poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział 71 - To dobrze, że jesteś przywiązana do tego stołu, przynajmniej nie spadniesz z powodu tego, co zaraz powiem…

- Odwiążesz mnie? – zapytałam spokojnie.
- Żebyś mnie powaliła na ziemię, obezwładniła, położyła na swoim miejscu i uciekła? Nie, raczej nie, wybacz – Hydron spojrzał na mnie wymownie.
- Aaa, sam być nie chciał tu leżeć, ale ja muszę, tak? – warknęłam zirytowana.- Rozpuszczony książę…
- Uważaj na słowa! – blondyn syknął.- Chcę ci pomóc.
- Dlaczego wy wszyscy macie taki dziwny sposób pomagania mi? – westchnęłam zrezygnowana.- Zawsze jak ktoś chce mi pomóc, to tylko pogarsza sytuację.
- Ale tym razem będzie inaczej – odparł spokojnie.- Posłuchaj…To dobrze, że jesteś przywiązana do tego stołu, przynajmniej nie spadniesz z powodu tego, co zaraz powiem…Otóż, mój ojciec chce, żebyśmy…się pobrali.
W głowie mi zawirowało od wspomnienia, kiedy to podsłuchałam.
- S-słucham? – wypaliłam, starając się brzmieć zaskoczona. Do tej pory nie miałam większej szansy o tym rozmyślać.- Miałabym wyjść…za…ciebie?
- Wiem, dla mnie to też brzmi przerażająco – przyznał.- Jakoś nie palę się, do spędzenia życia z taką nieokrzesaną i buntowniczą dziewczyną. Tym bardziej, że mamy tylko po szesnaście lat.
- A co? Boisz się, że jak zostanę twoją żoną, to będę mogła cię bez żadnych oporów bić patelnią? – zachichotałam a on też się cicho zaśmiał. Nagle przypomniałam sobie coś i przymknęłam oczy, żeby lepiej przywołać wspomnienie. Przez to zamieszanie nie miałam czasu nawet porządnie obejrzeć swoich wspomnień, dowiedzieć się czegoś o sobie.- Poza tym…miałam już narzeczonego.
- Co? – zakrztusił się wodą, którą akurat zwilżał gardło. Otarł wierzchem dłoni wodę, która wylądowała na jego podbródku. – N-narzeczonego? Kto nim był?
- Szczerze? Nie wiem – zamyśliłam się.- Rodzice mi go wyznaczyli, zanim się jeszcze urodziłam. Nie wiem nawet, jak ma na imię ani gdzie miałam go znaleźć. A że prawdopodobnie moi rodzice nie żyją, nigdy się tego nie dowiem, więc…chyba zaręczyny powinny zostać zerwane, prawda?
- Muszą – Hydron podszedł bliżej i usiadł obok mnie na stole.- Posłuchaj, wiem, że to ci się nie spodoba, ale musisz zostać moją narzeczoną. Ale daj mi dokończyć – końcówkę dodał szybko gdy zobaczył, że już otwieram usta. Zamknęłam je posłusznie i wbiłam w niego zaciekawiony wzrok.- Nie będzie żadnego ślubu. Zamierzam niedługo…niedługo przejąć tron. Do tego czasu musimy chociaż udawać. Nie martw się, nie będziemy się musieli całować ani nic w tym stylu. Ale wiesz…zachowuj się, jakbyś mnie lubiła.
- To będzie trudne – zaśmiałam się.
- Dla mnie też, nie martw się, nie jesteś sama – blondyn zachichotał. Zaczynałam się powoli do niego przyzwyczajać, nawet tolerować. – To co? Nie muszę się martwić o swoje życie?
- Teraz mam dobry humor, więc nie – spojrzałam w jego fiołkowe oczy, rozbawiona.- Narzeczony.
- Dobrze, że nie mężu – chłopak zaśmiał się a ja parsknęłam śmiechem. Dawno tego nie robiłam, aż sama odzwyczaiłam się od tego dźwięku. On najwyraźniej też, bo spojrzał na mnie zaskoczony, ale nie przestał się uśmiechać. Ten dźwięk mi się spodobał i śmiałam się jeszcze trochę, najpierw z siebie, potem z Hydrona, który również śmiał się ze mnie. Albo raczej już ze mną…

***

- Niech no ja ich dorwę! – Zenehold krzyknął i uderzył pięścią o tron po czym zerwał się na nogi.- Dopiero teraz poznają mój gniew! Już ja im pokaże!
Cieszyłam się, że był taki wściekły. Uśmiechałam się lekko pod nosem. Wojownikom udało się pozbyć systemu zniszczenia. Bakugany były bezpieczne. Wiedziałam jednak, że Zenehold tak łatwo się nie podda i wymyśli coś jeszcze.
- To cię bawi?! – z zamyślenia wyrwał mnie jego wściekły krzyk, niebezpiecznie blisko mnie. Uśmiech szybko znikł a ja podniosłam wzrok na mężczyznę, który rzeczywiście stał tylko trzy metry ode mnie i rvexosów, którzy klęczeli obok mnie i Hydrona. My nie klęknęliśmy, chociaż król widocznie tego chciał. Nie, jeszcze mnie nie złamali. Byłam zbyt…zbyt dzika i nieposkromiona, żeby tak łatwo im się to udało. Byłam silniejsza, niż król oczekiwał. Jak dziki koń, który nie zamierzał dać się osiodłać. I choć przez moment myślałam, że jestem jedną z nich, to jednak tak nie było. Nie czułam, żebym była całkiem zła. Owszem, okłamałam przyjaciół, bardzo ich tym skrzywdziłam, ale…ale przecież poza tym byłam dla nich dobra…Robiłam co mogłam.
- Nie – wydusiłam z siebie.- Przecież się nie śmieję.
- Ale się uśmiechasz – król zmrużył oczy.- Więc może podzielisz się z nami tą ciekawą i zabawną myślą?
- Moje myśli zostają w mojej głowie – mruknęłam ponuro.
- Ach tak? – zamachnął się, chcąc mnie uderzyć. Zanim wyciągnęłam rękę aby go zatrzymać, inna dłoń to uczyniła. Oboje spojrzeliśmy na Hydrona.
- Ojcze, zostaw ją – rzucił spokojnie, ale jego spojrzenie zdradzało, że był zdenerwowany.- To przecież moja narzeczona.
Oczy Zeneholda rozszerzyły się w zdziwieniu. Wyszarpnął rękę z uchwytu syna, który objął mnie lekko. Całą siłą woli starałam się nie roześmiać. Spojrzałam na vexosów, którzy mieli wręcz bezcenne miny. Volt patrzył na mnie, jakbym wbiła mu nóż w plecy. Od Mylene promieniowała jakby…zazdrość? Shadow miał szeroko otwarte oczy, ale uśmiechał się z niedowierzaniem. A Lync…cóż…on patrzył na mnie jak na jakiegoś ufoludka. Cóż, w końcu nie codziennie dowiaduje się, że jego wróg ‘’zostanie niedługo’’ jego…panią?
- N-narzeczoną?! – Mylene wykrzyknęła w końcu a jej oczy niebezpiecznie błyszczały. Mylene była ciekawą osobą. Choćby dlatego, że nie umiałam jej zrozumieć. Nie mogłam zrozumieć, jak można być tak chciwym, nienawistnym, okrutnym i fałszywym w jednym. Nie wiedziałam, czego w sumie chce. Chyba władzy. Ale dlaczego nic nie robiła w tym kierunku? Przecież mogła, na pewno mogła…A może miała jakiś plan?
- Tak, masz z tym problem? – Hydron zapytał z triumfalnym uśmiechem.
- Nie są na to za młodzi? – błękitnowłosa spojrzała na króla.
- No właśnie? Zwłaszcza, na podróż poślubną? – Shadow zachichotał a Mylene uderzyła go z otwartej, aż się przewrócił.- Aua! Za co?!
- Ty tylko o jednym, to…odrażające – syknęła i zmrużyła oczy.- Panie, akceptujesz ten związek? Przecież ona…ona…jest taka zwykła i na dodatek jest przecież zdrajczynią!
- Jest zwykła tylko na zewnątrz – Król odparł cicho, uśmiechając się niebezpiecznie. Wiedziałam, że myślał o moim ojcu, gdy to powiedział. Chodziło mu o moje pochodzenie, które, niestety, miało 50 % szans na bycie królewskim. Miałam nadzieję, że tak nie jest. Ja i bycie…księżniczką? Proszę, to brzmi jak jakaś fabuła z tandetnego filmu. Poza tym, mój ojciec uciekł z mamą, prosto do starej vestroi, która potem…potem została zniszczona. Wzdrygnęłam się lekko na tą myśl a Hydron spojrzał na mnie pytająco. Odwróciłam wzrok.
- Jest wyjątkowa – blondyn obok mnie odezwał się. Żałowałam, że nie Shun to mówi. Że to nie on tu stoi i to nie on mnie obejmuje. Ale czy moglibyśmy być jeszcze kiedyś razem? Oby dwoje wciąż chowaliśmy urazę i mieliśmy sobie za złe nasze rozstanie. Wiedziałam oczywiście, że wina leży głównie po mojej stronie, ale ja przecież przeprosiłam. Rozumiem, że go zawiodłam, rozczarowałam i bardzo skrzywdziłam, ale…ale on też mnie trochę skrzywdził. Ja chyba byłam gotowa mu wybaczyć, ale on mi najwyraźniej nie. Między nami zrodziło się coś w rodzaju lodowatego muru, którego żadne z nas nie mogło przebić. Widzieliśmy się przez lodowatą powłokę, nasze dłonie były w tych samych miejscach po przeciwnych stronach, ale nadal nie mogliśmy stopić tej lodowatej ściany, która zdawała się tylko powiększać, wraz z naszymi łzami. Poniekąd łzy to przecież woda. Zamarzała i przyklejała się do muru, tworząc jego część…Rozdzielając nas jeszcze bardziej…Nie słyszeliśmy się, nie rozumieliśmy….Z czasem przestaniemy nawet próbować mówić. Będziemy tylko patrzyć a gdy i to nam się znudzi, każe poszuka wyjścia – w przeciwnym kierunku. W sumie to zaczęłam się zastanawiać, czy…czy już nie zaczęliśmy go szukać. Albo co gorsza, czy go nie znaleźliśmy…

***

Siedziałam obok okna, wyglądając gdzieś w nicość, która nas otaczała. Gdzie byliśmy? Jaki to był wymiar? Czy to w ogóle był jakiś wymiar? Spuściłam głowę. Gdy patrzyłam na setki gwiazd naokoło, powracały wspomnienia. A ja ich już nie chciałam. To wszystko było za trudne. Może gdybyśmy poznali się później, gdyby to wszystko było inaczej…może wtedy by nam się udało.
- O czym myślisz? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Hydrona. Blondyn patrzył na mnie, wyraźnie zaciekawiony. Przyjrzałam mu się. Trochę źle wyglądał. Może też przechodził jakieś wewnętrzne załamanie?
- O…o niczym…- uśmiechnęłam się lekko a chłopak usiadł obok mnie. Uważnie mi się przyglądał.- A ty? O czym ty myślisz?
- Patrzę na ciebie i zastanawiam się, jak mogłem być dla ciebie taki niemiły – rzucił a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Nie zawsze na początku się kogoś lubi – zaśmiałam się cicho po czym pobladłam.
- Taak…to racja – dobiegł mnie jego głos, ale nie patrzyłam na niego.- Aki? Co jest?
Shun też mnie na początku nie lubił. Nie przepadał za mną…
- N-nic – uśmiechnęłam się słabo.- To co teraz robimy?
- Nie wiem…chyba jesteśmy na siebie na razie skazani – Hydron wzruszył ramionami.- Więc, co chcesz porobić?
- W sumie…to…opowiesz mi trochę o swoim życiu? – zapytałam po chwili, nie mogąc wymyślić żadnego lepszego tematu do rozmowy. Chłopak się nieco zmieszał.- Znaczy, jak nie chcesz, to nie musisz…
- Wiesz, to nic ciekawego. Mamy już prawie nie pamiętam, ojciec…sama widzisz. Przyjaciół nie mam, więc…to jedna wielka nuda – stwierdził i uśmiechnął się lekko.- A ty? Ty nigdy o sobie nie opowiadałaś.
- Bo…też nie ma za wiele do opowiadania – wzruszyłam ramionami.- To może…może przejdźmy się po pałacu i znajdziemy coś do jedzenia. Mamy tu lody?
- I to jakie! – Książe się uśmiechnął po czym pierwszy rzucił się do wyjścia z pokoju.- Jaki smak lubisz?
- Truskawkowe! – pognałam biegiem za nim i już po chwili ścigaliśmy się do kuchni jak dzieciaki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz