poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział 57 - Ou love suicide

Nie mogłam w to uwierzyć. To był naprawdę on...
Nie wiedziałam co mam zrobić, co powiedzieć, czego oczekiwać..
Przez sekundę się uśmiechałam a potem uśmiech zniknął. W pierwszej chwili chciałam się do niego przytulić, delikatnie pocałować i zapomnieć o całym świecie, odrzucić wszystkie zmartwienia i myśli, bo gdy on mnie obejmował czułam się bezpieczna. Bezpieczna od całego świata który chciał mnie zranić.
Jednak szybko się opamiętałam. Co ja wyga....myślę?!
Najpierw uciekłam a teraz mam mu się rzucić na szyję? Poza tym, uciekłam właśnie od tego uczucia. Nie mogłam sobie pozwolić, na poczucie bezpieczeństwa.
Cisza między nami sprawiała, że to kilka metrów między nami stało się milami a każda sekunda zdawała się trwać wieczność.
W końcu udało mi się zebrać w sobie, żeby coś powiedzieć.
- Co tu robisz? - zapytałam cicho. Nie wiedziałam, co innego mogłabym powiedzieć.
-Mógłbym zapytać o to samo - jego ostry ton zdawał się ranić bardziej niż to zapamiętałam.
- Ja...No...No to - wypaliłam i skinęłam głową na maszynę za nim.- Chciałam zobaczyć....co...co to jest i....A ty?
- To samo - rzucił obojętnie i zamilkliśmy. Czułam się nieswojo. Najchętniej chciałabym móc słyszeć jego myśli. Nie byłam pewna tego co robię, ale zrobiłam krok do przodu. Jego wzrok uważnie rejestrował każdy mój ruch.
Jednak nim zrobiłam następny dobiegł mnie szum wiatru i huk, jakby jakiejś maszyny. Trawa na około nas zaczęła się kołysać i dobiegł nas śmiech.
Szybko spojrzeliśmy w jego kierunku i dojrzeliśmy Lynca.
Świetnie...Zapowiada się coraz bardziej ciekawie.
- A jednak ty nigdy się nie uczysz -  różowowłosy zaśmiał się i choć powiedział to niby ''do powietrza'' wiedziałam, że słowa były skierowane do mnie. -  Podoba wam się nasz nowy wynalazek?
- Co to jest? - Shun wbił w niego złowrogi wzrok a ja ucieszyłam się, że przynajmniej odwrócił go ode mnie...
-System zniszczenia bakuganów - Lync się zaśmiał i zeskoczył z latającej platformy, tuż obok tego urządzenia.- Zamienia bakugany w bezbronne, zamknięte kulki...
- Nie pozwolę na to -  Shun rzucił i naszykował swój gantlet.
- Skoro muszę cię najpierw zrównać z ziemią, żebyś zrozumiał, że nie masz nic do gadania, niech tak będzie! - Vexos zaśmiał się i wyciągnął swój gantlet.
Chciałam pomóc czarnowłosemu, ale nie wiedziałam gdzie podziała się Wyrocznia. Pewnie była teraz na Vestalii, z Ace'm.
- Karta otwarcia!
Wodziłam wzrokiem po ich prowizorycznej arenie walk, śledząc każdy ruch Kazamiego.
Zastanawiałam się, co jest ze mną nie tak. Zawsze czułam jakąś więź z czarnowłosym, ale tamtej nocy, to się stało takie silne...
Może to przez tą truciznę Rudego. Ona zdjęła ze mnie wszelkie ''blokady''. Może ja już czułam coś więcej do niego wcześniej? Może po prostu nie umiałam rozróżnić tego uczucia? Zawsze lubiłam jego dotyk, to, jak mnie uspokajał. Zawsze dobrze czułam się w jego towarzystwie. A gdy mnie pocałował...Wtedy chyba zrozumiałam. Chyba wreszcie zrozumiałam samą siebie i swoje uczucia. Cóż, szkoda, że na tak krótko. Bo teraz miałam jeszcze większy mętlik w głowie i w sercu niż wcześniej. Wtedy żyłam w jakby niewiedzy. Jakby coś w mojej głowie odrzucało to uczucie. Uczucie miłości? Nie, to nie może być...Ale z drugiej strony, dlaczego nie? Czy to nie jest miłość, gdy przy tej jednej osobie czuje się bezpiecznie, nawet jeśli cały świat naokoło nas się wali? Czy to nie miłość, gdy chce się być z tą osobą 24/7 i nadal nie ma się dość? Czy to nie miłość, gdy jest się gotowym oddać za tego kogoś życie? Gdy jedyne czego się pragnie, to szczęście tej osoby? Nawet, jeśli to szczęście oznaczałoby, że musiałabym odejść?  Chyba to właśnie robiłam. Tu nie chodziło tylko o mnie. Nie byłabym dobrą dziewczyną. Nie nadawałabym się. Bo ja go okłamałam, on nadal nic nie wiedział o mojej współpracy z vexosami. Nie nadawałabym się, bo nie umiem wyrażać swoich uczuć.
Podniosłam wzrok gdy akurat bakugan Lynca przegrał.
Wskaźnik życia Lynca - 0 %Uśmiechnęłam się pod nosem. Różowowłosy wrzasnął wściekle.
- To jeszcze nie koniec! - rzucił rozzłoszczony po czym wskoczył z powrotem na swoją platformę, czy cokolwiek to tam było, powciskał coś na panelu sterowania a w naszą stronę wysunęły się działa.
Moja mina pewnie była bezcenna. O tyle dobrze, że Shun zachował jeszcze wyraz twarzy który odpowiadał czemuś w rodzaju spokoju i skupieniu.
- S-shun...- wyszeptałam cicho, ale nie dokończyłam, gdyż pociski poleciały prosto w naszą stronę. Automatycznie odskoczyliśmy do tyłu, on a prawo ja na lewo. Kontynuowaliśmy uniki, podczas gdy Lync odpalał kolejne pociski w naszą stronę. Nie bałam się, choć jeden taki pocisk mógłby mnie pewnie zabić. Zarówno ja, jak i Shun, dawaliśmy sobie świetnie radę.
Jednak coś musiało pójść nie tak.
Kawałek ziemi na którym Shun wylądował zapadł się kawałek w dół, unieruchamiając czarnowłosego. Lync to rzecz jasna wykorzystał.
W sekundzie podjęłam decyzję i próbę pokonania dystansu między nami z prędkością światła.
Po prostu zamknęłam oczy i rzuciłam się przed siebie. Po chwili poczułam, że wpadam na niego, ale natarłam z taką siłą, że pociągnęłam go ze sobą i upadliśmy kawałek. Gdy na nim wylądowałam mocno się do niego przytuliłam, chcąc móc posłużyć mu za tarczę na kolejne pociski. Jednak on miał inne plany. Szybko objął mnie w talii i zamienił nas miejscami, zakrywając mnie sobą. Krzyknęłam gdy poczułam, że pociski trafiają gdzieś obok, usiłując ponownie zamienić nas miejscami, ale był ode mnie silniejszy. Zacisnęłam mocno powieki, modląc się w duchu, żeby go nie trafił, żeby tylko go nie trafił...
Nagle czarnowłosy mocno poderwał nas oboje do góry i odskoczył, mocno mnie do siebie przyciskając. Jednak zrobił to w pośpiechu, krzywo stanął gdy wylądował i oboje upadliśmy na ziemię.
- No proszę, proszę - Lync spojrzał na nas rozbawiony.- Akemi? Tobie się tak nie chce, czy ty chcesz, żeby on z tego nie wyszedł cały?
- Pożałujesz tego! - krzyknęłam po czym zerwałam się na nogi i od razu rzuciłam z szybkością ninja w jego stronę. Udało mi się wybić na tyle wysoko, żeby wskoczyć na tą platformę. To wszystko działo się tak szybko...
Ledwo podniosłam wzrok do góry a nagle przede mną pojawił się Shun. Nie zdążyłam mrugnąć a chłopak krzyknął i upadł obok. Nim nawet wyciągnęłam w jego kierunku rękę poczułam okropny ból, gdy prąd przeszył moje ciało. Także krzyknęłam i nagle spadałam w dół. Przed oczami zrobiło mi się ciemno a gdy spadłam na ziemię straciłam przytomność.

***

Powoli znów zaczynałam być świadoma, co się naokoło mnie dzieje. Gdy usiłowałam się poruszyć czułam okropny ból. Syknęłam i cicho wyszeptałam :
- Shun?
- Jestem tu - dobiegł mnie jego głos, kawałek ode mnie.
Delikatnie podniosłam powieki i spojrzałam w bok, nie obracając głowy. Słabo go widziałam, ale zawsze coś. Leżał może z metr, maksymalnie dwa, ode mnie. Jak widać on także czuł ten ból, ale ja pewnie wyglądałam gorzej.
- Co to było?
- Porażenie prądem - odpowiedział spokojnie.
- Ja prawie nic z tego nie rozumiem...To było...To się stało tak szybko...- mruknęłam cicho.- To moja wina...
- Ciężko się z tym nie zgodzić - Shun warknął.
- Ale to, że ty oberwałeś, jest tylko twoją własną!- syknęłam a wzrok skierowałam na ciemne niebo. Słońce już prawie zaszło. - Nie musiałeś mnie zasłaniać, nie jestem już uczennicą.
- Racja, nie jesteś. Następnym razem będę o tym pamiętał i dam mu cię zabić.
-Dzięki.
- Nie ma za co. Sama przyjemność.
Skrzywiłam się na jego słowa. Bolały. Wiedziałam, że źle zrobiłam, zaczynając ten temat. Ale chciałam, żeby on coś mówił. Chciałam słuchać jego głosu. Bo nie byłam pewna, czy po tym co Lync mógł powiedzieć vexosom jeszcze kiedykolwiek go usłyszę.
- Nie mogę się ruszyć -  wypaliłam po chwili.
- Bo twoje ciało jest jeszcze sparaliżowane.
Chciałam skinąć głową, ale przecież nie mogłam. Jeszcze chwilę wpatrywałam się w niebo aż zamknęłam oczy i postanowiłam, że nie pozostaje mi nic innego jak zasnąć.

***

Gdy jakiś czas później się obudziłam, nadal wszystko mnie bolało, ale już mogłam się ruszać. Lekko uchyliłam jedną powiekę i delikatnie przekręciłam głowę w bok. Shun leżał na boku z zamkniętymi oczami. Nie spał. Ale chyba nie zauważył, że się obudziłam. Lekko przygryzłam wargę.
Coś we mnie podsunęło mi pewien pomysł. Przeturlałam się ( Że to niby się przekręcam), żeby leżeć tuż obok niego, odwrócona do niego plecami.
Zamknęłam oczy i czekałam.
Starałam się, żeby mój oddech był taki sam, jak gdy śpię.
Minęło kilka długich minut zanim czarnowłosy mnie przytulił. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Bił od niego chłód, ale nie przeszkadzało mi to. Liczyło się tylko to wspaniałe uczucie, że teraz wszystko jest już w porządku.
Po kilku minutach podjęłam kolejną decyzję.
Udałam zaspaną i powoli odwróciłam się do niego.
- Shun? - starałam się, żeby mój głos brzmiał, jakbym naprawdę się właśnie obudziła.- Czemu mnie przytulasz?
- A ty czemu udajesz, że śpisz i że przypadkiem się do mnie przysunęłaś? -  w miodowych oczach chłopaka widać było...rozbawienie?
-Co? O czym ty mówisz?
- Nie udawaj. Ja zawsze wiem kiedy śpisz a kiedy udajesz.
- Dobry jesteś...-mruknęłam i uśmiechnęłam się. Gdy nasze spojrzenia się spotkałam poczułam, że już przestaję nad sobą panować, że to uczucie zaraz wygra.  Chwilę tylko na siebie patrzyliśmy aż on się lekko nachylił i delikatnie mnie pocałował. Mimo, iż zrobił to bardzo delikatnie, poczułam falę gorąca. Gdy po kilku sekundach się cofnął, w jego oczach tańczyły iskierki.
- To, co się stało na ziemi, zostaje na ziemi...
-A to co się stało i stanie w Nowej Vestroi zostanie w Nowej Vestroi. Mi pasuje...- mruknęłam i przyciągnęłam go do siebie. Tym razem pocałował mnie bardziej stanowczo i przyciągnął do siebie.
Teraz byłam szczęśliwa. Wystarczył mi jeden jego uśmiech który pojawiał się za każdym razem gdy odrywał się ode mnie, upewniając się, żebym co jakiś czas łapała powietrze. Leżeliśmy i oglądaliśmy gwiazdy. Delikatnie trzymał moją dłoń, jakby była z porcelany a on się bał, że jeśli za mocno ją przytrzyma, to ją stłucze. Ale ja już byłam stłuczona. Nie dało się mnie naprawić. Było za późno, bo straciłam już kontrolę nad sobą. Zapomniałam o tym, że powinnam się trzymać od niego z daleka. To było silniejsze.
Potem wstaliśmy, Shun przyniósł jakieś gałązki a ja rozpaliłam ogień. Nie, żeby któremuś z nas było zimno. Ja byłam jego źródłem ciepła. Ale tak po prostu nam się zachciało rozpalić ognisko. Gdy się podniosłam, zadowolona z ognia którego wytworzyłam Shun objął mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- Nienawidzę tego, że cię kocham...- wyszeptał cicho, po czym mnie pocałował. Gdy chwilę później oderwał się ode mnie dokończył.- Tego, co ze mną robisz...
- Mogę powiedzieć to samo...- zaśmiałam się i położyliśmy się kawałek obok ogniska, wpatrując z powrotem w niebo. Miał rację. Nienawidziłam tego uczucia.
Ale teraz to mnie nie obchodziło. Bo on był obok.
***


I thought we'd never separate,
I could be destroyed but not defeated
You know is probably for the best, anyway,
Cause my suspicious mind was in your jealous face, let's go our separate ways
Does it make you happy to see me down?
Does it make your day to see me drown?
I guess I'm your entertainment
You don't know what you wasted
But soon you will see!
What happens when the hourglass of love runs out?
Within four walls of one house,
And everything becomes so cold,
Baby, that's the only thing I wanna know
Tell me the reason why
You committed a love suicide
Think you want our love to die
You did it on purpose
I'm all out of tears
Time to get outta here
You made it very clear
You did it on purpose, purpose
Our love suicide...

*******

Notkę dedykuję Shanie! ^ ^
No i wszystkim fanką pary A&S xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz