w przerażeniu gdy białowłosy wyciągnął z kieszeni srebrny nóż.
Właśnie byłam sam na sam z psychopatą, który był gotowy mnie pociąć na kawałeczki...
Byłam związana.
Nie mogłam oddychać.
I byłam sama.
Brawo Akemi! Pogratulować pomysłowości! Brawo!
Z uśmiechem godnym prawdziwego psychola lekko dotknął nożem mojego policzka. Po chwili, dostrzegając mój strach, nacisnął mocniej, rozcinając mi skórę.
- Fajne uczucie? Bo mi się bardzo podoba - zaśmiał się, przeciągając nóż kawałek dalej. Chciałam się skrzywić, ale wtedy bardziej by zabolało. Zacisnęłam tylko mocno powieki, w duchu błagając, żeby już skończył, żeby sobie poszedł, żeby ktoś go zatrzymał.
-Echem - dobiegło mnie chrząknięcie.- Prove, tknąłeś dziewczynę...Moją dziewczynę.
Nim się obejrzałam Shadow został szarpnięty do tyłu, wypuszczając z ręki nóż. Shun mocno pociągnął go za włosy do tyłu.
-AUŁA! Kazami! Ja tylko...To tylko taki żart AUĆ!- Shadow starał się wyswobodzić, ale Shun wpadł w furię i trzymał go na tyle dobrze, że białowłosy nie miał na to szans.
- Żart? To ja też sobie zażartuję!- czarnowłosy syknął i dosłownie rzucił Shadowem o ścianę. Ten odbił się od niej i upadł na ziemię, jęcząc i narzekając na ból nosa. Shun podszedł do niego i ponownie złapał go za włosy.- Tkniesz ją raz jeszcze, nawet delikatnie, przez przypadek, to wtedy jako żart wyrzucę cię przez okno, albo gorzej...Rozumiemy się?
- T-tak! Ja serio nie chciałem jej zrobić krzywdy, my  tylko...
-Zamilcz. - midowooki syknął i uderzył jego głową jeszcze raz o podłogę po czym wstał i podszedł do mnie. Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. Przyznam szczerze, byłam lekko przerażona gdy Shun kucnął obok mnie. Ale wystarczyło, żeby lekko dotknął wierzchem dłoni mojego krwawiącego policzka, żebym się uspokoiła a gniew zniknął z jego oczu. - Bardzo boli?
- N-nie...- wypaliłam, nadal nie mogąc tego wszystkiego ogarnąć. Jak Shun się tu znalazł?! Albo lepiej, czy on serio...Czy on mnie nazwał swoją dziewczyną?- Jak się tu dostałeś? Jak mnie znalazłeś? Skąd wiedziałeś, że to vexosi mnie porwali?
- Wiesz, umiem czasem widzieć gdzie jesteś - chłopak uśmiechnął się tajemniczo po czym zaczął rozwiązywać sznur którym miałam związane nogi. Posadził mnie i zaczął rozwiązywać te u rąk. Nasze twarze były na tyle blisko siebie, żeby mnie delikatnie pocałował.
- ECHEM! SHUN? Nie chcę wam przerywać, ja wiem, że pocałunek w lochach ze związaną dziewczyną jest doprawdy wspaniałym przeżyciem, ale...MOŻE BYŚ SIĘ TAK TROCHĘ POŚPIESZYŁ ZANIM NAS ZNAJDĄ?!- dobiegł mnie wrzask Dana. Shun oderwał się ode mnie a nawet pomimo ciemności zauważyłam, że się lekko zarumienił. Ja natomiast zachichotałam i odkrzyknęłam szatynowi :
-Ja też się cieszę, że cię wi...Słyszę, Dan!
-Pośpieszcie się noo! Nie chcę walentynek przesiedzieć w lochach!
- Walentynek?- zapytałam zaskoczona a Shun spuścił wzrok. - Dzisiaj są walentynki?
- Ta...- mruknął, niezbyt entuzjastycznie. Gdy sznur puścił dosłownie mnie podniósł i zaczął ze mną wbiegać po schodach na górę.
- Ej! Umiem chodzić! - rzuciłam lekko oburzona.
- Zależy nam na czasie. I dyskrecji.- Shun mocno nacisnął na ostatnie słowo. Wybiegliśmy na jakiś korytarz. Na jego końcu zauważyłam Dana.
-Że niby ja robię hałas?!- oburzyłam się i machnęłam rękami....tłucząc przy okazji jakiś wazon.- Oj...
-WIEJEMY!- Dan krzyknął i szybko rzucił się biegiem w lewo podczas gdy Shun postawił mnie na ziemię i, nie puszczając mojej ręki, skręcił w prawo.
-DAN! MIELIŚMY BIEC W PRAWO!- Shun wrzasnął przez ramię a ja usłyszałam tylko 'Oj!' dochodzące z daleka.- Boże...Weź tu sobie z takimi coś zaplanuj...
Zaśmiałam się, ale biegłam dalej.
- Ej! To niesprawiedliwe! Wy tak szybko biegacie! - dobiegł mnie z tyłu oburzony głos Dana.
- Pośpiesz się!- Shun syknął, przyśpieszając i skręcając w lewo. Biegliśmy tak trochę aż nagle sobie uprzytomniłam, że...
- Gdzie jest Dan? - odwróciłam się, ale szatyna nigdzie nie było.- Shun! Zgubiliśmy go!
- Znowu? - czarnowłosy mruknął ponuro. Zatrzymaliśmy się.
- To co robimy? - zapytałam po chwili.
- Możemy go tu zostawić...
-SHUN!
-...albo szukać go po całym pałacu vexosów. Szczerze? Ta pierwsza opcja brzmi lepiej.
- Wiem, ja też tak uważam, ale to nasz przyjaciel!
- Muszę chyba się zastanowić nad swoimi przyjaciółmi...- Czarnowłosy mruknął.
- To może nad dziewczyną także, co? - rzuciłam ponuro, odwracając się. Dziwnie się czułam, określając się w ten sposób.
- Nie, nad tym na pewno nie...- dobiegł mnie jego cichy szept. Odwróciłam się i na niego spojrzałam. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Jedno było pewne w uczuciu między nami : bardzo częste zmiany nastroju i atmosfery.- Naprawdę myślisz, że nie jesteś dla mnie ważna?
- Ja...- zaczęłam, ale głos mi się złamał. Nie wiedziałam, co powiedzieć... Zaskoczył mnie tym pytaniem.
-Jesteś jedyną osobą, która mi została, Akemi. Jedyną, do której jeszcze coś czuję...
-Jeszcze? - wyszeptałam cicho, cofając się o krok.- Czyli co? To może w każdej chwili zniknąć? Możesz zmienić zdanie z biegiem czasu?
- Nie, nie o to mi chodziło!- zrobił krok w moją stronę, ale się zatrzymał i wbił we mnie nieco rozgniewany wzrok.- Naprawdę nie rozumiesz?
- Nie, nie rozumiem! Co mam rozumieć? Że dziś coś do mnie czujesz a jutro już może nie, Shun? To mam rozumieć? - zrobiło mi się zimno. Czułam się teraz niepewnie. Mimo wszystko, Shun nigdy nie powiedział, że mnie kocha. Ja także tego nie powiedziałam. Uczucia między nami nadal były ograniczone przez nasze próby uspokojenia tych emocji i uczuć.- Teraz, gdy mnie porwali, ty zjawiasz się niczym rycerz na białym koniu i mnie ratujesz, nazywasz swoją dziewczyną choć na ogół twierdzisz, że nic nas nie łączy. A potem mówisz, że JESZCZE coś do mnie czujesz. Czyli? Czyli zostawisz mnie gdy jednak stwierdzisz, że to jednak nie jest ci na rękę i że jednak to nie ja?
- Nie! To...To nie tak!- przymknął powieki, żeby pozbyć się nieco gniewu.- Po prostu...
- Po prostu jestem eksperymentem, żeby sprawdzić, czy pan Kazami ma jeszcze uczucia?
- Nie! Nie mów tak!- chłopak nagle popchnął mnie na ścianę i przy niej przytrzymał.- Nie mów tak, rozumiesz?! Nie umiem wyrazić swoich uczuć! Ale zależy mi na tobie! Tak cholernie mi na tobie zależy, że...Nie...Nie umiem tego nazwać...Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym to jakoś...nazwać...
- Więc przestań mnie ranić! Ja przestałam ranić ciebie! - krzyknęłam głośno, ledwo zatrzymując łzy. Nastała między nami cisza. Shun dalej mocno trzymał moje nadgarstki.
- To rani mnie, a ja ranię ciebie.
- Co rani ciebie?
- To, że...Że...Nieważne.
-Nieważne?!
- Nieważne. Powiem to inaczej...- wyszeptał i mnie pocałował. Trochę mnie to zaskoczyło. Ale pomimo tego, że nogi się pode mną ugięły, niepewność wzięła górę. Odepchnęłam go i szybko rzuciłam się biegiem w stronę z której właśnie przybiegliśmy. Nie odwróciłam głowy, bo bałam się, że wtedy się zatrzymam, zmienię zdanie i zawrócę.
Nie gonił mnie.
Może to i lepiej.
Biegłam tak przez trochę, nawet nie szukając Dana. Moje myśli całkowicie mnie pochłonęły a bieg dawał zajęcie dla reszty ciała. 
Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Nie byliśmy oficjalną parą, chyba nikt na dobrą sprawę nigdy nie widział nas razem. W sensie, w czasie pocałunku czy coś. Bo Dan i Mira musieli zauważyć, że niestety nas do siebie ciągnie, bo często słyszałam z ich ust dziwne aluzje. Ciężko było i mi i jemu. Mieszkaliśmy w tej samej bazie. Widzieliśmy się codziennie. Po kilka razy. To było okropne, musieć to znosić. Nie wiedzieliśmy jak mamy się wobec siebie zachowywać. Na początku staraliśmy się unikać a gdy nam się to nie udało, byliśmy dla siebie oschli, żeby tylko jak najszybciej się odtrącić  i odejść.
Nasze uczucie było inne. Normalne zakochane pary chodziły trzymając się ręce i okazując sobie miłość na każdym kroku, nie ważne czy na osobności czy przy innych. Inne pary chciały za wszelką ceną być razem. Inne pary po prostu kochały więź pomiędzy nimi. Ale więź która istniała pomiędzy mną a Shunem taka nie była. Ani ja, ani on, nie byliśmy przyzwyczajeni do takiego uczucia. Nie do końca wiedzieliśmy, co mamy robić. On wciąż miał do mnie żal. Ja nadal nie wiedziałam co czuję. Choć wystarczył jego dotyk, by te wszystkie pytania stały się nieważne, to gdy byłam sama nie mogłam przestać się nad tym zastanawiać. A miałam o wiele więcej innych spraw o których powinnam myśleć. W końcu zdałam sobie sprawę, że przebiegłam już chyba z połowę pałacu i coraz trudniej było biec dalej. Stopniowo zwolniłam aż w końcu całkiem się zatrzymałam. Oparłam się o ścianę po czym osunęłam się po niej na ziemię. Tak, to był genialny pomysł zważywszy na to, że uciekłam z lochów, nie?
Ukryłam twarz w dłoniach i oddałam się rozmyślaniu.
To uczucie na ogół wydawało mi się najgorszą rzeczą jaka mogła mi się przytrafić.
Ale wystarczyło, żeby na mnie spojrzał i od razu wiedziałam, że to nie prawda, że jest dokładnie na odwrót…
- Akemi?
Podniosłam szybko wzrok na Dana, mającego zaciesz z jakiegoś pewnie głupiego planu albo pomysłu.
- Co się tak szczerzysz?- zapytałam zdziwiona i szybko się podniosłam.
- Bo ty się smucisz, to raz. Dwa, wpadłem na genialny plan jak stąd uciec!
-A…A czy tego nie powinniście z Shunem ustalić wcześniej, zanim przybyliście mnie ratować?
-Nie było czasu….
- To co to za genialny plan?
- No więc plan jest taki, że ty zajmiesz vexosów a ja i Shun wyskoczymy przez okno i uciekniemy do teleportu!
- A…A ja?!
- A ty sobie tu możesz zostać! Ważne, żebym ja żył!
- Jeszcze chwila i przysięgam, że zostawię cię tutaj!
- Kto tu kogo zostawi, panno ‘mam gniazdo na głowie’?
- OSZ TY…- rzuciłam się na niego, zwalając go z nóg.- JAK MNIE NAZWAŁEŚ?!
- PRZEPRASZAM! TO TAKI ŻART! SERIO! PRZEPRASZAM! – szatyn pisnął przerażony.
- Niech ci będzie, dziś nie mam chęci cię zabijać…- mruknęłam i szybko zeszłam z chłopaka.
- Co? N-nie masz chęci mnie zabić?! Kim jesteś i co zrobiłaś z moją Akemi?!- Dan nagle zaczął mną potrząsać i zaglądać pod powieki.
- Co ty wyrabiasz?! DAN! – z trudem go odepchnęłam.
- KIM JESTEŚ KOSMITO?!- szatyn wydarł mi się do ucha i nagle zaczął mi świecić latarką po oczach.
- DAN, PRZESTAŃ! Skąd masz tą latarkę?! – zapytałam mrużąc oczy.
- A nie wiem, sięgnąłem do tyłu i…- oboje spojrzeliśmy za niego po czym pisnęliśmy na widok wściekłego i poobijanego Shadowa.- WIAAAAAĆ!
Dan pociągnął mnie szybko za rękę i rzuciliśmy się do ucieczki. Białowłosy rzucił się oczywiście za nami, krzycząc, że jak nas dorwie to nic z nas nie zostanie.
- Świetnie, rozwścieczyłeś go! -  rzuciłam oburzona.
- To nie ja! To on!
- Co?!
- On jest psychopatą!
- Ciężko się ni zgodzić! – zaśmiałam się po czym złapałam go mocno za rękę i szarpnęłam nas w bok, wypadając przez okno.
Po tak długim czasie jaki tu spędziłam dobrze znałam rozkład pałacu choć wszystkie korytarze były niemal identyczne. Trochę się poobijaliśmy o dachówki, ale w końcu upadliśmy na balkon.
-Auć…- mruknęłam cicho.
- Akemi…Przypomnij mi….Że jak się stąd wydostaniemy….TO MAM CIĘ ZABIĆ! -  Dan wrzasnął a ja aż się skrzywiłam.
- Nie ma sprawy, nie musisz dziękować za ratunek!
- TO był RATUNEK?! Wyrzucanie mnie przez okno?!
- NAS! Nas wyrzuciłam przez okno! – poprawiłam go, nie mogąc się nie uśmiechnąć.- Poza tym, nie było aż tak źle, co?
- Było fatalnie! Ale ty wyglądasz gorzej.- Dan zauważył.
- Dzięki wielkie.
- Nie, mówię serio. Źle wyglądałaś wtedy na korytarzu. Coś się stało?
- Ale masz zapłon…
- Nie zmieniaj tematu na mnie! Wiem, że jestem wspaniały i w ogóle, ale dam ci to parę minut!
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- To nic takiego, źle się poczułam.
- A ja to Elvis Presley.
-No, macie nawet podobną fryzurę…
-SŁUCHAM?!
- Oj, drażnię się z tobą! – zachichotałam.
- Ech….No to co ci tam dolega?
-Nic takiego.
-A gdzie Shun?
-Ja…nie wiem.- przygryzłam lekko wargę. Zostawiłam go tam samego…To nie był chyba dobry pomysł…
- Ach, więc o niego chodzi!- szatyn uśmiechnął się triumfalnie.
-Wcale nie! – zaprotestowałam, ale poczułam, że się rumienię.
- Akurat! Widzę przecież, że wy coś….no…ten…No że jesteście parą!
-Nie jesteśmy parą!
- Widzę jak się na siebie patrzycie.
-Daj spokój!
-Nie dam! Pokłóciliście się?
- Nie…- zaczęłam, ale jego wymowny wzrok mnie uciął.- Dan, to chyba nieodpowiednie miejsce na taką rozmowę…
- A jak wrócimy do bazy to też tak powiesz, co?
- Racja – skinęłam niechętnie głową. – Ale to jest skomplikowane…
-Aki, wiem o tobie już tyle dziwnych i skomplikowanych rzeczy, że ta mnie pewnie nie zaskoczy…
Pokiwałam głową i po dłuższym namyśle zaczęłam mówić.

***

Po cichu weszłam na dach, choć Shun i tak mnie pewnie już zdążył usłyszeć.
Zresztą, chyba wszyscy usłyszeli to, jak spadłam z drabiny…
Ale mniejsza z tym!
Delikatnie usiadłam obok niego. Nie spojrzał nawet na mnie, patrzył w gwiazdy.
Zarumieniłam się i na chwilę odwróciłam głowę.
Dobra, wdech i wydech, zdecydowałam się na to…
- Echem…Shun? – zaczęłam cicho i niepewnie. Nie odpowiedział mi, choć wiem, że słuchał. – Bo ja…No…Ja…
- Zamierzasz dzisiaj to powiedzieć? Trochę nie chce mi się ciebie słuchać.- czarnowłosy warknął. Lekko się skrzywiłam na jego słowa.
- Tak, ja…No…- spojrzał na mnie rozgniewany. Uśmiechnęłam się.- Wesołych walentynek…
Nim zareagował nachyliłam się i go pocałowałam.
Zaskoczyło go to i zamarł. Dopiero po chwili oddał pocałunek.
Na chwilkę się od niego oderwałam.
-Przeprosiny przyjęte?- zapytałam z nadzieją.
- Chyba musisz się bardziej postarać – Shun mimowolnie się zaśmiał a moje serce niemal oszalało z radości na ten rzadki dźwięk.
Pokiwałam głową i pozwoliłam mu się objąć. Tak jak pocałował mnie teraz, nie pocałował mnie jeszcze nigdy. Ten pocałunek zdradzał o wiele więcej uczuć niż jakikolwiek poprzedni.
Jestem skomplikowaną osobą która nie wie, czego chcę.
Ale cóż….Tak też bywa!
A swoją drogą, to muszę chyba podziękować Danowi….Co jak co, ale całkiem niezły z niego Amor! Jeszcze ubrać go tylko w togę i dać łuk i strzały!


***

Ech....Nie mogłam się do tego zabrać, ale zostałam zaszantażowana xD
Tak więc dedykacja do Claire, która pomagała mi przy tej i poprzedniej notce
Dziękuję ^ ^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz