poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział 58 - Co to świnka morska? Da się ją zjeść?

Leniwie otworzyłam oczy.
Pierwsze co zobaczyłam, to znajome, miodowe oczy, wpatrujące się we mnie z zainteresowaniem. Uśmiechnęłam się a on przerzucił nade mną rękę i nachylił się, jakby chciał mnie pocałować. Jednak tego nie zrobił.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się promiennie.
- Dzień dobry - odpowiedział spokojnie. - Głodna?
- Nie jakoś bardzo...- usiłowałam się lekko podnieść, żeby go pocałować, ale ten szybko się odsunął i wstał.
- To poszukam jednak czegoś do jedzenia - rzucił i ruszył w stronę lasu. Popatrzyłam za nim oburzona, a gdy obrócił głowę i na mnie spojrzał, po twarzy przebiegł mu uśmiech. Pokręciłam głową i usiadłam.
Wiedziałam, że ranię samą siebie i jego równocześnie, ale to stało się silniejsze. To uczucie, ta więź między nami. Szło zwariować od tych wszystkich myśli i pytań! Byłam ciekawa, co czuje i myśli Shun. Wydawał się równie zagubiony.
Ponownie pokręciłam głową.
Przy nim wszystko było takie...łatwe...
Nie miałam nad czym się zastanawiać, wtedy to wszystko wiedziałam.
Znałam tego sens.
A teraz?
A teraz nie rozumiałam,  nie widziałam w tym sensu.
Wystarczyło jedno spojrzenie a ta niewiedza znikała. Shun zdawał się być tym brakującym elementem układanki. Albo jedynym elementem, jaki udało mi się znaleźć...
Gdy minęło już kilkanaście minut a czarnowłosy dalej nie wracał, zdecydowałam się iść i go poszukać.
Las wyglądał magicznie, dopiero teraz zaczęłam się tym zachwycać. Słońce wdzierało się przez dziury między gałęziami, przez które można było dostrzec skrawki błękitnego nieba. Świeże powietrze niosło śpiew ptaków i szelest zielonych liści.
Wyciągałam rękę, żeby dotknąć kory jednego z drzew gdy nagle do wyciągniętej dłoni wpadło jabłko. Zaskoczona podniosłam głowę do góry i ujrzałam znajomego ninję, stojącego na jednej z gałęzi sąsiedniego drzewa.
- Szukasz mnie? - spojrzał na mnie lekko rozbawiony.
Uśmiechnęłam się zaczepnie i z charakterystyczną dla ninja prędkością znalazłam się obok niego.
-Może tak, a może nie! - spróbowałam wytrącić mu z ręki jego jabłko, ale znowu był szybszy i zdążył cofnąć rękę.- Ej! To niesprawiedliwe!
-Niesprawiedliwe, że ty masz jabłko a usiłujesz mnie pozbawić mojego? - podniósł brwi do góry.
-Ech...Wygrałeś...- przyznałam a po chwili do głowy wpadł mi do głowy pomysł.- To co? Idzie...
Umyślnie krzywo stanęłam, straciłam równowagę i zaczęłam spadać w dół.
Nie zdążyłam nawet dobrze krzyknąć, gdy chłopak zdążył mnie mocno objąć i gładko wylądować na ziemi.
-Uważaj trochę. Co ty robisz? - zapytał spokojnie, dalej mnie trzymając na rękach.
- Wygrywam! - uśmiechnęłam się triumfalnie a on spiorunował mnie wzrokiem.- I kto tu jest mistrzem?! Aha-aha! Ja! Aha-aha!
-Doprawdy? - w jego oczach dostrzegłam niebezpieczny błysk.- A co ''mistrz'' powie na to?
Niecałą sekundę później na cały las dało się słyszeć mój krzyk 'AUŁA', gdy chłopak puścił mnie a ja zaliczyłam bolesne spotkanie z ziemią.
-To niespr....a zresztą! - mruknęłam i już miałam się podnosić, gdy zobaczyłam przed sobą wyciągniętą dłoń. Podniosłam wzrok na Shuna i nagle wróciło do mnie jedno ze wspomnień.
Wspomnienie, gdy podniosłam wzrok na nieznajomego czarnowłosego, który od razu oczarował mnie miodowymi tęczówkami, wyciągającego do mnie dłoń.
Następnie spojrzałam na szarookiego, żywo gestykulującego i nieco zdziwionego na mój widok. Za nim stał niski blondyn, który przyglądał mi się z zatroskaniem w poszukiwaniu obrażeń.
Wtedy ich poznałam.
Poznałam swoich przyjaciół i chłopaka, którego pokochałam.
Teraz wydawało mi się, jakby to było wczoraj a tyle zdążyło się zdarzyć, tyle musiało się stać, żebym była tu, gdzie jestem.
Shun najwidoczniej także musiał sobie o tym przypomnieć, bo jego wzrok wydawał się być odległy a oczy lekko zamglone.
Zastanawiałam się, jaką mnie wtedy widział. I jak widział mnie teraz.
Nadal byłam niezdarną zielonooką z potarganymi przez wiatr włosami, która przez swoje roztargnienie niemal go stratowała? Może jako dziewczynę, która wywróciła jego życie do góry nogami, nie pytając nawet o to, czy może?
A może dojrzał we mnie coś, czego inni nie widzą? Może w jego oczach byłam piękna? Może lubił mnie taką, jaka jestem i nie chciał nikomu pozwolić mnie zmieniać?
Chciałam znać jego myśli.
Teraz jednak wolałam wykorzystać jego zamyślenie. Szybko złapałam jego dłoń, ale zamiast się podnieść pociągnęłam go do siebie, wyrywając go z zamyślenia. Spojrzał na mnie znów tak jakoś...inaczej. Nie umiem dokładnie określić tego spojrzenie. Słowo 'inaczej' najlepiej to oddawało.
Nic nie powiedział, ale przyzwyczaiłam się. On nigdy za wiele nie mówił. To ja paplałam jak nakręcona zabawka. On był cichy, spokojny, opanowany i małomówny. A ja? Byłam jego przeciwieństwem : głośna, pełna energii, impulsywna i bardzo gadatliwa.
Już zaczynałam się zastanawiać, jak mógł mnie pokochać, gdy mnie delikatnie pocałował.
Pytania i wątpliwości zniknęły.
Potrzebowaliśmy siebie nawzajem, żeby tworzyć coś w rodzaju harmonii.

Jak się jednak okazało, coś, albo ktoś, zdecydował przerwać naszą harmonię...

***

-PUSZCZAJ! - wrzasnęłam, a gdy chłopak to zignorował postanowiłam podjąć bardziej drastyczne środki. Wgryzłam się w jego ramię a ten zawył z bólu.
- Wiedziałem, że jesteś mało normalna, ale żebyś miała wściekliznę?! - Gus syknął, ale mnie nie puścił.- Jeszcze raz mnie ugryź to ci wsadzę knebel w usta!
-To go spalę!
- I co? I się poparzysz? Bardzo mądrze.
Byłam w beznadziejnej sytuacji. Zamiast sznura związał mnie łańcuchem, żebym nie mogła go spalić. Przerzucił mnie przez ramię i niósł. To był chyba jakiś statek. Wygląda identycznie jak jeden, który już kiedyś widziałam.
- Dobra robota, Gus - dobiegł mnie znajomy głos.- Jednak dałeś sobie radę.
-Oczywiście mistrzu- niebieskowłosy powiedział dumny z siebie i przeszedł obok...
-SPECTRA! ZABIJĘ CIĘ I NAWET POPIÓŁ Z CIEBIE NIE ZOSTANIE! - wydarłam się.
-Będziesz mi za to wdzięczna. - blondyn uśmiechnął się tajemniczo.
-Za porywanie mnie?! Jakoś nie sądzę! - popatrzyłam na niego oburzona.
- To dla twojego dobra Akemi.
-Nienawidzę, gdy coś jest dla mojego dobra! Wy wszyscy macie bardzo dziwne poczucie, co dla mnie jest dobre! - zdążyłam skończyć a drzwi głośno trzasnęły tuż za nami. Niebieskowłosy rzucił mnie na łóżko i ruszył z powrotem do wyjścia.
-Ej! Nie rzucaj mną jak workiem kartofli, to raz! A dwa, dokąd idziesz?!
- Nie muszę ci się tłumaczyć! - rzucił chłodno i wyszedł. Jak się uwolnię, to go rozszarpię!
Po chwili namysłu zrzuciłam nogi na ziemię i spróbowałam wstać. Było to ciężkie do zrobienia gdy ręce i nogi miałam związane łańcuchami, ale jednak łatwiejsze niż próba doskoczenia do wyjścia.  Szczerze mówiąc, musiało to zabawnie wyglądać. Spojrzałam na miniaturową klawiaturę obok zamkniętych drzwi. Dioda obok świeciła się na czerwono.
Świetnie!
Hmm...Jeżeli Gus układał kod, to pewnie będzie coś w miarę prostego, typu 'Mistrz Spectra rządzi!'. Taa....Tyle, że tu są same liczby.
1,2,3,4?
Nie, to bardziej pasuje do Dana...
Zaczęłam nosem wciskać przypadkowe liczby. W końcu zasada 'wciskaj wszystkie guziczki jak leci aż zadziała albo się zepsuje' była najlepszą opcją.
Nagle światełko zmieniło kolor na zielony.
Już zdążyłam się ucieszyć, że mi się udało, gdy drzwi się otworzyły i stanął w nich nie kto inny jak Spectra.
Uh...Czyli to on je otworzył...
Mimo wszystko było to lekko zaskakujące i gdy usiłowałam odskoczyć straciłam równowagę i runęłam na ziemię.
Blondyn cicho westchnął i zmierzył mnie krytycznym wzrokiem.
- Powinienem cię tak teraz zostawić - rzucił obojętnie po czym posłał mi złośliwy uśmiech.- Albo poprosić Kazamiego, żeby cię podniósł.
- Co? - zapytałam zdziwiona i spróbowałam się podnieść. Niestety, bez skutku.
-Chwilę was obserwowałem zanim zdecydowałem się jak cię tu sprowadzić.
- Chyba porwać! - prychnęłam, choć lekko się zarumieniłam.
 - Nazwij to jak chcesz. No, no, nasza Akemi ma jednak jakąś słabość! - zaśmiał się i zrobił kilka kroków w moją stronę.- Pokonanie cię jest teraz łatwiejsze, niż kiedykolwiek.
- Przestań! - krzyknęłam.- Mam tego dość!
- Dość? Czego?
-Bycia jakąś bronią! - zacisnęłam mocno powieki.
- Ale jesteś bronią. I to jedyną w swoim rodzaju! - dobiegł mnie jego śmiech.
- Zamilcz!
-Jedni są bronią a inni ich używają, żeby wygrać...
- Przestań! Przestań, proszę! - nie chciałam tego słuchać.
-...Więc ja użyję ciebie i zwyciężę! - gdy otworzyłam oczy, chłopak kucał obok mnie, uśmiechając się złośliwie.
- A jak się nie zgodzę? - zapytałam cicho.
- Nie pytam cię o zdanie. - powiedział chłodno po czym wstał i ruszył do wyjścia.
- Niektórych broni można użyć tylko raz...- wyszeptałam cicho.
- A niektóre da się naładować i użyć ich ponownie, na kolejnej wojnie.
- Ale nie wszystkie.
Blondyn wzruszył ramionami.
-Te, których nie da się użyć ponownie, zostają porzucone na polu walki a ci, którzy obok nich przejdą, nie będą się fatygować, żeby je podnieść. Przemyśl to.
Wyszedł.
Łzy zaczęły  mi spływać po policzkach.
To niesamowite, jak jedno uczucie może wszystko zmienić.
Kiedyś byłam wojowniczką, walka była moim jedynym celem na który byłam gotowa przeznaczyć całe życie a potem uśmiechnąć się do śmierci i bez żadnych oporów odejść z tego świata.
A teraz?
Teraz to przestało być mi obojętne, czy dożyję jutra, czy też nie.
Chciałam żyć, teraz widziałam w tym większy sens...
Nadal chciałam walczyć, to było nieodłączną częścią mnie, wszczepione jak gen. Nie potrafiłam stać z założonymi rękoma i nie wpadać w kłopoty.
Teraz zwycięstwo nie oznaczało tylko pokonania wroga.
To oznaczało powrót do domu, do przyjaciół, których kocham.
Nadal byłam gotowa rzucić swoje życie na szalę jeśli zajdzie taka potrzeba...Albo po prostu mi odbije....ewentualnie będzie mi się nudzić.
Jedyne co się we mnie zmieniło, to zniknięcie mojej obojętności na przyszłość.
Teraz chciałam być z midowookim, móc go uszczęśliwić. Jeżeli tylko potrafiłam, to odważyłabym się na stwierdzenie, że urodziłam się, żeby on był szczęśliwy.
Ale to wiedział już tylko on.
Być może już go nie dotknę, być może nie pocałuję, ale to uczucie zostanie.
Musiałam go kochać już wcześniej, a gdy Rudy zdjął z mojego umysłu te tajemnicze blokady dopiero wtedy sobie to uświadomiłam.
Nie chciałam już odchodzić. Za bardzo pragnęłam szczęścia które mi dawał. Rozumieliśmy się bez słów....no, przynajmniej w większości tematów.
Wystarczyło, że po prostu był obok.
Ale cóż, teraz trzeba było ułożyć jakiś genialny plan ucieczki.
Pewnie ciekawi was, jak ja się tu w ogóle znalazłam. Otóż...

***
 Ciszę przerwał świst przecinanego powietrza.
Shun natychmiast mnie objął i odskoczył kawałek z taką prędkością, że nie miałam w ogóle pojęcia, co się stało.
- Co to by...- chłopak postawił mnie na ziemi a potem sięgnął do szyi i wykonał ruch, jakby coś wyciągał. Po chwili dostrzegłam w jego dłoni małą strzałkę. Spojrzeliśmy na siebie. Oboje wiedzieliśmy, co to jest i co to oznacza.
Nie zdążyłam jednak zrobić nawet jednego kroku, gdy poczułam ostre ukłucie i świat nagle zawirował.
Widać czarnowłosy był odporniejszy.
- Shun...- wyszeptałam i poczułam, że tracę równowagę.
Upadałam jak w zwolnionym tempie.
Obraz przed oczami się rozmazał.
Bezsilnie wyciągnęłam rękę w stronę w której ostatnim razem widziałam chłopaka i wszystko zniknęło.
***
 No i tak to było...
A teraz nadszedł czas wprowadzić mój plan ucieczki w życie!
Gdy usłyszałam jak ktoś wystukiwał kod zamknęłam tylko oczy.
Wiem, leżenie na ziemi i udawanie omdlenia nie jest zbyt oryginalne, ale mogło zadziałać. W duchu błagałam, żeby to był Gus, to była moja jedyna szansa.
Usłyszałam zrezygnowane westchnięcie.
Ufff...to jednak Gus...
Jego kroki się zbliżały aż w końcu usłyszałam kliknięcie w kolanach.
Uuuu, ktoś tu ma problemy ze stawami!
Ledwo udało mi się zachować powagę na tę myśl. Niebieskowłosy ostrożnie mnie podniósł a po chwili położył na czymś miękkim.
-Nadal wyglądasz pięknie gdy niczym nie rzucasz i nie usiłujesz mnie udusić...- dobiegł mnie jego cichy śmiech. Musiałam się szybko ogarnąć, żeby się nie zarumienić.- Teraz chyba mogę ci zdjąć te łańcuchy.
Właśnie na to czekałam.
Odczekałam jeszcze chwilkę aż moje nogi i ręce będą wolne. A potem wszystko działo się już bardzo szybko.
-Dzięki! - uśmiechnęłam się po czym odepchnęłam go z taką siłą, że się przewrócił. Nie mogłam się teraz zatrzymać! Zerwałam się na nogi po czym rzuciłam się biegiem przez korytarz. Nie miałam wiele czasu zanim Gus się pozbiera i poleci powiadomić swojego mistrza, że zwiałam.
***
 No cóż...Ten statek musiał mieć inny rozkład od poprzedniego, ale coś pozmieniali, bo zamiast sali z teleportem wylądowałam na korytarzu pełnym drzwi.
- Trudno, nie mam innego wyboru jak sprawdzić wszystkie...- mruknęłam do siebie czym wyważyłam pierwsze drzwi. Za nimi stał jakiś koleś malujący obraz.- Eee...Pomyłka!
Szybko zamknęłam drzwi i wyważyłam kolejne.
Babcia gotująca barszcz.
Trzecie drzwi! Las i gościu polujący na dziki.
Czw...
CHWILA! GOŚCIU POLUJĄCY NA DZIKI?!
Dobra....Wdech i wydech Akemi...To WCALE nie jest dziwne...
Czwarte drzwi - zawody olimpijskie.
Piąte - lekcja matematyki i wściekła nauczycielka ( Tu bardzo szybko zamknęłam drzwi).
Szóste - Mike Tyson walczący z kangurem.
Sió....Siódme...- Dinozaury i lecący meteoryt.
Ósme - Spectra i sprzęt szalonego naukowca.
Dziewiąte...
ZARAZ!
Wbiegłam do siódmego pokoju gdzie były dinozaury.
-UCIEKAJCIE DINUSIE! BĄDŹCIE WOLNE! - wrzasnęłam i otworzyłam na oścież drzwi. Dinozaury popatrzyły najpierw na drzwi...a potem na mnie.
I to raczej przypominał mi wzrok którym Dan darzył polędwiczki gdy był bardzo, bardzo, bardzo głodny...- Oj....AAAAAAAAAAA!
Szybko zaczęłam uciekać a ''dinusie'' za mną. Wparowałam do ósmego pokoju i szybko zamknęłam drzwi.
-Akemi?! - Spectra odwrócił się w pośpiechu.
-Siema! - wyszczerzyłam się.
- Co ty tu robisz?! Wynoś się! - machnął ręką, ale strącił notatki z biurka, które rozsypały się na ziemię.
- Co to? - zaciekawiłam się.
-Nie ruszaj! - blondyn syknął i szybko zaczął je zbierać.
-Uuu, a co tam ukrywasz? - udało mi się dorwać jedną kartkę.- Łańcuch DNA? Wow, trochę dziwny! Czyj?
- Nie twoja sprawa! - chłopak wyszarpnął mi kartkę i położył na biurku.- Wynoś się! A w ogóle co tu robisz?! I co to za huki na korytarzu?!
- Twoje dinozaury tamtędy biegły!
- Wypuściłaś moje dinozaury?!
- A ty po co je tu trzymasz?! Nie słyszałeś o mniejszych zwierzątkach?! Jak na przykład pies? Albo świnka morska?
Blondyn spojrzał na mnie zdziwiony.
- Co to świnka morska? Da się ją zjeść?
-Eee....- moja mina wyglądała pewnie identycznie jak rodziców, którzy zostali zapytani przez syna lub córkę, skąd się biorą dzieci.- N-nieważne...O, a co to? - sięgnęłam po kolejną kartkę i szybko przeskanowałam ją wzrokiem.
- Co ja ci mówiłem?! Niczego nie ruszaj! - Spectra syknął i nim mrugnęłam zabrał mi i tą kartkę.- Powtórzę pytanie : Co ty tu robisz?!
- Co to był za rysunek? - zignorowałam jego pytanie.
-Ja tu jestem od zadawania pytań! Jak się wydostałaś z pokoju?!
- Wyglądał jak...- ucięłam gdy spojrzałam na ogromny ekran. Poza masą niezrozumiałych dla mnie symboli i zdań dostrzegłam coś w rodzaju planu zarysu postaci.- O...Właśnie to. Co to?
- Nic, czym powinnaś się interesować! - blondyn szybko wcisnął jakiś klawisz i obraz zniknął.- A wracając do ciebie...
- NIE DAM SIĘ WZIĄĆ ŻYWCEM! - krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam, po czym wykorzystałam jego zaskoczenie i wybiegłam z pokoju, mając nadzieję, że dinozaury Spectry sobie poszły.
Na szczęście ich nie było, więc rzuciłam się biegiem przez korytarz. Gdy skończyłam w głowie wyliczankę, wyważyłam drzwi które zostały ''szczęśliwym zwycięscą'' i dostrzegłam teleporter. Szybko wprowadziłam współrzędne, nacisnęłam przycisk 'start' i wbiegłam na platformę.
Nie zdążyłam nawet podnieść wzroku, gdy ktoś wpadł do środka, a ja już zniknęłam.

***

Spadam w dół.
Spadam.
Spadam.
Spadam.
Nadal spadam.
Spadam.Spadam.Spadam.
Oooo, ptaszek! ^O^
Spadam.Spadam.
Spadam?
Chwila...
PTASZEK?! SPADAM?!
Nim zdążyłam zareagować wpadłam na szklany dach razem z jego kawałkami do środka.
- A Akemi...Właśnie wpadła! I to dosłownie! - Ace parsknął śmiechem na mój widok.
- Zamiast się tak szczerzyć to byś mi lepiej pomógł! - jęknęłam i zaczęłam powoli zbierać się z podłogi...Bardzo ładnej podłogi...
- No już, już, przecież idę - szarooki szybko do mnie podszedł i pomógł mi wstać.- Jesteś w samą porę! Gdzie byłaś?
- Też się cieszę, że mi nic nie jest i że się widzimy! - przekręciłam oczami i rozejrzałam się po eleganckim pomieszczeniu. Ściany były pięknie udekorowane drogimi obrazami a kryształowe żyrandole zwisały z sufitu. Wow, jak pałac! - Gdzie my jesteśmy?
- W moim domu - dobiegł mnie głos zza siebie, więc odwróciłam się w jego kierunku. Białowłosy mężczyzna, elegancko ubrany, przyglądał mi się z zaciekawieniem. Zresztą, ja też gapiłam się na niego jak na UFO. W końcu nie codziennie widzi się arystokratę! Tak, jak pewnie on nie widzi codziennie dziewczyny wpadającej do jego domu przez dach.- Jestem Klaus Von Hertzon. Miło mi cię poznać.
Ujął moją dłoń i delikatnie ją pocałował.
-Em...Mi też bardzo miło cię poznać! - powiedziałam lekko zakłopotana, choć się uśmiechnęłam. Śmiać mi się chciało z samej siebie.- Mam na imię...
-Akemi Ichiro, wiem. Opowiadali mi o tobie.
-OpowiadaLI? - obróciłam się i spojrzałam na Ace'a. Dopiero po chwili dostrzegłam
za nim....Satoru.- Och...
- Gdzie byłaś tyle czasu?! Mylene i Hydron zabrali energię domeny Haosu! - Ace popatrzył na mnie wyczekująco, jednak nie zdjęłam wzroku z Satoru.
- Powiedzmy, że coś mnie zatrzymało...- mruknęłam po czym powoli przeniosłam wzrok na szarookiego.-Energię domeny? O co biega?
- Zenehold zaatakował starożytnych. Oni oddali energię ich domen naszym bakuganom! - Ace wskazał na Percival'a, który spoczywał na jego ramieniu.- Usiłują nam je zabrać, żeby uruchomić jakiś system zniszczenia.
- Czyli musimy teraz was trzymać z daleka od vexosów.- zauważyłam.
-Phi! Po moim bladym trupie! Dziewczyna nie będzie mnie chronić a tym bardziej walczyć za mnie! - chłopak oburzył się. - Poza tym, przed chwilą gadałem z Mirą i Danem. Niedługo tu będą. Oni też mają energię domen.
-Racja, nie powinniśmy się teraz rozdzielać!
- No to co cię zatrzymało?
Przygryzłam lekko dolną wargę.
-Ja - Satoru nagle się odezwał i podszedł bliżej.- To moja wina.
- Twoja? - Ace podniósł brwi do góry w zaskoczeniu.
-Ja. Wydałem Akemi vexosom...- chłopak przyznał i odwrócił wzrok.
Chwilę się zastanawiałam, co się stanie dalej.
I stało się tak, jak obstawiałam.
Ace rzucił się na Satoru, popchnął go na ścianę i mocno złapał za kołnierz.
- Co?! Wydałeś ją vexosom?! To podły zdrajco! - szarooki wydarł się.
-Ace! Przestań! - podbiegłam do Ace'a i zaczęłam go odciągać od Satoru.- To nie jego wina!
- Nie jego wina?!
- Nie miał powodu, żeby mnie im nie wydać! Oddali mu jego bakugana! Przestań! - udało mi się, choć nie bez trudu, odciągnąć gracza Darkusa.
-Nie miał powodu?! Nie miał powodu?! A ja nie jestem powodem?! Wydałeś moją przyjaciółkę wrogom! - Ace usiłował mi się wyrwać a ja miałam coraz większe problemy z próbą utrzymania go.
- Nie, ty już nie jesteś powodem, Ace! - Satoru mruknął i ruszył do wyjścia.- Nie jesteśmy już przyjaciółmi. Nie zamierzam pomagać vexosom, ale tobie też nie.
Patrzyłam, jak odchodzi.
Zastanawiałam się, co czuje Ace.
Zasłużył sobie? A może nie?
Był nieco zszokowany słowami Satoru. Nie dziwię się, jego stary przyjaciel właśnie odszedł.
-Ace...- przytuliłam się do szarookiego.- Słuchaj...
-Nic nie mów - chłopak powiedział oschle i objął mnie.- Ale obiecaj mi, że ty nie będziesz miała przede mną żadnych mrocznych tajemnic i nie odejdziesz.
Przez chwilę się zawahałam.
Tysiąc myśli przebiegło mi przez głowę w ciągu dwóch sekund.
- Obiecuję...- szepnęłam cicho.
-No, skoro już wszystko gra, to chciałbym was powiadomić, że zanim postanowicie ruszyć na jakąś niebezpieczną misję urządzam bal. I chcę, żeby wszyscy wojownicy na nim byli - Klaus spojrzał na nas z uśmiechem.- Jesteście zaproszeni. I musicie zrobić mi ten zaszczyt i przyjść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz