Kiedyś napisałam to jako oneshot specjalnie dla Ciebie, ale teraz co nieco pozmieniałam. Chyba na lepsze :P
Mam nadzieję, że ta ''poprawiona'' wersja bardziej ci się spodoba :D
***
Otworzyłam okno na oścież, a chłodne powietrze uderzyło mnie w nozdrza. Ze względu na wysoką gorączkę było to dość przyjemne. Coś na zewnątrz mnie wołało. Nie mogłam się opanować. Przełożyłam nogi na drugą stronę i wyskoczyłam. Nie rozumiałam tego, ale po prostu tego chciałam. Pod bosymi stopami poczułam mokrą trawę. Ruszyłam przed siebie. Deszcz działał kojąco na rozgrzaną skórę. Sukienka i włosy przylegały na chwilę do ciała a potem automatycznie się suszyły. I tak w kółko.
Zaczęłam się okręcać i śmiać. Czerwona sukienka falowała na wietrze. Gdy się zatrzymałam okazało się, że jestem na plaży. Żałowałam, że jest noc i pada deszcz. W ciągu dnia piasek był ciepły, wręcz gorący. Istny raj dla stóp. Mój wzrok spoczął na granatowym morzu, w którym odbijał się księżyc. Ruszyłam powoli w stronę wody. Najpierw zanurzyłam w zimnej wodzie tylko stopy. Poczułam ulgę i weszłam do kolan.
-Chodź...Chodź dalej...-usłyszałam cichy szept w głowie. Chwilę się wahałam, aż w końcu zostawiłam fakt, że nie umiem pływać w spokoju. Posłuchałam głosu i woda sięgała mi już do klatki piersiowej.- Już prawie...No chodź...
Zrobiłam kolejne kroki aż woda zakrywała mi prawie całą szyję. Nie wejdę dalej...Nie mogę...Cofnęłam się o krok do tyłu i piasek obsunął mi się spod nóg - wpadłam cała do wody. Nie mogłam znaleźć gruntu na którym mogłabym oprzeć nogi. Nagle poczułam uścisk na kostce i coś pociągnęło mnie w dół. Wierzgałam nogami, machałam rękami, ale nie umiałam pływać. Nie wiedziałam co robić. Księżyc był jasnym punktem w ciemnej wodzie, który nieubłaganie się oddalał, stawał coraz mniejszy. Nie mogłam już utrzymać powietrza w płucach. Otworzyłam usta a woda zaczęła wlewać się litrami do mojego organizmu. Uścisk znikł a ja przestałam się szarpać. Dryfowałam, czując jak powoli umieram. Resztki życia ulatywały z ostatnimi bąbelkami powietrza. Przymykałam oczy, gdy przede mną ktoś się pojawił. W ciemnej wodzie dostrzegłam tylko błękitne oczy i dłoń, wyciągniętą w moim kierunku. Nie miałam już siły. Nie mogłam jej złapać. Zamknęłam oczy i poczułam gwałtowne szarpnięcie.
***
-Błagam cię! Obudź się! Akemi!- dobiegł mnie zrozpaczony głos. Nie wiedziałam tylko, do kogo należał. Zaczerpnęłam powietrza i zakrztusiłam się wodą. Otworzyłam powoli oczy. Nade mną się ktoś pochylał.
-Umarłam?- zapytałam słabo i ponownie wyplułam wodę.
-Nie, nadal żyjesz!
-Jesteś pewien? Przecież ty jesteś aniołem...
-Nie jestem aniołem, majaczysz przez gorączkę. To ja, Shun.
-Shun?- udało mi się skupić wzrok. Rzeczywiście, to te same miodowe oczy i czarne włosy. A ta poświata na około niego to światło księżyca. Uśmiechnęłam się słabo.- Rzeczywiście, teraz poznaję.
-Co ci odbiło, żeby wchodzić do takiej głębokiej wody?!
Dopiero teraz dostrzegłam, że był cały mokry.
-Nie wiem...Piasek obsunął mi się spod nóg...- mamrotałam pod nosem.
-Piasek spod nóg to ci się mógł obsunąć na półtora metra. Ty byłaś o wiele dalej. Ledwo zdążyłem cię wyciągnąć.
-Uratowałeś mnie? Ja chcę jeszcze raz!- końcówkę wykrzyczałam i wybuchłam śmiechem. Płuca mnie bolały gdy się śmiałam, ale nie mogłam się opanować. Shun także zaczął się cicho śmiać. Zaczęłam myśleć, że chyba było warto się prawie utopić, żeby ten jeden jedyny raz usłyszeć jego śmiech. Ten dźwięk zapadł mi w pamięć. Musiał. Gdy się w końcu opanowaliśmy okropnie zachciało mi się spać. Powieki stały się nagle ciężkie i zasnęłam zanim wymówiłam chociaż jedno słowo.
***
-Obudź się, księżniczko...
Księżniczko?! Shun też ma gorączkę czy coś brał?!
Otworzyłam oczy. Okazało się, że to nie Shun mnie niósł. Błękitne oczy poznałam od razu - to te same które widziałam wcześniej w wodzie. Chwilę mi zeszło zanim udało mi się skupić wzrok na tyle, żeby dojrzeć rude włosy. Moje oczy rozszerzyły się gdy sobie uprzytomniłam, kim jest. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Shuna, ale czarnowłosego nigdzie nie było.
-Co mu zrobiłeś?- zapytałam słabo a Rudy skierował na mnie wzrok.
-Obudziłaś się...Księżniczko...-uśmiechnął się smutno.
-Nie mów tak do mnie! Gdzie jest Shun?!
-Przyzwyczaiłem się do 'księżniczko'. Ale skoro bardzo chcesz mogę mówić 'wasza wysokość'.
-Nie chcę! Gdzie do cholery jest Shun?!- zaczynałam tracić cierpliwość.
-Zostawił cię na plaży samą.
-Tak, a ja założyłam klub 'LATAJĄCE KURCZAKI!' i uczę w nim kurczaki jak latać!- Rudy spojrzał na mnie skołowany.- No co?!
-Przez tą gorączkę gadasz głupoty...-mruknął.
-Wcale nie! Ja lubię kaktusy!
-Co do tego wszystkiego mają kaktusy?!
-Nie wiem! Skąd ja mam wiedzieć?! Przecież mówię ci, że nie wiem!
-To zdanie było bez sensu...
-A gdzie ty tu masz zdanie?!
-Chyba go nie ma...
-No to nie zarzucaj mi, że gadam bez sensu!
-Chyba za przesadziłem z tą trucizną...
-Tak, ty....Z czym?- chłopak nagle zamilkł.- Z czym przesadziłeś?!
-Nie denerwuj się...
- CZY JA USŁYSZAŁAM ;TRUCIZNA'?!- zaczęłam się szarpać, ale Rudy mocno mnie trzymał, a ja nie miałam na tyle siły.
-Nie szarp się - polecił cicho.
-Nie mów mi co mam robić! Co ty mi dałeś?! - zaczynałam panikować.
-Dałem ci truciznę która osłabiła twoją psychikę. Dzięki temu mogłem wpływać na to co robisz i czujesz. To jak zabawa lalką.
-Ale ja nie jestem lalką!- krzyknęłam wściekła.
-Wiem. Szkoda mi było tylko tego gościa na ulicy...Musiałem sprawdzić czy nad tobą panuję, ale...- uciął, widząc mój wzrok.- Co?
-To...To przez ciebie? Przez ciebie go zabiłam?! - moje oczy się rozszerzyły w zdziwieniu.
Rudy zachichotał.
-Tak, wasza wysokość! Sama byś tego nie zrobiła.
Spojrzałam na niego przerażona.
-Zdajesz sobie sprawę...Co ja przez ciebie zrobiłam?!
-Nie dramatyzuj. Zapomnisz - rzucił obojętnym tonem.
-Nie zapomnę! Przez ciebie nigdy nie zapomnę!
-Oj, przesadzasz...I nie patrz na mnie z takim oburzeniem, bo przypomina mi się jak byliśmy mali i...
-Co?- ucięłam go.- Coś ty powiedział?
-Jak byliśmy mali?
- My...My się znaliśmy?!
-My się razem wychowaliśmy!
- Jak to? Gdzie?
-Co to za głupie pytanie? Normalnie. Była tylko twoja rodzina i ja...
-A twoja rodzina?
Błękitnooki spochmurniał.
-Nieważne. To nieistotne - warknął.
-Mieliśmy innych przyjaciół?
-Nie. Byliśmy tam sami. Ten chłopak wiedział o mnie wszystko, mógł mi powiedzieć kim jestem...Więc dlaczego nadal miałam to przekonanie, że ceną za te informacje będzie życie?
-Powiesz mi kiedyś jak masz na imię?- zapytałam po chwili.
-Skoro nie pamiętasz, to nie musisz wiedzieć.- Rudy mruknął ponuro.
-Co? Co masz na myśli?- czułam się coraz bardziej słaba.
- Zapamiętałaś to co niezbędne. To, co było ci potrzebne do życia.
-Że niby tylko walka była mi potrzebna do życia?! Tylko to zapamiętałam! Skąd wiesz, że to co niezbędne?! Wiesz czemu nic nie pamiętam?- spojrzałam na niego z nadzieją.
-Nie zadawaj tylu pytań, ok?
-Będę! Właśnie że będę! Spróbuj mnie zatrzymać! - rzuciłam wyzywająco.
-Nie ma sprawy - błękitnooki wbił we mnie wzrok, a ja poczułam jak robię się okropnie senna. Nie mogłam już nawet próbować się bronić. Osłabił mnie do tego stopnia, że nic już mi nie mogło pomóc.
-Wygrałeś...- rzuciłam słabo a po chwili wróciło mi trochę siły i odechciało się spać.- Nie możesz tak robić!
-Zabronisz mi?- chłopak uśmiechnął się drwiąco.
-Zostaw mnie w spokoju! Mnie, moje emocje i kaktusy!
-Mogę zostawić ci najwyżej te kaktusy...
-A niby w czym one są gorsze?!
-Możemy zostawić ten temat?!
-Nie! Próbujesz się wymigać od odpowiedzi!
-Przesadziłem z tą trucizną...
-Co ty nie powiesz...Błagam cię! Powiedz mi!
-Co znowu?! Mam ci powiedzieć czemu twoje kaktusy są gorsze?! Tak?! Są gorsze, bo...Bo nie umieją gadać!- Rudy najwyraźniej miał dość mnie i mojej gorączki.
-No wiesz...Mi chodziło bardziej, żebyś mi powiedział skąd jestem...I kim jestem...MOJE KAKTUSY SĄ NAJLEPSZE! SPADAJ TRENOWAĆ SWOJE!
-Boże...Jak ja z tobą kiedyś wytrzymywałem?
-Nie wiem, ja nie pamiętam. Dokąd mnie niesiesz?- cisza. Chłopak odwrócił wzrok, starając się wymigać od odpowiedzi.- Dokąd?!
-Posłuchaj, to dla twojego dobra...
-Ty masz bardzo dziwne poczucie, co jest dla mnie dobre! Dokąd się pytam?!
-Ona ci to zabierze...I wtedy będziesz wolna...
-Weź mów do mnie człowieku po ludzku...Co mi zabierze? I kto tak w ogóle?
-Tą przeklętą moc. Dostanie ją i da ci spokój.
-Kto?!
-Skończmy temat.
-Dlaczego? Ona to SAM WIESZ KTO?
-Kto?
-Voldziu...
-Jaki Voldziu?!
-Lord Voldemort!
-Aha...Nie wnikam kto to...
-Harrego Pottera nie oglądałeś?
-Nie. Nie jestem z ziemi.
-Nie? To...To ja też nie! Z Vestalii? Jesteśmy z Vestalii?!
-Akemi...Ty dalej nie umiesz przestać zadawać tysiąca pytań na minutę...- Pokręcił głową z lekkim uśmiechem.
-Przestań mi nie odpowiadać! Gdzie jest Shun?
-Nie wiem. - Wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. Westchnęłam i rozejrzałam się zrozpaczona. Ostatecznie zamknęłam oczy i się skupiłam. Dziadek Shuna mówił kiedyś, że jeżeli dwóje ninja ma ze sobą mocną więź to mogą zobaczyć, gdzie przebywa ta druga osoba. Nie miałam wątpliwości, że nasza więź jest mocna. Wydawała mi się wręcz niezniszczalna. Taka...Inna...Silna...
Wyobraziłam sobie czarnowłosego. Jego spojrzenie, czasem obojętne, czasem całkiem zimne a czasem widziałam w jego miodowych oczach iskierki. Jakby radości. Ale z czego miał się niby cieszyć? Że przyszłam i będę go denerwować?
Po chwili widziałam jakieś miejsce niedaleko plaży. Shun leżał nieprzytomny, na ziemi. Znałam to miejsce. Kiedyś zrobiłam tam dziurę w drzewie... Nim obraz zniknął zobaczyłam tylko, że czarnowłosy był ranny.
Szybko otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Gdybym teraz szybko zawróciła, to może w kilka minut bym tam dobiegła...
Tylko problem numer jeden : Rudy.
Jak mam uciec kolesiowi, który może mną kierować jak lalką?
Myśl Akemi...Zdaj się na to, co ci zawsze pomaga...Czyli improwizacja albo głupota!
-Postaw mnie.- Powiedziałam stanowczo i uśmiechnęłam się tajemniczo.
-Bo? Co zamierzasz?- Zapytał znudzony.
-Szczerze? Twój ostatni pocałunek zapadł mi w pamięć. Chciałabym...No...- Spuściłam na chwilę wzrok a gdy go podniosłam uśmiechnęłam się wyzywająco. Przez chwilę się wahał a potem delikatnie odstawił mnie na ziemi, nie puszczając moich dłoni.
-Mówiłem ci to już setki razy, ale pewnie tego nie pamiętasz. Masz najpiękniejsze zielone oczy na świecie.- Wyszeptał cicho.
Taaa...Romeo się znalazł...-Wiesz co?
-Co?- Zapytał z nadzieją.
-Idź znajdź sobie inną Julię. Na mnie nie licz.- Syknęłam po czym szybko uderzyłam go kulą Pyrusa zanim zdążył mnie powstrzymać. Zaraz po tym rzuciłam w niego kolejną kulę. Udało mi się trafić. Szybko rzuciłam się biegiem z powrotem. Gdy wpadłam do lasu, bieg stał się nieprzyjemny. Korzenie drzew lub inne ''cuda'' natury, skutecznie mnie zwalniały, raniąc bose nogi aż do krwi. Ale nie mogłam pozwolić, żeby ból mnie zatrzymał ( Lol, brzmi jak z reklamy Ibum'a! XDDD-Dop. Autorki). Kilka razy się przewracałam, przez co podarłam nieco sukienkę. Mówi się trudno.
Miałam nadzieję, że zdołałam zgubić Rudego. Moje moce były zwiększone więc mogłam biec szybciej. A więc to wszystko przez tą truciznę. To przez nią szybciej biegałam, lepiej walczyłam.
Dobiegłam do celu.
-Co się tak walasz w tej trawie?!- Rzuciłam zirytowana po czym kucnęłam obok Shuna. Nie ruszał się. Nawet nie oddychał.Wyrwał mi się krzyk.- Nie! Shun, błagam! Nie możesz umrzeć!
-Cicho! Zwariowałaś?!- Czarnowłosy syknął cicho po czym wpadł w panikę.- Uciekaj stąd!
-C-co? Czemu? I dlaczego udajesz, że nie żyjesz?- Ja już nic nie rozumiałam...
-Uciekaj powiedziałem! - Zerwał się na nogi. Po sekundzie i ja wstałam.- UCIEKAJ! Czego w tym słowie nie rozumiesz?!
-Nie rozumiem czemu mam uciekać, i czemu udawałeś, że nie żyjesz!
-Bo oni myśleli, że nie żyję i dali mi spokój!
-Kto?
Usłyszałam świst powietrza a nim mrugnęłam na około nas stało kilkunastu ninja.
-Och...- Wykrztusiłam tylko.
-Właśnie dlatego chciałem, żebyś uciekała.- Westchnął zrezygnowany a do mnie dotarło, że zniszczyłam jego jedyny plan. Brawa dla mnie i mojego geniuszu...Ech...
-Nieźle Kazami. Myślałeś, że nas wykiwałeś? Ha, czekaliśmy aż się poruszysz, żeby mieć więcej zabawy. Nie trzeba było długo czekać.- Jeden z nich zachichotał.
-Przymknij się.- Warknął do niego drugi. Wyglądał jak ich lider. I nie wykazywał chęci współpracy.- Nie czas na wygłupy. Mamy się go pozbyć.
-A co z dziewczyną? Hę? Nic o niej nie wspominał! Jej też się pozbędziemy!- Pierwszy zawołał entuzjastycznie. Ten entuzjazm nie mógł dobrze dla mnie znaczyć...
-Jesteś córką Kuso. Mam rację? - Lider spojrzał na mnie. Wręcz wbijał we mnie wzrok. Przyglądał się mi bardzo uważnie.
-Czemu tak sądzisz?- Zapytałam cicho.
-To ja tu zadaję pytania. Poza tym, jest to oczywiste.- Prychnął, nie zdejmując ze mnie wzroku.-Wyglądasz jak ona. Zdobyła wiele nagród dzięki swoim umiejętnością. Ale to pewnie wiesz.
Shun prychnął i wbił wściekły wzrok w ich lidera.
-Co Kazami? Coś ci nie pasuje? Lider zmierzył go krytycznym wzrokiem po czym spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.No pięknie! Jeden świr myśli, że mnie kocha a drugi widzi we mnie mistrzynię. Świetnie, brawa dla mnie.- Dziewczynę zostawimy. Chętnie zobaczę jej umiejętności. Muszą być imponujące.
-No ej! Nie możemy ich przetestować teraz?- Ninja który tak bardzo chciał się mnie pozbyć jęknął niezadowolony.
-Uspokój się Isei. Mamy pozbyć się jego, nie jej.
-No, ale Ryu...
-Bez 'ale'. To ja tu rządzę i ja wydaję rozkazy.-Isei westchnął zrezygnowany a lider spojrzał na Shuna.- Pozbyć się go.
-Nie!-Krzyknęłam po czym stanęłam przed czarnowłosym.- Dajcie mu spokój!
-Odsuń się. Nie chcę ci zrobić krzywdy.- Ryu rzucił znudzony.
-A mnie nie obchodzi czy ty chcesz czy nie! Macie go zostawić w spokoju!- Rzuciłam ostro.
-Ooo, ktoś tu pokazuje pazurki! A co jeżeli tak nie zrobimy?- Isei zachichotał.
-Wtedy...Wtedy...-Zamyśliłam się na sekundę.- Wtedy będziecie mieć ze mną do czynienia! A uwierzcie, moja matka przekazała mi wszystkie swoje umiejętności! Ja ją wręcz przerosłam. Pokonałam ją.
Shun spojrzał na mnie pytająco, ale nie odwróciłam wzroku od Ryu. Patrzyłam na niego wyzywająco, starając się brzmieć pewnie.
Tylko się nie zgadzaj...Tylko się nie zgadzaj...
-W takim razie, sprawdźmy je.- Ryu pstryknął a inni zaczęli się do nas zbliżać.
-Nie jest dobrze...-Szepnęłam do Shuna.- Nie jestem w stanie walczyć!
-Po co go wyzywałaś?!
-Miałam nadzieję, że go przestraszę!
-On zawsze przyjmuje wyzwania!
-A niby skąd miałam to wiedzieć?!
-Dobra, potrzebny nam plan...
-Mam plan!
-Uciekać? Nie, to nie zadziała.
-Nie uciekać.-Przekręciłam oczami.- Schyl się gdy ci powiem.
-Co?
-Zaufaj mi.- Mruknęłam po czym zamknęłam oczy. Słyszałam każdy krok, każdy szmer. Niewiele ich od nas dzieliło.
-Akemi...
-Jeszcze chwilkę...
-Akemi!
Dosłownie sekunda...
-AKEMI!
-JUŻ!
Ogromna fala energii uderzyła przeciwników którzy akurat rzucili się do ataku. Drzewa płonęły a przeciwnicy leżeli na trawie w bezruchu. Shun podniósł się z ziemi i spojrzał na moje ''dzieło''.
-Nie umiesz tego zrobić normalnie?- Zapytał ze słabym uśmiechem.
-Chyba nie.- Odwzajemniłam uśmiech po czym osunęłam się na kolana.
-Co ci jest?- Chłopak uklęknął obok mnie i wziął moją twarz w dłonie.
-Nic. Jestem wykończona.- Westchnęłam.
-Poniosę cię.
-Nie, jesteś ranny i pewnie bardziej zmęczony niż ja i tak w ogóle to...-Ucięłam gdy czarnowłosy wziął mnie na ręce i zaczął iść przed siebie, starając się wybrać najlepszą drogę aby ominąć ogień. -Nic z tego, nie dasz rady go ominąć.
-No to go przeskoczę.
Nim zdążyłam coś powiedzieć chłopak już wyskoczył do góry. To było takie cudowne uczucie! Chłodne powietrze przyjemnie chłodziło. Shun wyskoczył tak wysoko, że widziałam księżyc bardzo wyraźnie. Jednak obraz na dole nie był już taki wspaniały. Płomienie pożerały coraz więcej drzew. Odwróciłam wzrok. Po chwili wylądowaliśmy z dala od lasu. Shun na chwilę ukląkł na jednym kolanie, łapczywie łapiąc powietrze. Spojrzałam na niego z troską.
-Shun, pójdę sama. Nie przemęczaj się.
-Nie, to nic. Zaniosę cię.- Podniósł się i zaczął powoli iść. Gdy mnie trzymał czułam się taka...Bezpieczna...To było takie rzadkie uczucie. Gorączka niestety powróciła, bo zrobiło mi się okropnie gorąco. Po kilkunastu minutach spaceru Shun się zatrzymał.- Zaczekaj chwilę.
Delikatnie mnie położył na ławce i zdjął koszulkę. Przyglądałam mu się uważnie. Mięśnie ciała były napięte do granic możliwości, tylko po to, żeby mnie donieść do domu. Kropelki potu spływały mu po plecach. Dostrzegłam jedną bliznę bliżej karku. Wyrzucił koszulkę do najbliższego kosza i wrócił po mnie. Ponownie zaczął iść w kierunku domu.
-Shun...Dlaczego zdjąłeś koszulkę?- Zapytałam po chwili.
-Masz wysoką gorączkę, jest mi bardzo gorąco od ciebie.
-Aha...A co my tu robimy?
-Niosę cię do domu.
-Aha...A o czym rozmawialiśmy przed chwilą?
-Nieważne. Jak chcesz to oprzyj sobie o mnie głowę.
-Dzięki...-Mruknęłam i chętnie skorzystałam z tej oferty.
-Dlaczego wyszłaś z domu?
-Nie wiem.
-No to kto ma wiedzieć? Święty Mikołaj?
-Kim jest święty Mikołaj?
-Nieważne...
-Aaaach! To ten gruby gościu w czerwonym wdzianku, z przyczepionymi saniami do łosi i co okrada dzieci?
-Nie wiem skąd to wzięłaś, ale nie.
Zapadła cisza. Usiłowałam nie zasypiać. Byłam okropnie zamroczona. Postanowiłam, że jedynym sposobem na nie zaśniecie jest rozmowa.
-Shun? Lubisz mnie? -Zapytałam po chwili. Spojrzałam na niego, ale patrzył gdzieś w dal.
-Co to za pytanie?
-Bo uważam, że nie.
-Czemu tak sądzisz?
-No, bo jesteś taki...Taki...Mam wrażenie, że moja obecność cię drażni. Czasem jesteś dla mnie miły, a za chwilę mówisz do mnie takim tonem, jakbyś najchętniej mnie wyrzucił za drzwi i już nigdy nie oglądał. Czasami jesteś taki zimny, a twoje słowa mnie ranią. Na początku naszej znajomości, też byłeś oschły i zimny, ale w inny sposób. Dlaczego? Co się we mnie zmieniło, że tak ci przeszkadzam?
Twarz czarnowłosego nie wyrażała żadnych emocji, jakbym przed chwilą nie walnęła całego monologu o tym, że mnie nie lubi. Gdy już myślałam, że mi nie odpowie, jednak się odezwał.
-Na początku byłem taki, bo ci nie ufałem. Byłaś po prostu kolejną członkinią Ruchu Oporu. Którą na dodatek przyjęli od razu, bez pytania mnie o zdanie. Podejrzewałem, że jesteś szpiegiem Vexosów. Nie wyglądałaś na szpiega, ale właśnie dlatego cię podejrzewałem. Pojawiłaś się nagle i od razu owinęłaś sobie resztę wokół palca. Nie ufam nowym ludziom.
-A teraz?
-A teraz...A teraz to się zmieniło. Zaufałem ci. Jesteś pierwszą osobą od kilku lat, której zaufałem.
-Więc dlaczego mnie nie lubisz?
-Akemi, tu nie chodzi o to, czy ja cię lubię.-Pokręcił głową.
-To o co?
- To nie jest tak, że ja cię nie lubię, bo lubię. Tylko...-Urwał i odwrócił wzrok, dając mi do zrozumienia, że to koniec rozmowy na ten temat. Hmm...To czemu by nie spróbować innego tematu?
-A kim byli ci ninja? Znali cię.- Zauważyłam.
-Znali.- Przyznał, ale nie zamierzał mówić dalej. No to trzeba go zmusić!
-Skąd?
-Trenowaliśmy razem. Ja i Ryu się przyjaźniliśmy.
Moje oczy się nieco rozszerzyły. Myślałam, że tylko Dan i Marucho byli jego przyjaciółmi.
-Nie odnosił się do ciebie zbyt przyjaźnie...
-Bo w pewnym momencie nasza przyjaźń się skończyła.
-W którym?
-Skończyła się, kiedy okazało się, że albo ja, albo on. - Spojrzałam na niego pytająco.- Tylko jeden mógł zostać liderem. I każdemu na tym bardzo zależało.
-Wygrałeś?
-Nie. Nie jestem najsilniejszy. Odszedłem.
-Dlaczego? Na pewno mógłbyś wygrać!
-Jestem tylko człowiekiem. Nie maszyną.
-A niby on jest maszyną?- Rzuciłam sarkastycznie.
-Nie. Ale on miał motywację, żeby wygrać. Ja wtedy nie miałem.
-A teraz? Teraz masz?
Nie odpowiedział. Przytuliłam się do niego, a oczy same się zamykały. Przymknęłam je, ale jednak nie zasnęłam. Nie mogłam, choć usiłowałam. Ironia losu...
Czułam, że Shunowi jest coraz trudniej iść. Jeszcze kilka razy proponowałam, że spróbuję iść sama. Skutek? Taki sam jak ostatnio. Słyszałam jego przyśpieszony oddech i bicie serca. Jak słuchanie muzyki. Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam dom. Dom. Tak, właśnie tak określało się miejsce do którego zawsze się wraca. Miejsce, w którym jesteśmy bezpieczni i szczęśliwi. Te tak zwane 'cztery ściany' w których można było znaleźć tych, których się kocha.
Zdecydowaliśmy się wejść w najbardziej dyskretny sposób. Czytaj : Mój ulubiony.
Co prawda Shunowi było ciężko trzymać mnie i wejść przez okno które mieściło się na strychu, ale oczywiście nic nie mogłam zrobić.
W moim małym pokoiku było ciemno. Tylko księżyc dawał nam światło. Nie miałam wiele rzeczy, ale wiele nie potrzebowałam. Miałam komodę w której mieściły się wszystkie moje ciuchy, lusterko wisiało na ścianie obok zdjęcia na którym byłam ja, Dan, Shun, Marucho i Runo. Ściany były w kolorze pomarańczowym.
Usiedliśmy ( Ja zostałam odłożona xD) na brzegu łóżku. Między nami nie było wiele miejsca. Czarnowłosy wbił wzrok w księżyc za oknem. Spojrzałam na nasze dłonie, które prawie się stykały. Odwróciłam wzrok i także spojrzałam na księżyc. Długo tak nie wytrzymałam. Już po chwili patrzyłam na twarz Shuna, oświetloną światłem księżyca, spokojną i opanowaną. Po chwili odwrócił wzrok od księżyca i spojrzał mi w oczy. Właśnie w tym momencie widziałam te małe iskierki. Zazwyczaj odwracałam wzrok, ale teraz jakoś nie mogłam. Moje serce zaczęło podejrzanie bić coraz szybciej. Starałam się je jakoś uspokoić, ale gdy na mnie patrzył było to niemożliwe. Delikatnie dotknęłam opuszkami palców jego dłoni. Na chwilę zmarszczył brwi. Potem jego twarz wróciła do tak zwanego poker face'a ( Którego ja nigdy nie umiem utrzymać xDD Zawszę się śmieję, gdy właśnie nie powinnam!- Dop. Autorki).
-Pamiętasz, wtedy gdy się mnie pytałaś, czy teraz mam motywację?- Skinęłam głową.- Mam. I siedzi obok mnie.
Położył swoją dłoń na mojej. Moje serce biło jak oszalałe. Miałam nadzieję, że go nie słyszy. Starałam się coś wywnioskować z jego twarzy, ale oczywiście się nie udało.
-Dlaczego?- Zaczęłam, mówiąc szeptem.- Dlaczego zawsze przy mnie jesteś? Dlaczego mnie zawsze ratujesz? Dlaczego zawsze jesteś obok, gdy tego potrzebuję i kiedy nie potrzebuję też? Dlaczego się tak dla mnie poświęcasz?
Dobrze, że nie użyłam słowa 'czemu', bo by pewnie odpowiedział 'Bo nie ma dżemu!'.
-Dlaczego...A dlaczego ty mnie nigdy nie zostawiłaś? Nawet wtedy, gdy starałem się cię zranić, tylko po to, żebyś odeszła? Zawsze przy mnie byłaś. Dlaczego nie pozwalałaś mi odejść? Dlaczego tylko ty zawsze o mnie myślałaś? Dlaczego się do mnie nie zraziłaś, mimo iż o to mi chodziło?
Przez chwilę nic nie zrobiłam. Nie odpowiedziałam. Nachylił się i delikatnie musnął moje wargi. Poczułam ogromną falę gorąca. Chciał szybko się cofnąć, ale go przytrzymałam.
-Bo ogień nie może istnieć bez powietrza...- Wyszeptałam po czym go pocałowałam. Przez chwilę myślałam, że mnie odepchnie. Ale jednak tak się nie stało. Wręcz przeciwnie. Czarnowłosy złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. To było takie...Niesamowite...
Przeczesywałam palcami jego włosy, a on bawił się końcówkami moich.
Pocałunek był delikatny, ale można było wyczuć w nim nutkę namiętności. Bałam się, że źle całuję. Heh, dylemat każdej nastolatki, kiedy przychodzi na to czas. Taki normalny dylemat. Nie jest typu 'Jak mam okłamać przyjaciół' tylko taki...Taki zwykły...
Nagle chłopak oderwał się ode mnie.
-Akemi, ty parzysz...-wyszeptał na co ja cicho zachichotałam.
-Ty tak na mnie działasz - Przyciągnęłam go z powrotem.
Chciałam, żeby ta chwila trwała. Wiecznie.
Jednak nagle coś się zepsuło. Czar chwili prysnął jak bańka mydlana. Nagle Shun mnie puścił, a nim zdążyłam mrugnąć, jego już nie było. Opadłam na łóżko, drżąca. Patrzyłam na otwarte okno. Udało mi się opanować oddech. Ale z biciem serca tak łatwo nie poszło. W końcu zasnęłam, z jedną myślą.
To był mój pierwszy pocałunek...A chłopak którego kocham był cały czas obok...
***
Mój sen także nie był zwyczajny.
Stałam z boku, patrząc na małą czarnowłosą dziewczynkę która z zainteresowaniem w zielonych oczach patrzyła na małą czerwoną kulkę na dłoni. Chwila...Przecież to ja! To było dość zabawne, patrzeć na małą siebie. Widzieć tą naiwność i ufność w swoich własnych oczach. Tą beztroskę i dziką radość.
- Mamo, ale czemu Apollonir nie może ze mną dłużej być?- mała Akemi zapytała, najwyraźniej nie do końca szczęśliwa. Patrzyła na kulkę i skrzywiła się. Nie chciała jej.
- Kochanie, tłumaczyłam ci już, że Apollonir jest bardzo ważnym bakuganem. Nie może się tobą opiekować, bo musi się opiekować wszystkimi bakuganami. To duża odpowiedzialność - dobiegł mnie kobiecy głos. Spojrzałam w jego stronę. Wysoka szatynka schyliła się i pogłaskała po głowie dziewczynkę.
- Ale mamusiu...
- Bez 'ale' Akemi. To będzie teraz twój strażniczy bakugan. Jest wyjątkowy, więc dbaj o niego.- kobieta miała również brązowe oczy. Mocno czerwonymi wargami pocałowała w czoło małą mnie i cofnęła się.
-Ven, co się dzieje?- Czarnowłosy mężczyzna podszedł do nas. Te głosy...Ja je już słyszałam...Kiedyś, w pałacu Hydrona.
- Nic kochanie. Akemi dostała już swojego bakugana - brązowowłosa uśmiechnęła się zaczepnie do mężczyzny. Teraz rozumiem, co pani Kuso miała na myśli, gdy mówiła, że jestem do niej podobna figurą i postawą. Wydawało mi się, że patrzę na siebie, tylko z ufarbowanymi włosami i kolorowymi kontaktami.
- Cieszysz się kochanie?- zielonooki uśmiechnął się ciepło do dziewczynki.
-Tak...- mruknęła niezadowolona i odeszła. Spojrzałam na rodziców i obraz się rozmył.
Po chwili znowu się jednak pojawił. Tym razem nieco większa ja, siedziała na jakimś kamieniu a obok niej jakiś blondyn. Ja płakałam a chłopak mnie obejmował. Mieliśmy może z 13 lat. Nie wiem dokładnie.
-Nie martw się, Akemi...To pewnie przejściowe - blondyn starał się mnie pocieszyć.
-Przejściowe?! Ty widzisz co się dzieje? Ja już tak nie mogę!- łzy zaczęły spływać po policzku czarnowłosej. Chłopak spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
-Pamiętaj, że cokolwiek się stanie, ja zawsze będę przy tobie...- powiedział cicho i nachylił się, żeby ''mnie'' pocałować. Mała ja natomiast uderzyła go z liścia po czym szybko odbiegła. Parsknęłam śmiechem. Widać nawet jako dziecko, miałam dużo siły.
Gdy obraz się rozmył i pojawił się następny.
Spadałam. Spadałam w ciemność. Krzyczałam tak głośno jak mogłam, ale nikogo poza mną nie było. Byłam gdzieś na granicy życia i śmierci. Starałam się czegoś złapać, ale niczego tu nie było.
Ile można spadać? Wieczne spadanie było chyba gorsze od śmierci. Ludzie zawsze widzą śmierć jako coś najgorszego co może się przydarzyć. Ale są inne rzeczy, które są gorsze, choć nie myślimy o nich w ciągu dnia. Gdy już myślałam, że nie wytrzymam nagle rozbłysło białe światło. Oślepiło mnie i musiałam zamknąć oczy.
Gdy je otworzyłam leżałam na jakiejś łące. Słońce grzało a wiatr chłodził. Trawa lekko falowała. Moje ciuchy były nieco podarte, jak po walce. Podniosłam się i rozejrzałam.
-Gdzie ja jestem? Albo ważniejsze...Kim ja jestem?
Obudziłam się cała zalana potem. Łapczywie łapałam oddech. Za oknem świeciło słońce. Rozejrzałam się po pokoju. Przez chwilę miałam całkowitą pustkę w głowie a potem wszystkie wspomnienia wróciły. Rudy, ninja, Shun...Shun...Zerwałam się na nogi i złapałam się za głowę.
-Co teraz?! CO TERAZ?!- szeptałam spanikowana.
-Ktoś tu się zakochał!- Wyrocznia podskoczyła do góry, uradowana jak nigdy. Spojrzałam na nią przerażona.
-Nie! Nie, nie nie, NIE!
-Spokojnie! Uspokój się! Co się dzieje?
-To..To niemożliwe!
-Ale co? Że się zakochałaś?
-To się nie miało wydarzyć!- łzy już mi się zbierały w oczach.- To się nie mogło wydarzyć!
-Uspokój się. Miłość jest piękna. Od dawna was do siebie ciągnęło. Pasujecie do siebie! - bakugan był najwyraźniej entuzjastycznie nastawiony. -Wcale nie!- nawet nie próbowałam zatrzymać łez.- Nie pasujemy! Nie zasługuję na niego! On jest dobry! A ja?! Ja jestem złym człowiekiem! Nie zasługuję na miłość!
-Opanuj się! Wpadasz w niepotrzebną panikę!
-Muszę uciekać...Tak! Wracam natychmiast do Vestalii! Do Ace'a! - znalazłam pierwszy lepszy plecak i szybko zaczęłam pakować do niego swoje ciuchy.
-Akemi! STÓJ! Przestań! Przestań uciekać!
-Nie mogę! Ja muszę! Muszę!- krzyknęłam i dalej pakowałam swoje rzeczy.
-Dlaczego?! - zatrzymałam się na chwilę.- Dlaczego chcesz uciekać? Zawsze, gdy twoje życie zaczyna się układać ty uciekasz! Czego się boisz?
-Ja...Nie zrozumiesz!- zasunęłam plecak i pobiegłam na dół do salonu. Dan właśnie pożerał śniadanie. Przed nim stały dwa puste talerze.
-Och...To było twoje...Ale myślałem, że już nie wstaniesz na śniadanie!- zawołał entuzjastycznie gdy mnie zobaczył. Mina mu zrzedła na widok łez.- Co się stało?
-Wracam. Do Vestalii. Natychmiast. - sarknęłam.
-A-ale czemu?!
-Dan, moje rodzeństwo żyje. Muszę im pomóc. Wracam i to w tym momencie - powiedziałam stanowczo.
-Ale Akemi! Zaczekaj! Może się chociaż pożegnasz?
-A niby z kim?
-No z Marucho, Julie, Runo, Shunem...- przeszły mnie dreszcze na dźwięk ostatniego imienia.
-Nie. Gdzie jest Drago? Niech otworzy mi portal do Vestalii.
-Ale...
-Dan, nie zmienię zdania. Możesz mi pomóc, albo się usunąć z mojej drogi - rzuciłam lodowatym tonem. Nastała cisza. Szatyn patrzył na mnie błagalnie, ale to już nie działało. Nie teraz, kiedy jedyne czego pragnęłam to zostawić to miejsce i te wspomnienia. Raz na zawsze. Zapomnieć. Ostatecznie skinął głową.
***
Droga w portalu nie trwała długo. Wylądowałam zgrabnie na ziemi.
-To...To Vestalia.- Uśmiechnęłam się i rozejrzałam. Nie różniła się bardzo od ziemi.
-To co teraz?
-Nie wiem...To jest ogromne miasto...Jak ja znajdę tu Ace'a?- mruknęłam do siebie.
-Akemi?! To ty?!
Odwróciłam się i spojrzałam na niebieskowłosego. Uśmiechnęłam się promienie i od razu się do niego przytuliłam. Chyba szczęście mi dziś dopisało.
-Ace! Nawet nie wiesz jak się cieszę!
-Ja też! Fajnie, że wróciłaś! Akurat zaczyna się rok szkolny. Mira mnie zmusza, żeby iść do szkoły - przekręcił oczami.
-A-a co ja mam do tego?
-Pójdziesz ze mną.
Moja mina była bezcenna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz