Po nieprzespanej nocy bałam się, że nie będę miała ani krzty energii na ten cały bal.
Jednak mu mojemu zaskoczeniu, nie byłam aż tak zmęczona. Dan leżał rozwalony w fotelu, więc postanowiłam go nie budzić. Wstałam i po cichu wyjęłam z szafy jakieś ubrania po czym udałam się pod prysznic. Gdy po kilkunastu minutach wyszłam już gotowa, w moim pokoju nie zastałam Dan’a. Zamiast niego z uśmiechem przywitała mnie…
- Mira! – odwzajemniłam uśmiech.- Dobrze cię znowu widzieć!
- Mogę powiedzieć to samo! – błękitnooka zaśmiała się.- Akemi, z tego co mi wiadomo, żadna z nas nie ma sukni na bal.
- Żartujesz sobie? Ta szafa – skinęłam w stronę ogromnej szafy.- Ma w sobie tyle sukienek, że chyba dla całej Vestalii by starczyło!
- A właśnie, czy te ciuchy z twojej szafy też są dokładnie w twoim rozmiarze?
- Tak, twoje też?!
- Tak, to mnie trochę przeraża…
- Mnie również – przyznałam, czując się dziwnie.- To co z tą sukienką?
- Pokazuj co masz! – dziewczyna uśmiechnęła się na co ja pokiwałam głową i otworzyłam szafę. Zaczęłyśmy po kolei wyciągać z niej różne sukienki i kompletować je z butami lub innymi dodatkami. Potem Mira przyniosła jeszcze swoje sukienki i dopiero się zaczęło…
***
- Nie dramatyzuj i wychodź! – Mira wrzasnęła, zadając kolejny cios w drzwi.
- NAJPIERW WYGOŃ ACE’A! – odkrzyknęłam, rozglądając się po łazience, co mogłabym użyć do zabarykadowania drzwi.
- Aki, no nie bądź taka! Ja też mam prawo się pośmiać! – dobiegł mnie śmiech Ace’a a potem głośne plasknięcie.- AUA! Za co?!
- Nie drażnij jej, bo nigdy nie wyjdzie z tej łazienki! Idź sobie najlepiej!
- Kobiety…- kolejne plasknięcie.- PRZESTAŃ MNIE BIĆ!
- To mnie nie irytuj! – Mira krzyknęła po czym usłyszałam trzaśnięcie drzwi.- Akemi, możesz już pozdejmować barykady spod drzwi!
Ostatecznie westchnęłam i wyszłam.
- Powiedz mi, jak źle jest? – mruknęłam, starając się nie patrzyć w lustro. Błękitnooka spojrzała na mnie z zachwytem.
- Przejrzyj się – powiedziała z uśmiechem. Najpierw przyjrzałam się jej, żeby potem się zdołować gdy spojrzę w lustro. Mira miała na sobie ciemną, kremową suknię z bufiastymi rękawami. Dobra…Wdech i…
Spojrzałam w lustro.
Nie spodziewałam się tego.
Nie spodziewałam się, że mogę tak ładnie wyglądać i naprawdę tak uważać.
Czerwona sukienka opadała luźno do ziemi, przepasana czarną wstęgą w pasie. Sukienka trzymała się na górze na grubych ramiączkach. Czarna tasiemka zdobiła szyję a czarne włosy upięte zostały do góry w kok. Przód głowy zdobił diadem ( którego zresztą nie chciałam, ale zostałam zmuszona).
Delikatny makijaż wykonany przez Mirę ( ja zdążyłam się dźgnąć szczoteczką od tuszu do rzęs jakieś dziewięć razy, ale co się dziwić?! Nigdy nie miałam czasu się malować, zresztą, nie potrzebowałam tego.) i oczy podkreślone czarnym eye linerem idealnie do tego pasowały.
- Wow…to na pewno ja? – zapytałam, oszołomiona. Cicho w duchu żałowałam, że Shuna tu nie ma. Odrzuciłam tą myśl. Trudno, może jeszcze kiedyś zobaczy mnie w kiecce i będzie miał ubaw.
- Na pewno – błękitnooka uśmiechnęła się. – Wyglądasz pięknie!
- Dzięki, ty również! – odwzajemniłam uśmiech, nie mogąc oderwać wzroku od swojego odbicia.- To co teraz?
- Teraz będzie balanga! – drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadł Dan..w…w…- A ty, Akemi, co się tak szczerzysz?!
- Ty…ty za…za…- w końcu nie mogłam się już powstrzymać i wybuchłam śmiechem.- ZAŁOŻYŁEŚ GARNITUR!
Chłopak spojrzał na mnie oburzony.
- I co takie zabawne?! Hmm?! A ty? TY ZAŁOŻYŁAŚ SUKIENKĘ!
- Owszem, ale już widziałeś mnie w sukience, ja ciebie w garniturze nigdy! – nie mogłam się uspokoić. Dan spojrzał na zdziwioną Mirę.
- Tak, u Akemi to normalne. A teraz zbieraj się podłogi Ichiro! Idziemy rozkręcić imprezę!
***
Ujęłam dłoń Dana i zeszliśmy po schodach.
Niech nikt na mnie nie patrzy, proszę, niech nikt na mnie nie patrzy!
Rozejrzałam się po pełnej sali.
Wszyscy patrzyli na nas.
Za co…
Swoją drogą, prawie nikogo nie znałam z tych ludzi, poza ruchem oporu.
Dobra, skoro już wszyscy patrzą to mam nowy cel : nie potknij się, nie potknij się Ichiro, nie zrób tego, nie możesz…
Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jaka to była ulga postawić nogę na ‘’parterze’’.
I się nie potknąć! To dopiero osiągnięcie jak dla mnie!
Muzyka grała, idealnie dobrana do tańca.
- D-Dan? Znasz tych wszystkich ludzi? – zapytałam szeptem, uśmiechając się do ludzi którzy się nam kłaniali.
- Nie, widzę ich po raz pierwszy w życiu! – uśmiechnął się, delikatnie schylając głowę jako powitanie do któregoś z mężczyzn.- Matko, kim oni w ogóle są? Przerażają mnie…
- Bo to banda eleganckich arystokratów? – zachichotałam.
- Nie…Bo to banda eleganckich arystokratów w garniturach, kłaniających się nam, jestem przerażony – szatyn zaśmiał się. – O! JEDZENIE!
Nim mrugnęłam Dan puścił moją rękę i pognał w stronę bufetu.
- HEJ! Nie zostawiaj mnie! – rzuciłam oburzona.
- Pfo?- zapytał, napychając się jedzeniem.- Oś chalaś?
Załamałam się.
- Nie, wcale – mruknęłam a gdy już myślałam, że gorzej nie będzie, los zdecydował się mi jednak udowodnić, że może. Obok mnie przebiegł Baron z okrzykiem ‘’ MISTRZU DANIE, ZOSTAW MI PARĘ PIEROGÓW!’’.
Popatrzyłam po nich przerażona po czym odwróciłam się i wpadłam prosto na…
- Ach, Akemi! Wyglądasz dziś pięknie – Klaus uśmiechnął się do mnie szarmancko.
- Em…Dzięki…- uśmiechnęłam się lekko i chciałam go wyminąć, ale zagrodził mi drogę.
- Mogę mieć ten taniec? – nie zdejmował ze mnie wzroku.
Rozejrzałam się zrozpaczona na około, ale niestety :
Dan i Baron jedli pierogi, szaszłyki i…bigos?
Dan i Baron jedli pierogi, szaszłyki i…bigos?
Marucho rozmawiał z jakimiś ludźmi.
Ace…Ace’a nie było.
Spojrzałam z powrotem na Klausa i ostatecznie pokiwałam głową.
Uśmiechnął się, złapał mnie za rękę i wciągnął na parkiet, pomiędzy tańczące pary.
Lekko się ukłoniliśmy, położył jedną rękę na mojej tali a drugą delikatnie ujął po czym zaczęliśmy tańczyć.
Musiałam mu to przyznać, że tańczyć potrafił.
Był miły i uprzejmy, ale nie lubiłam jego spojrzenia.
Był zbyt pewny siebie, to raz. A dwa…Cóż, ja tęskniłam tylko za miodowymi tęczówkami.
Był zbyt pewny siebie, to raz. A dwa…Cóż, ja tęskniłam tylko za miodowymi tęczówkami.
Zgrabnie mnie obrócił i przyciągnął do siebie.
- Dobrze tańczysz, ćwiczyłaś kiedyś? – zapytał cicho.
- Em…N-nie…chyba nie…- powiedziałam zakłopotana.
- Chyba? – spojrzał na mnie rozbawiony.- Wiesz Akemi, nie musisz się mną martwić.
- Co masz na myśli?
- Nie jestem tobą zainteresowany.
- T-to dobrze, ale…
- Po prostu musiałem go sprowokować…- wyszeptał cicho.
Już otwierałam usta aby zapytać, kogo chciał sprowokować gdy usłyszałam głos, którzy przyśpieszył bicie mojego serca.
- Wybacz Klaus, ale odbiję tę piękną pannę – Shun lekko odepchnął Klausa, który ustąpił mu miejsca, po czym złapał mnie za rękę, drugą położył na mojej talii i uśmiechnął się do mnie. – Wyglądasz pięknie…
Uśmiechnęłam się szeroko, czując, że moje serce zaraz oszaleje z radości.
- Od kiedy tu jesteś? – zapytałam cicho po czym chłopak mnie obrócił.
- Od jakichś dwóch godzin – powiedział spokojnie. Tęskniłam za tym stoickim spokojem, który tak trudno było przerwać. Przyjrzałam mu się. – Nie śmiej się z garnituru.
Mój uśmiech stał się jeszcze szerszy.
- Nie śmieję. Nawet ci w nim dobrze! – uśmiechnął się lekko, przyciągając mnie bliżej siebie.- Gdzie byłeś? Nic ci się nie stało? Nie jesteś ranny? Ta trucizna ci nie zaszkodziła? A w ogóle to…
- A w ogóle to zadajesz za dużo pytań – odrzekł.- Nie lubisz ciszy?
-Och…- szybko się uspokoiłam i odwróciłam wzrok.
- Zabawnie wyglądasz, gdy ktoś ci zwróci uwagę na zachowanie – zaśmiał się nagle. Moje serce podskoczyło do góry na ten dźwięk. Słyszałam go tak rzadko, że wydawało mi się, że to najpiękniejszy dźwięk jaki mogłabym usłyszeć.- To raczej ja powinienem zapytać, gdzie cię zabrali.
- Uciekłam im – uśmiechnęłam się promiennie.- Nie martw się mną.
- Nie martwić się tobą? – podniósł jedną brew do góry.- Tylko ja nie załapałem tego żartu?
Parsknęłam śmiechem.
- Wiesz co? – szepnęłam cicho a muzyka zmieniła się na spokojniejszą i wolniejszą. Czarnowłosy objął mnie teraz dwoma rękami i przyciągnął do siebie, więc ja swoje dłonie umieściłam na jego karku.- Cieszę się…że jesteś…że po prostu jesteś…
- Mógłbym powiedzieć to samo…- wyszeptał i popatrzył mi głęboko w oczy.- Wiele ci zawdzięczam…Powiedz mi, co mogę dać ci w zamian…
- Już dałeś…- czułam, że moja skóra zaczyna stawać się coraz cieplejsza. Mój głos się załamał, nie mogłam już więcej powiedzieć. Na szczęście, nie musiałam.
Czarnowłosy mnie uprzedził i pocałował.
W tym momencie mało mnie obchodziło, że jesteśmy między ogromną liczbą ludzi, którzy teraz pewnie na nas patrzyli. Nic mnie teraz nie obchodziło oprócz tego, że Shun tu był i był ze mną.
Po krótkiej chwili czarnowłosy niechętnie oderwał swoje wargi od moich.
Gdy udało mi się od niego odwrócić wzrok to pierwsze co zobaczyłam to Dan, Baron, Ace i Marucho, stojący z szeroko otwartymi oczami i ustami.
- Jak to się mówi, wara im opadła! – zaśmiałam się.
- Em, raczej kopara – Shun spojrzał na mnie rozbawiony, ale zarumienił się. Piosenka skończyła się i zaczęła nowa. Czarnowłosy się jednak lekko ukłonił.- To ja…ja może skoczę po coś do picia.
Pokiwałam głową po czym chłopak odszedł. Stwierdziłam, że to głupio będzie wyglądać jeśli będę po prostu stała na parkiecie.
Wzięłam głęboki wdech po czym podeszłam do oniemiałych przyjaciół.
- Em…ja…O, zostawiliście mi nawet szaszłyka! – szybko rzuciłam się na ostatniego szaszłyka na tym stole.- Mmm, pycha!
- A-Akemi…Czy to…To się działo tak…tak naprawdę?! – Dan popatrzył na mnie jak na kosmitę.
- Co? Czy szaszłyk się dzieje naprawdę? Chyba – mruknęłam, rumieniąc się. Myśl o jedzeniu, myśl o jedzeniu…Cholera! Nie mogę!
- O ja cię…nasza Aki się zakochała! – Ace wyszczerzył się do mnie na co ja prawie wyplułam jedzenie.- No co? Może nie?
- Bo ja…ja…- zaczęłam się jąkać.
- Proszę – nagle dojrzałam przed sobą wyciągniętą rękę ze szklanką.- Nie mieli soku jabłkowego, więc wziąłem ci pomarańczowy.
- Em..dziękuję – uśmiechnęłam się do Shuna.
Chwilę staliśmy w ciszy a potem nastąpił wybuch Dana…
- ALLELUJA! – wydarł się radośnie.- Nie wierzę! Nareszcie! Serio Shun, już myślałem, że nigdy się w sobie nie zbierzesz, żeby jej to okazać! SHUN SIĘ ZAKOCHAŁ! AKI SIĘ ZAKOCHAŁA! Wiecie co powinienem zaśpiewać?!
- Nie – Shun jęknął.- Nic nie śpiewaj. Ani mi się waż, bo cię zabi…
- Aki się maluje, a Shun ją całuję! – szatyn w ogóle nie przejął się groźnym tonem swojego przyjaciela i śpiewał wesoło.
- Z kim ja się zadaję…- Ace mruknął.- Dan, jesteś skończonym idiotą…
-CO?!
- Trzeba było zaśpiewać to….Aki się ubiera, a Shun ją rozbiera!
Gracze Darkusa i Pyrusa wybuchli głośnym śmiechem a ja popatrzyłam na załamanego Shuna.
- No cóż, każdy ma swój sposób okazywania radości – uśmiechnęłam się do niego. Uśmiechnął się do mnie lekko.
- Czyli…- dopiero teraz do mnie dotarło, że chłopcy jeszcze coś musieli mówić, bo Ace uwiesił się na mnie a Dan na Shunie, uśmiechając się diabolicznie.- Czyli jesteście parą, tak?
Zamarłam, oczekując odpowiedzi czarnowłosego.
Przez chwilę nic nie mówił, aż w końcu odpowiedział spokojnie.
- Owszem, i jeżeli ktokolwiek spróbuje ją zranić albo skrzywdzić, będzie miał ze mną do czynienia – odrzekł spokojnie choć chyba wszyscy wyczuli, że był śmiertelnie poważny, gdy to mówił. Uśmiechnęłam się.
Właśnie zostałam jego dziewczyną.
Właśnie przyznał się przed naszymi przyjaciółmi, że coś do mnie czuje…
Właśnie poczułam, że to COŚ jest bardzo silne i ważne.
I że dla tego czegoś walczyłam, a przede wszystkim…żyłam.
Nie mogłam się przestać uśmiechać.
Rozejrzałam się po sali i dostrzegłam Mirę i Klausa.
Może ja go nie interesowałam, ale Mira owszem!
Szturchnęłam Ace’a.
- Ej, śpiewaku, idź lepiej za śpiewać jakąś balladę Mirze, zanim nasz kochany psychol zrobi to pierwszy – szepnęłam do szarookiego, który natychmiast rozejrzał się po sali aż jego zaciekawiony wzrok zatrzymał się na tańczącej parze. Zarumienił się, ale w jego oczach dostrzegłam irytację.
- Słuchajcie ja…- zatrzymał się na chwilę po czym odchrząknął.- Potem do was dołączę.
Ruszył w kierunku tańczącej pary i już po chwili straciłam go z pola widzenia. Miałam tylko nadzieję, że nic nie odstawi. W końcu to Ace, na dodatek zirytowany Ace, nie znoszący Klausa, który, żeby to wszystko pogorszyć, przystawiał się do Miry.
Upiłam łyka soku pomarańczowego, który był przyjemnie chłodny, w porównaniu do ciepłego powietrza w sali. A może tylko mi było gorąco?
- Mistrzu Danie, co to są eklerki? – Baron zapytał nagle.
- Eklerki to takie…chwila…Skąd przyszły ci do głowy eklerki?! – Dan popatrzył podejrzliwie na Barona.
- No, tam są – fioletowowłosy wskazał kierunek gdzieś za mną. Nim zdążyłam się obrócić Dan pognał już w tamta stronę z okrzykiem radości, a Baron rzecz jasna za nim.
- Cóż…-Marucho popatrzył skołowany na biegnących przyjaciół.- Oni po prostu kochają jedzenie. Choć swoją drogą to jestem bardzo ciekawy, gdzie oni to wszystko mieszczą! Zjedli już chyba pół bufetu…
Parsknęłam śmiechem na te słowa.
Tak, to moi przyjaciele, wyjadający całe jedzenie na przyjęciach i, jestem gotowa się założyć, leżący z bolącymi brzuchami na sam koniec.
Tak, to moi przyjaciele, wyjadający całe jedzenie na przyjęciach i, jestem gotowa się założyć, leżący z bolącymi brzuchami na sam koniec.
-Oj tak, zobaczysz, jeśli przyniosą więcej jedzenia, zjedzą i tą dostawę! – uśmiechnęłam się do blondyna.
Nagle dobiegły nas krzyki.
Rozejrzałam się po eleganckiej sali, w której środku znajdował się parkiet, z tyłu scena z muzykantami a z przodu stoliki dla gości.
Niestety, moje obawy się spełniły, gdy zobaczyłam Ace’a wydzierającego się na Klausa.
- Taaak?! Taki jesteś mądry panie znam-rozmiary-sukienek-i-pewnie-także-bielizny-moich-gości?! – szarooki został na sto procent wytrącony z równowagi.
Gdyby nie to, że nie chciałam żadnych afer, to byłoby pewnie całkiem zabawne.
- Zajmę się tym – Marucho westchnął i ruszył w stronę wydzierającego się Ace’a.
Spojrzałam na dalej spokojnego Shuna.
- Jak tylko Marucho ogarnie Ace’a, zechcesz zatańczyć? – zapytał, nie patrząc na mnie a gdzieś w dal.
- Z największą przyjemnością.
***
Być może trochę głupio się przyznać, ale zaczęłam z czasem usypiać w ramionach Shuna.
Było już późno, ja miałam za sobą nieprzespaną noc…No, jeszcze zostaje jeden czynnik : Shun mnie przytulał. Czułam się bezpiecznie, byłam szczęśliwa.
Dziś żaden wróg tego nie zepsuje, żaden vexos nas nie rozdzieli, tego byłam pewna.
Dziś żaden wróg tego nie zepsuje, żaden vexos nas nie rozdzieli, tego byłam pewna.
Czarnowłosy pocałował mnie lekko w czoło.
-Może chcesz iść się położyć? – zapytał szeptem na co ja się uśmiechnęłam.
- N-nie, no co ty – zmusiłam powieki to podniesienia się a na widok miodowych oczu natychmiast się ożywiłam.- Nie pójdę przecież pierwsza spać!
- No tak, tak…A co, jeśli ja też pójdę? – zapytał z tajemniczym uśmiechem.
- Kusząca oferta – zaśmiałam się.- Ale widzę, że chcesz sprawić, żebym poszła spać, a ty sam pewnie nie masz w planach snu!
Nie odpowiedział, ale po jego uśmiechu wiedziałam, że zgadłam.
Gdy kolejna piosenka się skończyła pociągnął mnie w stronę stolika, przy którym siedział Ace, Dan i Baron.
- Chcesz coś do picia?- czarnowłosy zapytał po drodze. Pokiwałam tylko głową i puścił moją rękę, kierując się w stronę napoi.
- Siemka wszystkim – rzuciłam na tyle entuzjastycznie na ile miałam energii.- Co u was?
- Nie pytaj! – Dan jęknął.- Mój brzuuuch…
- Trzeba było tyle nie jeść, durniu – Ace mruknął, uśmiechając się drwiąco.
- Tak?! To nie trzeba było pić tyle różnych soków i nie latać co pięć minut do toalety! – szatyn się odgryzł na co skierowałam wzrok na szarookiego.
- Maja tam całą masę soków do wyboru – chłopak szybko wyjaśni.- Niektóre smaki to nawet nie wiedziałem, że istnieją!
- Bo są z ziemi ośle! – Dan warknął.
- Och, spec od jedzenia się odezwał!
Już miałam coś powiedzieć i ich uspokoić, gdy dobiegł mnie inny Gos, którego już nigdy nie spodziewałam się usłyszeć.
- Akemi, zechcesz zatańczyć?
Odwróciłam się zaskoczona a Ace dosłownie wypluł sok, który akurat pił.
Spojrzałam z niedowierzaniem na przybysza.
- Satoru? Co tu robisz?
- Klaus mnie zaprosił – chłopak wzruszył ramionami.- No to przyszedłem.
- Niepotrzebnie! – Ace mruknął cicho, ale nie wiem, czy Satoru nie usłyszał, czy po prostu go całkiem zignorował.
- To co? Zatańczysz? – Satoru powtórzył pytanie.
- Nie, nie zatańczy z tobą, ona nie tańczy ze zdrajcami! – szarooki powiedział już głośno, wbijając zirytowany wzrok w swojego dawnego przyjaciela.
Swoją drogą, Satoru wydał mi się…zagubiony?
Na słowa Ace’a powoli zwrócił otępiały wzrok na szarookiego, zamrugał po czym wrócił wzrokiem do mnie. W jego oczach była pustka, nie wyrażały żadnych emocji. Nie było to tak, jak w przypadku Shuna. Oczy Shuna pokazywały, że jest skupiony, że wszystko rejestruje, analizuje, że uważnie słucha. A Satoru? Jego wzrok był nieobecny, nie skupiony, jakby myślami był gdzieś bardzo daleko, nie mając najmniejszego pojęcia, co się dzieje naokoło niego.
- Zatańczę – powiedziałam spokojnie na co Ace spiorunował mnie wzrokiem. Spojrzałam na szarookiego.- To tylko taniec.
Wstałam, złapałam dłoń Satoru i powoli odeszliśmy na parkiet.
- Dziękuję – powiedział cicho. Jego głos wyrażał, jak bardzo chłopak był zmęczony.
- Nie masz za co. Satoru, wszystko w porządku? – przyjrzałam się z troską chłopakowi.
Owszem, wydał mnie vexosom, to prawda, ale patrząc na jego sytuację, wcale nie jestem pewna, czy nie postąpiłabym tak samo. Jego najlepszy przyjaciel go olał i zniknął, jego bakugana mu odebrali a w szkole był popychadłem. Gdy miał szanse odzyskać chociaż swojego bakugana w zamian za jakąś nieznaną i nierozgarniętą dziewczynę, wykorzystał tą szansę. Było mi go szkoda, tym bardziej, że nie miał mu kto pomóc. A ja miałam jakieś dziwnie uczucie, że to moja wina, że jestem mu coś winna.
Pewnie to irracjonalna myśl i uczucie…
- Bywało lepiej – chłopak rzucił obojętnie po czym mnie obrócił. Podczas obrotu zauważyłam, że Shun już wrócił do stolika i teraz wszyscy bardzo uważnie przyglądali się mnie i Satoru. Dostrzegłam także, że Ace coś mówił a Shun potakiwał głową.
Przez chwilę się bałam, że Shun mógłby zrobić cos głupiego, jeżeli Ace przedstawił mu swoją wersję i opinię o Satoru, ale już po sekundzie ta obawa zniknęła. Shun nic nie zrobi, doskonale będzie wiedział, kiedy, jeżeli w ogóle, zajdzie potrzeba jego interwencji.- Posłuchaj Akemi, chciałbym cię przeprosić i poprosić, choć pewnie nie zasługuje, o wybaczenie.
- Nie musisz, wybaczyłam ci już tamto porwanie – uśmiechnęłam się lekko do chłopaka.- Rozumiem, czemu wtedy pomogłeś vexosom, naprawdę nie musisz mnie przepraszać.
- Nie, nie rozumiesz – pokręcił głową i odwrócił wzrok.- Poprosili o coś jeszcze…
- Co? – szepnęłam a gdy chłopak zacisnął rękę o wiele za mocno, zaczęłam powoli obawiać się.- O co?
- Posłuchaj, moja mama…Ona jest w szpitalu – spojrzał mi w oczy, w których teraz gościł już tylko ból i złość…a może…żal?- Brakuje mi pieniędzy na jej leczenie. Obiecali, że mi dadzą te pieniądze, jeśli…jeśli…
Jego uścisk zaczął mi sprawiać ból.
Zrozumiałam.
- Jeżeli znowu mnie im przyprowadzisz – rzuciłam otępiale, mając w głowie setki myśli. Może powinnam z nim iść. Wiem, że bardzo źle bym wtedy skończyła, ale...ale pomogłabym jemu…On tego potrzebował. – Ja…ja…
- Odbijamy – uciął mnie głos Ace’a, a chwile później odepchnął ode mnie Satoru. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Szarooki zmierzył morderczym spojrzeniem mojego byłego partnera, po czym wyrwał moją rękę z jego żelaznego uścisku.
Satoru wpatrywał się we mnie przez jeszcze chwilę a ja czułam, że jestem rozdarta między tym, co powinnam zrobić.
Ostatecznie skinął głową a jego usta wypowiedziały bezgłośne ‘ Przepraszam’. Odwrócił się i udał w stronę wyjścia.
Dla niego właśnie wszystko przepadło.
Czułam, że łzy zaczynają mi napływać do oczu.
- Co jest? – Ace popatrzył na mnie zdziwiony.- Co on ci powiedział?
- D-dlaczego nie można pomóc każdemu, kto tej pomocy naprawdę potrzebuje? – wyszeptałam a łza spłynęła mi po policzku. Czułam ból tego chłopaka. Nic już nie miał, wraz z oddalającą się mną, oddalały się także wszystkie jego szanse i nadzieje.
- Bo niektórzy muszą sami sobie pomóc – Ace rzucił oschle po czym dodał już nieco cieplejszym tonem.- To co od ciebie chciał?
- Wybaczenia.
- Phi, nie zasługuje na nie – Ace prychnął zirytowany.
- Zasługuje – skarciłam go.- Jest w trudnej sytuacji.
- Jak my wszyscy, tyle, że my musimy uratować wszystkie bakugany, on tylko swój tyłek.
- Nie, wcale nie – pokręciłam głową.- Jego mama jest bardzo chora. Vexosi obiecali mu dać pieniądze na jej leczenie jeśli…
- Jeśli?
Przygryzłam wargę.
- Jeżeli im mnie przyprowadzi…- odwróciłam wzrok.
- A czemu mieliby przyprowadzić akurat ciebie? Znaczy, rozumiem, że jesteś naszą przyjaciółką i częścią drużyny, ale chyba powinni się skupić na tych, którzy posiadają energię jakiejś domeny, nie? Czy to ja coś źle rozumuję?- popatrzyłam mu w oczy, czując się jeszcze gorzej niż przed chwilą.- Aki, jeżeli jest coś co chcesz mi powiedzieć, to wiesz, że możesz mi zaufać…
- Wiem….- szepnęłam, w jednej chwili zmieniając najbardziej szaloną decyzję, której miałam nigdy nie zmienić.- To skomplikowane… Ace, boję się…
- Czego? Nie masz się czego bać, jesteśmy przy tobie – uśmiechnął się ciepło.
- Ale właśnie tego się boję…że odejdziecie…- kolejna łza spłynęła po moim policzku. Starałam się nie patrzeć na Shuna. Zresztą, nie mogłam.
- Daj spokój Akemi, jesteśmy razem, na dobre i na złe, w czasach wojny i pokoju. Będziemy zawsze przyjaciółmi, zapamiętaj to. I jeżeli kiedykolwiek zechcesz się poddać, przypomnij sobie, dla kogo walczysz a przede wszystkim, obok kogo walczysz.
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się.
- Nie wiedziałam, że umiesz powiedzieć coś równie mądrego i pięknego – zaśmiała się cicho.- Dobrze, powiem ci wszystko, ale proszę, nie tutaj, dobrze?
- Zgoda, chodź przejdziemy się do lasu – uśmiechnął się po czym puścił moją rękę i ruszyliśmy do wyjścia.
Już po chwili chłodne powietrze bawiło się paroma kosmykami moich włosów, które opadały luźno przy twarzy. Ruszyliśmy przed siebie.
***
- Więc? – Ace popatrzył na mnie wyczekująco. Siedzieliśmy w ciszy już jakieś dziesięć minut. – Skończyłaś się zbierać w sobie, czy jeszcze chwilę?
Spojrzałam na niego. Uśmiechnął się.
Nie był zirytowany czy zniecierpliwiony. To była taka próba zachęcenia mnie do rozwinięcia swojego monologu.
Nie był zirytowany czy zniecierpliwiony. To była taka próba zachęcenia mnie do rozwinięcia swojego monologu.
- Ace, obiecasz mi coś? – popatrzyłam na niego otępiale. Bałam się, nie mogłam zaprzeczyć.
- Co? – w jego oczach pojawiła się ciekawość.
- Cokolwiek dalej powiem, nadal będziesz moim przyjacielem – wbiłam w niego wzrok.- Obiecaj.
- No spoko, obiecuję. Wow, zaczynam się bać! – zaśmiał się.- No, co to za tajemnica?
Przygryzłam wargę, jeszcze raz szybko zastanawiając się, czy nie zmienić tematu i palnąć jakiejś głupoty.
Wpatrzyłam się w gładką taflę spokojnego jeziora. Księżyc i gwiazdy odbijały się w wodzie, w której jeszcze nie tak dawno jak wczoraj o tej porze byłam gotowa się utopić.
Westchnęłam.
- Ace…Pamiętasz, gdy…hm…właściwie z tego co mówił mi Dan, gdy uciekłam ze szpitala? – zapytałam cicho.
- Tak…Chwila, jak to ‘z tego co mówił Dan’?
- Bo widzisz, ja dostałam amnezji – przyznałam.- Zaraz po wyjściu ze szpitala napotkałam Spectrę. Z tego co się potem dowiedziałam, podczas walki z nim mocno uderzyłam się w głowę i straciłam pamięć. Od tamtego momentu przebywałam na statku Spectry. Nie wiedziałam nawet, że ty i reszta ruchu oporu istnieje do czasu, gdy znalazłam Wyrocznię. Wtedy ona mi wszystko wyjaśniła, przypomniała tyle, ile mogła…
- I co dalej? – szarooki bardzo uważnie mi się przyglądał i widziałam po nim, że równie uważnie słucha.
- Dalej było już tylko gorzej…- mruknęłam.- Spectra zagroził, że zabije mojego brata, jeśli nie będę mu posłuszna. Jakiś czas później inni vexosi zabrali mnie do księcia Hydrona. Och, ironio losu…Hydron dla odmiany trzymał jako zakładniczkę moją siostrę.
- Masz rodzeństwo? Przecież kiedyś pytałem…
-Tak, ale już w momencie w którym was poznałam, nie pamiętałam kim jestem. Jeszcze przed poznaniem was musiałam doznać jeszcze jednej amnezji. Nie wychowała mnie ciocia. Pewnego dnia obudziłam się na jakiejś polanie, nie pamiętając nic. Nic, oprócz swojego imienia.
- Dlaczego już na początku tego nie powiedziałaś?
- A przyjąłbyś do drużyny kogoś, kto nawet nie wie kim jest? Zaufałbyś takiej osobie?- chłopak spuścił wzrok, ale wiedziałam, że miał już w głowie odpowiedź. Odpowiedź przeczącą.
- Co dalej? Co z vexosami? Uciekłaś im?
Spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Nie. Nie uciekłam. Sami mnie wypuścili.- rzuciłam oschle.
- Tak z własnej woli? Jakoś nie chce mi się to wierzyć!- parsknął śmiechem po czym nagle spoważniał.- Chyba, że…
-Że mieli w tym cel – dokończyłam za niego.
Dostrzegł, że mój oddech lekko przyśpieszył.
- Jaki? – zapytał szeptem.
Czułam, że jeżeli się nie opanuję, zacznę się trząść.
- Miałam…Miałam was szpiegować – zamknęłam oczy.- Zdawać im raporty, co robimy, co planujemy, gdzie i kiedy będziemy. Miałam być wtyczką.
- Kłamałaś…- dobiegł mnie szept szarookiego. Podniosłam powieki a on zerwał się na nogi.- Ty też nas zdradzałaś…Przekazywałaś wrogom informacje o naszych planach!
- Ace, proszę cię, posłuchaj mnie do końca – także szybko wstałam.- Miałam być wtyczką, ale nie byłam! To, co im przekazywałam, to były fałszywe informacje! Zrozum, nigdy tak naprawdę nie zdradziłam ruchu oporu.
- Dlaczego nic nam nie powiedziałaś?! – szarooki krzyknął i spojrzał na mnie rozgniewany.
- Myślałam, że dam sobie radę ze wszystkim sama! – popatrzyłam na niego błagalnie, wyczuwając nadchodzący wybuch gracza Darkusa. Zawsze wiedziałam, że jest impulsywny i wybuchowy, ale nigdy nie doświadczyłam takiego wybuchu na sobie.
- I co? Dałaś?!
Zawahałam się.
- Nie wiem…
- Nie wiesz?! A jest coś, co wiesz?! Naprawdę uważasz się za lepszą?!
- Nie! Ace, to nie tak! Nie chciałam wam mówić, bo byście mi nie ufali! – złapałam szarookiego za ramiona.- Nie chciałam was stracić, rozumiesz?! Nie chciałam stracić ani was, ani swojego rodzeństwa! Robiłam co mogłam, żeby było dobrze!
- Ale nie jest! – krzyknął i mnie odepchnął.
- Dlaczego?! Przecież gdybym ci tego nie powiedziała, być może nigdy byś się o tym nie dowiedział! – zaczęłam się złościć jego brakiem zrozumienia.
- O, masz rację! Trzeba było trzymać swoją słodką tajemnicę jeszcze dłużej z dala od nas! – rzucił sarkastycznie.
- Ace, przestań się tak zachowywać – skrzywiłam się.- Porozmawiaj ze mną tak, jak przyjaciel. Nie oskarżaj mnie, tylko wysłuchaj.
- Nie oskarżać? A kogo mam oskarżać? To raczej nie ja byłem wtyczką i to nie ja zdradzałem przyjaciół, którzy dla mnie zrobiliby wszystko! Tym bardziej nie była to Mira, nie był to także Baron, Dan, Shun! Nawet Klaus! To byłaś ty!
Złapałam go za rękę i zatrzymałam przed odejściem.
- Mówiłeś, że będziemy przyjaciółmi bez względu na wszystko – spojrzałam mu w oczy.- Obiecałeś…
- Nie wzięłaś poprawki na swoje kłamstwa i na to, że jesteś fałszywa! Puszczaj! – wyrwał rękę z mojego uścisku i zaczął odchodzić.
- Ace, proszę, zaczekaj! – chciałam zanim pobiec, ale ten odwrócił się a w jego dłoni zalśniła kula energii Darkusa.- Ace…
- Daję ci pięć sekund, żeby się cofnąć i trzymać z daleka ode mnie – syknął.- Nie musisz już wracać. Tak szczerze, to nawet nie masz po co. Jak reszta się dowie, jak doskonale szło ci okłamywanie nas wszystkich, nie sądzę, żeby zechcieli cię jeszcze oglądać. Pięć…
- Ace, proszę!
- Cztery…
- Wiem, że jesteś zły…
- Trzy…
- Ale nie możesz mnie osądzać na tle zdrady Satoru!
- Dwa…
- Bo ty nie chcesz zrozumieć…
- Jeden…
- Tylko uważasz się za ideał! – krzyknęłam i gdy zrobiłam krok w jego stronę poczułam mocne uderzenie i upadłam na ziemię. Skrzywiłam się na uczucie zimna. W oczach zebrały mi się łzy. Podniosłam wzrok na szarookiego.
- Nigdy więcej nie chcę cię widzieć, zrozumiano? – warknął, świdrując mnie wzrokiem, po czym prychnął i odszedł.
Patrzyłam jeszcze chwile za jego oddalającą się sylwetką, aż całkiem zniknął z mojego pola widzenia.
- Schrzaniłam to wszystko… – mruknęłam załamana.
-Też tak uważam.
Szybko podniosłam wzrok i zamarłam.
-Shun? Co ty tu….Od dawna tu jesteś? – zapytałam i spuściłam wzrok.
- Tak, od samego początku – rzucił chłodno.- Widać dobrze zrobiłem, idąc za wami.
- Shun, proszę, chociaż ty mnie posłuchaj! – złapałam jego rękę i ostatecznie spojrzałam mu w oczy.- Ja naprawdę im nie zdradziłam naszych planów! Naprawdę dawałam im tylko fałszywe informacje!
- Nie rozumiesz, że nie w tym jest problem? – wyszarpnął rękę z mojego uchwytu. – Problem polega na tym, że nas wszystkich okłamywałaś, już od samego początku.
Jego rozgniewane spojrzenie bolało, ale miał rację.
- Ja wiem…Ale…Nie mogłam inaczej! – podniosłam się.- Proszę, zrozum! Gdybym wam powiedziała, nie ufalibyście mi!
- A myślisz, że teraz ufamy? – powiedział oschle.- Myślisz, że teraz ci ufam, wiedząc, że kłamałaś od samego początku?
- Shun, ja…
- Jedno kłamstwo ciągnie za sobą następne – popatrzył na mnie a w jego oczach widziałam, że naprawdę go zawiodłam.- Wplątałaś się w swoją własną sieć. Sieć kłamstw.
- Ale…
- Powiedz mi – ponownie mnie uciął.- Dużo jeszcze ukryłaś? Dlaczego znalazłaś się w Nowej Vestroi?
- Vexosi mi kazali sprawdzić, czy system zniszczenia działa.
- Na balu też kłamałaś, gdy mówiłaś, że uciekłaś? Może po prostu Spectra cię wypuścił, żebyś dalej nas szpiegowała?
- Nie! Mówiłam prawdę!
- Czyżby? I mam ci teraz uwierzyć? – popatrzyłam na niego błagalnie.- Wiesz, gdy dziś przyznałem…że byliśmy parą…Wiedziałem, że to trochę zbyt piękne.
- Byliśmy? – zapytałam szeptem.- Pozwolisz, żeby przeszłość nas rozdzieliła?
- To nie przeszłość nas rozdzieliła. Ty nas rozdzieliłaś. Ty i twoje kłamstwa. Nie chcę być już ich częścią.
- Proszę, Shun, chociaż ty mnie zrozum – łza spłynęła po moim policzku.- Ja wiem, że masz rację, ale możemy to naprawić.
- Nie – rzucił krótko i zaczął odchodzić.- Ja ci już nie ufam. Bez zaufania niczego nie da się naprawić.
- Shun…- szepnęłam cicho, ale czarnowłosy się nie odwrócił. Zamiast tego zniknął. Po prostu zniknął.
Upadłam na kolana.
Miałam rację. Żaden wróg tego nie zepsuje.
Wystarczyłam ja.
Kropla wody skapnęła mi na nos. Spojrzałam na ciemne i zachmurzone niebo.
Potem przeniosłam wzrok na dom Klausa, który prześwitywał gdzieś w oddali, pomiędzy drzewami.
- Zaprzepaściłam wszystko – szepnęłam, zaciskając pięści.- Straciłam swoich przyjaciół, bo kłamałam. Straciłam chłopaka, którego kocham, bo nie zasługuje na zaufanie. Straciłam siłę i chęć walki…bo nie mam już nic.
Nie mogłam już zatrzymać potoku łez.
Właśnie to do mnie dotarło – chciałam, żeby wszystko było dobrze, żeby wszyscy byli szczęśliwi, a tak naprawdę… skrzywdziłam wszystkich.
Teraz rozumiałam, dlaczego nie można pomóc każdemu, kto pomocy potrzebuje.
Chyba nie można nikomu naprawdę pomóc, bez ranienia kogoś innego.
Zawsze ktoś będzie cierpiał, żeby ktoś inny był szczęśliwy.
Myślałam, że dam radę. Że jednak mi się uda.
Jaka byłam naiwna…
- Mówiłam ci, że ich wszystkich skrzywdzisz – podniosłam wzrok na czarnowłosą, ubraną w identyczną sukienkę, jak ja. Zaczęło coraz bardziej kropić na co ta się uśmiechnęła.- Cóż za wspaniały finał!
- Daj mi spokój! – zerwałam się na nogi i rzuciłam biegiem przez las.
- Możesz uciekać, ale i tak cię znajdę! – dobiegł mnie jej złowrogi śmiech.
Było mi niewygodnie biec butach na małym obcasie, więc po drodze je zrzuciłam.
Owszem, stopy bolały od zahaczania o korzenie i gałęzie które leżały na ziemi, ale teraz chciałam tylko jak najszybciej znaleźć się daleko stąd.
Sukienka została podarta od spotkań z krzakami czy drzewami, ale to także mnie nie obchodziło.
Zdjęłam też ten durny diadem i rozpuściłam włosy.
Gdy obróciłam głowę aby sprawdzić, czy za mną biegła, wpadłam na coś i odbiłam się od tego czegoś. Przeniosłam przerażony wzrok przed siebie, ale już po chwili się uspokoiłam.
- Gus? Co ty tu robisz?! – warknęłam, rozglądając się nerwowo.
- Mógłbym zapytać o to samo – chłopak wzruszył ramionami.- Dlaczego masz podartą sukienkę? I gdzie masz buty? Akemi? Ty płaczesz?
- Długa historia – mruknęłam i wytarłam łzy z twarzy.- Nie, to deszcz.
- Co się stało? – popatrzył na mnie z troską.- Wyglądasz jak cień siebie.
Popatrzyłam mu głęboko w oczy.
I tak było mi już wszystko jedno, a on był jedyna osobą, która chciała mnie wysłuchać.
- Wszystko się rozsypało – szepnęłam.- Powiedziałam przyjaciołom prawdę.
-Jaka prawdę?
- O służeniu Spectrze, o moim bracie i siostrze uwięzionej u vexosów…- cieszyłam się, że deszcz nabierał na sile, łatwiej będzie mi ukryć łzy.- I wszystko zepsułam…Chciałam móc pomóc rodzeństwu a straciłam jedynych przyjaciół…
Tym razem to Gus rozejrzał się nerwowo.
- Wiesz, Akemi, może…da się to jakoś naprawić? – spojrzał na mnie, lekko przestraszony.
- Nie, nie da, to moja wina – załkałam. – Oszukałam ich!
- Tak, ale oszukałaś ich, bo…- nagle uciął. Spojrzałam na niego.
- B-bo? – starałam się opanować drżenie.
- Zabijesz mnie za to…- szepnął, spuszczając wzrok.
- I tak mi już wszystko jedno…- mruknęłam.- Mów.
- Rozszarpiesz mnie gołymi rękami.
- Och weź, mogę cię nie ubić, ale tak źle być nie może.
- O-oszukałas ich, bo…Bo..Bo ty też zostałaś oszukana.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Co masz na myśli?
- Mistrz Spectra też mnie zabije – jęknął.- Ale muszę ci powiedzieć.
- No to mów! – krzyknęłam zirytowana. – No, dalej!
- Nie ma żadnej siostry, żadnego brata – szepnął.- Nie masz rodzeństwa. Bynajmniej nie takiego, które vexosi czy mistrz Spectra by więził.
- C-co? – popatrzyłam na niego otępiale.- Czyli…A ta dziewczynka którą widziałam?
- Ucharakteryzowali ją, żeby wyglądała jak twoja siostra, żeby była do ciebie podobna.... Miałaś amnezję, bardzo łatwo było ci wmówić, że masz rodzeństwo. A my…My potrzebowaliśmy ciebie po swojej stronie.
Przeszły mnie dreszcze.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej?
- Mistrz mi zabronił, poza tym…Gdybym ci to powiedział, odeszłabyś. – odwrócił wzrok.
Zagotowało się we mnie.
- I tak odeszłam! A ty? Tak ci na mnie zależało, że wolałeś mnie okłamywać i mamić słodkimi kłamstwami, zamiast po prostu obudzić?! – krzyknęłam głośno i mało mnie obchodziło, że nie powinnam była teraz zwracać na siebie uwagi.- Dziękuję! Bardzo ci dziękuję! Przez to, że musiałeś słuchać swojego pana i władcy, ja mam już schrzanione życie! A jeśli chciałeś mojej przyjaźni, to możesz być pewien, że dostałbyś ją, gdybyś mi nie pomógł upaść!
Wyminęłam go i pobiegłam dalej.
Teraz rozumiałam, co czuł Ace i Shun.
Z tą różnicą, że Gus był tylko…tylko chłopakiem, którego mijałam na statku Spectry. Ja dla reszty byłam kimś bliskim, komu ufali. Ich bolało jeszcze bardziej niż mnie.
Niebieskowłosy wołał jeszcze za mną, ale nie zamierzałam się zatrzymywać.
Byłam naiwna, taka naiwna…Taka naiwna, że mi samej nie mieściło się to w głowie.
Deszcz rozpadał się na dobre.
Nic już nie widziałam, oczy zaszły mi łzami.
Potknęłam się i boleśnie upadłam.
Cicho jęknęłam i przekręciłam się na plecy.
Patrzyłam, jak deszcz spadał z nieba, w pierwszej sekundzie będąc ledwo widoczną kropką w następnej już czułam jego uderzenie na twarzy.
Nie chciałam już wstawać.
Nie miałam po co.
Wszystko było kłamstwem.
Wszystko, włącznie ze mną.
Nagle coś zasłoniło mi niebo.
- Mówiłam, że tak skończysz – rozpoznałam szyderczy śmiech dziewczyny. Kucnęła obok mnie.- Nie chciałaś słuchać.
- Co zamierzasz? – szepnęłam słabo. Gdy udało mi się skupić wzrok zauważyłam, że uśmiechała się.
- To nie zaboli – złapała moją rękę.- No, może troszeczkę!
Nie wiem, co dokładnie robiła, dotyk jej skóry zaczął sprawiać mi ból.
Popatrzyłam z powrotem na niebo.
Odpływałam, wszystko zaczęło się rozmazywać.
Zdałam sobie sprawę, że cokolwiek nieznajoma robiła, ja umierałam.
Chciałam wyrwać rękę z jej uścisku, ale nie miałam na tyle siły.
- Przepraszam…- szepnęłam po czym zamknęłam powieki, szykując się na najgorsze.
***
Dedykacja dla :
Corn i Claire
Corn i Claire
które dbały, aby ten rozdział pojawił się jak najszybciej ^ ^
a ogólna dedykacja dla wszystkich czytelników! xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz