poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział 66 - Nie ma to jak nieudana próba ucieczki...

- Chodzi poniekąd o Akemi – odezwał się Zenehold. Przyłożyłam ucho do drzwi. – Jakie są między wami relacje?
- Eee, że co?
- Lubi cię?
- Nie wiem…Chyba tak sobie. Co za różnica?
- Widzisz…Nigdy nie mieliśmy pełnego poparcia, jako władcy.
- Tak, spora grupa osób uważała, że to nie nam należy się tytuł rodziny królewskiej. Pamiętam.
- I to oni stwarzali nam problemy, nad przejęciem całkowitej władzy nad Vestalią i Nową Vestroią.
- I?- głos Hydrona zrobił się nieco niepewny.
- Stwierdziłem, że gdy pozbędziemy się już bakuganów, to wrócimy na tron do Vestalii.
- Co ma do tego Akemi?
- Bo ona jest problemem. Przeszkodą, która dzieli nas i tron.
- Co masz na myśli?
Co jest? Ja? Przeszkodą do tronu? Phi! Przecież obecnie jestem niegroźną i bezbronną dziewczyną…
- Problem tych ludzi, którzy nas nie popierali polegał na tym, że…Hmmm, to trochę dłuższa historia …
- Więc jak to się stało, że jednak jesteś królem?
- Nie jestem nim prawowicie – Zenehold prychnął.- Tak naprawdę nikt nie wie, czy ja byłem prawowitym następcą tronu, czy mój dawny przyjaciel, Takahiro – słowo ‘przyjaciel’ wymówił z najczystszą nienawiścią.- Ale on uciekł. Zakochał się i zniknął z ukochaną.
- Czyli…Nie wiadomo, czy jestem księciem?
- Nie…
- Mów wprost, o co chodzi!
- Akemi jest córką Takahiry! – Zenehold ryknął zirytowany.- Jak ty nic nie rozumiesz!
Na chwilę zapadła cisza. Zakołowało mi się w głowie.
- Czyli…O-ona jest…Księżniczką?
Ciarki mnie przeszły. Nie, to niemożliwe. Nie byłam księżniczką, nie pasuję na księżniczkę! Nie mogłam być córką tego Takahiry…Co prawda Zenehold mówił, że zniknął z ukochaną…Tak jak moja matka zniknęła z ukochanym… Ale to nie zmienia faktu, że nie mogę być księżniczką!
- Nie na pewno i tego się pewnie nigdy nie dowiemy…Ale powinieneś utrzymywać z nią dobre relacje…
- Niby po co? – blondyn zapytał nerwowo.
- Bo wpadłem na genialny plan, jak zażegnać ten spór i wreszcie objąć tron pełnomocnie! Jeżeli ożenisz się z nią, bez względu na to, które z was jest następcą tronu, będziemy mieli zagwarantowany tron! Bez żadnych problemów! Gdy pozbędziemy się bakuganów, wrócimy do Vestalii i zemścimy się!
Nogi zrobiły mi się jak z waty.
- No ty chyba sobie żartujesz! – Hydron krzyknął oburzony.
- Nie tym tonem szczeniaku! – Zenehold warknął.- Jeżeli chcesz kiedyś zostać królem, musisz wziąć sprawy w swoje ręce! Nic samo do ciebie nie przyjdzie!
- Ale ślub?! Mamy dopiero po szesnaście lat!
Cofnęłam się od drzwi i oparłam o ścianę. Tego było za wiele…Mogłam ogarnąć wszystko : psychopatycznego Shadowa i jego skarpety, Volta i jego ‘’sprawdzania’’, nawet Hydrona i jego rozchwiania emocjonalne, ale ŚLUB?!
- Nie będziecie musieli sprawować władzy. Przejmiesz ją, gdy ja ci na to pozwolę, albo umrę!
- Nie będzie żadnego ślubu!
- Nie pytam cię o zdanie!
- A powinieneś, bo to ja mam się niby żenić! Zapomnij! Nie będzie ŻADNEGO ślubu!
- Wreszcie gadasz od rzeczy – mruknęłam otępiale po czym poczułam nagły atak paniki.- Jeśli tu zostanę, to jeszcze mnie wydadzą za mąż za tego idiotę…Trzeba wiać!
Rzuciłam się biegiem do teleportera, w duchu błagając, żeby współrzędne które ostatnio wpisywał Volt nadal tam były.
Wpadłam jak tornado do środka i rzuciłam się do pulpitu sterowania. Były!
Odetchnęłam, wcisnęłam zielony guzik i najszybciej jak potrafiłam wbiegłam na platformę.

***

Zdążyłam mrugnąć a stałam w jakimś lesie. Wiatr zaczął bawić się moimi włosami, jakby na powitanie. Popatrzyłam na słońce i od razu się uśmiechnęłam. Dawno tego nie robiłam, ale ostatnio nie miałam do tego powodów.
Poczułam, że wraca do mnie energia do życia. Odetchnęłam świeżym powietrzem i od razu zrobiło mi się lepiej na duchu. Kochałam wolność, gdy więzili mnie cały czas na pokładzie statku, nie miałam czym oddychać, byłam przybita. To jak zamknąć dzikiego ptaka w klatce. Umrze znacznie szybciej od domowego ptaka, nie wytrzyma siedzenia w klatce.
Stałam przez kilka minut w całkowitej ciszy, głęboko wdychając powietrze. Miło było znów czuć promienie słońca na skórze.
Chwilę stałam w bezruchu aż w końcu rzuciłam się biegiem przed siebie. Musiałam się dowiedzieć, gdzie ja w ogóle się znajdowałam. Tak, trzeba być mną – teleportować się do całkiem nieznanego mi miejsca, bez namysłu.
Wkrótce moim oczom ukazał się jakiś…hmm…wyglądało to trochę jak ogród, trochę jak plac treningowy. Czyżby Volt zdecydował się trochę odpocząć?
Gdy wytężyłam słuch usłyszałam odgłosy walki. Rzuciłam się biegiem w tym kierunku. Odgłosy stawały się coraz głośniejsze. Przyśpieszyłam do granic swoich możliwości. Już po chwili widziałam połamane drzewa i bakugany. Od razu poznałam Ingram i Boriates’a.
Na chwilę się zatrzymałam. Po co tam biegłam, skoro wiedziałam, że zobaczę tam Shuna?
A może właśnie chciałam go zobaczyć? Przygryzłam wargę. Z jednej strony nie chciałam, ból znowu wróci, ale z drugiej….To było silniejsze…Może chociaż tylko sekundkę…
Ponownie zaczęłam biec. Gdy już widziałam Volta i Shuna zza drzew, zatrzymałam się. Ciężko oddychałam, czułam się okropnie zmęczona.
- Co jest? – mruknęłam do siebie.- Nie powinnam nawet odczuć, że biegłam…Pewnie wszystkie mięśnie mi się zastały w tym durnym pałacu.
- To nie twój interes! – Shun warknął.- Supermoc aktywacja! Echo Cienia!
- Dlaczego nie chcesz tego zobaczyć, Shun? – Volt zapytał spokojnie. – Supermoc aktywacja! Armata Prometeusza!
Podeszłam trochę bliżej, uważnie obserwując strzały bakuganów. Co jak co, nie chciałabym oberwać takim strzałem.
- Mówiłem, że to nie twoja sprawa! – spojrzałam na czarnowłosego, który patrzył zirytowany na wojownika Haosu.
- Wiesz co? Pocałowałem ją.
- I co z tego?! – Shun krzyknął i po raz pierwszy usłyszałam w jego głosie gniew.- Supermoc aktywacja! Nieustający Taniec Pozycja Feniksa!
- Supermoc aktywacja! Topór ognia! – Volt w ostatniej chwili zdążył aktywować supermoc.- I wiesz co zrobiła? Odepchnęła mnie! Powiedziała, że jej serce należy tylko i wyłącznie do ciebie! Dlaczego nie chcesz tego docenić?
- Nie obchodzi mnie to!
- Nie kochasz jej?
Midowooki omiótł spojrzeniem okolicę. Na niecałą sekundę jego wzrok natrafił na mnie i przebiegł dalej. Nim jednak chłopak zdążył wrócić wzrokiem na mnie, ja schowałam się za najbliższe drzewo, nie odważając się nawet oddychać.
- Odpowiedz! – Volt krzyknął.
Nie wychyliłam się. Zamiast tego wytężyłam słuch do granic możliwości. Cisza, która trwała kilka sekund, wydawała się teraz wiecznością.
- Nie muszę ci się spowiadać! Chciałeś walczyć, to walcz!
Wypuściłam powietrze z płuc i oparłam się o drzewo.
- Nie chcesz się do tego przyznać, bo cię skrzywdziła, ale nadal ją kochasz.
- Zamilcz!
- No to powiedz mi, prosto w oczy, że jej nie kochasz!
- Bakugan bitwa! Bakugan start! Dalej Nemus!
Nemus? Baron też tu jest? Wychyliłam się delikatnie i rozejrzałam. Rzeczywiście, Baron dołączył do Shuna. Zobaczyłam też Maron, młodszą siostrę Barona. Co ona tu robiła? Pole bitwy dla nikogo nie było bezpieczne, co dopiero dla takiej małej dziewczynki!
Postanowiłam, że ta ‘’sekundka’’ trochę się przeciągnie.

***

Trzęsienie, które wywołała walka zwaliło mnie z nóg. Usłyszałam krzyki wojowników. Jednak przez ich krzyki dosłyszałam jeszcze krzyk Maron, bardziej piskliwy i przerażony. W ostatniej chwili odturlałam się, zanim drzewo by mnie zmiażdżyło, zerwałam się na nogi i rozejrzałam. Na początku nigdzie jej nie było. Gdy już myślałam, że może któryś z wojowników ją uratował, dostrzegłam ją. Wielka wieża pod którą stała, chwiała się niebezpiecznie i wiedziałam, ze za chwilę spadnie na dziewczynkę. Szybko spojrzałam jeszcze na Shuna. Mocno upadł na ziemię. Spojrzał na Maron i zerwał się na nogi, biegnąc w jej stronę. Popatrzyłam jeszcze raz na wieżę.
Nie zdąży, jest za daleko!
Ja byłam bliżej.
Rzuciłam się biegiem w stronę dziewczynki. Złapałam ją na ręce i w ostatniej chwili odskoczyłam od walącego się budynku. Jednak się nie zatrzymałam. Dosłownie wepchnęłam ją w ramiona czarnowłosego, który był już dwa metry od nas i pobiegłam dalej. Nie powinien był mnie zauważyć, zrobiłam to zbyt szybko. Gdy obróciłam lekko głowę, aby sprawdzić, czy wszystko z Shunem i Maron jest w porządku, poczułam ogromny ciężar, który powalił mnie na ziemię. Choć nie chciałam, wyrwał mi się krzyk. Shun go usłyszał, byłam tego pewna. Kawałek budynku, który na mnie spadł, został nagle uniesiony do góry.
- Zwariowałaś?! – dobiegł mnie głos Volta a następnie zostałam szarpnięta do góry i zmuszona do biegu.
- Zostaw mnie! Proszę! – spróbowałam przekrzyczeć huki spowodowane nieprzerwaną walką bakuganów. Obróciłam głowę i spojrzałam na Barona, który coś krzyczał, następnie na Shuna, który patrzył…prosto na mnie.
Wyciągnęłam bezradnie rękę w jego stronę a w następnej wszystko zawirowało i zniknęło, gdy Volt nas teleportował. Ech...Nie ma to jak nieudana próba ucieczki...

***

Dedykacja dla Louise xD
Za ten WYJĄTKOWY i ORYGINALNY ślub na gg XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz